wtorek, 19 lutego 2019

Duran Duran i ja. Dekada czwarta. Część 1.



Gosia, Nikola i Melka. Koncert Duran Duran Wrocław 2012.

 4 dekada!!!! Do roboty, bo pisania mnóstwo.
Chyba powinnam zacząć od tego, że w 2010 roku, zimą ukazał się jeden z najlepszych albumów ever  Duran Duran- "All You Need Is Now". Wprawdzie promujący ten krążek singiel mnie osobiście nie powalił, ale za to cała reszta utworów już zdecydowanie TAK!!! Producentem tej płyty został młody Mark Ronson, (tak, ten sam, który wypromował Amy Winehouse i teraz szaleje w studiach na całym świecie z najlepszymi gwiazdami pop) który wychował się na muzyce Duranów. Przypomniał im co leżało u podstawy ich twórczości, jakie mieli brzmienie na początku tworzenia muzyki i chłopaki z Duran Duran złapali nowy wiatr w żagle. Zaprosili 2 wokalistki-Kelis i Anę Matronic ze Scisors Sisters i powstała fantastyczna płyta!!! W moim osobistym rankingu na pewno plasuje się w pierwszej trójce. Jakby stare durany odmłodnieli o 30 lat!!!!Swietne kompozycje, doskonałe aranżacje i dobre teksty. Fajnie. Po prostu kapitalnie!!!!

A jeszcze w lutym 2011 roku Piotr Stelmach zorganizował w swojej audycji "Myśliwiecka3/5/7" Top 20 utworów Duran Duran według słuchaczy, w której oczywiście forumowicze i nie tylko, wzięli udział. W moim przypadku, głosowała cała rodzina i można było wysłać 5 swoich typów z całego okresu twórczego Duran Duran, również związanego z Arcadią czy TPS. Dodatkowo można było biorąc udział w tej audycji i wysyłając maile, wygrać płytę z AYNIN i ja taką płytę wygrałam, a żeby było śmieszniej wygrała ją także moja Marcela. Wysyłała maila do Stelmacha o tym, jaką ma pofisiowaną matkę, a on to przeczytał na antenie. Za chwilę to samo zrobiła Gocha, która dołożyła swoje 3 grosze i on to też przeczytał, a ja pękałam z dumy, jakie mam duranowe i sprytne dzieciaki :) Tylko, że Stelmach pomyślał, że ta matka, to są 2 różne osoby. Co cóż, nie od dzisiaj wiadomo, że matka jest tylko jedna.
Trójkowy TOP 20 w audycji u Stelki wyglądał tak: 



1. Save a Prayer (1)
2. Come Undone (4)
3. Ordinary World (3)
4. A View to a Kill (6)
5. The Chauffeur (5)
6. Wild Boys (9)
7. The Man Who Stole a Leopard
8. Planet Earth (7)
9. Careless Memories (2)
10. A Matter of Feeling (16)
11. Rio (13)
12. The Reflex (18)
13. What Happens Tomorrow (12)
14. Hungry Like the Wolf (19)
15. Notorious (27)
16. Sunrise (8)
17. Girls On Film (22)
18. All She Wants Is (20)
19. All You Need Is Now
20. New Religion (11)
W nawiasach miejsca z naszego TOP 30 z 2009 r, bo my też kiedyś taki TOP na forum sobie zrobiliśmy. 

 I śmieję się teraz czytając stare wpisy z tego okresu na forum, bo tam burza mózgów podczas tych 2 audycji (bo tak je Pan redaktor podzielił) i wypisywaliśmy straszne głupoty. A teraz jeszcze przeczytałam, że w jedną z tych sobót, zamiast wysłać maila do Stelmacha, wysłałam go do mojego osobistego męża, który w poniedziałek mi odpisał 
"-Aleś kobieto była zakręcona..". No tak, Stelmacha ze ślubnym pomylić, to już jest szczyt zakręcenia!!. No ja chyba przez te 2 soboty nie do końca byłam sobą :). W ogóle Stelmach zrobił wtedy sporo dla promocji kapeli w Polsce, a zwłaszcza dla AYNIN. Ta płyta po prostu bardzo mu się spodobała i mnie to wcale nie dziwi.
Oczywiście nie mogliśmy się z fanami w Polsce doczekać jakiejś trasy koncertowej, przy której będziemy mogli razem z Duranami celebrować ten fantastyczny krążek i okazało się, że wcale tak długo czekać nie musimy, bo trasa planowana jest na kraje ościenne, w tym w najbliższym czasie (wtedy 26 maja 2011) w Berlinie. Jak już pisałam w poście "O tym jak spotkaliśmy Johna Taylora" do koncertu nie doszło z przyczyn technicznych, a mianowicie Simonu naszemu głos odebrało!!!!. Ostatni koncert przed poważną kuracją odbył się na festiwalu w Coachella w Kaliforni i uważam, że to jeden z najlepszych zarejestrowanych koncertów DD z tamtego okresu. Cały koncert do obejrzenia poniżej. Nick na Planet Earth wszedł na scenę w kapeluszu Lady Gagi :)




