czwartek, 5 listopada 2015

Żeby para była do pary






                     23 lata z okładem z jednym chłopem  :)... Zdarzyło mi się kilka razy pomyśleć o tym, kim byłabym dzisiaj, gdybyśmy w życiu się minęli i w tych chwilach jakoś mnie optymizm opuszczał. A przecież wcale dużo nie brakowało, żeby tak się właśnie stało... A nawet jak już niedużo brakowało, żebyśmy byli razem, to ja się zaczęłam zastanawiać i grymasić...(durna kobieta).
Mario był cwany. Taktyka osaczenia i wyeliminowania przeciwników samym tylko swoim wyglądem poskutkowała nieoczekiwanie spektakularnie. Wszyscy byli przekonani, że ten "długopis", który mnie nadzoruje, to mój oficjalny facet, co prawdą nie było. Lubiliśmy się. Lubiliśmy spędzać ze sobą czas. Przegadane godziny, wspólne posiłki, oglądanie Gwiezdnych Wojen, Poszukiwaczy Zaginionej Arki i Labiryntu z Davidem Bowie i lalkami Jima Hensona na kasetach VHS po kilka razy, wyjścia do kina, na basen czy na  spacery, jakieś imprezki i tańce na stołach no i słuchanie muzyki. To była fajna przyjaźń.
Perfekcyjna. Gdy malowałam  sobie usta błyszczykiem, on malował swoje (naprawdę!). Kupował mi tampony, gdy go o to poprosiłam, a nie mogłam wyjść z pracy (kiedyś faceci nie byli tak wyemancypowani jak teraz) albo rajtuzy, gdy mi poszło oczko (to nic, że na 186 cm wzrostu...nic) i z chęcią poił mnie musującym winem brzoskwiniowym z Baltony (Taki Pewex..w latach 90-tych)

Wracając do Maria bardzo polubili go moi rodzice. Ojciec aż piał z zachwytu (do dzisiaj myślę, że lubią go bardziej ode mnie). Wysoki sportowiec w domu!!!!!!  Pamiętam raz, podczas bytności mojego w/w kumpla, Janek (zwany dalej moim ojcem) ugotował pierogi i zaprosił Maria na obiadek, o mnie zapominając (w ogóle nie byłam wkalkulowana w te pierogi). Mario wtranżolił i mlasnął, po czym mój tatuś zaproponował partię szachów... i moją osobę  w razie wygranej  jako nagrodę...(wolne żarty!!!!). Ale Mario rzadko przegrywa w szachy, a z moim ojcem nie przegrał nigdy. No dobrze pośmialiśmy się, ale w tym wszystkim zaczęłam się zastanawiać, co to będzie jeśli mój szanowny kolega znajdzie sobie teraz jakąś pannę, a już kilka koleżanek zaczęło się wiercić i dopytywać czy on aby wolny?... Wolny, wolny... Tylko....  Tylko nie do końca chyba? Jak to tak? Teraz miałabym zostać sama i patrzeć jak jakaś flądra zagarnia to, co właściwie jest już MOJE?? Przecież on mi cały czas macha chusteczką przed nosem i woła - Halo, Marzka, tutaj jestem !!! (Bierz mnie, gryź mnie, rób mi ślady....), a ja czego  szukam? Rycerza na zielonym koniu chyba ? :)


No i co?... MUSIAŁAM się przyznać przed sobą i przed nim, że byłoby mi naprawdę przykro, gdyby sobie teraz poszedł. Zwłaszcza z flądrą, którą miałam na myśli :) MUSIAŁAM ogarnąć i zagarnąć  na własność, zaklepać- 1,2,3 moje szczęście :) To było w zimowy wieczór 23 lata temu :) Brawo ja :)

  Co było potem? Jak to co? Skoro serce  lodowej księżniczki  odmarzło, a rycerz w końcu został odkryty (choć bez zielonego konia) ruszyliśmy w tę samą stronę. Na dobre i złe. Było różnie, zwłaszcza na początku. Brak mieszkania, śmierć pierwszej córki, przeprowadzka do Kędzierzyna Koźla, choroba serca Maria i porzucenie przez niego  kariery sportowej. Moja depresja, szpitale  i kolejna przeprowadzka- działo się!!! Jakby los nas sprawdzał, czy aby na pewno damy radę. Daliśmy, bo oprócz tego, że się kochaliśmy, byliśmy i jesteśmy przyjaciółmi. Lubimy swoje towarzystwo, nawet jeżeli tylko leniuchujemy popijając czerwone wino, jest nam ze sobą dobrze. Nadajemy na podobnych falach, choć jesteśmy różni. Gdy ja się wkurzę zostawiam za sobą spaloną ziemię, a Mario jest jak deszcz, który zmywa i łagodzi. On jest mądry, a ja roztrzepana. On  jest jak skała, a ja jak kot drzemiący na niej...On jest dyplomatą, a ja wywalam flaki na wierzch i mówię co myślę. Ogień i woda? Nie do końca... raczej  jak Flip i Flap, zły policjant i jeszcze gorszy policjant (zwłaszcza w kwestii wychowania dzieci). Jak  2 buty, może już  niezbyt modne i z poprutymi sznurówkami, ale trzymamy fason, bo idziemy w tym samym kierunku. Nie jemy sobie z dzióbków, nie dziamdziamy, nie używamy słowa "KOCHANIE", które jest dla nas infantylne i wyświechtane. Płytkie.


Mamy swoje nazwy, swoje rytuały, swoją przestrzeń i swoje pasje. Mario polubił Duran Duran, a ja siatkówkę. Dzielnie towarzyszy mi na koncertach wykrzykując- Dawać Durany, DAWAĆ!!!! I jeździ ze mną  po ruinach dolnośląskich  pałaców, choć widzę, że niekoniecznie jest to jego bajka. W zamian staram się nie odzywać, gdy kolejny dzień i 4 godzinę naprawia komputer przyjaciela.


Pogodził się z tym, że w domu już zawsze będą 3 koty, chociaż to i tak o 2 za dużo :)
Miałam i mam dużo szczęścia trafiając na tego faceta.
Dzięki niemu mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwą i spełnioną kobietą. Mam wszystko co chciałam mieć- fajny dom, piękną rodzinę, zwierzęta, ogród, przyjaciół i może nieregularne, ale jednak olbrzymie dawki endorfin :) Mój Mario pierwszego kontaktu :)
Przepisu na udane małżeństwo- nie ma... Oprócz tego, że  musicie się lubić, mieć podobne zainteresowania i poczucie humoru.
Przyjaźń w małżeństwie to podstawa. Bez tego ani rusz. Motyle z brzucha odfruwają, a co potem? Nie daj wam losie, by zamieniły się w pełzające larwy. Pielęgnujcie swoje związki, chociaż troszeczkę. 



Ten wpis dedykuję Beacie z Warszawy, która namówiła mnie na refleksje o miłości, związku i małżeństwie, bo to podobno teraz jakiś unikat???Przynajmniej w mieście stołecznym, bo ja rozglądam się dookoła i widzę, że wcale tak źle nie jest. Nasi znajomi trzymają się w swoich związkach świetnie...Ale może tylko tak mi się wydaje?
Na koniec tak, tak... first kiss...  to było przy tym kawałku :) Piękny :) Nic dodać nic ująć ...


5 komentarzy:

  1. Jesteście jednym z najbardziej zarypiastych małżeństw jakie znam i chyba dlatego mnie tak do Was ciągnie rok w rok :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. przeczytałem do końca :) i ciesze się razem z Wami że się udało i się udaje bo chyba oto w tym życiu chodzi żeby trafić w sumie to tak nie wiele ,a jednak .Ogień i woda .Równowaga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, bardzo się cieszę i dziękuję za czytanie moich wypocin :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń