poniedziałek, 30 marca 2020

Discover this cover, czyli stare piosenki w nowych odsłonach. TOP 15.

właściwie takie samo, tylko, że inne.
Przyznam szerze, że temat coverów muzycznych chodzi za mną już od dłuższego czasu, ale wiecznie odkładałam go w nieskończoność, aż do teraz. Dzisiaj proszę państwa post o muzycznych kawałkach, które zostały przerobione. Jak wiadomo, cover w swojej idei powinien być zupełnie inny od oryginału, więc postaram się wygrzebać te, moim zdaniem najlepsze i najbardziej ciekawe, które często odstają od pierwowzoru, a czasami są nawet nierozpoznawalne...  A bywa, że lepsze. Gdy byłam dzieckiem, w czasach Komuny, mieliśmy podobne ubrania, zabawki, buty, piórniki do szkoły i wtedy mówiło się-o, mam takie samo, tylko że inne. A więc proszę państwa- takie samo, tylko że inne ...Nich zabrzmi.



15. IN THE HEAT OF THE NIGHT- SANDRA-TO/DIE/FOR


Zacznę lekko, łatwo i przyjemnie. Nie słuchałam nigdy Sandry, chociaż znam największe hiciory i lubię jej jeden kawałek, a mianowicie "Secret land". Gdyby był w innej aranżacji, byłby niezłym numerem. A, jeszcze coś, jej basista był swego czasu bardzo podobny do naszego Johna Taylora z Duran Duran, więc lubię go sobie czasami obejrzeć. Widać go zwłaszcza w teledysku do Marii Magdaleny, stoi tam sobie taki śliczny po lewej stronie monitora i śpiewa chórek. Fajny.
Ale ja dzisiaj o innej piosence, znanej w całej Europie jak mniemam i to wielu pokoleniom. Sandra i jej drugi ważny po Marii Magdalenie singiel "In the heat of the night", (tutaj tez podróba Johna po lewej) który ukazał się w 1985 roku, a pochodzi z płyty- uwaga, uwaga- "The Long Play." Piosenka skoczna, nieskomplikowana i miła, do tańca jak najbardziej i owszem. Szału nie ma, ale noga chodzi. Tym bardziej, że Sandra śliczna niczym amerykańska wiewiórka z Disneya. In the Heat on the night :) czyli ..."Cóż ci mogę, w tę parną, mazurską  noc dać ? Równo 15 lat później, fińska grupa To/Die/For grająca rocka gothyckiego wybrała sobie właśnie hicior Sandry na swój pierwszy solowy singiel i zdaje się, że zażarło. Nie wiem jak w Europie, ale w Finlandii wersja się spodobała. Trudno jest mi się wypowiadać na temat fińskich list przebojów, bo nie znam kompletnie, ale miejsce 17 dla nowej, nieznanej kapeli? To chyba jest coś. Czy ta wersja jest lepsza? ZDECYDOWANIE TAK, ale nie traktuję jej poważnie, bo to nadal córka rybaka, tylko z innymi riffami i męskim wokalem. O niebo lepszym od popiskiwania Sandry. No i ten Jape ma niezłą japę... Przystojniak, Indian taki. Prawie Ian Astbury z The Cult, tylko, że mniej. A cover fajny? Fajny.





14. SAVE A PRAYER- DURAN DURAN/TONY HADLEY (Spandau Ballet)


Właściwie to ja trochę o tym coverze zapomniałam, ale na szczęście obluzowała mi się któraś klapka dzisiaj(o santamadonna!!!) i proszę bardzo, cover ponownie ujrzał światło dzienne. Save a Prayer to jeden z kultowych kawałków Duran Duran. Ten singiel wywindował Duran Duran  na sam szczyt i do dzisiaj jest grany przez nich na koncertach, gdzie wzbudza wielki entuzjazm, łzy wzruszenia i fale światełek skierowanych do nieba. Wiem coś o tym.  Piękna ballada pochodząca z płyty Rio, wydanej w 1982 roku, z fantastycznym teledyskiem zrealizowanym na przecudnej Sri Lance. Dlaczego u mnie tak nisko? Bo oceniamy cover, a nie oryginał. A cover jest trochę łzawy i bardzo w stylu Tony'ego Hadley'a. Ale najpierw oryginał. Z wielką przyjemnością... WIELKĄ- Save a prayer w wersji znanej i lubianej.