W tym samym czasie powstały jeszcze 2 zapisy na DVD- jeden fantastyczny, a drugi z dupy diabła. Oczywiście ten drugi to "Unstaged"  wyreżyserowany przez Davida Lyncha, który już chyba kompletnie pogubił wszystkie klepki, bo grilowana Barbie z kiełbaskami na Come Undone plus język kosmitów, którym próbował komunikować się Lynch z Duranami bardziej skojarzył mi się z kompletnym zidioceniem, niż z wielką sztuką. No cóż, Nick Rhodes i reszta zespołu była zachwycona. Ja, jak zwykle zresztą, byłam z mniejszości. Na plus dla tego koncertu byli zaproszeni młodzi goście- Gerard Way (Chemical Romance), Beth Ditto (Gossip), Kelis i oczywiście Mark Ronson. Fajnie było zobaczyć duety  Le Bona z tymi młodymi i zdolnymi ludźmi, ale ta schizofreniczna otoczka i slajdy zrodzone w postukanym rozumie Lyncha już nie dla mnie. Oj nie.
Ten pierwszy, dobry koncert, o którym wspomniałam to "Diamond in the Mind". Brawa za realizacje nie tylko obrazu, ale przede wszystkim dźwięku. Realizator naprawdę pięknie powyciągał wokal Le Bona. Tam właściwie co innego widzę, a co innego słyszę. Takie czary z mleka :) No i dobrze. Należy korzystać z dobrodziejstw techniki.



No i co? Zostało nam lizanie ciastka przez szybkę póki co, ale na szczęście Le Bonu się polepszyło i zaczął nadrabiać stracony czas. W zimie 2012 roku mieliśmy do wyboru 3 koncerty- jeden w Lipsku (chyba), drygi w Berlinie, a trzeci w Bratysławie. Wybraliśmy Bratysławę trochę przez sentyment. Ponieważ obiecałam naszym córkom, że zabiorę je na koncert tego "dziadbandu" jakim jest Duran Duran, słowo się rzekło i 1 lutego 2012 roku razem z Fatmą i Mariem ruszyliśmy w kierunku stolicy Słowacji.
Cholera, zima była wtedy po zbóju. Mało tego, że śniegi to i mrozy!!! Dzień wcześniej spali u nas Adaś z Gdańska z Maćkiem, którzy z tego co pamiętam zaliczyli także ten Lipsk, czy inny Berlin i w Katowicach mieli zabrać Garbrysia, który dojechał tam z Łodzi i razem w trójkę mieli wspólnie ruszyć do Bratysławy. Takie kółeczko w w kształcie nieskończoności... Adaś nie takie trasy już robił, żeby zobaczyć koncert DD.
Do Bratysławy dojechaliśmy dosyć późno, bo droga była naprawdę paskudna, ale udało się i szybciutko zaklepaliśmy sobie miejsca po lewej stronie sceny, czyli po stronie Johna. To też już taka tradycja. W sumie tuż pod barierką, więc spoko luz.
Znalazłam na forum swoje sprawozdanie z Bratysławy, napisane jeszcze na gorąco, co niniejszym wklejam i sama z tego leję...
"Wylądowaliśmy w domu o 6 rano- przemarznięci, ale szczęśliwi ... Rety, jesteśmy nienormalni, żeby w takie mrozy jechać tyle godzin do jakiejś Bratysławy- zmrożonej na kostkę lodu!!!
Ale na koncercie atmosfera gorąca i właściwie trudno jest mi opowiedzieć o wartości artystycznej tego koncertu, gdyż w ogóle niewiele słyszałam. Wokół mnie fantastyczni fani Duran Duran z Polski tak się nadzierali, że nie mam bladego pojęcia czy Simek wyciągał wszystkie góry i doły, czy fałszował czy w ogóle co, bo darliśmy się za niego jak wariaty jakieś!!!
Adam spytał mnie po Safe, jak mi się podobało- podobało, bo nie wiem jak śpiewała Ana i Simek, ale wyglądali zjawiskowo ha, ha...
Nadzierałam się jak dzika, wyskakałam, wyklaskałam, że hej- John i Simek na wyciągnięcie ręki. I Dom, któremu w którymś momencie zaczęłam wysyłać tysiąc buziaków rękami naprzemiennie, aż się chłopak zapatrzył co to za wariatka i jakby zapomniał, że trza grać... Lałam (ma całkiem fajny, zgrabny tyłek- przyjrzałam się dobrze!!!) John wysuszony na wiórek, ale cudny w tej suchości... Uśmiechał się jak anioł jaki- do nas zwłaszcza :)))
Na Rhodesa w ogóle nie zwracałam uwagi... Był bo był- usteczka walnął sobie takim błyszczykiem, że klękajcie narody.
Roger za garami napierdzielał ile fabryka -zwłaszcza na grzałeczkach. Niewiele go było widać niestety, choć stałam vis a vis...Nawet krzyknęłam Roger I Love You wzorem Palmy, z czego z Monią "Stalówką" polałyśmy (stwierdziła, że chyba mam parcie na szkło ha, ha)
Le Bon król jak zwykle. Brylował, fikał (po prostu kilka razy padłam ze śmiechu), skakał, trochę spluwał...(chory nieco) No po prostu lider cała gębą.W momencie, w którym odwrócił się do nas tyłkiem i pogrzebał sobie w jajkach!!!! Zdębieliśmy!!! A on się odwrócił cały zadowolony ^^ Haaaapy jakby pytał- A co, nie wolno mi w jajkach pogrzebać???
Nie wiem co go tam gryzło ha, ha... Może sumienie?
Ogólnie jeden wielki szał konia- energia, energia i energia. Sala nabita po brzegi!!!!(Smialiśmy się, że z zakładów pracy ich tu nazganiali autobusami... ) Kapitalny koncert. Zabrakło mi tylko Careless, ale cóż zrobić???
Aha, po koncercie złapaliśmy Le Bona i Rogera i mamy ich autografy (choć dupki nam już zmarzły na amen). Nie wiem co ja miałam w głosie, bo po kolei podpisywali, a jak podałam Rogerowi bilety i poprosiłam dosyć stanowczo o autograf, aż mu głowa do góry podskoczyła ha, ha... i przyjrzał mi się uważnie- mogę śmiało powiedzieć, że popatrzyliśmy sobie w oczy LOL... To samo było z le Bonem- aż brewki podniósł. Na Johna nie czekaliśmy, bo było naprawdę zimno i mieliśmy dość. Koncert zaczął się późno i tak naprawdę z Bratysławy wyjechaliśmy grubo po północy...
Resztę napiszę jak obejrzę fotki, a jest tego trochę".
_________________


No tak to opisałam na gorąco (chociaż na zimno). To był naprawdę świetny koncert, a moje panny, gdy sobie na nie popatrzyłam z boku, gapiły się  na mój "dziadband" jak zaczarowane. Wiedziałam co robię, to był ich pierwszy, duży koncert jaki zobaczyły w życiu i chociaż do dnia dzisiejszego już tych koncertów widziały sporo, ten na pewno zostanie z nimi na zawsze.

Gocha aż buzię otworzyła :)


Monia miała nadzieję, że supportem będzie Abba :)

Monia Stallone z Gosią

I Jack Stallone :)
Maciek tak skakał, że nawet literki na koszulce podskakiwały razem z nim. Z tyłu uśmiechnięta i rozbawiona Marcela.

za nami....

i przed nami

Johny

Simek w koszuli z skóry węża...strażackiego.
Roger z daleka
już po wszystkim :)

i z set listą




Słowacki fan DD Duranmajo, trochę azjatycki :)



Gosia z saksofonistą Simonem Willescroftem

Simek rozdaje autografy

no i się doczekałam...
 Zaczęłam pisać tego posta 3 tygodnie temu  i tutaj nastąpiła przerwa w pisaniu, bo zabrałam się za remont mieszkania na parterze, a zaraz potem się pochorowałam na amen, a jeszcze potem zajęłam się zupełnie innym projektem. Nie wiem co z niego wyniknie, ale zapytałam kilku osób i w sumie chyba spoko wyszło. Dam znaka jak się uda, ale  na wszelki wypadek trzymajcie kciuki.
A teraz już wracam do Duran Duran.
Wcale nie musiałam długo czekać na następny koncert Duranów w okolicy, bo tylko 3 miesiące z okładem i uwaga, uwaga, gdzie odbył się ten koncert? WE WROCŁAWIU, czyli tuż pod moim nosem. No to już lepiej być nie mogło!!!! Chociaż nie, lepiej by było, gdyby Durani zagrali koncert u mnie w ogródku... :) Okazało się, że ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby zaprosić chłopaków na koncert do Wrocławia w związku z Euro 2012!!!! No geniusz jakiś na to wpadł. Geniusz!!!
Ale my dowiedzieliśmy się o tym przez przypadek( jak zwykle), jakoś pod koniec marca, przeglądając internety, kto ma wystąpić we Wrocławskiej Strefie Kibica podczas tego Euro i omal nie zemdlałam, jak zobaczyłam, że moje Durany staną tam na scenie!!! Na forum wielkie poruszenie i pospolite ruszenie- co, jak, gdzie dokładnie, o której?. 25 czerwca, godzina nie wiadomo, ale wieczorna. Koncert tym razem biletowany, a nie tak jak Służewcu za darmochę. Nawet się ucieszyłam, bo przynajmniej żadnych pijaków i pajaców pod sceną nie będzie.
Napisałam o tym koncercie do Piotra Stelmacha z radiowej Trójki, czy coś wie więcej, a on poprosił mnie o podanie numeru telefonu, co też uczyniłam, bo byłam wielce ciekawa co Pan redaktor ma mi do zakomunikowania. A Pan redaktor zakomunikował mi mianowicie, że w związku z wieloletnią działalnością fanowską na rzecz Duran Duran w Polsce, otrzymam od niego osobiste zaproszenie na konferencję prasową i legitymację, która otworzy mi większość drzwi. STRASZNIE się ucieszyłam i skakałam jak dzieciak jakiś, ale miałam o tym nikomu nie mówić, więc milczałam jak grób.
Na forum nadal wielkie poruszenie. Wszyscy w euforii i podnieceniu. Mało czasu i mało informacji o koncercie w ogóle. W mediach cisza, oprócz "Myśliwieckiej 3/5/7" prowadzonej przez Stelmacha właśnie, który zorganizował konkurs o DD, a nagrodą miały być wejściówki na meet -and -greet z Duranami. Nawet brałam udział pomimo dodatkowej,obiecanej, stuprocentowej wejściówki "na lewo", bo oddałabym swoją wygraną Mariowi albo którejś z moich córek, ale nie udało się, no i trudno. I tak miałam farta.
W eterze o koncercie cisza. Cisza kompletna. Zadnych reklam, zajawek- nic. Tak, jakby miał nikt nie przyjechać. Reklama poleciała dopiero na dzień przed koncertem na jakiejś stacji muzycznej z tego co pamiętam. Stelka rozdawał jeszcze bilety co audycję na ten koncert, jako dodatkowe nagrody za udział w konkursach, ale i tak na koniec zostało mu 10 sztuk i już we Wrocławiu jak się spotkaliśmy, to zapytał, czy nie mam kogoś, komu chciałabym te bilety podarować. No ten to ma reflex!!!  Oczywiście bilety wzięłam, ale o tym za chwilę.
 Najpierw przygotowanie do koncertu. Adaś z Gdańska wymyślił białe i czerwone baloniki z napisem Duran Duran oraz wydrukowane kartki formatu A4 z zamiennymi napisami- na jednej stronie Duran Duran, a na drugiej Thank you. Pomysł fajny i nowatorski.



