poniedziałek, 21 maja 2018

Koncerty. Part two.


No tak, jak się napisało A, trzeba napisać tez B. Ciąg dalszy tematu koncertowego będzie właśnie w tym poście.
Skończyłam na roku 91 i koncercie Sisters of Mercy, a potem miałam sporą przerwę. Zaprzątały mnie zupełnie inne sprawy, miałam inne priorytety, co oczywiście nie znaczy, że człowiek po wejściu w oficjalny związek powinien zrezygnować z oglądania koncertów. O ile pamiętam w latach 90-tych na pewno byłam jeszcze na koncercie De Mono (kiepski i spóźnili się ponad półtora godziny, co bardzo mnie wkurzyło), Wilków (doskonały) i Myslovitz (genialny). Akurat w latach 90-tych te 2 ostatnie kapele rozpoczęły swoje wielkie kariery i zasypały nas doskonałą muzyką i fajnymi tekstami. Cała Polska śpiewała ich kawałki.
Wilki widziałam jeszcze dwukrotnie i to całkiem niedawno. Nadal trzymają formę, ściana gitar wymiata!!! Za drugim razem Robert coś cieniował, ale poszedł "przypudrować nosek" i poszły konie po betonie. Teraz wygląda już trochę jak stara Indianka, ale to zwierzę sceniczne. Doskonale wie z czym się to je i jak trawi. Prawdziwy rock'n'rollowiec.

niedziela, 6 maja 2018

Koncerty. Part one.

Lubię. Bardzo nawet, ale nie te wielkofestiwalowe typu Woodstock czy Open Air, bo tam dostałabym kota z powodu nadmiernej ilości tłumów, których wręcz fizycznie nie trawię, ale takie do 5 tysięcy osób, to czemu nie :) Chociaż zdarzały się wyjątki gabarytowe :)


Pierwszy poważny koncert jaki w życiu zaliczyłam, to było nie byle co, bo grupa Kajagoogoo, która zagrała na Wyspie Słodowej we Wrocławiu w 1984 roku. Właściwie oni nie nazywali się już Kajagoogoo tylko Kaja, a byli tuż po wywaleniu z zespołu założyciela kapeli, niejakiego Limahla i po wydaniu nowej płyty już bez niego pt."Islands". Dlaczego Kaja to dla mnie nie byle kapela? Ano dlatego, że wypromował ich klawiszowiec Duran Duran- Nick Rhodes. Został ich producentem i miał poważny wpływ na szaleństwo związane z Kajagoogoo w 1983 roku. Singiel Too shy to też jego robota studyjna.

Już nie pamiętam gdzie kupiłyśmy bilety na ten koncert (a wybrałyśmy się w 4 fanki Duranki), ale podejrzewam, że w Orbisie, bo tam można było kupić tego typu rzeczy. To były wakacje, więc pomalowałyśmy włosy czym się dało, założyłyśmy najlepsze ciuchy w stylu new romantic i trampki i ruszyłyśmy do Wrocławia. Zespół do Polski sprowadził niejaki pan Andrzej Marzec z agencji Pagart i przyznam szczerze, że łudziłyśmy się bardzo, że skoro Pagart może sprowadzić Kaja, to pewnie może też i Duran Duran... Niestety to były już zupełnie inne ligi muzyczne.