Tony Hadley to bardzo zdolny wokalista, z olbrzymim potencjałem, ale nieco łzawą manierą. Jego śpiew byłby doskonały, gdyby nie te jęki. Dobry głos, rewelacyjna emisja, tylko jakoś ma pecha do kompozycji i do aranżacji, bo mnie po prostu na przestrzeni lat znudził. Ale doceniam to co zrobił kiedyś i to jak wielki talent w gardle posiada.  Po latach dobrych w Spandau Ballet, a potem złych także w Spandau Ballet, postanowił ruszyć z karierą solową, ale czy ja wiem? Mnie to nie porwało, chociaż jeszcze mu się przydarza. Bardzo fajnie brzmi duet Alan Parsons Project plus Tony właśnie- Out of the blue. https://www.youtube.com/watch?v=7OX-RT-Vt2k Polecam.
Jego wersja Save a Prayer pochodzi z 1997 roku, z płyty o jakże pięknie brzmiącym tytule... "Tony Hadley". Na albumie 12 znanych coverów, przynajmniej dla mnie znanych (13 utwór to kompozycja Tonego w duecie), a pierwszy z nich to właśnie Save a Prayer. W refrenach, w chórkach śpiewa z nim nasz Simon Le Bon- wokalista Duran Duran. Miłe to bardzo. Cover brzmi dobrze i zacnie, ale jakiś jest taki dosłowny i jak już pisałam- łzawy. Oceńcie pomysł Tony Hadley na ten kawałek z 1997 roku. A teledysk ładny.




13. CREEP- RADIOHEAD/ IN THIS MOMENT



Od tego trzeba zacząć, że "Creep" nie w całości został stworzony przez grupę Radiohead. Chłopaki trochę sobie zdublowali z utworu wydanego w 1972 roku pt."The Air That I Breath" zespołu The Hollis i w związku z tym, trzeba było podzielić się tantiemami, ale to zupełnie inna para kaloszy." Creep" w wersji Radiohead to pieśń już kultowa i jednoznacznie kojarząca się z ich wykonaniem. Singiel pochodzi z debiutanckiej płyty Pablo Honey wydanej w 1992 roku. Osobiście bardzo lubię. Pomysł, aby po mdławej zwrotce, dowalić riffem w refrenie...i to takim riffem -genialny! "Creep" to doskonały wybór na singla, który miał wynieść  kapelę ponad przeciętność, chociaż z tego co wiem, oni tej piosenki nie lubią i rzadko grają ją na koncertach. Wkurza ich to, że publika kojarzy ich tylko z tym numerem. No cóż, dla mnie to żaden zarzut. A oni grają chyba dla publiki... Czy dla siebie? Oryginał ...ta dam...




In this moment

No i cover. Odkryty przeze mnie niedawno, ale bardzo mi się spodobał. Nie znam kapeli In This Moment, ale widzę, że jeśli Tom York chciał uchodzić za dziwaka i świra, to na tle tego zespołu wypada blado i wymoczkowato. Może i  świr, ale gorszego sortu. Co wiem o kapeli In This Moment?Ano, że są z USA,  grają heavy metal i dobrze sobie radzą. Mają pomysły na szokowanie wyglądem i dobrą wokalistkę z cykliniarką do podłogi w głosie. Kilka płyt do posłuchania. Nie znam dyskografii, ale to i nie moja nuta do końca. Jednak coverem jestem zachwycona. Bardzo dobry pomysł, świetnie położone akcenty. Gitarowa ściana zrobiła swoje. Cover jest bonusem (numer 13 na płycie) w japońskiej wersji albumu "Ritual" z 2017 roku. Na płycie jeszcze 1 cover- Phila Collinsa "In The Air Tonight"- dobry.




12. CALIFORNIA DREAMIN-THE MAMAS AND THE PAPAS/ DIANA CRALL.


W tym roku chyba podróże nie są nam pisane, z powodu mikro gnojka z koroną, który zdemolował Europę i nie tylko, ale o Kalifornii zawsze pomarzyć można. Kwartet The Mamas and The Papas nagrał piosenkę właśnie o takim przyziemnym marzeniu w pewien zimowy, zachmurzony dzień w 1965 roku i umieścił ją na płycie "If you can belive in your eyes and ears" wydanej wiosną roku 66, czyli milion lat przed naszą erą. Piosenka od razu wpada w ucho, ma łatwą, piękną melodię i jest doskonale zaśpiewana ze specyficznym podziałem na część męską i żeńską. Dzieci Kwiaty, pokój i miłość, wszyscy grzeczni i kolorowi niczym 2 Keny i 2 Barbie, z tym, że jedna poza wymiarem. Jedyny problem to zachmurzone niebo, zbrązowiałe liście i zimny kościół, w którym lubi przebywać pastor. No i jakieś niedomówienie, które jest niczym w porównaniu z tym lazurem w Kalifornii... Chyba każdy zna tę piosenkę. Zresztą doczekała się wieli coverów. Ale o tym za moment. Dla przypomnienia oryginał:



Swoje wersje tego utworu zaśpiewał między innymi Hose Feliciano, R.E.M, Beach Boys czy Sia (bardzo dobry), ale ja wybrałam nieco jazzującą wersję pani Diany Crall. Niezwykle utytułowanej kobiety, przezdolnej i szanowanej na całym świecie, z pochodzenia Kanadyjki, z wyboru Amerykanki. Jej wersja nadała tej prostej piosence zupełnie innego znaczenia, szlachetnego szlifu i głębi. Słuchając jej interpretacji tego utworu, mam wrażenie, że ta tęsknota jest naprawdę czymś poważnym, a Kalifornia praktycznie nie do osiągnięcia. Diana Crall nagrała singla z tym kawałkiem we wrześniu roku 2014 i to on rozpoczyna jej długogrający album "Wallflower". Tę wersję usłyszałam kiedyś w programie Trzecim PR i jak do tej pory, moim zdaniem nie powstała lepsza.

Diana Crall




11. A WHITER SHADE OF PALE- PROCOL HARUM/ANNIE LENNOX


Klasyk klasyków. Dosłownie i w przenośni, bo nuta pożyczona od samego Jana Sebastiana Bacha (Aria na strunie G). Pierwszy singiel tych Brytyjczyków i od razu strzał w dychę. Do dzisiaj, gdy słyszę Procol Harum skojarzenie mam jasne i błyskawiczne- A Whiter Shade of Pale. Utwór nagrany w 1967 roku i niestety największy sukces kapeli. Nigdy później nie nagrali już nic tak spektakularnego. Zawojowali nim Europę, Kanadę i USA. Podobało się, bo nie mogło się nie podobać. Dobry aranż, ciekawy tekst, niezły rockowy wokalista. Piosenka znalazła się na 57 miejscu listy 500 najważniejszych utworów wszech czasów ogłoszonej przez magazyn Rolling Stones. Dla mnie evergreen .



Oczywiście podobnie jak California Dreamin i ta piosenka również doczekała się olbrzymiej ilości coverów, ale ja największy sentyment mam do wersji Annie Lennox umieszczonej na płycie Medusa z 1995 roku. Ten album  zawiera same nowe wersje starych piosenek, przeróżnych wokalistów by Annie. Bardzo lubię.
 Wzrusza mnie ta wersja bieli w odcieniu bladości. Jest taka smutna, nostalgiczna i melancholijna. Dopieszczona do granic. Piękna po prostu. Teledysk niby cyrkowy, ale cyrk tam raczej tragiczny. Annie w pewnym momencie wampiryczna, chociaż w tym misiu takim. Zresztą ona ma w sobie coś z bladolicej wampirzycy. Generalnie u mnie na miejscu 11. No i fajnie.

Annie... piękna jak zawsze.



10. TAINTED LOVE- GLORIA JONES/ SOFT CELL

Gdy pierwszy raz usłyszałam wersję wykonaną przez tę artystkę, w ogóle nie miałam skojarzenia z duetem Soft Cell, ale z zupełnie inna kapelą z lat 80-tych, a mianowicie Five Young Canibals. (Tak, najpierw usłyszałam cover, a potem ...długo potem, oryginał). Początek jest identyczny jak w piosence Good Things. IDENTYCZNY!!! A jednak cały utwór Canibalsów poszedł w zupełnie innym kierunku, właściwie raczej stanął w miejscu, bo nic więcej oprócz pożyczki od pani Glorii tam się nie wydarzyło. Jakoś nigdy nie darzyłam sympatią tej kapeli.
Piosenka "Tainted love" to strona B pierwszego singla wydanego przez panią Glorię pt "My Bad's boy coming here", który ukazał się w 1964 roku, czyli kolejne wykopalisko i to głęboko zasypane piaskami czasu, a jednak Almond z kolegą odkopał i nadał tej piosence innych szlifów.
Do posłuchania oryginał, proszę bardzo.



Soft Cell

"Tainted Love" doczekało się kilkudziesięciu coverów!!!! Zaśpiewali ten utwór po swojemu między innymi: Marylin Manson, Pussycat Dolls, Rihanna czy Scorpions, jednak ja najbardziej lubię wersję Soft Cell i właśnie to wykonanie dla mnie to już klasyk. Singiel z tym utworem przyniósł duetowi Almond/ Ball międzynarodową sławę. Wprawdzie chłopaki rok później poszli w zupełnie innych kierunkach, jednak sympatia do Marca Almonda została ze mną na zawsze. Cenię go za całokształt, za odwagę, kreatywność, fantastyczne utwory i wyobraźnię. Polecam płytę "Enchanted". Dzieje się :)
A poniżej "Tainted Love" w wersji z 1981 roku. Almond jako rozwydrzony bachor z Olimpu? Z Rzymu może? Te chrześcijańskie ryby na tunice... Kiedyś to się robiło teledyski, co nie? Oczywiście jest jeszcze bardziej znana wersja z niewidzialnymi pannami, które molestują młodziana, ale chyba wszyscy już widzieli?




9. FIELDS OF GOLD- STING/ EVA CASSIDY


No i co by tu napisać? Przecież wszystko wiadomo!!!!. Cudo po prostu. Sting jest jeden jedyny i na zawsze, a jego kompozycje poruszają każdą nutę." Fields of gold" zwłaszcza. Romantyzm w czystej formie. Oczywiście wcale nie uważam, że wersja, którą chcę porównać do oryginału jest lepsza. W żadnym razie, ale jest inna, a to jest istotne. Przypomnę tylko, że "Fields of Gold" pochodzi z albumu "Ten Summoner's Tales" wydanej w 1993 roku. Mojej ulubionej płyty Stinga. Numer w numer. Całość to arcydzieło.