Ktoś wymyślił, żebyśmy zrobili dla chłopaków pamiątkowy album z naszymi zdjęciami, a dodatkowo, żebyśmy zrobili dla nich paczkę z suvenirami z Polski, w tym album po angielsku o naszej, jakże cudnej ojczyźnie, oraz dodali polską wódę, wiśnie w czekoladzie i inne takie. Zorganizowaliśmy zbiórkę kasy i jeszcze w dniu koncertu rano, razem z Anią z Warszawy, która do nas przyjechała wspólnie z Beą w związku z tym wydarzeniem, biegałyśmy po sklepach w celu zakupienia wszystkich wymyślonych podarunków. Chyba kupiłyśmy  0,7 l Wyborowej w eleganckiej puszcze, z tego co pamiętam, albo jakąś inną polską, dobrą wódkę, ale nie będę zmyślać. Gdy już miałyśmy wszystkie potrzebne rzeczy, zapakowałyśmy to do wielkiego kosza, owinęłyśmy celafonem i strzeliłyśmy kokardę. Tadam!!! Cudo wyszło. Swięconka wielkanocna.
Z Koszalina dojechała do nas jeszcze Agnieszka, którą znałam od wielu, wielu lat i dla której ten koncert był spełnieniem marzeń, bo Służewca nie zaliczyła, gdyż była wtedy w ostatnim miesiącu ciąży. Ale teraz wolna i szczęśliwa dojechała na Dolny Sląsk.
Dzień wcześniej postanowiliśmy zrobić beforek we Wrocławiu i spotkać się większa grupą, obgadać wszystkie szczegóły i przede wszystkim nacieszyć się tym wydarzeniem, bo to naprawdę było coś.
 We Wrocławiu było już sporo fanów, więc spotkanie zapowiadało się owocne. Gdy jechaliśmy ulicami Wrocławia mignął nam chłopak w duranowej koszulce, a Bea zapytała, czy ja go znam? Popatrzyłam- E, nie znam kompletnie, a Bea na to? No to jak to?- Ty nie znasz jakiegoś polskiego fana?- No jakby :) Potem okazało się, że to był Krzysio zwany Małym z Nysy. Super fajny facet, że durany przyłóż. Znałam go tylko z nicka na forum, ale osobiście nie widziałam na oczy. I jak to fan z fanami- w końcu nasze drogi się spotkały.

Z Mariem w Złym MIęsie

wesoła gromadka

Mały, Aga z Koszalina i moja przed plakatem, który zresztą zawędziliśmy z tego słupa.

Z Małym i Sikorem w koszulce reprezentacyjnej.
Jak zwykle było super sympatycznie i nagadać się nie mogliśmy. Złaziliśmy Wrocław, zahaczywszy o najpiękniejszy hotel Wrocławski, czyli Monopol z zapytaniem, czy przypadkiem w tymże hotelu nie będzie nocować nasz ulubiony zespół. Powiedziałam pani w recepcji, żeby nie odpowiadała, tylko niech kiwnie głową na tak, albo na nie i pani kiwnęła niestety na nie. Obeszliśmy jeszcze kilka hoteli w okolicy, ale wszędzie cisza i brak informacji. No to lipa.Wiem, że fani jeszcze wieczorem po Wrocławiu zaglądali do różnych sypialni godnych naszych Duranów, ale po próżnicy.

25 czerwca, w poniedziałek, około 15-ej, Mario i 7 kobiet (bo Mela i Gosia zabrały koleżankę Nikolę) w dwóch samochodach wyruszyliśmy do Wrocławia. A zapomniałam, że dojechała jeszcze Fatma z mężem i Ciamajdą. No tak, to już był komplet. Pojechaliśmy konwojem
Po drodze dzwoniłam jeszcze do pana redaktora z zapytaniem, jak my się w ogóle mamy spotkać i czy on przekaże tę święconkę z suveinirami, bo ona trochę duża jest i mało poręczna. Stelka stwierdził, że sama wręczę i mamy się spotkać przed jakimś tajemniczym wejściem, którego oczywiście na miejscu za nic nie mogłam znaleźć i trochę to trwało. Ale wcześniej zajechaliśmy do hostelu, gdzie mieszkali duranowi fani i wszyscy się wyściskaliśmy i ruszyliśmy w stronę Rynku. No trochę nas się tam zebrało, ale to był bardzo przyjemny widok. Po drodze kilka dziewczyn chciało jeszcze zobaczyć ten albumik dla Duranów z naszymi facjatami, więc pokazałam. To niby nic wielkiego, ale siedziałam nad tym 2 dni z okładem zanim opanowałam Gimpa i wymyśliłam formułę i wpis na dzień dobry, a wyglądał on tak:


Sikor, jako nasz nadworny tłumacz ogarnął po angielsku to, co ja spłodziłam i co po polsku brzmiało mniej więcej:

"Drodzy Panowie
Witamy Was serdecznie po raz drugi w Naszym pięknym kraju i choć ponownie długo kazaliście na siebie czekać, radość nasza jest olbrzymia.
Chcielibyśmy, żebyście wiedzieli, że jesteście dla nas ważni. Wasza muzyka od wielu, wielu lat jest z nami w dobrych i złych momentach naszego życia. Jest naszą inspiracją, powodem do radości, do zażartych dyskusji oraz jest motorem do organizowania wspólnych spotkań. Album, który macie w rękach jest swoistym zapisem tego co dzieje się podczas naszych zlotów od 6 lat. Mamy nadzieję, że w chwili zwątpienia spojrzycie na nasze roześmiane i radosne buzie i stwierdzicie, że warto nadal grać, komponować, wydawać płyty i koncertować, ponieważ niesiecie tym radość i spajacie nieznanych sobie wcześniej ludzi w duranową rodzinę. Cieszymy się, że los sprawił, że staliśmy się Waszymi fanami. To naprawdę wielka rzecz.... Bycie fanem Duran Duran brzmi w dzisiejszym świecie niezwykle oryginalnie :)))
Pamiętajcie o nas i wracajcie jak najszybciej, kochamy Was. Polscy Fani Durani."


okładka.
idziemy 







przed wejściem do Strefy Kibica

niewielu nas, ale za to jaka w nas siła!

endorfiny :)
Zostawiłam tę święconkę w hostelu i poszliśmy poszukać na miasto naszych i było wiele radości, śmiechu i fotek... Weszliśmy w końcu na Rynek, żeby ogarnąć jak to wszystko będzie wyglądało. Scena spoko luz! Wszyscy mieliśmy bilety do strefy A, czyli tej tuż przed barierką. Była też loża Vipowska, ale tam pustki i w ogóle zupełnie niepotrzebnie powstała tak na moje oko. W międzyczasie zadzwonił Stelka, że nadjeżdża, więc pobiegłam do hostelu po tę święconkę i jak się tym tarabaniłam ulicą przy rynku, właśnie przejeżdżał pan redaktor autkiem i przez otwarte okienko zapytał- "A Pani do kogo z tym koszyczkiem?" No i pojechał dalej... Pożegnałam się z naszymi przed tą sceną, gdzie już cudne baloniki, festiwal i totalne wariactwo i pobiegłam szukać tego Stelmacha... z koszyczkiem w łapce.
W końcu spotkałam się z redaktorem, uścisnęliśmy sobie dłoń i weszliśmy na teraz zarezerwowany tylko dla wybranych. A wcześniej dostałam legitymację, o mocy której nie zdawałam sobie sprawy. Niestety.
Stelka wprowadził mnie w kuluary, po drodze mijając scenę, na której jako support wystąpiło co??? Ano Papa Dance. Lipa po całości, pod sceną pustki, oprócz nas w czarnych koszulkach reprezentacyjnych z cudnymi balonikami, a redaktor jak to zobaczył powiedział 2 niecenzuralne słowa, na co ja parsknęłam śmiechem, bo się po panu Piotrze nie spodziewałam.  Dobra, kilka fotek spod sceny i jedziemy dalej.


z Asią w hostelowej windzie na głupawce.

Generation next... w tle Papa Dance.



Mela w typowym dla siebie wdzianku... na koncert DD jak ulał.
Edi zabalowana :)
Aga i Bea, która tego dnia zrobiła ponad 1000 fotek!!!

Chłopaki z Gdańska. W Gdańsku do siebie mają za daleko, ale Wroclove zbliża.

Bacon szaleje



Czarna i Riwana. Lubię to zdjęcie bardzo.
Fashion :) Edi back i Mały front.

Ciamajda daje radę na Neo Retros

A, no tak, drugim supportem o wiele już lepszym było Neo Retros, które lubię, ale tego dnia nie powąchałam.
Za sceną w barakach, gdzie miała się odbyć konferencja prasowa ruch jak w mrowisku. Stelka przedstawił mi organizatora koncertu i już miałam japę otworzyć i obsztorcować za taką beznadzieją reklamę i organizację, ale zatrzasnęłam się i już. Po co? Mleko już jest rozlane, więc albo się w nim wytarzajmy i będzie zabawa, albo trzeba będzie sprzątać.
W końcu weszliśmy do baraku, gdzie stało biurko dla DD, krzesła dla dziennikarzy i masa aparatów, fotoreporterów, kamer  i innych takich. Przysiadłam w pierwszym rzędzie, a co? Nie wolno? W końcu, nareszcie na takim miejscu!!!Ale i tak mnie wygonili do tyłu. I wiecie co, ja generalnie nie pamiętam za bardzo tej konferencji, bo za każdym razem w przypadku DD mam jakieś zaćmienia i mózg mi się przełącza na jakieś inne fale. Wiem tylko, że zadałam pytanie jako druga, o mecz Angoli z Niemcami na Euro, który Anglicy wygrali. Na szczęście (albo i nie) wszystko zostało zarejestrowane na nośniku typu kamera i umieszczone na youtube. Zamieszczam i zakładam po raz setny papierową torebkę na głowę.
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa...znalazłam swój wpis na forum napisany jeszcze na gorąco. I proszę jak bardzo pamięć płata nam figle.
 "Co co tu pisać.?? Chyba zacznę od początku. Zadzwonił do mnie Stenka z pytaniem około godz.15 (WŁAŚNIE W TEN KONCERTOWY PONIEDZIAŁEK) czy dzwoniła do mnie Marysia w sprawie spotkania z DD. Odpowiedziałam, że ani Marysia ani sierotka nie dzwoniła. Zmartwił się, i spytał, czy tylko do mnie nie dzwoniła, czy jeszcze do kogoś. Okazało się, że po wykonaniu kilku telefonów nie dzwonił nikt także do Baskiego.(jeden z fanów, który załapał się na Meet) Stelka zadzwonił jeszcze raz, a ja spytałam, czy jest jakaż możliwość, żeby mógł od nas wręczyć prezenty, bo nas nie wpuszcza z tą święconką (wielki kosz a alkoholem, słodyczami, albumami, płytami itd) na strefę kibica. Obiecał, że pomoże. Umówiliśmy się na 16:45 gdzieś tam w rynku. I lezę z tym koszykiem. Komórka mi zdycha... i w końcu zadzwoniła do mnie Marysia w postaci jakiegoś kolesia i potwierdzeniem tego meet and greet. Czerwonym mazakiem pisałam jakieś numery telefonu na ramionach, bo miałam za dużo w rękach... Weszłam na rynek, a tu słyszę jakiś głos z auta- Gdzie z tym koszykiem, tam nie wpuszczają!!!! Odwróciłam się, patrzę Stelmach- jeszcze coś mu tam nakrzyczałam. On pojechał, a ja za nim jak koń za marchewką, ale i tak się pogubiłam. Pan redaktor miał dzień dobroci i wyszukał mnie pod jakimś hotelem, pomógł z tym koszem, a potem wręczył szara opaskę i legitymację umożliwiająca mi wejście na wszystkie strefy na całej Strefie Kibica. Oczy musiałam mieć jak 5 złotych . On chodzi dosyć szybko, więc ja jak ta Chinka dreptałam za nim. Poznałam organizatora koncertu, który odebrał ode mnie koszyk, a następnie walnął go na krześle na słońcu (a tam czekoladki z likierem). Nakrzyczałam na niego, że jak tak można, bo to dla świętych Duranów... Konferencja odbywała się w tym samym pawiloniku, gdzie był Meet and greet. Fotografów było od zarypania, ale reporterów może 10, no i ja, Duranka i Syr. Usiedliśmy w pierwszym rzędzie na wyciągnięcie ręki do stolika... potem się okazało, że jest tak mało miejsca, że musiałyśmy iść do drugiego rzędu, ale i tak siedziałyśmy centralnie na przeciwko stolika. Pierwszy raz byłam na czymś takim i nie miałam pojęcia, że są jakieś zasady Polewka Polewka Polewka .Łapy mi latały, ale co tam...nie dam się stąd wyprowadzić. 
Oczywiście się spóźnili.
Weszli, wyglądali na zmęczonych. Roger znudzony, Nick też, Le Bon udawał zainteresowanie, a John to sam miód na oczy!!!Uśmiechnięty, miły, ciepły facet!!!! " Zresztą sami zobaczcie.





To o meczu to moje i że Niemca trzeba lać też... Nie mam nic więcej do dodania :) W ogóle przyjrzałam im się bardzo dokładnie- wyglądali staro i na zmęczonych. Zwłaszcza Simek. Konferencja nie była długa, potem wręczyłam koszyczek i Durani podziękowali i coś tam pocmokali, a potem focie i inne takie. A gdy już wyszliśmy na ulicę, Stelmach mi powiedział, że nie wolno zadawać tylu pytań, bo gdybym była dziennikarką, miałabym prawo tylko do 3. Jak to fajnie, że nie jestem dziennikarką :)

To jedno jest z netu, ale cała reszta moja.








Z panem redaktorem Stelmachem


Stelka wręczył mi te nieszczęsne bilety, których nie rozdał i powiedział, że widzimy się na meet and greet, bo on coś tam leci pozałatwiać. No i fajnie. Fani po supportach już rozochoceni, więc zapytałam Fatmę, czy pójdzie ze mną na Rynek i porozdajemy te bilety przypadkowym ludziom. Poza tym pić nam się chciało, a w Strefie Kibica wprawdzie full  wypas, ale ceny szokowały. I gdy wyszłyśmy, tuż obok uliczką przeszedł obok nas Nick Rhodes z obstawą w postaci Any Ross i jeszcze kilku osób, zaopatrzeni w anglojęzycznego przewodnika  i zajrzeli do jednego ze starych Wrocławskich kościołów. Taki mały suprajs. Rhodes lubi historię.
Bilety rozdałyśmy i ludzie brali z ochotą, a około 18-ej chyba, zebraliśmy się na ten meet and greet sporą grupą, bo tam wyszło chyba 15 albo 20 osób? Nie pamiętam dokładnie, ale z naszej forumowej ekipy załapał się Baski, Sikor, Rio, Yas i Macu. Zanim weszli panowie, przypudrowałam wszystkim pięknie noski, żebyśmy się na fotach nie świecili, ale gdzie te fotki to zabijcie, nie mam pojęcia. Przekopałam całego kompa, ale kamień w wodę. Wszystkie foty na forum już dawno temu wyparowały, a tam było nasze największe archiwum. Pewnie mam to na jakiejś płycie, ale teraz już nie mam czasu na szukanie, bo nigdy tego posta nie skończę. Tak czy siak, meet and greet był sympatyczny, ale jakiś bezpłciowy. Zdjęcia zrobione obiektywem szerokokątnym przez wynajętego fotografa, więc taka np. ja, wyszłam na tym zdjęciu na szerszą niż wyższą, ponieważ stałam na skraju fotki. Chłopaki uścisnęli nam dłonie, szybka fota i po ptakach. Chyba najszczęśliwszy na tym spotkaniu był Sikor, który przywitał DD słowami- Duran de vous :) czytaj Du randewu. Ten to ma pomysły.
 Zamieszczam wpis Rio, bo moim zdaniem fajny i mam nadzieję, że nie pozwie mnie za prawa autorskie.

"Taaa - już na tym zdjęciu od El widać jaką postawę przyjął Simon na meet and greet. Maskara Guy with axe dopiero nasza Ziggy wywołała cieplejszy uśmiech na jego twarzy Cool
Przereklamowane to Meet and Greet - człowiek się w młodzieńczych latach naoglądał w Bravo zdjeć z tego typu spotkań i wyobrażał sonie bóg wie co. A tu taśmociagiem polecieli z nami jak z małolactwem - więcej zakazów niż przyjemności Confused Pańszczyzna odwalona. Nie powiem - przeżycie było niesamowite być tam z nimi, widzieć ich z bliska i za to jestem wdzięczna dozgonnie (Macu - ale wiesz, ze Cię kocham? Rolling eyes ), ale za krótkie to było i niedosyt i rozczarowanie pozostały. Pewnie nie tylko u mnie -rzuciła mi się w oczy mina Jaguara po wszystkim Sad . Jedyna radocha, ze John nas rozpoznał i pamiętał z Berlina z maja z ubiegłego roku pod hotelem. Bo ja tylko weszli, to usłyszałam jak Simon mówił do Johna (a mówił to tak na głos jakby był pewien, że my nie rozumiemy ani w ząb) "Skąd ja znam te dziewczyny w tych koszulkach, skąd one mi się kojarzą?", a John od razu" W zeszłym roku się z nimi spotkałam w....(tu się chwile skupiał, spojrzał w sufit i odganiał opary sklerozy) Berlinie". No i potem jak podeszłyśmy uścisnąć jego suchotnicza dłoń, to potwierdził już nam bezpośrednio, że nas zapamiętal z Berlina i rozpoznał. I to byłoby tyle miłego.
Ale podsumowując - wole spotkania z nimi gdzieś pod hotelem, na ulicy - można pogadać, zrobić zdjęcia, wziąć autografy. Jak sobie przypomnę moje spotkanie z Yaska z Rogerem w styczniu pod hotelem w Berlinie, to odnoszę wrażenie, ze tu był jakiś inny facet, a nie ten fajny Roger (zapomniałam mu z nerwów powiedzieć, ze jednak znalazłam ten pisak Polewka - za mało czasu było Polewka )
Ale niech El lub Yaska opowiedzą jak to trzy celebrytki z forum DD Polewka Polewka odmówiły wywiadu telewizji polskiej Polewka Lałam z tego i z naszej El, która stwierdziła, że albo teraz szybciutko zrobią ten wywiad tak jak chcieli, albo my się zmywamy, bo nie mamy czasu i spieszymy się na koncert! No focha strzeliła i już. A co nam tam jakaś TVP Wrocław ^^
... "Tyle Rio.
No a potem, to już wiśniówka na torcie, czyli wyczekiwany koncert.
Tym razem postanowiłam nie pchać się do przodu, tylko z daleka na spokojnie obejrzeć wydarzenie. Miałam świetny punkt do obserwacji, bo nas w tej strefie A było naprawdę niewielu. Za to w strefie B już dosyć spora gromadka.
A co się na tym koncercie działo? WSZYSTKO się działo. Było pięknie, zjawiskowo, wzruszająco, zabawnie i duranowo. Chłopaki zagrali seta takiego samego jak na całej trasie, z tym, że dodali Save a Prayer, czym nas totalnie zaskoczyli. Nie wiem, może Stelka podpowiedział im, że jest to wśród fanów w Polsce najpopularniejszy kawałek? Nie zdążyłam zapytać.

Nie będę opisywać tego koncertu.Wkleję swoje wspomnienie napisane dzień po koncercie.
"Kochani moi, chcę przede wszystkim napisać, że Duranowanie z wami to przygoda życia!!! Koncert genialny, set lista wymarzona, fani FANTASTYCZNI!!!!Atmosfera taka, że włosy stawały mi na głowie i nie tylko... Jak usłyszałam Careless Memories to wpadłam w jakiś amok totalny!!! Palma mi odbiła. Save prayer nie wiem czy nam Stelmach nie załatwił (z uwagi na 1 miejsce na naszej liście przebojów sprzed roku). Jeśli załatwił (a zapytam) to naprawdę miło z jego strony.
Agnieszka, która była u mnie przez 2 dni, przy Save zryczana... Bea jak tylko wyszli DD zryczana... No ja pierdzielę! Mój taniec z Mackiem przy Ordinary world zapamiętam do końca świata!!! (a ja przecież nie lubię tańczyć!) Było cudnie. Marzenie życia. Myślę, że koncert pomimo mniejszej frekwencji lepszy niż na Służewcu. Pytaliśmy Piotra Stelmacha jak to wyglądało z punktu widzenia sceny, czy siary jakiejś nie było, że mało ludzi, ale okazało się, że wyglądało to kapitalnie i wcale nie było prześwitów.
Brawa dla Adama za karteczki i balony. Zwłaszcza karteczki, bo le Bon karpia zrobił takiego, że stałam się jego odbiciem i też karpia zrobiłam :)))
I brawa dla Palmy za tananana.... No Przemo Le Bon spontan standing ovation!!!
Załowałam tylko, że od razu nie polecieliśmy za tymi Duranami jak zeszli ze sceny, żeby ich do nas zawołać. Jak już poleciałam jak na skrzydłach, to okazało się, że dupska już w ciepłych autkach i odjeżdżają. Jeszcze mi Rhodes z CUDNYM uśmiechem pomachał na dobranoc..i pojechali do Pragi....Załuję, że nie spotkałam się z Riwaną... ale za to mieliśmy cudne spotkanie z maleńką Martą, która tego dnia dostała się na Akademię Muzyczną i która dostając bilet od Sikora poleciała jak fisiu na koncert..Niestety musiała wyjść przed końcem, ale z sms od niej wynikało, że przeszczęśliwa... "

A nasze forumowe fanki, które stały tuż pod barierką, po koncercie stwierdziły, że Simek miał zimne łapki i zimny brzuszek (sic) i niewygolone włosy w uszach... Umarłam ze śmiechu.


Poniżej filmik z koncertu nagrany oficjalnie dla Strefy Kibica we Wrocławiu, ale tylko taki fragment zarejestrowali. Pisałam do nich z pytaniem, czy nie mają więcej, ale niestety....







zapowiadający koncert Piotr Stelmach



Na Johna spłynęła łaska pańska chyba :)


















Moje panny twierdzą,że John i Simek w tym momencie do nich machali. 


Aga, która usłyszała pierwsze takty Save a Prayer. Do usłyszenia tutaj https://soundcloud.com/sytko-1/duran-duran-save-a-prayer-wroc/s-Uz0uR


na zupełnym luzie...kontrolowanym.

Tak to wyglądało od frontu- od lewej Rio, Dośka i Palma
Bacon z Czarną plus Italiany



moje panny

Palma i Macu w tle

Simek wybrał Palmę do odświpiewania tananana The Reflex, co wypadło przezabawnie. W tle na telebimie Aga z Koszalina. Przeszczęśliwa.

A to już fotki zrobione ze sceny przez Nicka Rhodesa. Jako jedyni na całej trasie wypadliśmy tak fajnie.







Z przodu fajnie, ale od tyłu trochę lipa.


Stelka i Sikor.

Z Mackiem tańcujemy
Z redaktorem. Po lewej nasz DJ James.

a tutaj już tuz po koncercie z Fatmą, Mackiem i Monią, żoną Adama.
Przy okazji tego zdjęcia wklejam link do wywiadów przeprowadzonych z Palmą i Monią tuż po koncercie. Dobrze, że jeszcze nie zaginęły. https://www.tvn24.pl/wroclaw,44/duran-duran-rozgrzali-wroclawian,260851.html
Fajnie, super pozytywny dzień, który jeszcze nie miał mieć końca. Durany pojechały do Pragi w ogóle nie mając w planach noclegu we Wrocławiu, więc bieganie po hotelach było zbyteczne, a przed nami był jeszcze afterek po koncercie w jakimś klubie, ale  nazwy nie pamiętam.
Zabraliśmy Stelmacha i silną grupą powędrowaliśmy w humorach nieziemskich.
Trochę w tym klubie zeszło ze mnie powietrze, więc już nie fisiowałam specjalnie i nie szalałam. W końcu miałam już swoje lata hy hy...
Zasiedliśmy z redaktorem i gadaliśmy dobre kilka godzin o pierdołach, muzyce, filmie, koncercie i innych takich. To sympatyczny facet, więc rozmowa z nim to była sama przyjemność. Czas szybko leciał, a to był poniedziałek, więc we wtorek do roboty. Stelka poprosił, żebyśmy odprowadzili go do hotelu, co z chęcią uczyniliśmy, wcześniej żegnając się z fanami, którzy jeszcze w klubie zostali na tańcach.
I ja nie wiem co to się stało mnie i Adze z Koszalina, bo w przejściu podziemnym na świdnickiej spotkaliśmy bardzo wesołą parę, która nas zaczepiła ze względu na koszulki i chłopak miał naderwaną do kolana nogawkę od spodni, którą my z Agą oderwałyśmy mu do końca. Dlaczego?Nie wiem!!!! Wypiłam przez wieczór tylko 1 piwo!!!! Było sporo śmiechu, a chłopak stwierdził, żebyśmy sobie tę nogawkę zostawiły na pamiątkę....z koncertu. I mam ją do dzisiaj. Fragment (spory) nogawka z gaci obcego faceta, spotkanego przypadkiem w przejściu podziemnym. Tak...





jest i Bebe.


 No i tak to leciało. A właściwie zleciało, bo to już jakby 7 lat temu było!!!!! Czas zapierdziela jak dziki. Cieszę się, że dobrnęłam po tygodniu (!!!) wyszukiwania fotek w kilkudziesięciu folderach i przejrzeniu setek wpisów z tamtego okresu na forum i napisałam tego posta do końca. Nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się, że miałam na tyle determinacji i chęci, że to wszystko ogarnęłam do kupy i spisałam. To był bardzo udany początek dekady :) BARDZO. A teraz już idę spać. Dobranoc.







2 komentarze:

  1. Fantastycznie to sobie wszystko poprzypominać, dzięki El <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ... 2012 rok, no masakra jak ten czas zapierdziela ! jakby to było wczoraj ;)
    cudne Durany, cudne wspominkowe zdjęcia i cudne przeżycia. El, z przyjemnością cofnęłam się w czasie, bardzo fajnie się czytało. Jak zwykle z resztą :) Dzięki !

    OdpowiedzUsuń