środa, 5 grudnia 2018

TOP 15- piękne, ale zapomniane piosenki z lat 80-tych.


Skoro zrobiłam TOP o wampirach, postanowiłam pójść za ciosem i przypomnieć piękne, ale moim zdaniem zapomniane utwory z lat 80-tych. Mam ich w głowie całe mnóstwo, więc ta 15-tka, to nawet nie jest procent z tego, co chciałabym przypomnieć sobie i Wam, ale nie mam już specjalnie czasu, bo zaraz lecimy na krótkie wakacje, więc na szybko, co mi tylko do głowy wpadło.
Już kiedyś pisałam, że lata 80-te są traktowane bardzo jednowymiarowo- kicz, kolorowe szmatki, chłopaki z tlenionymi włosami, proste rytmy, albo pierze z usteczkami w błyszczykach... Generalnie nic specjalnego.
 No to ja udowodnię, że to były lata bardzo specjalne i muzycznie wartościowe.
Mam nadzieję, że choć trochę odczaruje ten mit i przypomnę lub w ogóle posłuchacie po raz pierwszy fantastycznych kawałków, mocno, ale to mocno zakurzonych i zapomnianych. Do roboty. Aha, żeby posłuchać tych wszystkich fajnych utworów, wyłącznie muzę z tła.

Oczywiście zaczynam od końca.




15. FASHION- YOU IN THE NIGHT. 1984.

Fashion to naprawdę bardzo mało znana kapela w Polsce. Praktycznie nigdzie nie grana, oprócz audycji Tomka Beksińskiego pt. "Romantycy Muzyki Rockowej", w której przedstawiał lata temu ten utwór, (chociaż byłam przekonana, że w "Wieczorze Płytowym" puścił cały album pt. "Twilight of Idols", ale sprawdziłam i NIE!!!! Jak to, to skąd ja znam cała płytę?. Musiałam chyba prosić o nagranie na kasetę całości. Wprawdzie mnie nie powaliło, ale kilka utworów jest wyśmienitych. Link do płyty tutaj https://www.youtube.com/watch?v=52T2aQmJl6c).

 Od tego czasu kawałek  kawałek "You in the night", który za chwilę przedstawię, nie dał o sobie zapomnieć. Płyta "Twilight of Idols", to 3 album tej grupy wydany w 1984 roku i właściwie ostatni w latach 80-tych. Muzycy z korzeniami punkowymi, nagrali płytę w stylu new romantic... A potem porozłazili się po kątach, robili swoje projekty. Słuch zaginął. Szkoda.

 Nie wiem czy rozgłośnie w UK jeszcze ich grają, jestem tego bardzo ciekawa. U nas NIC!!! Nawet w muzycznych stacjach telewizyjnych, gdzie czasami pojawiają się jakieś kwiatki z wykopalisk- NIC. Chyba, że ja nie widziałam, to dajcie mi proszę znaka. Zresztą podejrzewam, że nawet nie istnieje teledysk do tego utworu, chociaż był singlem.
O samym zespole poczytajcie sobie na Wikipedii, https://en.wikipedia.org/wiki/Fashion_(band).
A ja z prawdziwą przyjemnością przypominam kawałek "You in the night". Pachnie prześcieradłem, ale za to jakim klasycznym!. Krochmalonym!!!!.

 



14. ULTRAVOX. VISION IN BLUE. 1982.


Ta kapela to legenda. Mają na swoim koncie ogromną ilość przebojów. W roku 82 nagrali płytę "Quartet" z fantastycznym "Hymnem", "We came to dance", "Reap the wild Wind" i właśnie z "Vision in Blue". Mam z tym okresem same dobre wspomnienia. Wszystkie single były na Liście Przebojów Programu 3. Kocham całą płytę, ale "Vision in Blue "jest specyficzny, mroczny i pięknie się buduje. No i do tego dobry tekst. Zawsze uważałam, że instrumenty klawiszowe powstały właśnie po to, żeby takie kapele jak Ultravox wydobyły z nich wszystko co najlepsze. Za każdym razem (no może do U-Voxu ) zespół tworzył muzykę z najwyższej półki. Został klasykiem gatunku. Kapela nie do zapomnienia. Polecam.





13. JONES. HIDE AND SEEK. 1984.

Kto pamięta Howarda Jonesa? Bardzo sympatyczny chłopak, doskonały kompozytor i muzyk, chociaż nie do końca świetny wokalista, ale ja się nie czepiam. Utwór, który chce przypomnieć, jest z jego pierwszej, przebojowej płyty "Human's Leb", naprawdę nafaszerowanej singlami, jak dobra kaczka jabłkami. Oczywiście najważniejszy to "What is love" puszczany często w muzycznych telewizjach jako "Goldie but oldie.", ale także "New Song" czy "Pearl in the shell" .
Płyta cała do posłuchania. CAŁA! Ale ten numer ma w sobie coś niesamowitego i zamierzchłego, pomimo tych syntezatorów. To piosenka o narodzinach wszystkiego, o tym, że z pierwotnego bytu powstała cała reszta, razem z naszą teraźniejszością i jej problemami, chociaż w ustach wokalisty popowego, to pewnie dla niektórych banał. Dla mnie nie. Doceniam, lubię i warto przypomnieć.
 Bo wiecie, był taki czas, kiedy z jednej płyty wybierano 6 singli. Teraz do jednego singla, dopisuje się całą płytę. Zal.(Tośka zeżarła kabel od starej klawiatury, a nowa nie nanosi dużego ż.)




12. YAZOO. WINTER KILLS.1982.



Ten kawałek to jest w ogóle ewenement nie tylko na płycie Upstrairs at Eric's, nie tylko w  dyskografii Yazoo, ale także w całym dorobku Vince Clarke'a. Jakieś cudo :) Na tym przebojowym  krążku, po całej masie sympatycznych, skocznych pioseneczek, zaaranżowanych  bardzo dyskotekowo, na miejscu 10-tym pojawia się tenże utwór i zamiata całą resztę, jako niewiele znaczącą i niewiele wnoszącą. Jasne, tam jest też "Don't go", który co jakiś czas wypływa na powierzchnię i jest nowym natchnieniem dla kolejnego pokolenia i na moje ucho nie zestarzał się specjalnie, ale reszta? No cóż,  można nie wiedzieć czyje to jest, ale bit w "Don't go" rozpoznaje się od razu.
 U Eryka na pietrze jest lekko, łatwo i przyjemnie... Gdyby nie ta Zima. Lubię, chociaż zabija. Plus doskonały wokal Alison Moyet. DOSKONAŁY!

 



 

11. CLAIRE HAMILL. MOON IS THE POWERFUL LOVERS. 1984.

Właściwie niewiele wiem o tej wokalistce i nie znam jej dorobku, ale ten jeden utwór zapadł mi w pamięć na zawsze. Ktoś, gdzieś, kiedyś  przyniósł ten singiel do Trójki, a zaraz potem piosenka trafiła na Listę Przebojów. Zabrnęła nasza panna Claire na miejsce 19!!! Super, jak na artystkę kompletnie nieznaną i niszową (mam takie odczucie). 8 tygodni na LP3 i zdążyłam zapamiętać, bo ten kawałek jest wyjęty jakby z innej epoki, przedziwny i przejmujący. W ogóle do lat 80-tych nie pasuje, a jednak wtedy powstał. W ogóle nie pasuje do żadnej dekady.
 Proszę państwa rozpoczynający płytę Touchpaper- "The Moon is the powerful lovers". CZAD!!!



10. TOTO. I WON'T  HOLD YOU BACK. 1982


Kapela o wielu wokalistach i wielu przebojach. Często słucham ich "The Best of" i naprawdę numer w numer hiciory. Niezwykle płodni i zdolni muzycy. W Polsce znani przede wszystkim z hitów pt. "Africa" (po prawie 40 latach nie mogę już słuchać niestety), "Rosanna" (kawałek zadedykowany aktorce Rossanie Arquette- ktoś kojarzy? Ostatni raz kiedy ją widziałam, to był film "Jak ugryźć 10 milionów, lata temu.), "I'll be over you" czy "Pamela".
Ich najlepsza, najbardziej rozpoznawalna płyta to "TOTO IV", którą uwielbiam. (no poza Africą jak już wspomniałam) i wracam do niej z wielką chęcią. Moim faworytem od lat jest "I wan't hold you back" . Piękna melodia, romantyczny tekst o rozstaniu i żalu po tymże i FANTASTYCZNA solówka na gitarze.
Absolutnie zasługuje na swoje miejsce w tej dziesiątce. Kocham kawałek od pierwszego usłyszenia.

Do posłuchania wersja koncertowa. Absolutnie genialna.



9. THE EXPRESSION. TOTAL ECLIPSE. 1983.



 Australijczycy z Sydney, ale kapela kompletnie nieznana i zapomniana. Znowu. Ja sama nie znam specjalnie tego zespołu. Napiszę więcej, przypomniałam sobie o tej kapeli dopiero 10 lat temu, chociaż wcześniej musiałam ją słyszeć, ale zapomniałam!!! Na amen!!!
Na ruszcie dzisiaj "Total Eclipse" z roku 1983 pochodzący z płyty o nazwie The Expression. Po prostu. "Total Eclipse" to świetna,wakacyjna piosenka, jasna w przesłaniu z piękną melodią. Oczywiście, że się zestarzała, ale całość jako kompozycja jest rewelacyjna. The Expression ciężko mieli nawet u siebie w Australii. Kariera światowa nie wchodziła w grę. Byli właściwie bez szans najmniejszych na powodzenie. To nie INXS, ani Midnight Oil. Pierwsza płyta i generalnie przedostatnia. To może podciąć skrzydła.
Utwór, który chcę przypomnieć w samej Australii nie przekroczył 50-tego miejsca na listach przebojów. Ale kogo to obchodzi? U mnie na miejscu 9-tym... Bo właściwie dlaczego nie? Cudna Australia, fajne chłopaki i to zaćmienie... Właśnie przywróciłam tę kapelę światu. Małemu, bo tylko czytelnikom tego bloga, ale i tak się cieszę.





8. FIAT LUX. SECRET. 1984.


Kompletnie, ale to kompletnie nieznana grupa.(znowu) W Polsce??? Echo po lesie niesie. Nie zna nikt. Kilka osób na palcach jednej ręki pewnie, a jednym z tych palców jestem ja (i pewnie moja stara znajoma Ciamajda). Nawet nie wiem, gdzie ja tę kapele usłyszałam? Nie mam pojęcia. W Trójce chyba nie. Ale nie będę się kłócić. Najprawdopodobniej w Radiu Luxemburg. Słuchałam pasjami, chociaż było niemiłosiernie zagłuszane przez ówczesną władzę.
Kapela jak wiele innych na początku lat 80tych -syntezatory, dobre pomysły i entuzjazm, ale zabrakło zaplecza. Jedna, jedyna płyta "Hired History", a na tej płycie ta perełka. Proste to to, i muzyka i tekst, ale jakie urocze... Zresztą mam "Secret" w tle na tym blogu. Kto ma szczęście ten trafia. Odnalezione w internecie, na youtube (dobrze, że ludzie wrzucili). Słaba jakość, ale jak ktoś zechce, znajdzie lepszą.

A link do całego albumu tutaj https://www.youtube.com/watch?v=1BuGk_30ylc





7. TUXEDOMOON. IN A MANNER OF SPEAKING. 1984.


To aż dziwne, że to nie Brytyjczycy, tylko Amerykanie popełnili ten kawałek. Oczywiście znowu kapela dziewicza na polskim rynku. Utwór wylansował Martin Gore, mózg i dusza zespołu Depeche Mode w 1989 roku. Wtedy ta piosenka zabłysnęła w nowej odsłonie, a wcześniej gdzieś tam, coś tam....właściwie nic. Lubię Martina najbardziej ze wszystkich członków DM i zaciekawił mnie wykonawca oryginału...Poszukałam i poległam.
Ta kompozycja ma też jeszcze inny sympatyczny cover w stylu bossanovy w wykonaniu Nouvelle Vague, ale uważam, że ten lekko nawiedzony i psychodeliczny pierwowzór jest najlepszy. NAJLEPSZY i ponadczasowy przez swoją surowość i jasne przesłanie.


"Daj mi te kilka słów, które nic nie mówią, a tak wiele znaczą. Daj mi te kilka słów, które znaczą wszystko. Daj mi te kilka słów, które nic nie mówią, a znaczą wszystko" I jakby wszystko w temacie 💔
Dziwaczna to kapela, pozlepiana z performerów, aktorów i muzyków... i jak wspomniałam niestety  zapomniana, ale numer ponadczasowy. Zwłaszcza w oryginale. Polecam, bo u mnie wysoko.



6. TEARS FOR FEARS. MEMORIES FADE. 1983.



Z doskonałej, debiutanckiej płyty "The Hurting" wybrałam  utwór "Memories Fade", chociaż naprawdę jest tam z czego wybrać i czym się dzielić. To doskonały album pełen świetnych kompozycji, niegłupich tekstów i bardzo dobrych aranżacji. Od pierwszego do ostatniego dźwięku cieszy ucho i od razu po zakończeniu krążka ma się ochotę włączyć go na nowo. Tears for Fears bardziej jest kojarzone z ich drugim albumem "Songs from The Big Chair" a to za sprawą "Shout" i "Everybody wants to rule the world", jednak ja zawsze będę faworyzować "The Hurting". Zdecydowanie moja nuta i moja wrażliwość. Swieża, dopracowana, spójna i melodyjna całość. Brawa za pomysły i konsekwencję.


"Jest tylko pragnienie.
Kocham twoje pragnienie i zatracam siebie.
Nie rozumiem po co ten ból.
Będę twoją zabawką w nadziei, że zechcesz się bawić.
Bez tej nadziei moje ciało przegra. ...
Wspomnienia gasną, lecz blizny zostają....




5. DAVID BOWIE. AS THE WORLD FALLS DOWN. 1986.


Utwór pochodzi z filmu Jima Hensona pt. "Labirynth", filmowej baśni pełnej goblinów, dziwacznych stworków i potworów. To chwilami zabawna, a chwilami straszna opowieść o dojrzewaniu i ponoszeniu konsekwencji swoich decyzji.
Piękna, nastoletnia Sarah (w tej roli, debiutująca, prześliczna Jennifer Connely) pilnująca zasmarkanego i wiecznie wrzeszczącego braciszka, wypowiada życzenie, które spełnia król Goblinów- Jareth (David Bowie oczywiście). Chłopiec zostaje uprowadzony do krainy Goblinów. Dziewczyna przerażona postanawia naprawić swój błąd i wyrusza po braciszka do labiryntu, gdzie spotyka całą ferajnę cudaków. Jedne jej pomagają, a inne chcą zaszkodzić. Na swej drodze spotyka też samego króla Jaretha, który ewidentnie wzbudza w niej fascynację. Scena na balu CUDOWNA!!! I właśnie pod tę scenę możemy usłyszeć "As The World Falls Down". Naprawdę zaczarowane 3 minuty!


W ogóle do tego filmu powstała  genialna ścieżka muzyczna z Davidem Bowie w roli głównej, bo nie tylko był kompozytorem, ale także wykonawcą. Polecam zdecydowanie i film i płytę. Paszcza mi się od razu śmieje, gdy o tym pomyślę, bo zostałam na wieki fanką tej produkcji. Zwłaszcza wielkoluda Ludo, dla którego straszna była Kraina Wiecznego Fetoru i który miał władzę nad wszelkimi głazami i kamieniami P:)
Lalki Hensona plus Bowie= świetna zabawa.



4. DAVID SYLVIAN. ORPHEUS. 1987.


Nie ma co ukrywać, że od lat kocham się w Davidzie Sylvianie. W jego wrażliwości, muzykalności i oryginalności. Były wokalista grupy Japan, postanowił iść swoją własną ścieżką w 1984 roku. Płyty "Brilliant Trees" czy "Gone to Earth" po cukierkowatym stylu Japan, mocno zaskoczyły, ale zdecydowanie na plus.
 Utwór, do którgo chcę nawiązać  pochodzi z jego 4 solowego albumu "Secrets of the Beehive" który kocham najbardziej z jego całej dyskografii. To jest ta płyta, która nigdy mi się nie znudzi. NIGDY!!! "September" od lat włączam sobie 1 września. To już taka moja tradycja, ale przecież na płycie są jeszcze inne cudowne, pięknie opowiedziane utwory.
Przyznam szczerze, że nie cała twórczość Sylviana powala mnie na kolana, bo czasami tak smędzi i eksperymentuje, że nawet ja wymiękam, ale generalnie ma chłopak dobry gust i smak. Jest nietuzinkowy i był wyjątkowo pięknym mężczyzną. Był... ale czaruje nadal tak samo. Teledysk powala.





3. TALK TALK. HAVE YOU HEARD THE NEWS? 1982.


Znowu bardzo udana debiutancka płyta, tym razem kwartetu Talk Talk pt."The Party's is over". Bardzo, bardzo w stylu wczesnych lat 80-tych. Takie trochę Duran Duran, tylko skromniejsze :)
Na albumie fajne przebojowe piosenki i piękne ballady i właśnie jedną z tych ballad chcę ożywić.
"Have you heard the news" to piosenka o tragedii i życiu po nim. Smutna i przejmująca z piękną melodią, CUDOWNIE zaśpiewana przez Marka Hollisa. Na pewno zasługuje na uwagę na tle reszty utworów na płycie, chociaż na tle całego dorobku kapeli już nie tak bardzo. Wiem, że Talk Talk mają lepsze i ambitniejsze kompozycje, jednak tę jedną darzę specjalnym sentymentem.




2. ICEHOUSE. TROJAN BLUE.1982.


 Australijczycy, w Polsce oczywiście mało znani, a szkoda, bo to jest prawdziwa fabryka przepięknych melodii, której głównym autorem i kreatorem jest Iva Davies. Od samego początku, aż do roku 1987, gdzie nastąpiło absolutne apogeum talentu tej kapeli -naprawdę REWELACJA!!! Uwielbiam, kocham Icehouse i przyznam szczerze, że słucham praktycznie codziennie. Wpada gdzieś jedna lub dwie piosenki i nie nudzi mi się wcale. :) Bo to nie ma prawa się znudzić. Doskonałe pomysły, szerokie instrumentarium, świetne aranżacje. To jest po prostu to, co tygryski lubią najbardziej.


Sam Iva może nie jest doskonałym wokalistą (live), ale na pewno ma wielki, olbrzymi talent muzyczny i wyobraźnię.
Utwór "Trojan Blue" pochodzi z doskonałej płyty "Primitive man", gdzie znajduje się jeszcze "Great Southern Land"(bardzo australijski :), "Street cafe", czy "Hey little girl"... Noga sama chodzi.
A sam utwór w kolorze błękitu trojańskiego jest wiśniówką na torcie. I podobnie jak za chwilę numer 1- nie starzeje się wcale. No i ten szlachetny, przemyślany tekst. CUDO!. Nikt już teraz nie robi takich piosenek. NIKT.





1. DURAN DURAN. THE CHAUFFEUR. 1982.



Chyba każdy, kto choć trochę mnie już zna, nie spodziewał się tutaj żadnej niespodziewanki? hm?
Tak, The Chauffeur na pudle na miejscu pierwszym u mnie od lat i chyba już na zawsze.
Właściwie utwór powstał pod koniec lat 70-tych, ale na płycie RIO znalazł się w roku 82, a znając Duran Duran najprawdopodobniej na samym początku brzmiał zupełnie inaczej niż w wersji ostatecznej, chociaż... W wypadku Duran Duran i tego utworu, oni sami przerobili go po latach na jeszcze bardziej klimatyczny, nazywając "Drive on" i umieszczając na końcu płyty pełnej coverów pt" Thank you"


Dlaczego The Chauffeur? Przecież mają wiele innych fantastycznych piosenek (oj mają, mają!!!!)
 Myślę, że tego  utworu w ogóle nie przejechał rydwan czasu. Ani odrobinę. Na zremasterowanej płycie brzmi jakby został nagrany przedwczoraj. Jest ponadczasowy, uniwersalny i piękny, a poza tym, gdy pierwszy raz usłyszałam "Szofera" na koncercie, stanęły mi absolutnie wszystkie włosy na całym ciele. Po prostu ciary i ciareczki!!! To była prawdziwa magia. Nie na "Save a Prayer", nie na "Come Undone", nie na " Ordinary World", ale przy tym utworze zadziało się. Super. Na tych torfowiskach jadę obok jedynego takiego na świecie szofera... Chwilo trwaj.
Kochani, czas mnie goni, więc do brzegu. Duran Duran, "The Chauffeur" w wersji z filmu "As the Lights go down". Miłego oglądania i słuchania.



Ps. Chyba 15 razy zmieniałam ten top... Niech to gęś kopnie. I już wysyłam, bo zaraz pewnie znowu coś pozmieniam.....

7 komentarzy:

  1. Dorastałem na początku lat 90, ale w latach 80 słuchałem już oczywiście muzyki. Z początków to pamiętam "Wake Me Up" WHAM, "Church of Poison Minds" Culture Club, "One Night in Bangkok" Murray Head, "Forever Young" Alphaville. Rok ok 1984. To było dobre dla takiego leszcza jakim byłem ;) Później pojawił się hit Europe "The Final Countdown" i wszyscy oszaleli. To był pierwszy kontakt z rockiem. Ale pop dalej lubiłem, George Michael, Pet Shop Boys a nawet Depeche Mode, którzy byli strasznie hejtowani przez środowisko metali. W 1989 roku definitywnie zerwałem z muzyką pop za sprawą płyt Metalliki, Exodus, Helloween czy Iron Maiden. Byłem wciąż dość młody, ale wiedziałem, że to jest prawdziwe mięcho, a tamto to są cukierki, landrynki, bita śmietana czy co tam jeszcze;) W połowie lat 90 odkryłem tzw rock progresywny, a od ok 20 lat jest u mnie na topie, z tym, że ten stary z lat 70 (choć lubię np Marillion z Fishem). Dalej lubię metal, na tym się wychowałem, ale przeprosiłem się trochę z Depeche Mode. Photographic to przecież bardzo dobry numer. Duran Duran to podobno najpopularniejszy zespół lat 80, sprzedali wtedy najwięcej płyt. Nie wiem czy faktycznie ktoś to zmierzył, ale taka pogłoska jest. Duran Duran spełniali tę rolę w latach 80, co Backstreet Boys w latach 90 i teraz Bieber ;) No ale byli zespołem muzyków, nie jedynie tancerzy i wokalistów. Każda dekada ma swoich bohaterów dla nastolatek, w latach 80 nie było jeszcze tak źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie samym mięsem człowiek żyje. Czasami trzeba przy czymś potańczyć,odpocząć, po prostu posłuchać prostych i fajnych piosenek. Wymieniłeś rzeczywiście same landrynki z lat 80-tych, ale posłuchaj Culture Club Victims, albo Wham Where Did you heart go. Alphaville wręcz fizycznie nie znoszę. Podobnie jak Europe. To są właśnie te pierzaki z błyszczykowymi usteczkami :) Mam nadzieję,że trochę tę dekadę odczarowałam. Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Jeśli chodzi o image to lata 80 takie właśnie były. Nie tylko Europe, cały ten hair metal z totalnymi przegięciami jak Poison czy Pretty Boy Floyd, ale też takie historie jak Kajagoogoo czy wspomniane Culture Club, gdzie na początku myślałem, że Boy George to kobieta:) Tu trzeba oddzielić muzykę od image, bo image był okropny z mojego punktu widzenia. Jak już miał być makijaż to w stylu Alice'a Coopera czy King Diamond. Na pewno nie robienie się dorosłych facetów na panienki;) Jeśli chodzi o Victims to spokojny numer, raczej smutny, podobnie ten kawałek Wham, chociaż oba w innym stylu. Jakoś dziwnie nie pasują mi do lat 80, zwłaszcza ten drugi. Nie dorastałem w latach 80, może ciężej się poruszać w temacie, zastanawiam się jak to wtedy było, jak się odbierało tego typu granie mając naście lat. Moje rówieśniczki pod koniec lat 80 słuchały Jasona Donovana i Glena Medeirosa. Ale to co innego. A tak w ogóle, ja nie potrafię tańczyć;)
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. A ja myślałam,że Alison Moyet to facet :) Tak, masz rację, to jest kwestia pokolenia. Inaczej odbierało się lata 80-te żyjąc w tej dekadzie, a zupełnie inaczej z perspektywy. Mnie nigdy makijaże u facetów nie przeszkadzały. Taka była stylówa i tak się do 85 roku nosiło. Do dzisiaj wspominam fantastyczne koszule i spodnie ze skóry, na które długo musiałam czekać. I widzisz, ja też nie potrafię tańczyć, ale słysząc fajny numer noga po prostu sama chodzi. To jest w człowieku pierwotne i nie ma co z tym walczyć. Donovan i Medeiros... rety.

      Usuń
    4. A Alison Moyet to nie facet? Żart;) Z jednej strony trochę żałuję, że nie dorastałem w tamtym czasie, z drugiej, jeśli nie w Beverly Hills to da się przeboleć:) Z tego co widzę, dzieli nas dokładnie dekada. W każdym razie to bardzo ciekawe co napisałaś. Skórzane spodnie...w metalu nacisk szedł na skórzane kurtki (motocyklowe, które u nas nazwano ramoneskami). Mam taką, a skórzanych spodni to bym chyba nie założył. Chociaż miałem kolegów, którzy w takich chodzili. I słuchali hard rocka z lat 80. I udawali, że jest 85, a oni chodząc po Zakopanem są na Sunset Strip;)Czasu się nie cofnie, można jedynie cofnąć zegarek. Tylko po co.

      PS. Moje koleżanki, jak poszliśmy na sylwestra z rodzicami do ich rodziców i znajomych, chyba 88/89, pomalowały mi twarz jakimiś kosmetykami. Na topie było Domino Dancing Pet Shop Boys.

      Usuń
  2. Witam nic nie zniknęło. Po prostu mam filtr dla hejterów. i zanim coś opublikuję, muszę przeczytać. Za The Twins nie przepadam, bo jakimś wybitnym duetem nigdy nie byli. Znam, ale bez szaleństw. White Door czasami słucham, ale jak widzisz nie złapali się. Jesteś z Dolnego Sląska skoro słuchasz radia Wrocław?Też słucham, bo odpuściłam Trójkę już zupełnie. Wpadaj, chociaż piszę juuż rzadko. Brak czasu, ale pozbieram się w końcu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, to ciekawe, bo ja też jestem z Białego...:) Może chodziliśmy razem do szkoły.

    OdpowiedzUsuń