Dla przypomnienia teledysk, bo przypomnieć zawsze warto.



Eva Cassidy
No i cover nagrany przez panią Evę Cassidy, artystkę odkrytą niestety po jej śmierci, a zmarłą młodo, bo w wieku 33 lat na czerniaka złośliwego w 1996 roku. To, że ta wersja została w ogóle odkryta, to zupełny przypadek. Już po jej śmierci zrobiono kompilację utworów nagranych na jej 3 płytach i przeszłaby bez echa, ale znalazł się jeden koleś w radiu BBC 2, który w 1998 roku odkrył tę płytę i zaprezentował ją szerszej publiczności. No i zaiskrzyło. Jej wariant "Fields of Gold" w 2001 roku znalazł się na pierwszych miejscach list przebojów w Wielkiej Brytanii. Podobno Sting, gdy usłyszał tę wersję płakał jak dziecko. Czemu ja się wcale nie dziwię, bo wykonanie jest piękne, wzruszające i jakże inne od  oryginału, a o to właśnie chodzi w coverach, prawda?



8. RUNNING UP THAT HILL- KATE BUSH/PLACEBO

Kasia Krzaczek i jej wielki przebój "Running Up That hill". Wybitna artystka, kompozytorka, tekściarka, tancerka, producentka... Kobieta renesansu po prostu, a w dodatku jak bardzo piękna i zmysłowa. Prawdziwa czarodziejka. "Running Up That Hill" to pierwszy singiel z płyty "Hounds od Love" wydanej w 1985 roku. Piękne czasy dla muzyki i bardzo dobra płyta pani Kasi. Kawałek dotarł do trzeciego miejsca na listach przebojów w Wielkiej Brytanii. Jakieś pytania? Aha, na teledysku Kasia ma fantastyczne spodnie!!! Ale do takich spodni trzeba mieć idealną figurę.





I Placebo, kapela odkryta przez samego Davida Bowie i bardzo przez niego wspierana. Bardzo lubię, chociaż nie znam całej dyskografii. Lubię za pazur, emocje i zacięcie, za świetny wokal i charyzmę. Bardzo udany, choć niewielki skład. Ostatnio nic nowego nie nagrywają, a szkoda.
W 2003 roku, w jakiejś przerwie pomiędzy koncertami i nagraniami, postanowili zrobić sobie album z coverami. Słusznie, bo jeśli ktoś ma pomysł na cover, to jak najbardziej powinien się za to zabierać. Nagrali 10 nowych wersji znanych piosenek, między innymi pokusili się o "I Feel You" Depeche Mode, "Johnny And Mary" Roberta Palmera, "20th Century Boy" Marca Bolana i uwaga... "Daddy Cool" Boney M. Nie są to jakieś wybitne covery, ale "Running Up That hill" już jest!!! Przyłożyli się do tej interpretacji i wyszło naprawdę świetnie. Brian Molko potraktował tekst bardzo osobiście i pewnie dlatego tak bardzo się udało. Moim zdaniem bardzo udany cover. Równie dobrze brzmi na koncertach. Kasia powinna być dumna. Mam nadzieję, że jest.



7. PERFECT DAY- LOU REED/DURAN DURAN.


Lou Reed czyli trochę wcześniejsze niż Placebo, odkrycie Davida Bowie...U Polsce mało znany, praktycznie nie grany. Przynajmniej ja nie kojarzę, z małymi wyjątkami, chociaż udało mu się dać koncert w naszym kraju... Jeden w 2008 roku. Lou Reed, uznany za jednego  najlepszych gitarzystów świata, niestety zmarł w wieku 71 lat po nieudanym przeszczepie wątroby. Piosenka o której dzisiaj piszę, pochodzi z jednego z najbardziej znanych albumów Reeda, "Transformers" z 1972 roku, gdzie producentami byli: Bowie, który zmarł... na raka wątroby... oraz gitarzysta Mick Ronson, który także zmarł... na raka wątroby. WTF??? Horror jakiś. Ale wracamy do utworu, czyli do jednego z najbardziej rozpoznawalnego kawałka Lou Reeda, a mianowicie "Perfect Day". Fajna piosenka o idealnie spędzonym dniu z ukochaną osobą. Proste życie bywa czymś najbardziej pożądanym, ale chyba nie wszyscy to doceniają.



"Perfect Day" doczekał się bardziej znanego coveru niż ten mój należący do Duran Duran, bo w 97 roku ówczesne gwiazdy nagrały ten utwór w szczytnym celu dla dzieciaków. Swojego głosu użyczyli i Lou Reed i Bowie i Elton John i Susan Vega i nie pamiętam kto jeszcze. Wyszło ładnie, ale wolę cover Duranowy (he, he). Zresztą sam Reed powiedział, że to jest najlepiej wykonany cover tej piosenki. A Durani wykonali go z myślą o płycie pt" Thank You" pełnym... coverów, w hołdzie artystom, którzy mieli wpływ na ich muzykę i życie. Singiel z "Perfect Day" ukazał się w marcu 1995 roku, a brzmi tak jak poniżej... Ładnie po prostu, szlachetnie i ciepło i co najważniejsze- inaczej niż wersja Reeda.
 Oh, it's such a perfect day
I'm glad I spent it with you
Oh, such a perfect day
You just keep me hanging on
Aha, Durani popełnili jeszcze jeden cover Lou Reeda pt "Lay lady lay, ale to już zupełnie inna piosenka :)




6. BEHIND BLUE EYES-THE WHO/ LIMP BIZKIT

The Who to stara gwardia, prawdziwe dinozaury i jedna z najważniejszych kapel lat 60 i 70 z Wysp Brytyjskich obok Batlesów i Rolling Stonesów. No nie wiem. Wątpię raczej. W życiu ich popularności nie porównałabym do Betlasów czy Stonesów. Nigdy, ale ludzie tak piszą. Może na początku, ale później? Nie moja to była fala, ale kilka utworów znam, bo kto nie słyszał "My Generation" albo " Behind blue eyes" właśnie? Piękna ballada z albumu "Who's Next" z 1971 roku. Zaśpiewana bardzo w stylu lat 70-tych z piękną gitarą i chórkami. Fajnie, ale jakby pachnie myszką. Mocno. To już naprawdę stara mysz. Ps. Znam jeszcze jeden kawałek  The Who i to tylko dlatego, że moje Durany zrobili swoja wersję tej piosenki. Magic Bus... no tam się musiało dziać :) W tym autobusie znaczy ...🚌🚌🚌





Za nową, współczesną aranżację tej piosenki zabrali się chłopaki z Limp Bizkit, Amerykanie z armadą gitar i kopem, że hej. Wokalista ma na klacie Presleya i Cobaina, czyli dobrze, dobrze, ale przyznam szczerze, że nie słucham tego typu muzyki, chociaż byłam na koncercie tej kapeli 27 sierpnia 2017 roku we Wrocławiu. Chłopaki z Limp Bizkitz byli supportem przed występem Rammstein na festiwalu Capital of Rock. I choć ich muza szarpała mi nerwy, zrobili na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Byli wyluzowani i zabawni, rozruszali publikę na maxa. Czuć było dystans do tego co robią, a takie rzeczy lubię. To tak zwane sceniczne fisie.
Wracając do "Behind Blue Eyes" kapela nagrała ten cover w 2003 roku i umieścili go na płycie "Results May Vary" na pozycji 15. Pewnie nie zwróciłabym uwagi na ten utwór, gdyby nie film "Gothika", na którym śmiertelnie się wystraszyłam. Podobał mi się film i podobała mi się ta piosenka, która zakończyła fabułę. Jeżeli horrory, to właśnie takie :) Zespół do teledysku zaprosił Halle Berry, grającą główną rolę w filmie. Fajnie. Brawa. A sam cover szlachetny, nowoczesny i z mocą. Wokalista rewelka!!!




5. WICKET GAME- CHRIS IZAAK/URSINE VULPINE ft. ANNACA


Taki Krzysio... 

 W roku 1989 Chris Izaak nagrał płytę pt "Heart Shapend World" i pewnie niewiele osób by o niej usłyszało, gdyby rok później niejaki David Lynch, reżyser moim zdaniem porządnie stuknięty, nie pożyczył sobie do filmu "Dzikość serca" piosenki z tejże płyty pt. Wicket game". I poszły konie po betonie. Film okazał się wyrzutnią rakietową dla tego kawałka, a tym samym dla samego Chisa Izaaka. Teledysk tylko pogłębił zainteresowanie artystą, bo półnaga Helena Christensen z przystojnym kowboyem na plaży robią to samo na plaży co David Bowie z Małą Chińską Dziewczynką :) ... I ta hawajska gitarra...Cud miód. Kolejny evergreen. A film "Dzikośc serca" jaki jest, każdy widział. Lubię i pamiętam jakie skrajne emocje we mnie wzbudzał w kinie. -"Bardzo was przepraszam panowie, że nazwałem was homoseksualistami"... Faggots? Naprawdę? Lałam.

Poniżej wersja z Heleną

 


 





No i cover, jakże piękny i przemyślany autorstwa młodych ludzi bardzo. Wcale nie ma dużo informacji o Ursine Vulpine i wokalistce Annace, ale poszperałam i okazało się, że pod pseudonimem Ursine Vulpine jest niejaki Frederick Lloyd, młody reżyser, twórca teledysków, kompozytor i autor zajawek do filmów. Między innymi do ostatniego trailera "Gwiezdnych Wojen".
Natomiast Anneca jest wokalistką i tekściarką. Nic o niej nie wiem, oprócz tego, że jest Brytyjką i świetnie śpiewa. Można ją znaleźć na Facebooku-https://www.facebook.com/pg/annacamusic/about/?ref=page_internal. Razem z Frederickiem tworzą niezły tandem.
Ten cover można było usłyszeć ostatnio w TV oglądając reklamę Alfy Romeo. Zabrzmiał zacnie i zwrócił moją uwagę. Ma rozmach, przepych, wielką przestrzeń i jest doskonale zrealizowany. Mnie powalił. Gitary hawajskiej na szczęście brak.
Brawa dla tych młodych ludzi za takie podejście do tematu. Aha, oczywiście "Wicket Game" ma także sporo wersji, w tym dosyć dobry cover grupy HIM, ale z czym do ludzi? Z widelcem po zupę?




4. SOUND OF SILENCE- SIMON AND GARFUNKEL/DISTURBED.



"Sound of Silence" czyli taki mały oxymoron, który po ponad 50 latach jest nadal bardzo ważnym, aktualnym utworem, o czym mogliśmy się przekonać rok temu, po zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Abramowicza. Piosenkę napisał Paul Simon mając zaledwie 21 lat, w ciemnej łazience, aby jak twierdził "móc się lepiej skoncentrować". Jak widać wyszła mu ta koncentracja tylko na zdrowie, bo piosenka okazała się jedną z najważniejszych w rankingu magazynu The Rolling Stones z 2004 roku i na 500 miejsc, znalazła się 157 pozycji. Art Garfunkel zapytany o czym jest ten utwór, stwierdził, że jest to "piosenka o niezdolności ludzi do komunikowania się ze sobą, szczególnie w wymiarze emocjonalnym. To piosenka o ludziach wokół, którzy nie potrafią kochać siebie nawzajem." Skoro taki przekaz był w roku 1964, to co teraz mamy powiedzieć??? Co tu dużo gadać, świat zszedł na psy, chociaż psy to fantastyczne stworzenia, więc może lepiej napisać, że świat stał się tak bardzo nieludzki, że aż ludzki, w najgorszym tego słowa rozumieniu. Nie jest dobrze. Może pandemia nauczy nas trochę rozumu? Zobaczymy. Póki co, ostatnia zwrotka nadal jest aktualna. Bardzo.
 Sound of Silence, nagrany w 1964 roku.



No i cover amerykańskiej kapeli z Chicago, Disturbed. Utwór nagrali w 2015 roku i umieścili na płycie "Immortalized" na pozycji 11. Trzeba przyznać, że zabrali się za swoją wersję tej piosenki bardzo profesjonalnie. Doskonale rozłożyli napięcie w tym utworze. Buduje się niczym odwrócona piramida, z lekkiego, ciepłego wokalu, aż po krzyk rozpaczy. Wielkie ukłony dla wokalisty Davida Draimana, który ma w gardle takiego powera, że majtki spadają. Do tego genialna, mocna, symfoniczna aranżacja- to robi wrażenie. 28 marca 2016 roku, zespół wystąpił podczas Talk Showu "Conan", gdzie na żywo wykonali "Sound Of Silence". Sam Paul Simon pogratulował zespołowi tego krótkiego show, był zachwycony  wykonaniem, jego mocą i oryginalnością. Zarejestrowany występ z tego programu na youtube ma prawie 105 milionów wyświetleń. Dodam tylko, że oryginalny teledysk na tym samym kanale ma tych wyświetleń prawie 600 milionów. To robi wrażenie.  Nie jestem pewna, czy ten cover w Polsce cieszyłby się tak wielką popularnością, gdyby nie pomysł z wykorzystaniem właśnie wersji Disturbed, by zaprotestować przeciwko temu, co stało się w Gdańsku podczas finału Wielkiej Orkiestry Swiątecznej Pomocy. Jakby nie patrzył, ta piosenka ma wielką moc, jest ponadczasowa i niestety chyba jeszcze długo będzie aktualna. Obym się myliła.




3. DREAM ON- AEROSMITH/JOSEPH WILLIAM MORGAN



Tak się jakoś złożyło, że większość utworów, które tutaj zamieściłam, to flagowe single z pierwszych, debiutanckich płyt. Tak też jest w przypadku "Dream On" Aerosmith. Dokładnie tak samo- pierwsza płyta o nieskomplikowanym tytule "Aerosmith" i pierwszy singiel "Dream On" wydany w czerwcu 1973 roku. Autorem tej ballady jest Steven Tayler- wokalista. Uważam, że jak na tak młodego wtedy, bo 25 chłopaka, to bardzo udana kompozycja i niegłupi tekst. Kawałek znany do dzisiaj i dosyć popularny. Gdy słyszę Aerosmith mam skojarzenie właśnie z tą piosenką, a nie z hitami z Armagedonu. No cóż, tak mam.
Bardzo fajnie tę piosenkę wykonali w 2016 roku Miley Cyrus, Alicia Keys, Adam Levine i Blake Shelton podczas występu The Voice of America. Polecam, a póki co oryginał:





No i cover. Podobnie jak w przypadku Ursine Lupine, tak tutaj podobna sytuacja. Młodzi ludzie, niespecjalnie znani, którzy postanowili zrobić nowe wersje starych, dobrych piosenek. Zrobili ich sporo, ale mnie najbardziej podoba się ich wersja "Dream On" właśnie. Joseph William Morgan to duet stworzony przez dwóch sympatycznych chłopaków- Hose Villanueva i Matthew Morgana. Robią muzykę do filmów i ich zajawek. Moim zdaniem bardzo dobrze im idzie. W 2016 roku wydali album "Recover" z 6 utworami między innymi "Enjoy The Silence" Depeche Mode oraz "Time after Time" Cindy Lauper. Dobre, ale nie wybitne. Natomiast Dream On wybitne w moim odczuciu  jest. Znowu przestrzeń, świetne akcenty, fajny wokal. Kocham takie aranżacje. Wersja odleciana i w przenośni i dosłownie. Ze zwykłej, melodyjnej balladki zrobili coś naprawdę kunsztownego. Bardzo, bardzo mi się ta wersja podoba, chociaż trafiłam na nią zupełnie przypadkiem. No cóż, tak widocznie być musiało. U mnie na pudle. Miejsce 3. Dream On.








2. NATURE BOY-NAT KING COLE/MASSIVE ATTACK-DAVID BOWIE.


Nat King Cole to prawdziwy czarodziej. Jego wokal był ciepły, ujmujący, głęboki, a barwa po prostu zachwycała. Mam wielki sentyment do jego piosenek, rozczulają mnie i wprowadzają w cudowny nastrój. Od jakiegoś czasu miewam zajawki na starych, amerykańskich piosenkarzy i słucham sobie właśnie Nat King Cole, Franka Sinatrę, Andy'ego Williamsa czy Barryego Manillowa, chociaż ten ostatni jest jakby z innego pokolenia. Brzmią te piosenki nieprawdopodobnie. Może kiedyś napiszę posta o tych starych magikach wokalu? Zobaczymy.
A póki co," Nature Boy". Piosenka napisana w 1947 roku, a wydana na płycie rok później, w marcu 1948 roku.Wersja Nat King Cole jest taka jak jego śpiewanie- prosta, melodyjna, elegancka i z prostym przesłaniem - "Najwspanialsza rzecz, jakiej się nauczysz to kochać i być kochanym z wzajemnością..." ale o tym za moment.




No i Bowie z chłopakami z Massive Attack. Ich cover jest tak odległy od oryginału, że musiał znaleźć się tak wysoko na podium. Poza tym ta wersja została wykorzystana w moim ukochanym filmie "Moulin Rogue". Ten musicall  to właściwie same covery :). Kilka wybitnych (Roxanne, Your Song, Lady Marmolade). W ogóle kocham ścieżkę dźwiękową z tego filmu. Całą. Wracając do Bowiego i Massive Attack. Reżyser Moulin Rogue zaproponował chłopakom z Bristolu współpracę przy muzyce do Moulin Rogue, ale oni nie byli zainteresowani musicallem i twierdzili, że to zdecydowanie nie ich bajka. Jednak reżyser użył asa w rękawie w postaci Davida Bowie (znowu), a jemu już się oprzeć nie umieli. Piosenkę do filmu wybrał Bowie i on nagrał swój wokal w studiu w Nowym Yorku, a następnie wysłał swoją wersję do studia w Wielkiej Brytanii, gdzie chłopcy z Massive mieli dograć resztę. Wszelkie dyskusje o tym, w którym kierunku ma pójść ten utwór były ustalane elektronicznie. A kierunek tego coveru jest zdecydowanie dziwaczny, zapętlony, porwany. Słychać tam harfy, poszarpane dźwięki i przedziwny wokal Bowiego. Sam wokalista nazwał tę wersję obskurną i tajemniczą i zgadzam się z nim absolutnie.
Wrócę jeszcze do ostatniego wersu tej piosenki, którą jako motto wybrali sobie przedstawiciele paryskiej bohemy w filmie Moulin Rogue- jakże proste i jakże prawdziwe... "Stand your ground for freedom, beauty, truth & love". Po to warto żyć. Zakończę słowami Ewana Mc Gregora.... https://www.youtube.com/watch?v=5iC7_1e0IBI
I tego kochani Wam życzę- kochać i być kochanym.







