1. MAŃKA
Mieliśmy nasze 2 koty i było wszystko OK, dopóki ktoś mądry nie postanowił podrzucić nam kolejnego kota do kompletu. Pomijam fakt, że rok wcześniej podrzucono nam dwupak, dla którego udało nam się znaleźć dobry dom, ale tym razem chętnych na krasą kotkę z zadartym ogonem nie znaleźliśmy. Co robić? Pozwolić temu maluchowi umrzeć na naszym podwórku. W swoim podstawowym odruchu dałam jej jeść... A jeśli już nakarmisz kota, jest TWÓJ!!! To znaczy TY należysz do niego, a nie na odwrót. Czy Ci się to podoba czy nie. 11 lat temu nakarmiłam tego malucha i od tego czasu jest z nami. 2 pozostałe koty ją jakoś szybko zaakceptowały, a my stwierdziliśmy, że przecież damy radę. Wszystkie koty były wychodzące i więcej ich w domu nie było niż były, więc jaki to kłopot? Musieliśmy ją tylko wysterylizować dla spokoju wszystkich zainteresowanych, a zwłaszcza jej.
Nazwaliśmy kotkę Mania, a Mario ze względu na jej rozbieżnego zeza nazywa ją do dzisiaj Zyzią.
Może nie jest najpiękniejsza, ale ma najmilsze futro ze wszystkich kotów jakie do tej pory mieliśmy. Ma swój rewir, który patroluje z najwyższego miejsca na podwórku. Ponieważ na naszym podwórku są 2 warsztaty - jeden samochodowy, a drugi motocyklowy, przyjeżdżają do nas przeróżni klienci w naprawdę pięknych samochodach. Ale Mańka nie jest zainteresowana marką. Nieważne, czy to Bentley, Chevrolet, BMW czy Mercedes. Auto jest zaanektowane, podreptane łapami z dołu do góry i po szybie...(ale lakier nie uszkodzony!!!) To właśnie dach samochodu jest dla niej tym najwyższym miejscem na podwórku. Od pewnego czasu kotce mocno odbiła palma, stała się nerwowa i przez to postanowiła znaczyć teren. To rzadkość u kotek, ale nie ma na to póki co lekarstwa. Próbowałam już wszystkiego- i wszelkiej maści odstraszaczy typu Akyszek, w granulacie, w sprayu, w areozolu. Nic nie działa. Ona po prostu MUSI potupać nogami i strzyknąć spod ogona- najczęściej właśnie na cudzy samochód, choć naszych też nie oszczędza. I co mam jej zrobić? Przecież łba kotu nie urwę? Na szczęście jej wydzielina nie śmierdzi, a przynajmniej nie tak jak wydzielina dorosłego kocura w rui, bo wiem, że ten zapach potrafi łzy wyciskać. Ten kot tak ma i już. W lecie jest jakby bardziej aktywna.
Mieszkamy przy drodze krajowej 35 i nie ma zmiłuj się jeśli chodzi o ruch samochodów tuż za bramą podwórka... Cisną chłopaki często, gęsto niemiłosiernie...I w naszej wsi koty dzielą się na 2 gatunki- te które żyją krótko, bo ciągnie ich na drugą stronę ulicy i te żyjące lata całe, bo tamten kierunek w ogóle ich nie interesuje.
Moje koty należą do gatunku drugiego. Wszystkie 3.
Mania zdecydowanie jest królową podwórka i stodoły (bez dostępu psów) i druga strona ulicy od 11 lat nie pociągnęła jej nawet na sekundę.
Dodatkowo, choć nie jest to nasz najmądrzejszy kot, to zdecydowanie jest najbardziej łowna. Sama widziałam, jak ze śpiącej, leniwej kocicy, w ułamku sekundy stała się urodzonym mordercą. Mysz nie miała najmniejszej szansy. Przestała oddychać zanim zorientowała się, że jest w paszczy kota... Oczywiście myszy nie są zjadane... Jaki w tym cel, skoro w misce i suche i mokre i mleko bez laktozy?
No i zdecydowanie to jest nasz najbardziej miziasty i mruczankowy kot. Najrzadziej stroi fochy, nie awanturuje się, nie drapie mebli. To docelowo mogłaby być naprawdę świetna, lubiana kotka... gdyby nie ta strzykawka pod ogonem. A, zapomniałam napisać, że jej ofiarą padły nasze 2 dekodery Polsatu. Aż dziw, że jej prąd nie zabił na miejscu... Mania przeżyła zresztą już nasze 4 koty, więc jak widać jest nie do zagięcia.
... Chyba jeszcze pożyje następne 11 lat...Tylko co na to właściciele samochodów, które parkują na podwórku? I niestety czas na malowanie korytarza, bo jest bezlitosna.
Aha, jej stosunek do szczeniaka opisałabym jednym zdaniem- Idź mały, idź, bo jak wstanę...
I czasem do niego wstaje. Biedny szczeniak....
2.BUBA
Tego małego czorta sama osobiście przytachałam do domu w czerwcu 2010 roku. Była 2 miesięcznym maluszkiem o niebieskich oczach. Od razu było widać, że to charakterna kicia. Mario jak ją zobaczył strasznie się wkurzył. Nie chciał jej. Ofukał mnie, że niepotrzebnie tego kota przyniosłam, skoro nadal mamy Lebiedzia i Mańkę. Ale skoro już przyniosłam, to trudno. Najwyżej zamieszkamy sobie z maluchem w stodole.
Jeszcze tego samego dnia po obiedzie Mario zasiadł przed TV i coś tam sobie oglądał, a panna kicia rozwaliła mu się na kolanach i nawet mowy nie było, żeby sobie poszła. W jednym pokoju Mario z kotką, którą zrzucał i udawał, że wcale jej nie będzie głaskał, podczas gdy ona miziała go jak stary drapak, a w drugim pokoju ja z Gośką zwijające się ze śmiechu, bo widok był przezabawny.
I tak jej zostało do dzisiaj. To jest ulubiony kot Maria, i to jest ulubiony pan Buby. Zresztą ona lubi chłopów.
Mnie, czy dziewczynom potrafi zrobić karczemną awanturę za próbę pogłaskania, za to każdemu samcowi ładuje się na kolana i lepi na nim pierogi. Doszło do tego, że chłopak Małgosi w ogóle chce ją zabrać do siebie do domu, bo do tej pory kotów nie znosił, a ten skradł jego serce i ...Buba uwielbia na nim drzemać :) Ale przecież nie oddam domowego pupila...
Zdecydowanie jest to najinteligentniejszy kot jakiego do tej pory mieliśmy. Na filmiku widać jak aportuje łańcuszek. Była to dla niej kiedyś doskonała zabawa. Teraz już jej przeszło i gdy rzucimy jej taki przedmiot patrzy na nas jak na kretynów, jakby mówiła- sama to sobie teraz przynieś...
Potrafi też otwierać drzwi. WSZYSTKIE, które maja klamki. Nie tylko te drzwi pokojowe, ale także kandahary na korytarzu z wielką, mosiężną, poniemiecką klamką. W zimie jest to wkurzające, bo trzeba specjalnie schodzić na dół i zamykać za nią jak za jakąś księżniczką. Niestety nie nauczyła się jeszcze ich zamykać.
Pamiętam, że gdy nie miała jeszcze roku wróciła do domu wieczorem z połamanym ogonem. W dwóch miejscach. Ktoś na podwórku pewnie zamykał bramę garażową, a ten czarny diabeł ciekawski musiał się napatoczyć przy zamykaniu. Nie dała sobie tego ogonka obejrzeć, wkurzała się i prychała na wszystkich, a rano jechaliśmy do Berlina. Pomyślałam, że trudno, musi się sam zagoić, bo przecież wet nie włoży jej ogona w gips. Po powrocie okazało się, że z ogona wystaje kość i tak naprawdę potrzebna jest amputacja. Cóż było robić? Buba została bez ogonka... O matko, co to była za awantura! Co spojrzała na wygolony, szary kikut za sobą, darła się ile wlezie. Dodatkowo musiało ją boleć przy siadaniu. Po ściągnięciu szwów było lepiej, a gdy odrosło futerko zapomniała, że miała kiedykolwiek jakiś ogonek. Zapomniała dosłownie, bo zdarza jej się zlecieć na łeb z drzewa czy z kredensu. Zmysł równowago poważnie na tym ucierpiał. Ale Bubka daje radę. Gdy jest wkurzona, ogonek niczym kulka merda nerwowo, a jak jest nastawiona bojowo ogon wygląda jak kaktus. Ten brak ogona zaburza ideę kota, bo wygląda trochę jak czarny królik...a nawet WOMBAT. No co, niektórzy maja psy i koty, a my mamy wombata :)
Raz się zagubiła na ponad tydzień. Już płakałam po kątach. Nie wiem co jej do łba strzeliło. Ponieważ był okropny upał, zamelinowała się na polach i nie wiem czy od tego słońca udaru dostała i do domu nie mogła trafić? Znalazła ja Gosia, chociaż ja też jej tam szukałam. Nic, ani słychu ani widu, ale do Gochy wyszła. Ile było radości jak przyniosła tę złośnicę do domu, odwodniona, brudną i wychudzona, ale żywą. I niestety w ciąży. Była wtedy na tabletkach i przez to, że jej tak długo nie było nie dostała kolejnej dawki... Ciąża okazała się martwa...Strasznie broczyła krwią. Kolejna wizyta u weta aborcja i sterylizacja. Dosyć kłopotów z ciążami kotek na zawsze! Od tego czasu skończyły mi się sentymenty jeżeli chodzi o sterylizację zwierząt. I naprawdę nieważna jest płeć.
Buba jest z nami już 5 i pół roku. To doskonały ogródkowy kompan do siania, kopania i odchwaszczania. Nic nie może obejść się bez niej, a już na pewno żadne remonty lub naprawianie sprzętu.
Pamiętam jak zamarzła nam woda w piwnicy i Mario poszedł z palnikiem odmrażać, a ja z wszelka pomocą. Buba też poszła... Wlazła Mariowi na grzbiet i przyglądała się, czy aby wszystko idzie zgodnie z planem...Laliśmy ze śmiechu.
Kotka jest wyjątkowym czyściochem. Toaleta jest podstawą. Jest także łowna, ale w konkursie z Manią przegrywa, choć tylko troszkę. Niestety na polach morduje też ptaki, co bardzo mnie wkurza. W tym sezonie dostanie na szyję dzwonek, bo miarka się przebrała. W ubiegłym roku latała po czereśniach i z gniazd wywalała małe ptaki, a na dole Aki je mordowała. Taki duet czarno- biały! Darłam się na nich tak, że w sąsiednim powiecie mnie słyszeli.... Masakra ze zwierzętami. I jaka kooperacja! Spółka z o.o.
A tak poza tym to bardzo fajny, mruczący kotek. Internautka, czytelniczka książek i wszelkich magazynów. Miłośniczka pudełek i papierowych toreb. Degustatorka przystojnych facetów. Słowem kotka z charakterkiem.
A co na froncie szczeniak- Buba: Spadaj gówniarzu i tak ja jestem tutaj najważniejsza. ..I tyle w temacie Buby.
Ponad 2 lata temu na FB koleżanka Monika z Poznania, wielka miłośniczka kotów, zawiesiła u siebie na tablicy rudzielca do adopcji. Dorosłego rudzielca. Zawsze chciałam mieć rudego kota. Lebika już nie było. Zostały tylko te 2 małpy kocie: Mania i Buba. Brakuje męskiego pierwiastka. Pomyślałam, że wezmę tego kota, co mi tam... ale wahałam się. Mario już na pewno spakuje mi walizki i wyląduję z ta menażerią w stodole na 100 % jak amen w pacierzu.
Zapytałam jeszcze Monię co się temu kotu stało, że taki przystojniak i nikt go nie chce. Dlaczego on wylądował na stronie do adopcji. Monia odpisała, że kot mieszkał z panem i psem. Pan umarł, psa ktoś zabrał, a kota nikt nie chciał i jak bank zaanektuje dom, kot stanie się bezdomny. Szkoda mi się go zrobiło... I jeszcze oślica przeczytałam wiersz Wisławy Szymborskiej "Kot w pustym mieszkaniu". Zryczałam się jak głupia i klamka zapadła.
Umrzeć - tego się nie robi kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
O żadnych skoków pisków na początek.
No i stało się, napisałam do Moni, że wezmę to zwierzę. Jakoś się u nas pomieści, tylko, że sama po niego nie pojadę do Poznania. Czy znajdzie się ktoś, kto mi go przywiezie?
No i znalazło się fantastyczne małżeństwo- Jagoda i Darek z małym synkiem Rafałkiem, przyjaciele byłego właściciela i przywieźli mi z Poznania wielkopolskiego kota Bemola (bo to był kot muzyka) zwanego u nas na Dolnym Śląsku Rudym. Znaczy kot, nie muzyk :) Wyobraźcie sobie drogę przez mękę z tym zawodzącym, miauczącym i użalającym się nad swoim losem kotem przez ponad 3 godziny w samochodzie... Koszmar, a oni dali radę. Dowieźli kocura, choć był strasznie zdenerwowany i zestresowany. Nie wiedziałam jak kotki na niego zareagują, więc na wszelki wypadek pierwszą noc spędził w mieszkaniu na dole, zawinięty w koc, a obok niego spały moje córki,bo : BO to biedny kotek i on się tak trzęsie...
Mario jak go zobaczył machnął już ręką... Co mu innego zostało? Ale ja dzięki temu nie wylądowałam w stodole tralalala....(hi hi hi)
Za to on wylądował na 2 dni. Oczywiście kocur, nie Mario. Wypuściłam go na dwór, żeby zobaczyć co będzie, a on zwiał do stodoły i wlazł na najwyższe krokwie i całuj psa w nos!! I jak ja mam go stamtąd ściągnąć? Kiciałam, miciałam, z paszą w miseczkach sama latałam po tych krokwiach z motyką i grabiami. Nawet weszłam na świętą ziemię swojej sąsiadki (ha, ha). A ten matoł, zamiast zejść lub przyjść do mnie darł się w niebo głosy i właził jeszcze dalej i wyżej. To dopiero ekstrema dla kota z parterowego domu w jakiejś cichej dzielnicy Poznania...
W końcu udało mi się go ściągnąć nadzwyczajnym wysiłkiem woli. Naprawdę omal sama życia nie straciłam wchodząc za nim po belkach. Adrenaliny miałam w sobie tyle, że wylewała mi się uszami. Ale udało się i kocur już nigdy mi takiego numeru nie zrobił. Sam był zdrowo przestraszony.
Bemollo okazał się fajnym kompanem. Na początku było mu trudno nawiązać nić porozumienia z kotkami, więc na wszelki wypadek gonił je od paszy. Zresztą zdarza mu się być damskim bokserem, najczęściej na korytarzu, ale kotki się nie dają. Zwłaszcza Mania, która jest prawie taka wielka jak on.
Jest spokojnym kotem. Nie rozrabia, nie psoci. Wychodzi na dwór i spędza tam większość czasu. Wkurza się tylko, gdy musi wyjść wieczorem. A dlaczego musi? Bo potrafi o 3 w nocy tak drzeć drzwi wyjściowe łapami żeby go wypuścić, że stawia całą rodzinę na nogi . A komu się chce o 3 w nocy schodzić na dwór z kocurem?
W lecie wylegują się razem wszystkie 3 na podwórku i nawet się śmiałam, że to są moje lwy na Serengeti. Zaaklimatyzował się doskonale. Nawet suka Aki nie robi już na nim wrażenia, a na początku bardzo się jej bał.
To jest już nasz Bemol. Chyba powoli zapomina swojego poprzedniego pana i swoje poprzednie życie.
Ma tu z nami rock'n'rolla i w końcu chyba wie, że żyje. Rano przychodzi do mnie do łóżka pomiziać się i pomruczeć i biada temu, kto nie zechce otworzyć mu drzwi do sypialni... Drzwi są zdzierane pazurami, dopóki ktoś go nie wpuści do mnie... A fakt jest taki, że też potrafi sam otwierać sobie wszelkie drzwi- tylko po co, skoro ma ludzi od tego???
Ten ziew jest zawsze gdy Mario próbuje go pogłaskać- to nie jest ziew znudzenia, to jest ziew odstraszający...zwłaszcza zapachem :)
No i nasz kocurek jest wybredny jeśli chodzi o jedzenie. Woli psie niż kocie... i musi być w galaretce. Biedronka jest idealnym dystrybutorem takiej paszy.
Szczeniak kontra Bemol- Weź młody daj spokój, nie mam siły na ciebie... Spadaj maluchu.
Tak, mam 3 koty w domu. 3 powody do radości i 3 utrapienia. 3 żywe charakterki pełne mruczanek .
3 to doskonała liczba kotów w domu :) Kto nie wierzy, musi spróbować :) Choć przyznaję szczerze- mam tu czasami cyrk na kółkach...Ale za to jacy cyrkowcy!!!!
Tak, to jest film dokumentalny!!! Tak, nie wyobrażam sobie domu bez kotów!!!
Choć wolę psiaki, Twoje koty polubiłam, każdy inny, charakterny, ale dogadać się z nimi da. Mania wykorzystuje mnie na korytarzu do głaskania, Bemol do otwarcia drzwi, a Buba rozwala mnie na kredensie kiedy upomina się o tableteczkę. Fajne koty, naprawdę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że poznam Misia szczeniaka i zobaczę jak się dogaduje z kociałkami :)
A ja mam nadzieję,że szczeniak Misio w końcu któregoś dnia zmądrzeje i spoważnieje, bo straszny z niego CZORT!!!!
OdpowiedzUsuńJeśli mamy kota to faktycznie bardzo ważne jest to, aby go dobrze wychować. Mi spodobał się wpis o kotach w https://www.polskapraca.info/kocieta-zrobic-dobrze/ i jestem zdania, że z pewnością każdy z nas także tak myśli.
OdpowiedzUsuń