czwartek, 22 czerwca 2023

Dżerba, czyli wyspa bez trawy. Wakcje w Tunezji 2023.

wielbłądzica o błękitnych oczach na naszej plaży


 Wakacje, wakacje i po wakacjach, chociaż akurat większość ludzi ma je jeszcze przed sobą. Wielokrotnie powtarzałam, że nienawidzę tłumów, unikam jak ognia wylotów lub wyjazdów w środku sezonu, a jeśli już, to do jakichś mniej znanych miejscowości, nie zadeptanych jeszcze przez miliony turystów. Zupełnie niedawno, bo 1 maja wylądowaliśmy z Basią i jej synem Ignacym w czeskiej Pradze. Użyliśmy jak pies w studni, bo ludzi mrowie!!!!MROWIE!!! Chciałam w końcu zobaczyć praską katedrę... Zapomnijcie. Bibliotekę, jedną z najpiękniejszych na świecie- zapomnijcie, ale to akurat nasza wina, bo nawet nam do głowy nie przyszło, że trzeba kupić bilety dużo wcześniej przez internet, więc biletów w dniu wycieczki neni. Po prostu. Młody chciał zobaczyć stadion Spartaka, ponieważ jest czynnym sportowcem- też powąchaliśmy klamkę. Zawrzeno. Cieć nawet nie chciał o tym słyszeć, żeby młody zobaczył kawałek murawy, już nawet bez nas. Zawrzeno i arrivederci. Most Karola zadeptany jak Wenecja, albo może jeszcze bardziej? Hradczany niczym Tokio w środku dnia. A to co się działo przed zegarem słonecznym zadziwiło mnie najbardziej. Jak na koncercie Metalliki. Wszyscy zadarte głowy do góry. Już myślałam, że się najświętsza panienka objawi, ale nie, gdzie tam. Jakieś figurki miały wyjść z dziurek, przedstawiające apostołów. Na dodatek w knajpie u Szwejka, kelnerzy byli kompletnie pijani, a to, że załapaliśmy się na jakiś smażony ser z frytkami, to cud. No, tylko piwo było wyborne. Naprawdę umęczyliśmy się tam potwornie!!! Nigdy więcej w sezonie żadnych znanych miejsc. Po sezonie, proszę bardzo. Pragę mam zapisaną na jakiś listopad, może 11-ego się wybierzemy? Zobaczymy.

Z Basią, Mariem i Ignacym przed katedrą, którą znowu polizałam tylko z zewnątrz.

Brama na Most Karola, a co za nią??? Horda tatarska.

przed zegarem słonecznym...

Ale miało być o wyspie bez trawy, czyli Tunezyjskiej Dżerbie, więc z Czeskiej Pragi szybciutko przenosimy się do Afryki. 

Wakacje w Tunezji wykupiliśmy jeszcze w grudniu, czyli już dosyć dawno temu. Padło na maj, bo pomyślałam, że u nas pewnie znowu będzie jakaś chujnia pogodowa i zawierucha, a tam już może być zupełnie przyzwoicie, cieplutko i fajnie. I wcale się nie pomyliłam. Wiosna w tym roku była okropna, zimna, deszczowa i wietrzna. Wylatywaliśmy tym razem z Warszawy i było chłodno, chociaż nie padało. Wypadało się kilka dni wcześniej, gdy byliśmy na uroczystym obiedzie Marceli i jej Igora, bo nie chwaliłam się, ale moje dziecko wyszło w kwietniu za mąż. Obiad w Warszawie, bo teraz tam mieszka nasza Melka. Nie będę o tym opowiadać ani pisać. Fakt jest taki, że zostaliśmy teściami. No i powiększyła nam się rodzina. Nie, nie o wnuka, nie niestety, ale o rodzinę Igora i choć powiązania są tam trochę skomplikowane, jest do ogarnięcia. 