1. JESZCZE W ZIELONE GRAMY-WOJCIECH MŁYNARSKI/DARIA ZAWIAŁOW



Wojciech Młynarski- geniusz słowa polskiego!!!!Wybitny tekściarz, tłumacz, satyryk i bardzo bystry obserwator polskiej rzeczywistości. Jego teksty zawsze trafiały w punkt. Były zabawne, liryczne, inteligentne i przede wszystkim były o czymś!!!! Nikt tak jak pan Wojciech nie operował słowem polskim, porównaniami, anegdotą, humorem. Młynarski był jedyny w swoim rodzaju i bardzo, bardzo go brakuje.
Piosenka "Jeszcze w zielone gramy" została napisana w 1989 roku, czyli w momencie, gdy pan Wojciech zbliżał się do 50-tki i w moim odczuciu jest to genialny protest song dający nadzieję ludziom, którym się wydaje, że po 50-tce to tylko kaplica i nic nas już nie czeka. Piosenka ma absolutnie wyśmienity, nieprzeciętny i bezkonkurencyjny tekst. Po prostu REWELACYJNY!!!! Niestety nikt już nie pisze takich utworów, a ostatnimi idolami mas we współczesnej Polsce są goście, którzy coś naskrobali o oczach zielonych i majteczkach w kropeczki. Upadł świat na głowę z wysokiej drabiny. Nie wiem czy powstanie. Ale  ja o panu Wojciechu pamiętam i zawsze chętnie wracam do jego piosenek, a jest ich ponad... 2 tysiące. Poniżej "Jeszcze w Zielone Gramy". Na pożegnanie swoją wersję tej piosenki, zagrał zespół Raz, Dwa, Trzy na pogrzebie tego wybitnego tekściarza. Dzięki niemu "jeszcze nie, długo nie....  "






No i numer jeden na mojej liście- Daria Zawiałow i jej wersja "Jeszcze w Zielone Gramy" nagrana w grudniu 2017 roku i wieńcząca zakończenie filmu pt ."Plan B".
Daria Zawiałow to młoda artystka, ale doskonale wie czego chce i ma na siebie pomysł. Bardzo cenię jej utwory i nerw zawodowy. Takiej blondyny jeszcze na scenie nie mieliśmy i jak dla mnie jest to objawienie. Mało tego, że jest swoistym samograjem, to jeszcze ma olbrzymi potencjał, świetny wokal i jej piosenki są tak jak w przypadku pana Młynarskiego -o czymś. Napisać dobry, sensowny tekst po polsku nie jest tak łatwo, a ona robi to za każdym razem perfekcyjnie. Podoba mi się ta dziewczyna i życzę jej jak najlepiej.
A wracając do coveru, to jest tak daleki od oryginału, jak chyba jeszcze żaden wcześniej na tej liście (no pomijam Nature Boy, bo tam też jazda konna z galopem). Znakomita aranżacja, ZNAKOMITA po prostu. Przemyślana, dopieszczona, szlachetna. Te męskie chórki w tle, genialne!Słyszałam inne wersje tej piosenki i NIKT nie wpadł na tak znakomity pomysł jak Daria i jej muzycy. Piosenka nabrała nowego sznytu, nowej jakości, zupełnie innego wymiaru. Pięknie zaśpiewana. Wydawać by się mogło, że ten tekst w ustach tak młodej osoby będzie brzmiał fałszywie i infantylnie, ale nic bardziej mylnego. Prawda, sama prawda  w tej interpretacji!!!!!Brawa na stojąco!!! BRAWA NA STOJACO!!!!
Ten wariant musiał znaleźć się u mnie na miejscu pierwszym. Nie było innego kandydata od samego początku. Nowa wersja jeszcze żadnej piosenki tak bardzo mi nie siedziała i nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Daria, jesteś wielka. Zrób płytę z coverami, a co tam...Przecież każdy takie robi, jak widać powyżej :)

..."Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy
Jeszcze się spełnią nasze piękne dni, marzenia plany
Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją
Jeszcze w zielone gramy, choć skroń niejedna siwa
Jeszcze sól będzie mądra a oliwa sprawiedliwa
Różne drogi nas prowadzą, lecz ta, która w przepaść mknie
Jeszcze nie, długo nie...."

Prawda, jakie proste i jakie mądre? 




Pisałam tego posta ponad tydzień i trochę mnie już nadgarstek boli, ale wyszukiwanie tych coverów i ustawianie ich w rządku sprawiło mi  absolutnie wielką frajdę. Z chęcią powspominałam i mam nadzieję, że post się spodoba. Oczywiście jest jeszcze milion coverów, które cenię, ale to może innym razem, bo nigdy nie skończę. Pozdrawiam  i dbajcie o siebie.... 

4 komentarze:

  1. El, jak zawsze świetnie mi się czytało i z przyjemnością posłuchało !
    W sumie bardzo lubię covery, ale na przestrzeni lat zauważyłam u siebie jedną rzecz... covery wysłucham raz, dwa - jednak zawsze wracam i sięgam do oryginałów. To jak sięgać do historii... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja lubię te nowe covery, mam je pościągane i słucham. Zwłaszcza Darii Zawiałow :)A poza tym dziękuję :)

      Usuń
  2. Świetnie jest ten artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę,że w zakładce Muzyka, znajdzie Pani jeszcze kilka fajnych postów: Back to the future część I ballady i część II grzałki, 6x6 czyli przyjemny zapach siarki, piosenki filmowe, Le Bońskie duety. Prosze poszperać, może coś się pani jeszcze spodoba. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń