Tomek w swojej sypialni, pełnej szafek wyklejonych wspomnieniami. Po lewej, na zdjęciu mniej więcej po środku- Ciamajda, Fatma i moja. |
Książką ukazała się w 2016 roku jakoś w okolicach premiery filmu "Ostatnia rodzina" i dostałam ją w prezencie, dosyć szybko po publikacji. Jako pierwszy przeczytał ją mój mąż, Mario, bo ja miałam rozgrzebane jakieś inne czytadła i nie chciałam rozpoczynać trzeciej lektury tylko dlatego, że jest o Tomku i maczałam w tym projekcie paznokieć od małego palca u nogi. Poczekałam, chociaż jak się potem okazało, nasze reakcje na czytany tekst, były praktycznie identyczne.
Prawdę powiedziawszy, niezbyt dużo z tej książki pamiętam, bo jest ona objętościowo spora, a ja przeczytałam ją tylko raz i to właśnie 3 lata temu, więc będzie tylko o ogólnym wrażeniu. A wrażenie było takie, że oto czytam laurkę napisaną przez przyjaciela Tomasza, który za wszelką cenę chce pokazać Tomka w jak najlepszym świetle, opowiedzieć o nim WSZYSTKO i na każdy temat z nim związany. To zdecydowanie przeciwieństwo filmu "Ostatnia Rodzina", o którym pisałam niedługo po premierze, w którym postać Tomka była mocno przejaskrawiona i chociaż obydwa dzieła miały premierę praktycznie w tym samym czasie, są od siebie skrajnie różne. Gdyby powstał film oparty tylko na materiale dowodowym zebranym przez Pana Weissa, mielibyśmy do czynienia z zupełnie innym gatunkiem filmowym, a Dawid Ogrodnik byłby obsadzony w roli Beksińskiego jako wesołkowaty, super inteligentny, wyszczekany i ogólnie lubiany kolega, przyjaciel, romantyk o wiecznie złamanym sercu, a równocześnie profesjonalista. Poza tym doskonały radiowiec, znawca filmu i muzyki. PERFEKCJONISTA!!!! Choć przez niektórych postrzegany jako facet nadpobudliwy, jednak o anielskim usposobieniu i przy okazji tylko, o duszy rozkapryszonego bachora, życiowego ciamajdy i od czasu do czasu pieniacza. Coś pominęłam?Jeśli tak, proszę o podpowiedź. Taki Ogrodnik to byłoby coś. A nawet ktoś.
Z tego co pamiętam początek książki, czyli jakieś 130 stron znudziły mnie śmiertelnie. Czasy szkolne, choć zdecydowanie dla Tomka i być może dla większości czytelników ważne, utknęły na powielanych wspomnieniach bardzo, bardzo wielu osób, z których wynikało dokładnie to samo- fajny koleś, ale ekscentryk. Psocił, figlował, ale rzadko czytał swoje czytanki. Raczej je pisywał. Brakowało tylko wspomnień pani woźnej, bo wspomnienia wszystkich mieszkańców Sanoka, które znały Tomka chociaż z widzenia, zostały wnikliwie zapisane na kartach książki. Oczywiście brawa dla autora za wykonaną ciężką, tytaniczną pracę, tylko pytanie, po co aż tak wiele takich samych wypowiedzi? Dla mnie zupełnie bez sensu, ale przebrnęłam.
Potem jest 500 stron, które naprawdę potrafią wciągnąć. Bardzo dużo wspomnień przyjaciół i przyjaciółek, kolegów z tzw. pracy, radiowców, dalszej rodziny...Dziesiątki listów zaadresowanych do ludzi, z którymi korespondował. Sporo fragmentów audycji i tekstów z Teraz Rocka, do którego pisał. Potworne wręcz ilości materiałów dokumentalnych, w tym zdjęć z całego okresu życia Tomka. No i jako zasmażka wymienione nastoletnie famme fatale, którymi Tomek się otaczał, lub jak wolą inni, to one osaczały jego, czyli Princessy, Wify, Dzióbki, Julie, Anielice itp oraz...Super Kobieta!!! A, sorry, Nad kobieta. Nie wiedziałam, że chciał dla kogokolwiek kupować mieszkanie, ale z tym kimś w nim nie mieszkać, tylko pomieszkiwać, bo jego jaskinia absolutnie nie mogła zostać sponiewierana kobiecą ręką. Drugie mieszkanie na tym samym piętrze... Jezu! Tam naprawdę nie było ratunku. Dla mnie to jakaś matnia, klimat jak w filmie "Lokator" Polańskiego. Słońca, wiatru, drzew, przestrzeni- brak!!!!! Co w zamian? Beton, 42 metry kwadratowe na X piętrze, widok z okna na cmentarz, meble z dykty, kable, kasety, płyty i sprzęty. Wszystko poukładane, pod linijkę, alfabetycznie i dokładnie. Wszystko co nowe było obce, złe, gorsze, niebezpieczne i głupie. Albo dla kretynów. Naprawdę trudno jest mi sobie nawet wyobrazić tę dziewczynę, której on zaproponował taki układ. I ona w kapciuszkach pomiędzy dwoma mieszkaniami, na tym betonowym korytarzu w kolorze yellow bahama. A co było dla mnie najdziwniejsze w tej książce, to fakt, że Tomasz mieniący się (lub postrzegany raczej) jako najbardziej romantyczny facet w galaktyce, oświadczył się swojej wybrance... przez telefon. Brawa. Szczęka mi opadła. Jak to się mogło stać??? Gdy się zorientował, że dziewczyna wyciekała mu przez palce, takim strzałem chciał ogarnąć sprawę? Naprawdę? Znawca miliona filmów, w tym także tych romantycznych, często wzorujący się na scenariuszach z tychże?? Jej.
Jednak dla mnie największym zaskoczeniem, które wyczytałam w tej lekturze, były powroty i pożegnania dziwczyny, zwanej w książce Laurą (bo Tomek to Filon? Why?) 5 razy???? Naprawdę 5 razy wchodził do tej samej rzeki i dawał robić sobie wodę z mózgu i sieczkę z serca? Mnie się to w głowie nie zmieściło. Kilka razy Ankę na oczy widziałam i raczej sprawiała na mnie (wtedy) wrażenie osoby zbuntowanej i nie skorej do układów w zamian za nowe buty, torebki lub wspólne wakacje. Jak widać ludzie się zmieniają.
Końcówka książki to najprawdziwszy horror. Odliczanie do końca jak w "Lśnieniu" Kubricka. Przykro było to czytać. Pożegnanie mamy, która obydwóch Beksińskich trzymała w pionie, w opisie rozdzierająca i przeraźliwie smutna, a przy tym wszystkim dziwaczna. No, ale to nie była normalna rodzina. Kto nie czytał, powinien.
Ostatnie zapisane wspomnienie z Wigilii 68 roku na końcu książki i ostatnie zdjęcie- mały, psotny Tomek w sfilcowanym sweterku, trzymający najprawdopodobniej panią Zosię za rękę..... Pan Weiss wiedział jak zakończyć tę książkę. Naprawdę trudno się nie wzruszyć.
Jak już wspomniałam Pan Wisław Weiss wykonał pracę tytaniczną. Garagantuiczną nawet. Zebranie tych materiałów, przeprowadzenie wszystkich rozmów, segregacja zdjęć, przesłuchanie audycji i przeczytanie wszystkich tomkowych tekstów. To musiało zająć mnóstwo czasu i zapału, dlatego brawa dla autora. I chociaż generalnie uważam, że książka p. Grzebałkowskiej jest ciekawsza o odbiorze, to "Portret Prawdziwy" dla fanów Tomka i jego życia, na pewno jest bardziej wnikliwa i ludzka po prostu, chociaż jak dla mnie miejscami przelukrowana.
Fotka znaleziona w necie. Dlaczego ktoś ją sobie wybrał spośród kilku setek w tej książce streszczając lekturę? Trudno zgadnąć. |
Co do koncertu Depeche Mode wspominanym przeze mnie, Tomek te bilety miał nam tylko załatwić, a my same za nie płaciłyśmy, żeby znowu mi tu ktoś nie wyjechał z szuflady, że go na coś naciągałam, bo to nieprawda. Zresztą o tym wydarzeniu pisałam w poście o koncertach. Do odszukania na blogu.
I właściwie mogłabym zakończyć tego posta w tym momencie, gdyby nie jeszcze jeden szczegół, nawet dosyć zabawny.
Jakoś w marcu tego roku wieczorem biegałam po kanałach (to był na pewno wtorek) i trafiłam na film dokumentalny o Beksińskich. Sprawdziłam -"Album wideofoniczny". Zaczęłam oglądać i w pewnym momencie, jakoś po pół godzinie trwania filmu, omal się nie zakrztusiłam, gdy na ekranie zobaczyłam siebie i Fatmę. To były urodziny Tomka zarejestrowane kamerą VHS. Otwierając szampana, opowiadał o tym jak już się rozpada w wieku 31 lat, a po zdmuchnięciu świeczek i obowiązkowych brawach, Fatma wyniosła tort do kuchni, żeby go pokroić. Tort to nasze "dzieło". Stałam tuż obok. To musiała być sobota 23 listopada 1991 roku, bo Tomkowe urodziny wypadały wtedy tak samo jak dzisiaj- we wtorek, a nas tam na pewno we wtorek nie było.
Szukałam tego filmu w necie, ale wybranego fragmentu nie znalazłam, natomiast znalazłam na youtube z TV Galicja urodzinową fetę z okazji ubiegłorocznych urodzin Tomka i tam też zapodano fragment z tychże urodzin. Nieco inny, ale podobny.
Dla ciekawskich zapodaję linka. Urodziny to 1:39. Stoimy z Fatmą w drzwiach do przedpokoju.
A jak ktoś chce zobaczyć jak wyglądała Tomkowa Laura, jego przekleństwo i największa miłość, musi obejrzeć do minuty 4:10 i potem deser z rodzicami. Laura znudzona, łypiąca ślepiami, w obowiązkowej czerni.... Ta... Laura.
Kochani, dzisiaj historia zatoczyła koło. 30 lat temu, Tomek roześmiany, strzelający z korka od szampana, w dresie tzw. szeleście, obchodzący swoje 31 urodziny na filmiku powyżej. Dzisiaj urodziny 61, już bez niego. Romantyka muzyki rockowej.
I jeszcze tak się zastanawiam, gdyby rodzina wyprowadziła się z tego zasranego betonowego blokowiska na Ursynowie, czy ta historia potoczyłaby się inaczej? Czy mając dom na przedmieściu, na który przecież było ich w końcu stać, ogród z sadem, jakieś zwierzaki w domu i życie wokół, Zofia Beksińska byłaby spełniona i szczęśliwa, Tomek nadal by żył, a Zdzisław tworzył bardziej optymistyczne rzeczy, nie zmieniając swojej pozycji? Czy status tej rodziny zmieniłby się z "ostatniej" na "żyjącą i szczęśliwą"? Coś mi się wydaje, że tak... Ale na pewne rzeczy czasami trzeba się zdecydować, zmienić, odciąć. Zwłaszcza myślę tak, patrząc na zdjęcia i filmy Pani Zofii z okresu Sanockiego- szczęśliwą, uśmiechniętą, lekko zawstydzoną kamerą, a potem na tę umęczoną i zamęczoną właściwie, życiem w tym betonie kobietę, wcale nie starą przecież, ale smutną i przegraną. Przygnębiające wrażenie.
Zmiany są dobre. Pamiętajcie o tym. A czasu nie da się cofnąć.
I parafrazując Forresta Gumpa- To jest wszystko co ma na ten temat do powiedzenia.
Pozdrawiam Kamyka. Mam nadzieję, że może być??
Na koniec piosenka w prezencie. Steven Wilson i Ninet Tayeb- Pariah. Mocno w temacie.
D z i ę k u j ę ! Jak widzisz skrycie pamiętałem i nieśmiało miałem nadzieję. Wspaniałe przypomnienie i barwna opowieść. Ze swojej strony także starałem się uczynić cokolwiek dla upamiętnienia Tomka Beksińskiego (jak znajdę sposób, to się podzielę). Zasługiwał na dobrych ludzi wokół i dzięki Tobie nie ma wątpliwości, że takich spotkał. Pięknie Cię pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo proszę, uderz w stół, a Kamyk się odezwie :) Nie gloryfikowałabym swojego udziału w życiu Tomka jako czegoś wyjątkowo dobrego. Jak wiadomo, zła kobieta jestem :) Pozdrawiam Kamyku raz jeszcze. Do poczytania.
OdpowiedzUsuńUsprawiedliwię może jeszcze moje "zachcenie". Tak naprawdę ja tylko uważnie czytam :-) Otóż w komentarzu pod wpisem o (tym) filmie pojawiło się - cytuję: "z Wiesławem Weissem rozmawiałam telefonicznie [...]. Pozwoliłam mu też skorzystać z moich wspomnień blogowych [...]. Książki jeszcze nie przeczytałam. [...] Ale jak przeczytam z pewnością się do niej także odniosę." Data przy tych słowach: 4 października 2016. Cóż, niektórzy są pamiętliwi, szczególnie jak się dopatrzą jakiejś obietnicy. W tym przypadku czas czekania nie był milszy niż doczekanie jej spełnienia. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńDobrze,że mam takiego czytelnika jak Ty :) Czasami nie ogarniam co i kiedy napisałam. Jestem zodiakalnym strzelcem, więc roztrzepańcem. Ale jak mnie ktoś przywoła do tablicy, to odpowiadam. Skoro słowo się rzekło :)
UsuńI słusznie. Decyzja jest jedyna i prawidłowa. Nie ma się co zmuszać do czytania czyichkolwiek wypocin. I nie bój się, pomimo odpychającego spojrzenia, nie taki diabeł straszny. Nie nakrzyczę, nie opluję, nie zwyzywam.I może dowiedziałbyś się (bo jak mniemam pod pseudonimem Marcus facet?)po co piszę tego bloga? Masz prawo do swojego zdania i jak widzisz, nie boje się publikować Twojego komentarza, a mogłabym go wywalić w kosmos i po sprawie. Szacunek powiadasz? Czyli co, kwiaty, znicze i modlitwa? Epitafium? Lubiłam Tomka i szanowałam jego rodzinę, zwłaszcza mamę.Dobrze,że napisałeś,że nie ma już żadnego przedstawiciela rodziny Beksińskich, bo się nie zorientowałam. Trafiło mnie to jak grom z jasnego nieba. Taka informacja, dzisiaj?Dobrze,że jesteś. I naprawdę nie musisz mnie cytować. Wiem co napisałam. Właśnie taka konkluzja zaświtała mi w głowie. Idiotyczna? To tylko Twoje zdanie. I skoro brak mi empatii, to z pewnością jesteś znawcą tejże. Następnym razem może podejdź, spojrzę, co Ty masz w oczach, bo takie popisy oratorskie osoby dla mnie anonimowej, nic dla mnie nie znaczą na dzień dzisiejszy. I kłamiesz pisząc, że więcej tu nie zajrzysz. Wbijesz z ciekawością. Aha, gratuluję przebrnięcia przez 4 lata wypocin. Amen.
OdpowiedzUsuńDrogi M@rcusss, zapomniałeś w celu dokopania użyć:
OdpowiedzUsuńUmyłaś zęba?
Z zaczerpniętych innych, już wprost odnośnie twego wpisu rada:
"Czasami warto jest skorzystać z okazji i się nie odzywać."
Kamyku, spoko. Gościu się niepotrzebnie podniecił i myśli,że skoro zna mnie z widzenia, to jestem jego znajomą i będzie mi dyktował swoje warunki. Będę pisać o czym chcę, kiedy i jak chcę. Naprawdę nie rozumiem takiego masochizmu i poświęcenia swojego cennego czasu na czytanie czyichkolwiek wypocin. Zwłaszcza moich. Musi się koleś bardzo nudzić. A można w tym czasie wyskubać włosy z uszu, obciąć paznokcie u stóp lub ukręcić kogel mogel. Jest wiele możliwości, jak mawiały dziewczyny do wzięcia z filmu Kondratiuka. Ciekawe czy ten anonimowy tchórz biega po całym internecie i czyta o Beksińskich (a jest tego sporo, bo to na dzień dzisiejszy postacie historyczne tak właściwie)czy tylko przyłazi tutaj i dokazuje z myślą,że jego opinia ma dla mnie znaczenie. Hej, Marcusss, myślisz,że jak zrobisz fotę zdjęcia kuchennego okna w Rogoźnicy, to czyni z ciebie artystę? Albo chociaż fotografa? Naprawdę?
OdpowiedzUsuńZerknęłam na tego bloga już bardzo dawno temu. Odnalazłam go po przeczytaniu książki. Musiałam poszperać w Internecie, kiedy przeczytałam w niej o moim rodzinnym mieście. I po jakimś czasie się zorientowałam, że była Pani moją sąsiadką. Świat jest mały. I choć ten wpis jest bardziej o lekturze, to dla mnie stał się motywacją, żeby coś zmienić, a nie stać w miejscu. A postać Tomka bardzo lubię, dziękuję, że mogę o niej więcej poczytać.
OdpowiedzUsuńDziękuję, to miłe. Byłyśmy sąsiadkami? A mogę wiedzieć kiedy i gdzie? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDawno temu w nieciekawej dzielnicy Wałbrzycha.
UsuńOsobiście mam pozytywny stosunek do tej dzielnicy. Jasne,że Palestyna i okolice jest straszna, ale wyżej jest nawet ładnie- ogródki działkowe, fajny park, stawy, małe górnicze domki z ogródkami i sporo zieleni. Mam fajne wspomnienia związane z tą dzielnicą. I moim zdaniem ona jest ciekawa. :) Pozdrawiam.
UsuńJa też lubię i to bardzo. Ale nie chciałam zbyt wiele zdradzać, bo nie wiem na ile ten blog ma pozostać anonimowy. A "nieciekawa" kojarzy (przynajmniej mi, kiedy ludzie o niej mówią) z jedną dzielnicą. Również pozdrawiam:)
UsuńSkoro blog jest na googlach, to nie ma mowy,żeby był anonimowy. Zresztą nie wstydzę się miejsc, w których mieszkałam, bo każde czegoś mnie nauczyło. Od 15 lat nie mieszkam w Wałbrzychu, ale mam blisko i z chęcią zaglądam- nadal mieszkają tam rodzice i przyjaciele.
UsuńWłaśnie przesłuchuję na vinylu A Diamond in the Mind Duran Duran (wczoraj przyszło) i skończyłem czytać książkę Wiesława Weissa (wolny czas w dobie wirusa). Zadała Pani pytanie, dlaczego nieznany komentator wybrał spośród setek zdjęć w książce Pani zdjęcie z Tomkiem streszczając publikację. Dla mnie jako zewnętrznego obserwatora, którego Tomek nauczył słuchać muzyki, sprawa jest oczywista. W tej całej, często mrocznej historii życia Tomka, jest to najbardziej – powiedziałbym – zdjęcie przepojone szczęściem. Tomek na żadnym innym zdjęciu tak „prawdziwie” nie uśmiecha się… i jeszcze te śmiejące się oczy i Pani uśmiech.Na pewno jest to niesamowicie „pogodne” zdjęcie. W tym całym świecie przepojonym fałszem w tym zdjęciu jest coś takiego, powiem, naturalnego, nieprzemijającego.
OdpowiedzUsuńBardzo Pani dziękuję, za opublikowane wspomnienia o Tomku. Uważam, że mówią one o naturze Tomasza Beksińskiego dużo więcej, niż 700 stron sprawozdania W.Weissa (często nużącego), czy też scenariusz filmu (za którym osobiście nie przepadam. Oczywiście każdy, kto nie znał osobiście Tomka pisze w tym miejscu własną historię (i chyba nie ma w tym nic złego). Osobne podziękowania za ciekawe komentarze dotyczące muzyki lat osiemdziesiątych (choć osobiście zawsze byłem większym fanem OMD niż Duran Duran – tak na marginesie polecam płyty tego zespołu po reaktywacji, trzymają stare klimaty). Pozdrawiam
Sławek
PS. Udało się Pani w końcu zobaczyć ten koncert DM w 1985 r. – Był to pierwszy koncert w moim życiu, na który zabrał mnie wuj, choć wtedy niewiele z tego rozumiałem i niewiele tak naprawdę pamiętam… S.
Witam i przede wszystkim bardzo przepraszam,że dopiero teraz odczytałam Pana komentarz, ale od kilku miesięcy jestem w totalnej bieganinie, zasapana, w ogóle nie mam głowy do tego bloga, a 3 tematy w rozsypce czekają. Bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa i w przeciwieństwie do pewnego czytelnika,zrozumienie mojego punktu widzenia. Oczywiście OMD bardzo lubię i nawet jakiś czas temu obejrzałam jakiś współczesny koncert chłopaków, gdzie Andy jak zwykle szalał w swoim tańcu wygibańcu, na końcu stwierdzając,że niestety lata i kondycja już nie te same, bo się chłopak okrutnie zasapał :) Aha, na koncercie DM w 85 roku oczywiście byłam. Opisałam to w postach koncertowych jakieś 2 lata temu (???) Do poczytania w zakładkach z muzyką. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam z mojej strony monitorka :) Marzka
UsuńWitam Panią. Sprawa Rodziny Beksińskich, a raczej masy publikacji o nich jest mi bliska od kilku lat, miałam szczęście lub nieszczęście pisać prace na temat fenomenu Tejże, a także o Tomaszu, czyli robiłam to, czego Pan Zdzisław najbardziej się bał, „analizowałam go w rozmaitych pracach naukowych”😉. Zainteresowanie zostało, dlatego natrafiłam na Pani bloga. Uważam się już za znawcę tematu, jeśli chodzi o publikacje na temat Beksińskich, mam wszystkie pozycje i musze Pani przyznać, że książka Pana Weissa jest rzeczywiście próbą wystawienia laurki Tomaszowi, podreperowania wizerunku po dość kontrowersyjnej roli Pana Ogrodnika w „Ostatniej rodzinie”. Nie mnie oceniać, czy rola była „przeszarżowana” jak to mawiają co niektórzy, bo w przeciwieństwie do Pani, nie znałam Tomasza osobiście, nawet na żywo nie słuchałam jego audycji. Kiedy zmarł, miałam 11 lat, styl jego programu w Trójce i muzyka nie do końca do mnie przemawiała w tym czasie, a szkoda...
OdpowiedzUsuńW każdym razie w przeciwieństwie do osób, które na tym blogu sugerują Pani zakłamanie i brak empatii, nie będę się wypowiadać jaki Tomasz i Jego Rodzina naprawdę byli, czy ma Pani racje, czy jest Pani negatywnie nastawiona, czy też nie, bo nie jestem osobą kompetentną w tej materii. Powód jest prosty: W przeciwieństwie do Pani, nie znałam Ich osobiście, a jedynie czytałam wszystkie pozycje literatury na Ich temat, oraz interesuje się Twórczością ZB, do tego dochodzą materiały video, filmy na wyżej wymieniony temat. To nadal nie daje mi jednak wiedzy i możliwości oceniania jaki był Tomasz, BO NIE ZAMIENIŁAM Z NIM SŁOWA w żadnym okresie Jego życia. Na temat różnych informacji zapisanych w różnych formach, mogę się wypowiedzieć, ale prawdziwość tych informacji tak naprawdę nikt nie zweryfikuje. Cóż, to temat rzeka, mogłabym godzinami, czyli reasumując, fajnie przeczytać opinie „realnej” osoby, która uczestniczyła w życiu Tomasza, pozdrawiam.
Witam, witam i podobnie jak poprzednika przepraszam za brak jakiejkolwiek reakcji z mojej strony po napisaniu Pani komentarza.Już uodporniłam się na analizy niektórych czytelników i tytuł wdowy po Beksińskim,bo spływa to po mnie dokumentnie,dlatego, że jak słusznie Pani zauważyła, to ja znałam Tomka osobiście i to są moje subiektywne wspomnienia. Post pod którym tu sobie piszemy, jest trzecim postem na tym blogu dotyczącym Tomka Beksińskiego, w tym jeden był recenzją filmu. I tak, rola Ogrodnika to było przegięcie pały, bo tak jak napisałam, Tomek oczywiście potrafił być taki jak w filmie, ale nie był taki cały czas, a ten film wypaczył kompletnie jego wizerunek i pamięć o nim w karykaturalny sposób. Dziękuję za reakcję i bardzo serdecznie pozdrawiam z Dolnego Sląska.Marzka
UsuńJeszcze pozwolę sobie na małą dygresje, a propos tego, co Pani napisała. Dziwi mnie atak na Pani osobę ze strony, jak mniemam, fanów Tomasza, że to, co Pani pisze jest złośliwością w Jego stronę. Zastanawiające, że nikt nie czepia się chociażby Pani Magdy Balcerek, tłumaczki, koleżanki Tomasza, która w książce "Tomek Beksiński portret prawdziwy" z reguły w niezbyt przychylnych słowach wypowiadała się na Jego temat. Na tle innych pieśni pochwalnych, Jej opinia była dość bezpośrednia i bardzo szczera,mówiąca np o tym jaki Tomasz wg niej był w pracy (zaborczy i egoistyczny jeśli chodzi o konkretne zlecenia, lub nie umiał nawet zaopiekować się kotem, a co dopiero sobą) podkreślająca jego ciemne strony charakteru - w jej opinii. Można by rzec, że to aż raziło, po przeczytaniu w większości samych miłych i gładkich słów pozostałych znajomych i rodziny Beksińskich.
OdpowiedzUsuńDlaczego jednak prawda ludzi tak bardzo uwiera? Przecież Tomasz był tylko człowiekiem. Miał wady i zalety. Był neurotyczny i egocentryczny, jak stwierdził sam Zdzisław Beksiński, Jego ojciec, więc trudno to podważać. Był też wg np Pani umiejący się poświecić i postarać dla satysfakcji innych osób.
Każdy z nas ma znajomych na przestrzeni lat, których lubiło\lubi bardziej lub mniej. Z którym ma takie, a nie inne wspomnienia i obserwacje na jego temat. Akurat Pani i np Pani Balcerek zauważyły to, co mogło w Tomku przeszkadzać. Miałyście do tego prawo. Wielbiciele Tomka nie mogą sobie chyba uświadomić, że TEN Tomasz Beksiński, Ich guru, ten romantyczny autor ich ukochanej audycji, mógłby być inny niż ich wyobrażenia, które już w pewien sposób kreuje historia. Czy chcemy bowiem czy nie, Tomasz jest już postacią historyczną...
Mnie też irytował by fakt, gdyby mój znajomy nagle okazał się teraz uwielbianą postacią, którą gloryfikują media, której osobowość jest rozkładana na czynniki pierwsze z racji dość swoistej mody jaka panuje od jakiegoś czasu "na Beksińskich", a ja wypowiadając się szczerze i subiektywnie, byłabym posądzona o interesowność i zazdrość, "bo to nie Ty byłaś nadkobietą i ci żal" :D
Zauważyłam też, że gro osób użala się nad Tomaszem i go wybiela, prawdopodobnie przez to, jak bardzo był nieszczęśliwy i jak odszedł z tego świata. Jego znajomi w książce Weissa nader często powtarzali "gdybym wiedział jak bardzo jest nieszczęśliwy" Gdybym wtedy wiedział, że chce odejść, dobijałbym się do niego, walił bym w drzwi, aby mu przeszkodzić", "gdybym wiedział, że chce umrzeć na serio, zwróciłbym na niego większą uwagę", "gdybym wiedziała, że wtedy odejdzie, zaprosiłabym go na te święta, może by to się skończyło inaczej"...
Tylko tyle im zostało. Gdybanie i wyrzuty sumienia, ale przecież i tak to już nic nie zmienia...
Pozdrawiam Panią.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPrzyznam szczerze,że nie pamiętam opinii o Tomku napisanej przez panią Balcerek, ale widzę,że portretów Tomasz ma namalowanych piórem już małą galerię. Pamiętam sytuację z kotem, a właściwie z dwoma kotami, które nie mieszkały u niego na raz, ale kot po kocie. Obydwa małe, czarne i psotne. Tomek w swojej wyobraźni myślał, że będą ładnie leżały, mruczały i tyle w temacie. On w dzieciństwie hodował kury i papugi, a kot to jednak zupełnie inna para kaloszy. Te kociaki, jak większość małych kotów, na dodatek zamkniętych w mieszkaniu, to były psotniki. Jeden bawił się kablem elektrycznym i zabił go prąd, a drugi spadł z balkonu na X piętrze. Tomek obydwa opłakał i zabudował potem balkon, ale kota więcej nie wziął. Poza tym nie miał obowiązku w pracy być dla nikogo miłym. Jeżeli jakaś baba(lub facet) go wkurzała, to dawał temu wyraz. Mówił co myślał, co nie przysparzało mu przyjaciół w tzw. "środowisku". Potrafił też zdrowo opierdolić. Dosłownie, nie przebierając w słowach. Ale nigdy nie zapomnę widoku Tomka podczas oglądania Toma i Jerryego. |Takiego wariata, skaczącego z radości i wymachującego łapami i nogami,( a to były wyjątkowo długie i chude kończyny) na kanapie, to ze świecą szukać. Był komiczny. A to była tylko kreskówka. Patrzyłam na to z zaniepokojeniem, zaskoczeniem i rodzajem podziwu :) No cóż, ten świat nie był dla Tomka i tylko oczami wyobraźni widzę jakimi wyrazami operowałby teraz, w casach pandemii... Bez kina, bez koncertów, bez nowych płyt... Również pozdrawiam Marzka
UsuńW odpowiedzi na komentarz użytkownika Królik
Tomek Beksiński 31 lat kończył w 1989 roku, nie w 1991 roku. Nie było mnie przy tym, ale skądinąd wiem, że urodził się w 1958 roku. To jednak tylko szczegół. Czytałem tę książkę. Jest lepsza niż ta Grzebałkowskiej, gdyż jest w niej więcej listów Tomka, a to są najciekawsze momenty dzieła. Dzięki temu można wejść z psychikę tego człowieka i lepiej zrozumieć co pchnęło go do tak desperackiego czynu. Z miłością nie ma żartów, a facet miał wyjątkową tendencję do zakochiwania się. W zasadzie wszystkie jego próby samobójcze były z tego powodu. Szkoda człowieka.
OdpowiedzUsuńWie pan co, na dzień dzisiejszy czy Tomek miał wtedy 31, czy 30 lat nie ma teraz najmniejszego znaczenia. Nie jestem jego kronikarzem, ani biografem, mogłam się pomylić, co nie zmienia faktu, że tak było jak napisałam czy pokazałam. Pana zdaniem Grzebałkowska jest gorsza od Weissa, a moim nie. Każdy ma prawo do swojego zdania. A to, czy Tomek się zakochiwał, czy tylko wyobrażał sobie jak powinno wyglądać zakochanie, to zupełnie inna para kaloszy. Proszę sobie wyobrazić zdrową, młodą, uśmiechniętą kobietę, pełną życia i pasji, zamkniętą w betonowym, poukładanym mieszkaniu, w którym nic nie wolno zmienić, która marzy tylko o tym, żeby ktoś ją gryzł po szyjce i mruczał, bo wydaje mu się, że to jest romantyczne. Życzę powodzenia i pozdrawiam. A człowieka naprawdę szkoda.
UsuńWspaniała recenzja książki. Zgadzam się w 100% z Twoją przenikliwą, zdroworozsądkową analizą. Dostawałem szału podczas lektury, jak Tomek został wybielony. Jeszcze dodam, że Weiss który rości sobie prawo do posiadania jedynej i obiektywnej racji pisząc książkę, zmienił fragment na prośbę Jarosława G. męża Nadkobiety. Jarosław poprosił o wykreślenie informacji o samobójstwie Nadkobiety i Weiss na to przystał. Kto jest w temacie wie co wyrabiał Jarosław G. można o tym znaleźć informacje. Sam prawdopodobnie zmarł na serce i jego sprawa została umorzona. Żal mi tylko Tomka, musi się w urnie przewracać.
OdpowiedzUsuńOk, za mna juz lektura ksiazki pani Grzebialkowskiej, czyli przeczytelem obie jedna za druga zeby nie tracic klimatu. Nie jest to taka tragiczna ksiazka jak ja przedstawil W.Weiss, w ogole nie jest tragiczna, nie liczac fabularyzatorskich dopowiedzen i innych ubarwien np tego co tkwilo w glowie pana Zdzislawa, ale ze wzgledu na przyjeta konwencje to nie razi (np nie rozumiem co wnosi do tego np uwaga, ze wielke sutki beda sie wlokly za panem Zdzislawem do konca zycia). W ogole to proporcja Z:T jest tak okolo 70:30. Ciekawie sie czyta i jednoczesnie obserwuje jak pan Weiss pewne rzeczy, do ktorych mial dostep w tej ksiazce pominal a te, ktore sluzyly budowaniu tezy jego ksiazki- wykorzystal. Dopiski do listu zwrotnego od Nadkobiety wiele mowia o stanie umyslowo-emocjonalnym redaktora. No coz, przede mna juz tylko film i nie jestem pewien czy chce mi sie go ogladac. Ciekawi mnie jeszcze jedynie ksiazka pana "Marszanda", ale nie jestem pewien czy chce stracic czas na 700 stron o wymianie mysli dwoch panow, wszak nic to juz nie zmieni, rodziny Beksinskich juz nie ma. Reasumujac, obie ksiazki, w tej wlasnie kolejnosci pomkoga sie skutecznie wyleczyc z czasami niemal balwochwalczego kultu jakim obrosl nasz rozimy wampir.
OdpowiedzUsuńSorry, że nie odpisuję od razu, ale jestem trochę zabiegana. Własnie wrócilismy z koncertu MIdge Ure na zamku w Szymbarku na Warmii, który był absolutnie fantastyczny. Naładował baterię na dobry czas. Jestem ciekawa jak odebrał pan film, o którym tez pisałam na tym blogu. Mnie postać grana przez Ogrodnika mocno zniesmaczyła, ale Seweryn to sztos. Marszanda proszę sobie darować. To rzygi i ściek. Biedny Piotruś, biedny... Pozdrawiam.
UsuńDo filmu jeszcze nie dojrzałem, choć pewnie obejrzę w najbliższych tygodniach na fali klimatu obu książek. W tym roku minie 25 lat od smierci kochliwego redaktora, co pozwala znalezc albo stworzyc odpowiedni dystans do tego wszystkiego. Prawda wyglada tak, ze pokolenia wychowane na jego audycjach topnieja a mlodziezy zostaje to co jest publikowane, oni juz nie chwyca tego klimatu to nieuniknione, nie sa w stanie. Nie ma tego glodu nowosci i atmosfery jak kiedys, gdy muzyka nie byla tak latwo dostepna niczym bulka i kawa.
OdpowiedzUsuńO koncercie Midga nawet nie wiedzialem, choc widzialem jego Trojkowy a raczej 357 koncert acoustic...no coz po smierci Chrisa Crossa pewien rozdzial bezpowrotnie sie zamknal, juz nikt nigdy nie zobaczy klasycznego skladu Ultravox. Szkoda, obok Talk Talk i Duran Duran, a w zasadzie razem to byl kiedys, a w zasadzue jest zespol mojego zycia i naczelny Wampir nie mial tu nic do gadania.