Wylecieliśmy z naszej cudownej stolicy około 10-tej z minutami, w Tunezji zegary są cofnięte o godzinę, więc wylądowaliśmy około 13-ej. Niestety tradycyjnie lecieli z nami pijani Polacy. To jest jakaś makabra i plaga, a przede wszystkim wstyd jak cholera, żeby stewardesy kilka razy upominały dorosłych przecież ludzi, żeby zachowywali się przyzwoicie, nie darli ryjów i nie pili alkoholu zakupionego w sklepie wolnocłowym. To naprawdę nie była długa podróż- 2 godziny z okładem, ale nie. Trzeba się nachlać, bo przecież mogą zginąć, czy nie wiem co? Terroryści mogą nas zaatakować? A w całym samolocie tylko Polacy. To na odwagę? Jest to irytujące i okropne. Życzę im, żeby kiedyś lecieli jako trzeźwi pasażerowie z takim bydłem, może dotrze? Chociaż wątpię.

Na miejscu okazało się, że nasi nastrzelani towarzysze podróży, zamiast pojechać z nami autokarem do hotelu, wynajęli taksówki, nie informując o tym nikogo, więc cała reszta czekała na nich jak idioci prawie godzinę. Rozumiem, nie chcesz jechać ze wszystkimi, zgłoś to rezydentowi i spadaj. Koniec pieśni. Niestety, buractwo zwyciężyło. Koniec końców, ominął nas obiad. Trudno. Czy to pierwszy raz?

Tunezyjczycy zamiast pobierać opłatę wizową, każą sobie płacić opłatę klimatyczną w wysokości 15 Dolarów Amerykańskich. No i OK, nie razi mnie to wcale, ale u nich Dolar to rarytas, a główną i jedyną walutą w Tunezji jest Dinar Tunezyjski, czyli jakieś 1,35 PLN. W Hotelu chcieliśmy zapłacić ich pieniędzmi, wcześniej chcąc ją zakupić w hotelowym kantorze lub korzystając z karty Revolut, z bankomatu, który znajdował się na miejscu. Okazało się, że kantor na czas naszego meldunku jest zamknięty, bo pani coś akurat musiała pilnie policzyć i liczyła to tak długo, dopóki nie zapłaciliśmy naszymi dolarami, a bankomat akurat był odłączony od prądu. No taka sytuacja, która mnie dosyć rozbawiła. Kombinują jak Polacy w latach 80-tych. Gdy już dokonaliśmy meldunku, pan recepcjonista spojrzał na numerek pokoju, który miał mi wręczyć, uśmiechnął się miło i powiedział do mnie:

-O ma pani pokój numer 40. To bardzo ładny pokój z pięknym widokiem. - Promiennie się odśmiechnęłam, podziękowałam i powiedziałam, że pan jest moim ulubionym recepcjonistą w dniu dzisiejszym. Uśmiechnął się raz jeszcze i podał klucze. 

Na miejscu okazało się, że pokój jest zupełnie zwyczajny, na parterze, a z okna widać piach i chaszczory. Pół dnia się potem z tego śmiałam w głos.

Jak widać wyrosły mi skrzydła z miejsca, gdzie zazwyczaj skrzydła nie wyrastają

ciepłe morze, ciepły wiatr, chociaż słońca nie ma jakoś specjalnie.

Hotel, w którym wylądowaliśmy Djerba Castille był na jakimś kompletnym zadupiu, co uważam za atut. Do morza mieliśmy może 30 metrów, gdzie na piaszczystej plaży, pełnej plastiku niestety, pasły się wielbłądy w pełnym rynsztunku i koniki, do przewożenia turystów, oraz wałęsało się kilka bezpańskich psów szukających jedzenia. Bardzo smutne i opuszczone te psiaki. Było mi ich okropnie żal, więc codziennie ze śniadania zabierałam tę ich niejadalną dla gatunku homo sapiens wędlinę w postaci mortadeli i dokarmiałam psiaki na plaży. Rano psy, a po obiedzie koniki i wielbłądy jabłkami. Wiem, że to nic nie pomoże, ale przynajmniej przez tydzień miały regularne posiłki. Smutne są te arabskie kraje, jeżeli chodzi o zwierzęta. Podobno w jednym z opuszczonych hoteli gdzieś na moczarach, jest zrobione dla nich przytulisko, gdzie zwożone są z całej wyspy i dokarmiane resztkami z hoteli. Super, że są dokarmiane, ale przede wszystkim powinny być sterylizowane, żeby się nie rozmnażały w nieskończoność, bo to tylko rozpacz, głód i poniewierka. 





Jeden z moich podopiecznych.

  Okazało się, że trafiliśmy do hotelu jeszcze niespecjalnie przygotowanego na sezon, więc dopiero obsługa rozkładała jakieś stoliki, ogarniała okolicę i wietrzyła pokoje. To co mnie kompletnie zaskoczyło bardzo na plus, to fakt, że ani w naszym hotelu, ani nigdzie gdzie się poruszaliśmy, nie było Ruskich!!!! No ani jednego!!! Nigdzie !!!! Sami Polacy, Czesi i kilku Francuzów. Nie było też małych dzieci. Kilka małych dziewczynek, bardzo grzecznych i ślicznych. Cud się stał!!! 

widok z leżaczka.

jak widać trawy ani śladu 😜

Na plaży siedział jeden pan, który pilnował leżaczków należących do resortu dzień cały, a nie wiem, czy też nie noc. Spory gabarytowo i czarnoskóry. Ponieważ nic mnie tak nie wkurza, jak pieprzony plastik rozrzucony w pięknych okolicznościach przyrody, zaraz gdy wpadłam na tę plażę, zaczęłam sprzątać. Ogarnęłam rewiry wrzucając wszelkie plastiki do wielkiego kosza znajdującego się na plaży, a pan patrzył z aprobatą i tylko kiwał głową, jaka to miła i pożyteczna turystka przyjechała, jakby mówił, bene, dobra turystka, ładnie sprząta... Mario potem się nabijał ilekroć go widzieliśmy, że mój pracodawca się do mnie uśmiecha i kiwa z aprobatą nadal głową. Ja z nudów siedząc na tej plaży jak ten Turek pod Wiedniem, wysprzątałabym ją na błysk na jego miejscu. No, ale po co, skoro turyści robią to lepiej i chętniej?Oj głupia ja, głupia. 

Co do hotelu, to napiszę jeszcze, że jedzenie  było super. Bardzo dobre i urozmaicone. Ryby praktycznie codziennie, jakieś ichnie wynalazki, zresztą bardzo smaczne, jedzenie europejskie i uwaga- francuskie desery. Pierwszy raz spotkałam się w arabskim kraju z takimi dobrymi deserami. Zawsze wolałam zjeść jakieś owoce zamiast słodkiego ulepka, ale nie tym razem. Pyszne ciasta francuskie, rogaliki i inne smakołyki. Pokłosie francuskiej kolonii i ich kuchni. Fajnie, jedzenie absolutnie na plus. 

Co do alkoholu, to w hotelu też tylko ich wynalazki. Wina tylko tunezyjskie. Dobre, ale słabe, pewnie dla potrzeb hoteli. Wszelkie inne mocniejsze trunki też robione w Tunezji, albo tam rozlewane, o mocy bardzo symbolicznej. Trudno było tam spotkać pijanego Polaka, chyba, że miał swoje zakupy jeszcze z wolnocłowego. I bardzo dobrze!!!!

Mój osobisty Posejdon wychodzi z morza, odziany w hamak wodny :)


Już pierwszego wieczoru zaczepiły nas dzieciaki od animacji, z zapytaniem -Jak jest? Masakra jest? - w języku polskim, na co obydwoje z Mariem ryknęliśmy śmiechem. Pewnie zaczepili wcześniej jakiegoś Polaka na kacu i usłyszeli właśnie tę odpowiedź. I co gorsze zapamiętali. Któregoś razu jeden z tych dzieciaków przysiadł się do naszego stolika i mogłam go podpytać o Tunezję i o jego życie. Młody chłopak, 24 lata, od trzech lat jako animator. Uśmiechnięty od ucha do ucha i bardzo sympatyczny. Zapytałam czy szkoła jest w Tunezji za darmo? Nie. No to jest masakra dopiero. Ulubione danie-  Jak to? Kuskus przecież 😀 Rodzeństwo?Tak, liczne. Czy lubi swoją pracę- uwielbia.itd, itd. Po prostu miła pogawędka z fajnym, młodym człowiekiem. Dodatkowo mówił po angielsku z przezabawnym francuskim akcentem. 

Na początku zakładaliśmy z Mariem, że wynajmiemy auto i sami pojedziemy na wycieczkę. Sprawdziłam jak daleko jest El Jam, z przepięknym koloseum, gdzie kręcono Gladiatora. Cholera bardzo daleko, bo 4 i pół godziny jazdy samochodem w jedną stronę no i z powrotem. Odpadło w przedbiegach. To może do filmowego miasteczka z Gwiezdnych Wojen Tatooine? Blisko, nawet bardzo, bo niecałe 100 km, ale wynajęcie auta znowu okazało się awykonalne. Autobusy tak jak w Turcji np, są, ale raczej tylko dla lokalsów i lepiej, żeby turyści się tym środkiem transportu nie szlajali. Nie miałam najmniejszego zamiaru kusić losu, bo nie jest mi to do niczego potrzebne. Tunezja to podobnie jak Egipt państwo policyjne. Zostały wycieczki fakultatywne na Saharę i przy okazji do Tatooine. Cały dzień w samochodzie, żeby zobaczyć kawałek pustyni i scenografię do jednego z moich ulubionych sag?? Już widziałam Saharę i zdecydowanie od niej wole piach na plaży. Odpuściliśmy bez żalu wielkiego i zaraz napiszę dlaczego mieliśmy rację i chyba trochę intuicji. 

Aha, dlaczego wynajęcie samochodu jest skomplikowane? Bo ich po prostu nie ma, jeśli już gdzieś są, to na lotnisku, wiele kilometrów dalej. A tak wyglądają w Tunezji stacje benzynowe. Nie żartuję.



Ruszyliśmy tyłki, żeby zobaczyć chociaż trochę tę Djerbę i zaczęliśmy od lokalnego muzeum etnograficznego, do którego pojechaliśmy taksówką. Ceny za wynajem taksówki są po prostu śmiesznie tanie, bo jakiś 1 dinar za kilometr??? Normalnie śmiech na sali. Tak więc wsiedliśmy do taksi, które po kilkunastu minutach wysadziło nas przed muzeum, które wyglądało przyzwoicie, chociaż nie jakoś wybitnie. Trochę się czułam jak uczennica podstawówki w miejscu niedopracowanym, chociaż pewnie ktoś myślał, że odwalił kawał dobrej roboty. Przepiękne stroje tunezyjskich kobiet, w które ubrane były jakieś koszmarne manekiny i figury wykonane z przedziwnej masy. Cudne mebelki, półeczki ręcznie zdobione i malowane, miejsca, które przedstawiały normalne życie powszednie Tunezyjczyków. 

Lampa Aladyna?



Było naprawdę ciepło, chociaż tak wyglądało niebo.

jak już wspomniałam półeczki, dużo półeczek





no prawie jak Tatooine 💁


gliniany wielbłąd z kagańcem.... no i Posejdon na nim.



i taka przepiękna i przeurocza babuleńka, która zgodziła się zapozować.

i babuleńka ze mną i z Izą. Zaraz napiszę o Izie.


W tymże muzeum spotkaliśmy naszych lokalsów z hotelu, których zauważyłam na spotkaniu z rezydentem kilka dni wcześniej. Chłopak z napisem na koszulce Strangers Things, kogoś mi przypominał, ale za cholerę nie mogłam zajarzyć kogo. Przywitaliśmy się, pogadaliśmy i okazało się, że młodzi mają swojego taksówkarza, który postanowił na nich poczekać pod tym muzeum, żeby zabrać ich po zwiedzaniu do najstarszej w Afryce synagogi El Ghriba, która znajduje się kilka kilometrów dalej. Młodzi byli tam dzień wcześniej, ale tunezyjska policja, która pilnowała miejsca (???) kazała im przyjechać dzisiaj, bo może będzie otwarte. Okazało się, że młody ma na imię Łukasz, a jego drobna i filigranowa żona to Iza. Strasznie fajne dzieciaki. Przybiliśmy piątkę i razem, pojechaliśmy zobaczyć ten nietuzinkowy zabytek. Na  miejscu okazało się, że nadal jest tam policja i wojsko uzbrojone w karabiny maszynowe po zęby i synagoga jest nieczynna i żeby przyjść jutro, a młodzi, byli przecież już wczoraj, dzisiaj i znowu i mieli przyjść jutro????Zamknięte i koniec, nie ma dyskusji z uzbrojonym wojskiem. Gdy odchodziliśmy, Łukasz nam opowiedział o strasznej masakrze, która miała tam miejsce kilka dni wcześniej, gdy Tunezyjski żołnierz, w wyniku jakiegoś stresu, nie wiem czego dokładnie, zaatakował synagogę z karabinem maszynowym i zabił dwóch wartowników i dwóch pielgrzymów, a rannych zostało jeszcze kilka osób. W 2002 roku Al Kaida dokonała tam prawdziwej masakry zabijając 21 osób, więc od tego czasu to miejsce było szczególnie chronione, ale jak widać nie na tyle, żeby jakiś szaleniec nie zabił jeszcze kilku osób. Dzięki tej ochronie i tak obyło się bez masakry, bo napastnik zaatakował w dniu jakiegoś żydowskiego święta, gdzie było ponad 5 tysięcy ludzi. Dlaczego nas nie wpuszczono, gdy teren był bezpieczny i pusty? Nie wiem. Ale zwodzenie turystów z dnia na dzień jest po prostu nieetyczne. Wystarczy powiedzieć- zamknięte do odwołania. 

Tunezyjska Biedronka

















Będzie wojna.




ceramiczne liski pustynne

przed zakrętem

i za zakrętem





w końcu skrzydła na właściwym miejscu



skrzynka na listy



mój ulubiony bohater disneyowskich kreskówek.


Dzięki tej synagodze, znaleźliśmy się w najprawdziwszym centrum tunezyjskich murali w Ar-Rijadzie, które doprawdy zrobiły na nas niesamowite wrażenie. Niewielka mieścinka, ale za to bardzo artystyczna. Przepiękne domeczki otoczone zielenią, kunsztowne drzwi, mnóstwo kotów, o przeróżnych ubarwieniach, dzieciaki bawiące się na ulicach i tylko nieliczni turyści, którzy tak jak my, co chwilę byli zaskakiwani coraz to wymyślniejszymi muralami. Zdecydowanie polecam, bo są to artystyczne dzieła sztuki, co zresztą widać na zdjęciach powyżej.

Wieczorem spotkaliśmy się z naszymi nowymi znajomymi, którzy następnego dnia wybierali się właśnie na wycieczkę w głąb Sahary i do Tatooine. Strasznie fajni, otwarci ludzie, z przyjemnością spędzaliśmy z nimi czas. Niestety przysiedli się do nas też inni Polacy, którzy także wybierali się na tę wycieczkę. Jeszcze ta kobieta jak cię mogę, ale facet skrajnie głupi i jak to powiedział Łukasz- o niskiej temperaturze wrzenia. To co on wygadywał na temat wojny w Ukrainie, było absolutnie nie do przyjęcia. Kolejny koleś, który w dupie był i gówno widział, a na temat wojny wypowiadał się jak generał, który wygrał kilkadziesiąt bitew. Ja naprawdę nie jestem w stanie tego pojąć?Gdzie do cholery jest w takich osobach empatia, zrozumienie, ogarnięcie faktu, że tam giną ludzie, kobiety, malutkie dzieci, porzucane na poniewierkę są zwierzęta, niszczone są zabytki i zwyczajne domostwa. Naprawdę trudno to dostrzec jak straszna i okrutna jest wojna? Jak głupia, bezwzględna i krwawa? Wojna to upadek cywilizacji, to terror i śmierć, a ten mi tu mówi, że Żełenski jest Żydem. Gówno mnie to obchodzi z jakiego plemienia jest i skąd ta wiekopomna informacja, dla mnie ważne jest, że został, stoi i walczy tak jak potrafi. Że dodaje skrzydeł swoim żołnierzom, a otuchy obywatelom, których dotknęło coś niewyobrażalnego dla zwykłego Kowalskiego. Nasz Duda spieprzyłby w podskokach gdzie pieprz rośnie, gdyby przyszło mu pojechać na pierwszą linię frontu. Naprawdę nie chciałam się wypowiadać i dyskutować z tym patafianem, w końcu byłam na wakacjach, a tego kolesia nie będę oglądała więcej do końca mojego świata. Odpuściłam, chociaż i tak mu tam kilka rzeczy wywaliłam. Obraził się niemal. W końcu sobie poszli z szanowną małżonką, wcześniej narzekając, że w tej Tunezji jest beznadziejnie, a nasz hotel nie ma trawy. NIE MA TRAWY??? Na wyspie, na której nie ma naturalnych źródeł wody, a leży ona na terenie kraju subsaharyjskiego? Gratulacje, no po prostu geniusz. Zapytałam po cholerę mu tutaj trawa, barany będzie wypasał? Po zieloną trawę to do Szkocji trzeba jechać, a do Tunezji leci się po słońce, plaże i ciepłe morze. Usłyszałam, że on za to zapłacił... Za zieloną trawę w Tunezji na wyspie Djerba. Trzymajcie mnie. Buractwo w pełnej krasie. Kurtyna.

 Łukasz z Mariem zaczęli grać w jakiegoś bilarda i innego cymbergaja. I ja tak patrzę, na tego Łukasza i nagle olśnienie- przecież to jest Leo Messi!!!! Leo najprawdziwszy!!! Nawet mu to powiedziałam, a on mi na to, że wie i już mu to kilka osób mówiło. No taka szelma. 



I w taki oto sposób resztę pobytu spędziliśmy w towarzystwie gwiazdy piłki kopanej, celebryty i geniusza footbolowego- Leo Messiego oraz jego małżonki Izy.

Młodzi pojechali na tę wycieczkę po Saharze, a po powrocie opowiedzieli co z tym Tatooinem. Okazało się, że kompletna lipa i dziadostwo. Miejsce w ogóle bez klimatu, pełne straganów i handlarzy pamiątkami, skraplacze są zrobione z tektury, a całość jest w stanie opłakanym i kompletnie nie wykorzystanym przez Tunezyjczyków, a przecież mogłaby to być żyła złota. Postawić tam trochę szturmowców, zrobić makiety statków kosmicznych, wyświetlać fragmenty Gwiezdnych Wojen na wielkim ekranie. No naprawdę, możliwości jest wiele. Nie wiem, pewnie Lucas musiałby wydać im kilka pozwoleń, ale wszystko jest do zrobienia. Szkoda, wielka szkoda. Po opowieściach jak wygląda to miejsce, utwierdziliśmy się tylko w przekonaniu, że dobrze, że tam się nie wybraliśmy. Na dodatek w towarzystwie tego trepa od zielonej trawy. Chyba bym tego nie wytrzymała, mogłabym go zdzielić w łeb mieczem świetlnym bez lasera, bo podobno kilka tam takich było. Drewnianych.






Tatooine aparatem Messiego. Leo Messiego.

 

No dobra, ale do brzegu. Czy polecam Tunezję i wyspę Djerbę jako miejsce wypoczynku wakacyjnego? Tak, ze względu na ciszę, brak Rosjan, przepyszne jedzenie i mimo wszystko kilka fajnych miejsc do zobaczenia. Pojechałam tam wypocząć i złapać kilka luxów w Tunezyjskim słońcu i wszystko to dostałam. Nawet wymoczyłam tyłek w morzu z olbrzymimi falami. Na dodatek przywiozłam przez to świetne jedzenie kilka kilogramów obywatela więcej. Warto było. Może to kiedyś jeszcze zrzucę. A póki co, mamy w Polsce najdłuższe dni w roku, w końcu kilka dni upałów, na które czekałam 10 miesięcy. W sierpniu jeszcze wybieramy się z Miśkiem nad polski Bałtyk, a wcześniej na pewno się wyszlajamy po okolicy. Łukaszowi i Izie dziękuję za świetne towarzystwo, opowieści i udostępnienie fotek. Było super. No, to do poczytania!!!!








I na koniec Monty Python i Always Look on the Bright Side of life. Film także był kręcony w Tunezji. Oj, lubią ją filmowcy, lubią... A film jest genialny. Najlepszy w tłumaczeniu Tomka Beksińskiego. Jeśli uda się znaleźć z jego listą dialogową, obejrzyjcie koniecznie!!!!I zawsze szukajcie jasnej strony życia, a nie zielonej trawy na pustyni. Sahara ma inne walory, których w domu nie ma.