niedziela, 1 grudnia 2019

MIś, psia kostka :) Opowiadanie dla dzieci.

fot. Tomasz Ostrowski





Cześć, jestem Miś i wcale nie jestem niedźwiadkiem, tylko psiakiem!!! Nie jestem mały, ani nie jestem duży. Mam kilka łapek (nie wiem ile, bo potrafię liczyć tylko do dwóch). Mam też klapnięte uszka, długi, kudłaty ogonek, strasznie dużo gęstego, rudawego futerka i oczy jak czarne guziki. Aha, mam jeszcze coś fantastycznego i to się nazywa nos!!! I to jest nie byle jaki nos, bo to jest wąchacz, który mówi mi kto jest wrogiem, a kto przyjacielem, co jest smaczne, a co wcale nie, z kim mogę się bawić, a z kim raczej nie powinienem. Taki nos to jest prawdziwy skarb, a zwłaszcza ten mój! Mój nos jest najbardziej super! A tak poza tym, chyba jestem takim psiakiem jak inne, ale moja Pani mówi jeszcze, że mam bardzo mały rozumek, a ja przecież rozumek mam całkiem spory, tylko, że jestem głuptasem.
Dużo rozumiem i sporo potrafię, ale nie będę się tym przechwalał, niech sobie myślą, że rozumek mam  jak orzeszek. Wcale mi to nie przeszkadza. Potrafię na przykład podawać łapkę. Te przednie na zmianę nawet. I piątkę też potrafię przybić jak trzeba. I umiem pięknie poprosić o smaczny kąsek stojąc na tylnych łapkach. A jak Pani mówi – siad- to siadam i to dosyć chętnie. Ale mój numer popisowy to turlanie się po podłodze. Wszyscy się wtedy śmieją i biją mi brawo. Dostaję wtedy moje ulubione chrupki, które zjadam z wielkim smakiem. A ludzie się śmieją. No i kto tu ma mały rozumek? 



Mieszkam ze swoim ludzkim stadem- mam Panią, Pana i jeszcze 2 dziewczynki- Melę i Gosię.  To są takie ludzkie szczeniaczki i bardzo, bardzo je kocham. Dziewczynki chodzą ze mną na spacery i bawią się ze mną często i to jest strasznie fajne. Bo ja najbardziej na świecie lubię się bawić. Najbardziej!!!!
 W stadzie są jeszcze 2 leniwe koty- Rudy i Mania, ale one się do zabawy nie nadają wcale. Wolą leżeć w słońcu na parapecie i spać. A jak nie śpią, to jedzą i znowu idą spać. A jak nie jedzą i nie śpią, to się myją. Kilka godzin tak się myją, a ja nie wiem po co? No tak, fajnie jest być czystym, ale żeby aż tak czystym? Te koty to straszne czyściochy. Na przykład ja nie myję się wcale. Ale moja Pani i dziewczynki kąpią mnie czasem. To się nazywa prysznic i tam robią na mnie wielką pianę. To nawet nie jest takie złe, a właściwie bardzo przyjemne, ale po kąpieli już wiem, że nie pachnę psiakiem i wcale mi się to nie podoba. Bo kto to słyszał, żeby taki Misio jak ja, pachniał  gumą do żucia albo jakimś zielskiem?? Ja najbardziej lubię pachnieć psiakiem, ale za to moje stado wcale tego nie lubi. Dlaczego, pytam? Nie wiem. Najbardziej kręcą nosem jak jestem mokry po deszczu, a ja wtedy przecież pachnę jak marzenie… Psie marzenie o wiecznym psim fetorku.
 W sumie lubię te koty. Czasami jak bardzo mi się nudzi, to je zaczepiam, bo chcę je obwąchać, ale dostaję wtedy kocią łapą po nosie, a to psia kostka, wcale nie jest miłe. Ani trochę, bo one mają strasznie ostre pazury, a potem boli mnie nosek i kicham.
Jak byłem małym szczeniaczkiem, to myślałem, że też jestem kotem i robiłem to samo co one, ale to było takie NUDNE!!! Nie lubiłem być kotem. Dlatego zostałem psiakiem i teraz szczekam, biegam, kopię doły w ogrodzie, niucham, podgryzam różne rzeczy, merdam ogonkiem i przytulam się do mojej Pani. I to jest naprawdę super fajne. Bycie psiakiem to najlepsze zajęcie na świecie. Najlepsze.


Kocia księżniczka- Buba

Całkiem niedawno mieszkała z nami jeszcze jedna panna kicia i miała na imię Buba. Ta kicia była całkiem czarna, miała wielkie, żółte oczy i nie miała ogonka, chociaż inne koty ogonki mają. I ona była jak księżniczka i zadzierała swój koci nosek. Ta Buba była pupilkiem całej rodziny i wszyscy ją kochali. I któregoś dnia ta kicia zachorowała i musiała jeździć do kociego doktora, a potem dostawała takie lekarstwa, ale nic to nie pomagało i była taka chudziutka i znikała w oczach… I pewnego razu już jej nie było i wszyscy bardzo płakali. 
Pani potem mówiła, że kicia jest już za tęczowym mostem i teraz jest tam już z Aki. 
A, wy pewnie nie wiecie kim była Aki?

Aki

  

Jak byłem zupełnie mały, to w ogrodzie mieszkał jeszcze jeden psiak i to była psia staruszka i ona też była w naszym stadzie i właśnie ona miała na imię Aki. Była duża, biała i miała wesoło zakręcony ogonek.  Aki w ogrodzie  miała swoją budę, czyli taki domek dla psiaków, a w tym domku miała bardzo dużo pochowanych psich skarbów i smakołyków i ja jej czasami te skarby podkradałem. Ona bardzo się denerwowała, gdy coś jej podebrałem i chciała mnie gonić, ale ja jestem strasznie szybkim psiakiem i Aki tylko tak udawała, że mnie goni, bo za nic na świecie by mnie nie złapała, bo była grubiutka i już bardzo powolna. Chodziliśmy razem na spacery, ale ja chciałem biegać, a ona chciała tylko chodzić, bo nie miała już dużo siły, więc ja przez nią przeskakiwałem i biegałem wokół niej i zaczepiałem ją cały czas. Takie to były spacery. Ta Aki nauczyła mnie super fajnej rzeczy, bo nauczyła mnie jak kopać głębokie doły i wielkie jamy i kopaliśmy sobie tak na polach na spacerze, albo w ogrodzie. Pani potem chodziła z łopatą i je zasypywała, a my na drugi dzień wykopywaliśmy nowe i to była super zabawa.
Ale Aki była już naprawdę bardzo stara i pewnego ranka, gdy wbiegłem rano do ogrodu, to jej już tam nie było. Pani potem znowu płakała i w ogóle wszyscy bardzo płakali, a ja nie wiedziałem co się stało? I Aki już nie wróciła, bo ona też poszła za ten tęczowy most i ja nie wiem gdzie to jest, ale to chyba bardzo daleko, skoro i kicia i Aki nie wracają? Podobno tam trafiają wszystkie zwierzęta i tam nie chorują i są szczęśliwe. Nie wiem, ale dla mnie, psia kostka, to jest jakaś trochę podejrzana sprawa, bo czy im u nas było źle, że sobie tam powędrowały? Były z nami nieszczęśliwe? I czy ja je jeszcze kiedykolwiek spotkam? No i czy one mnie jeszcze rozpoznają, bo ja teraz jestem bardzo poważnym, mężnym i dorosłym psiakiem. Póki co wcale się tam nie wybieram, bo tutaj jest mi bardzo dobrze. Bardzo....





Ogród

Za domem, jest duży ogród i nie tak dawno, gdy było dużo słońca, a dni były jeszcze bardzo długie, biegałem w nim i szczekałem na szpaki (to takie niegrzeczne ptaszyska), które zjadały moje czereśnie na drzewie i grały mi na nosie. Te szpaki to takie ptasie łobuzy, które nikogo nie słuchają i zupełnie bez mojego pozwolenia zajadały się moimi ulubionymi owocami. Jestem psiakiem, który  bardzo owoce lubi!!! Biegałem za nimi i krzyczałem po psiemu na nie- Oj czekajcie, gdybym ja tylko miał skrzydła i potrafił latać, to nie jadłybyście tych czereśni wcale!- a one tylko rzucały we mnie pestkami z tych czereśni i się ze mnie śmiały. Niedobre, paskudne ptaszyska!!! No, ale gdyby nie te szpaki, to w ogrodzie byłoby nudno i właściwie, to bieganie od czereśni do czereśni i wykłócanie się z nimi, to doskonała zabawa. Naprawdę pocieszna, bo one, te ptaki, są szybkie i tak jak ja też mają małe rozumki.
W ogrodzie jest jeszcze niewielki staw i tam pływają kolorowe rybki. To takie jakby ptaki, tylko, że w wodzie. To znaczy trochę inne niż ptaki, bo mają płetwy i łuski zamiast skrzydeł i piórek.  One nie jedzą czereśni, nie latają wysoko, ani nie skrzeczą, tylko są  zupełnie cichutko, ale tak jak szpaki są bardzo szybkie. Kilka razy włożyłem pyszczek do tego stawu, żeby im powiedzieć cześć, ale tam w ogóle nie było czym oddychać i musiałem szybko swój ciekawski nos wyciągać. Dziwne to jest. Jak te ryby tam żyją w tej wodzie? Tam naprawdę jest strasznie duszno!!! Chyba długo trzeba się uczyć, żeby pod taką wodą mieszkać. Ponieważ bardzo mnie ci mieszkańcy stawiku ciekawią, próbowałem za nimi pływać, ale one uciekały na samo dno i tyle je widziałem. Zabawa w chowanego na dnie stawu, to dla mnie żadna zabawa, bo ja nie umiem nurkować. Ale pływać potrafię!!!  Sam się nauczyłem i doskonale pływam… pieskiem.
W ogrodzie mieszkają też jeże i to dopiero są dziwne stworzenia. One nie mają futerka jak ja i koty, ani piór jak ptaki, ani łusek jak ryby, ale mają kolce. Takie igły, które mocno kłują. Oj, mocno, psia kostka!
Raz znalazłem w ogrodzie całą jeżową rodzinę, mamę i kilka małych dziecięcych jeżyków!!! Mieszkały pod ceglanym murem i miały swój domek w pnączach dzikiego wina. Bardzo, bardzo chciałem się z nimi bawić, a one jakieś nieśmiałe były, albo nie wiem co, bo zrobiły się z nich takie kulki pełne igieł, sturlały się w jedno miejsce i w ogóle nie chciały ze mną rozmawiać. Po prostu się na mnie najeżyły!!! Jak to, psia kostka, nie chcą się ze mną bawić? Fukały na mnie tylko i mówiły, żebym sobie poszedł, bo one mają pchły i jak się nie odczepię, to podarują mi całą pchlą rodzinkę i chichotały.
Nikt mi jeszcze nigdy nie chciał podarować pcheł, a już na pewno całej rodzinki. I jak to całej rodzinki? Gdzie ona będzie mieszkać? Jaka duża w ogóle ta rodzinka? I co to są te pchły? Ale zaraz, zaraz ja, psia kostka wiem co to są te pchły!!! Przypomniałem sobie, co za rodzinkę te jeże chcą mi podarować, bo ja dawno temu  już taką rodzinkę na sobie miałem!!! I to było straszne, bo te pchły mnie kąsały i nie miałem przez nie przyjemnego życia. Musiałem nosić specjalną obrożę na szyi, żeby sobie ze mnie poszły i Pani z dziewczynkami znowu mnie kąpały w pianie. O zgrozo!!!NIGDY!!! Pchły to straszne, krwiożercze i niedobre owady, które nas psy i koty okropnie męczą i gryzą. Musimy się przez nie drapać i nie możemy spać ani się fajnie bawić, bo one nigdy nie odpuszczają!!!
 Na szczęście zanim jeże obdarowały mnie swoimi lokatorami, do ogrodu przyszła moja Pani, założyła rękawice, zapakowała kolczaste kulki do dużego koszyka i wyniosła do dzikiego sadu za płotem. Odetchnąłem, zwłaszcza ze względu na rodzinkę pcheł. I teraz się nie dziwię dlaczego te jeże były takie najeżone i fukające. Przecież one się nawet nie mogą podrapać jak pchły je kąsają, bo chyba się kaleczą w łapki o te kolce. Dlatego nie nadają się, psia kostka, do zabawy wcale, bo ja tych pcheł się boję, a igieł jeszcze bardziej.
W ogrodzie, ale w warzywniku, mieszka jeszcze jeden ktoś, kogo nigdy nie widziałem na oczy, ale on tam jest na pewno, bo mój nos mi o tym powiedział. Aki zanim zniknęła też mi o nim opowiadała. I ten ktoś nazywa się kret i mieszka pod ziemią. Tylko nie wiem co on tam pod tą ziemią robi? On ma futerko, skrzydła, kolce czy łuski? On coś tam widzi? I co on je? Marchewkę? Ja bardzo lubię marchewkę, ale wolę czereśnie. Marchewka jest zdrowa i fajnie chrupie, a czereśnie są słodkie. Mniam. 
Próbowałem kopać w miejscu, gdzie mój nos powiedział, że tutaj mieszka kret, ale nikogo nie wykopałem. Może jak zrobi się ciepło, to znowu zacznę go szukać, bo jestem strasznie ciekawy co to za jegomość.
Długo w domku i w ogrodzie byłem sam z tymi leniwymi kotami, albo szpakami. Nie wiem jak długo, ale to było BARDZO, bardzo dużo spacerów i zabawy  zanim trafił do nas…. Niespodziewany gość.




Niespodzianka.
Pewnego słonecznego dnia Pani przyprowadziła mnie do domu z ogrodu i powiedziała, że zaraz kogoś poznam. Byłem bardzo ciekawy kto do nas przyjechał i po co? Wszedłem do pokoju dziewczynek i oniemiałem, bo tam w kącie na kocyku leżał PSIAK!!! Trochę inny niż ja, bo miał czarne futerko, ale tak jak ja, miał łapki, ogonek, pyszczek z noskiem, brązowe ślepia i 2 uszka, z tym, że jedno stojące, a drugie oklapłe. Zatkało mnie! Jak to? Skąd w domu psiak? I co teraz będzie ze mną?
Podszedłem nieśmiało, ale byłem nastawiony na to, że zaraz tego intruza obszczekam i sobie od razu pójdzie tam skąd przyszedł. To ja tu jestem najważniejszym psiakiem! Powąchałem z daleka- Ojej, jak ten piesek dziwnie pachniał. Przestraszyłem się, bo nie znałem takiego zapachu i wszystkie włosy stanęły mi na grzbiecie. Tak, bo ten piesek pachniał strachem!!!! Przyjrzałem się bliżej- Rety, to była psia dziewczynka!!! I ona była BARDZO, bardzo smutna i płakała.
Zmieniłem zdanie, zamerdałem ogonem na przywitanie, a ona nic. Leży i dalej płacze. O psia kostka, chyba nie przeze mnie? Pani cały czas bacznie nas obserwowała, ale gdy zobaczyła, że jesteśmy grzeczni, wyszła z pokoju i zostawiła nas samych. Podszedłem już zupełnie blisko i jeszcze raz zamerdałem ogonem na znak pokoju.
- Cześć, jestem Miś, a tyś co za jedna? –zapytałem zaczepnie. Suczka popatrzyła na mnie smutno i odwróciła się do mnie ogonkiem. Widać, że nie chciała ze mną w ogóle gadać, ale obszedłem ją od drugiej strony i siadłem w bezpiecznej odległości, bo ona była obca, a z obcymi to nigdy nic nie wiadomo. Trzeba uważać.
- Hej, no witaj, przyjechałaś do nas w odwiedziny, czy co? Skąd Ty się w ogóle wzięłaś u nas w domku? Gadaj zaraz, bo ja muszę wszystko wiedzieć. I przestań się w końcu bać, bo ten zapach jest okropny i ja bardzo GO nie lubię. Bardzo. Skąd Ty masz taki zapach?
Suczka podniosła głowę i ciężko westchnęła.
- Cześć Misio, ja jestem Tosia i nie wiem skąd jestem.
Wywaliłem na tę całą Tośkę gały.
- Jak to nie wiesz? Nie pamiętasz gdzie byłaś i jak się tutaj znalazłaś?
-Pamiętam Misio, ale trudno jest mi te miejsca nazwać. Mówisz, że tutaj jest domek? Ja nigdy  domku nie widziałam. Ja nawet nie wiem co to jest domek.
Aż się położyłem z wrażenia, a potem zaraz wstałem. I znowu się położyłem i siadłem. Postanowiłem jej opowiedzieć wszystko co wiedziałem o domkach.
- No wiesz, domek to takie miejsce, gdzie mieszka Twoje stado, czyli rodzina. To takie miejsce, gdzie masz Panią i Pana i jeszcze ludzkie szczeniaki i gdzie się z Tobą bawią, chodzą na spacery, karmią, czeszą, kąpią, gdzie cię przytulają i głaszczą, a jak jesteś chora, to idą z tobą do doktora od psiaków i kotków, ale to jest mało przyjemne, więc lepiej, żebyś tego nie wiedziała. Domek to … domek i już.
Tosia przestała płakać i obydwa uszka jej się postawiły.
- Misio ja nie wiem o czym Ty do mnie mówisz.
Aż sapnąłem. Co z tą Tosią? Ona nic nie wie o domku? Niemożliwe. Przecież wszystko jej opowiedziałem.
- No dobrze Tosiu, to kto się Tobą opiekował jak byłaś małym szczeniaczkiem? Kto Cię karmił i wychodził z Tobą na spacery?
- Nikt Misiu -chlipnęła.
- Tośka, coś tu kręcisz. To przecież nie może być prawda!!!!
Suczka usiadła i popatrzyła na mnie uważnie, a potem zaczęła swoją opowieść.
- Właśnie, że prawda! Wiesz Misio, nie wszystkie psiaki mają tyle szczęścia co Ty. Niektóre, a właściwie całkiem sporo, mają pecha tak jak ja. Gdy byłam jeszcze zupełnie malutka, pewnego razu przyszedł do naszego gospodarza jakiś straszny człowiek i odebrał mnie od mamy i zabrał daleko, daleko i wrzucił mnie do jakiejś szopy, gdzie było jeszcze kilka takich małych piesków jak ja. Jednym z nich był mój najlepszy przyjaciel Antoś, który był dla mnie jak brat i tego pierwszego wieczora zaopiekował się mną w tej ciemnej, zimnej i okropnej szopie. Strasznie się bałam. Nie było mojej mamy, ani jej ciepłego brzuszka, do którego mogłam się przytulić. Chciało mi się pić, ale nie było nic do picia. Byłam głodna, ale nie było też nic do jedzenia. Było nam bardzo zimno, więc przytuliliśmy się do siebie wszyscy i tak zasnęliśmy. A rano przyszedł ten okropny człowiek. Myśleliśmy, że przyniesie nam posiłek i picie, a on tylko na nas popatrzył, zaśmiał się i znowu zamknął drzwi. W końcu wieczorem przyniósł nam jakieś jedzenie i wodę, ale to wszystko brzydko pachniało i było niesmaczne. A ja byłam malutka, potrzebowałam mleka. Starsze psy mi wszystko zjadły, tylko Antoś się ze mną podzielił tym co udało mu się wyszarpać. Byłam głodna codziennie. I niestety ten człowiek okazał się bardzo okrutny i strasznie zły. Bił nas często dużym patykiem, kopał i rzucał w nas kamieniami. Nigdy nie wychodził z nami na spacery. Czasami tylko nas wypuszczał na podwórko, ale to było bardzo rzadko. Mieszkaliśmy w tej zimnej szopie prawie bez jedzenia całą zimę, a ja coraz bardziej bałam się tego człowieka. Aż któregoś dnia na wiosnę, bo było już ciepło na dworze, przyjechali jacyś inni ludzie i kazali mu pokazać, gdzie my, wszystkie psiaki jesteśmy. Do szopy  weszła jakaś pani i jak nas zobaczyła, to się rozpłakała - Tosi znowu stanęły łzy w oczach, ale szybko się opanowała. – My wszyscy byliśmy w najdalszym kącie, a starsze psy zaczęły warczeć, bo chciały się jakoś obronić. Nie wiedzieliśmy kim jest ta kobieta. Ale ta pani nakrzyczała na naszego właściciela, że to okrutne w takich warunkach trzymać zwierzęta i z pomocą innych ludzi, którzy z nią przyjechali  wszystkich nas stamtąd zabrali. Znowu bardzo się bałam, ale Antoś mówił, że to dobrze, że nas zabrali, bo wszystko jest lepsze niż mieszkanie w tej szopie. A jak nas wieźli, to usłyszałam jak ci ludzie mówili, że my mieszkaliśmy nie u człowieka, tylko u potwora!
Aż podskoczyłem ze strachu!!!
-Jak to Tosiu, mieszkałaś u najprawdziwszego potwora? Takiego strasznego? I on wyglądał jak człowiek?- zrobiłem wielkie oczy ze strachu i ciekawości.
- Tak Misio, on wyglądał jak człowiek, ale na mój psi węch, to on człowiekiem wcale nie był, tylko się za człowieka przebierał. Udawał, żebyśmy się tak strasznie nie bali, ale my zwierzęta mamy przecież instynkty i wiedzieliśmy, że to tylko przebranie, a w środku, w tym człowieku mieszka straszna, okrutna bestia, która cały czas chciała nas skrzywdzić. I niestety cały czas krzywdziła.
- I co dalej Tosiu?
- No i ci ludzie zawieźli nas do takiego miejsca, gdzie było dużo klatek i tam mieszkało bardzo dużo psiaków i wszystkie tak jak my, były bardzo przestraszone i smutne. Ale dostaliśmy dobre jedzenie, tylko, że ja już nie chciałam wcale jeść, bo nadal się bałam, co dalej z nami będzie. Było mi bardzo smutno, bo zostałam tylko z Antosiem i nie wiedziałam co się stało z resztą moich przyjaciół z szopy.
- Zaraz, zaraz, mówisz, że byłaś w takim miejscu, gdzie było dużo klatek i dużo psiaków, które były smutne i płakały? Coś mi się nagle przypomniało… Zaraz, zaraz…
- Tak Misio?
- A wiesz, że ja też byłem w takim miejscu? – Zacząłem udawać ważniaka, że znam nie tylko dobry domek, ale też inne okolice.
- Ale jak ty tam Misio trafiłeś? Też mieszkałeś z potworem?
- E, no nie, nie, ja zawsze mieszkałem tutaj. Jak byłem zupełnie malutki, to mieszkałem z moją mamą, ale nie pamiętam ani jej ani tamtego domku. Znam tylko ten domek z moim stadem. Tutaj jest fajnie, ale któregoś dnia wpadłem na pomysł, że ucieknę  i poznam świat!!! - zrobiłem ważną minę.
-I uciekłeś?- Tosia była wyraźnie zaskoczona.
- No jasne, to było bardzo proste. Pani otworzyła drzwi, a ja szurum burum czmychnąłem w świat. Ona mnie wołała i biegła za mną, ale ja i tak uciekłem i uciekałem jak najszybciej i jak najdalej potrafiłem.
Tosia popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Jak to Misio, uciekłeś z domu, gdzie wszyscy cię kochają, przytulają i karmią, bo wpadłeś na głupi pomysł? I co, zobaczyłeś chociaż ten świat?- w głosie Tosi słychać było zdenerwowanie.
- No trochę zobaczyłem, ale zaczął padać deszcz, a zaraz potem zrobiło się ciemno i to już wcale nie było fajne, a nie mogłem znaleźć zapachu, który doprowadziłby mnie znowu do domu, bo deszcz, psia kostka, zmył moje ślady. Biegałem po ulicach cały mokry i coraz bardziej nieszczęśliwy. Aż mnie złapał jeden człowiek i zawiózł do takiego miejsca, które opisałaś. To znaczy tak myślę, że do takiego. Na początku się nie bałem, bo ja jestem bardzo odważny, ale w nocy zostałem sam w pokoju za kratami, a obok, w innym pokoju całą noc skomlały jakieś inne psiaki i w ogóle było bardzo ciemno i strasznie. Nikogo nie znałem, wszystko było obce i zimne. Nikt mnie na dobranoc nie pogłaskał za uszkiem. Pomyślałem, że źle zrobiłem uciekając z domu, bo co teraz ze mną będzie?
- Bałeś się Misio?
- No trochę się bałem, ale tylko trochę, bo jak mówiłem jestem bardzo odważny, ale już rano to się trochę przestraszyłem, bo przyszli jacyś obcy ludzie. I tam się działo dużo rzeczy, bo polewali wodą z węża nasze pokoje, a potem zabrali mnie do doktora, który dobrze mi się przyjrzał, a potem coś mi wstrzyknął pod skórę za uchem i to bolało. Jego bałem się najbardziej. I on wtedy powiedział, że teraz to ja się już nigdy nie zgubię, bo mam czip z moim osobistym numerem. Tak powiedział, chociaż ja nie wiem co to jest ten czip. I na szczęście zaraz potem przyjechała moja Pani!!!! Jeju, jak ja się ucieszyłem!!!! Jak ją zobaczyłem, to wyrwałem się ze smyczy i wskoczyłem jej na głowę i mocno, mocno merdałem ogonkiem i piszczałem z radości. Pani też się ucieszyła na mój widok i zabrała mnie do naszego domku. A reszta psiaków została tam za tymi kratami i patrzyli na mnie ze smutkiem i chyba zazdrościli trochę, że po mnie ktoś przyszedł, a po nich nie. I ja od tego czasu jestem już prawie naprawdę grzeczny i nie uciekam, bo bardzo mnie ta przygoda przestraszyła. Pani potem mówiła, że kto to słyszał, żebym ja trafił do schroniska dla zwierząt, ale to i tak lepiej, że nie zgubiłem się na amen.
Tosia tylko kiwała głową ze zrozumieniem.
- No widzisz Misio, po mnie też nikt nie przyjechał, tak jak po te psiaki w schronisku, które na Ciebie smutno patrzyły. Za to ktoś zabrał Antosia i wtedy to już naprawdę było mi strasznie, bo straciłam jedynego przyjaciela, a mnie nikt nie chciał, nikt mnie nie potrzebował, nikt mnie nie kochał. – Tosia znowu zaczęła płakać- Po prostu chciałam, żeby mnie już nie było i żeby ten strach się skończył.
Podszedłem do suczki i powąchałem ją po nosie.
-Ej Tosia, nie płacz. Tutaj nikt cię nie skrzywdzi. Będziemy się fantastycznie bawić. A właściwie, to jak trafiłaś do naszego domku?
- Nie wiem. Dzisiaj rano ktoś wsadził mnie do klatki w aucie i bardzo długo jechałam. I znowu strasznie się bałam, że staną się bardzo złe rzeczy, ale w końcu auto się zatrzymało, a potem przyszła Twoja Pani z tą dziewczynką, którą nazywała Gosią i one się ucieszyły na mój widok, ale ja już nikomu nie ufam i nikomu nie wierzę. No i zaraz potem Ty przyszedłeś i sam widzisz. Jestem.
I w tym momencie do pokoju weszła Pani z Gosią i Melą i z uśmiechem powiedziały, że idziemy wszyscy na spacer i Tosia też. Strasznie się ucieszyłem, ale Tosia wcale, bo zaczęła przed Panią uciekać i chciała się schować. Pani w końcu spokojnie założyła jej obrożę na szyję i doczepiła smycz i wyszliśmy na korytarz, ale okazało się, że Tosia nie umie w ogóle  chodzić po schodach, bo w tej szopie nie było schodów i ona nie wiedziała co to jest!!!! I Gosia musiała ją znieść na rękach, a potem Tosia nie umiała iść na smyczy i cały czas chciała uciekać, bo się bała. Ale jak weszliśmy na pole za domem, to pani nas spuściła ze smyczy i ja zacząłem bardzo skakać i się cieszyć, że jesteśmy razem i Tosia robiła to samo, a potem pobiegliśmy bardzo szybko i ta Tośka okazało się, że biega szybciej niż ja!!! O psia kostka!!! Przecież to dziewczyna, a to ja jestem najszybszym psiakiem w okolicy!!! Ona naprawdę strasznie szybko biegała, dużo szybciej niż ja, ale to nic, bo i tak fajnie się bawiliśmy.  Dobiegliśmy w końcu do dużego stawu i ja tam wskoczyłem, a Tosia wcale się nie przestraszyła i wskoczyła za mną i sobie pływaliśmy. Pani z Gosią i Melą musiały nas stamtąd wyciągać i byliśmy cali w błocie, a potem jeszcze długo biegaliśmy. Bardzo długo, a wieczorem dostaliśmy kolację i zanim poszliśmy spać, Tosia powiedziała, że to był najszczęśliwszy dzień w jej życiu. Jak to najszczęśliwszy? Przecież to był zupełnie zwyczajny dzień, taki jak wiele innych, które już przeżyłem. Dziwne to dla mnie było.

Mis i Tosia w bazie

Tosia spała w pokoju u dziewczynek, a ja na swoim posłaniu, a rano jak pani weszła do pokoju, gdzie spała Tosia, to bardzo się zdziwiła, bo ta Tośka STRASZNIE w nocy napsociła. Zeżarła tapetę ze ściany i kapcie dziewczynek, pogryzła kabel od odkurzacza i zjadła Gosi spódniczkę, czy jak to się nazywa. Przestraszyłem się, co teraz będzie i Tośka też się bała, ale Pani tylko pokiwała głową, powiedziała Tośce, że tak nie wolno i poszliśmy do ogrodu. No takie rzeczy! Ja na pewno dostałbym karę, gdybym tak nabroił, ale Tośce się WSZYSTKO upiekło.
 W ogrodzie Tośka nie chciała się bawić, tylko siedziała w krzakach, bo ciągle się bała i musiałem ją przekonywać, że to jest nudne i niefajne  i lepiej, żebyśmy się bawili zamiast siedzieć w tych krzakach z komarami i muchami. Długo to trwało, zanim mnie posłuchała i w końcu wyszła, ale  jak ktoś wchodził do ogrodu, to ona znowu siedziała w tych krzakach i trzęsła się ze strachu.
 Tak było jeszcze kilka dni. Tośka z nocy zgryzała różne rzeczy, chociaż Pani kupiła jej specjalne, psie zabawki. Suczka nie umiała rozróżnić czym jest klapek od gumowej kostki do gryzienia albo pluszowa zabawka od poduszki. Nikt jej nigdy nie nauczył jak to jest być dobrym psem. Dla niej  wszystko było zabawkami. Którejś nocy Tośka pogryzła kołdrę  i wysypały się z niej takie lekkie, białe pióra i to było strasznie super!!! Jakby w pokoju spadł śnieg i my w tym biegaliśmy, a Pani jak weszła to wcale nie chciała się z nami bawić, tylko  się mocno zdenerwowała i poszła po odkurzacz i powiedziała, że to ma być ostatni raz, bo będzie z nami inaczej rozmawiała. Tosia się znowu schowała. Pani szybko się uspokoiła i zabrała nas do ogrodu, a ja pomyślałem sobie, że skoro Tosia może robić zakazane rzeczy i nie ma kary, to może ja też będę tak broił, bo przecież to jest super frajda?
 Nigdy wcześniej tego nie robiłem, ale któregoś razu wieczorem, znalazłem buty mojego Pana i zaniosłem je do naszej bazy.
- Hej Tośka, patrz co mam!!! To się nazywa buty, ludzie noszą to na tylnych łapach i one pięknie pachną!!! Mam jeden dla ciebie i jeden dla mnie.
Tosia ucieszyła się, że przyniosłem takie trofeum. Siedliśmy sobie w tej naszej bazie na kanapie u dziewczynek, które pojechały gdzieś na wakacje, dlatego cały pokój był dla nas i powoli zajadaliśmy te buty, które okazały się bardzo smaczne i mięciutkie. Nikt nam do rana nie przeszkadzał, ale rano Pan zaczął tych butów wszędzie szukać i wtedy się przestraszyliśmy. Pan był już mocno zdenerwowany, bo spieszył się bardzo do pracy. No i weszła Pani i znalazła nas z tymi pogryzionymi butami i znowu nie była zadowolona i powiedziała, że jesteśmy złe psy. Złe! Zrobiło nam się trochę łyso. My jesteśmy złe psy? Jak to? Przecież tylko zeżarliśmy jakieś buty, a to jest złe? Nic nie rozumiałem, chociaż czułem pod skórą, że Pani ma chyba trochę racji. Potem Pani znalazła jakieś inne buty w szafce i dała je Panu, ale Pan sapał i coś tam syczał pod nosem. A potem poszedł do pracy, a my znowu wylądowaliśmy w ogrodzie. Na sznurach pod orzechami wisiało pranie i takie wielkie poszewki, które ludzie nakładają na kołdry i my je z Tośką zaczęliśmy szarpać, aż  one na nas spadły, więc porobiliśmy w nich takie wielkie dziury i wchodziliśmy do środka jak do namiotu i to była wspaniała zabawa!!! Potem jeszcze pogryźliśmy poduszki z ławki i wypadła z nich taka gąbka, którą porozrzucaliśmy po całym ogrodzie. Cała trawa była w tej gąbce, a my po niej biegaliśmy.
 Pani, gdy weszła do ogrodu i to zobaczyła, to już naprawdę była zdenerwowana i teraz to już na nas krzyczała, a my uciekliśmy do krzaków. Siedzieliśmy w tych krzakach jak trusie i czekaliśmy co będzie, ale w sumie nic takiego. Pani posprzątała te zgliszcza, ale była bardzo rozgniewana. Powiedziałem wtedy Tosi, że my chyba  nie powinniśmy już tak broić, bo Pani jest przez nas smutna.
- Ale dlaczego Misiu, przecież to tylko rzeczy do zabawy, o co tu się smucić?- Tośka nie zrozumiała.
- Widzisz Tosiu, dla nas to są rzeczy do zabawy, ale dla ludzi to są rzeczy potrzebne, których oni używają. Poza tym Pani musi teraz to wszystko sprzątać, chociaż ja bym tam niczego nie sprzątał, ale ludzie już tak mają. Lubią porządek i rzeczy niepogryzione przez psiaki. Może nie róbmy już tego więcej? Co myślisz?
Tosia popatrzyła na mnie, a potem na Panią, która zbierała wszystkie rozrzucone gąbki i poszarpane poszewki i wrzucała to wszystko do worka.
- No dobrze Misio, nie będziemy już zgryzać ważnych dla ludzi rzeczy, ale musisz mi pokazać, które to są te ważne, a które są do zabawy, bo ja tego nie wiem. Nikt mnie tego wcześniej nie uczył i nie pokazywał, dlatego dla mnie te wszystkie ludzkie przedmioty są do zabawy. Nie widzę między nimi różnicy.
Obiecałem Tosi, że ją wszystkiego jeszcze nauczę i podczas, gdy Pani nadal sprzątała, my zaczęliśmy biegać znowu po ogrodzie i pomyślałem, że z mądrych rzeczy  warto nauczyć Tośkę kopać dziury i jamy, tak jak mnie kiedyś nauczyła Aki i pokazałem jej jak to robić. Pani tylko poparzyła na to co wyprawiamy, wzniosła oczy do nieba i wyszła z ogrodu. Chyba nie chciała już na to patrzeć, ale nie rozumiem dlaczego.


 Czasami do nas do domu przyjeżdżali różni ludzie i oglądali Tosię, ale ona była dzikusem i się ich bała, więc oni tylko kiwali głowami i odjeżdżali.
Któregoś dnia, gdy już  zaczęły spadać liście z drzew, Pani rozmawiała z kimś przez telefon i bardzo się ucieszyła. Następnego dnia wzięła Tosię do auta i gdzieś pojechały tylko we dwie. Beze mnie, a ja przecież bardzo lubię jeździć autem. BARDZO! Pani nie było długo i wróciła bez Tosi.
Jak to? Gdzie jest Tośka? Co się z nią stało? Czyżby ona też pojechała za Tęczowy Most?
Zrobiło mi się bardzo smutno, a Pani też płakała cały wieczór i mnie przytulała. W domku bez Tosi zrobiło się  nudno i nie miałem się z kim bawić. Samemu zupełnie odechciało mi się psot. Koty nadal spały, a właściwie teraz spały jeszcze więcej, a dziewczynki poszły do szkoły, więc ja się naprawdę strasznie nudziłem i martwiłem o Tosię. Bardzo!
Aż pewnego dnia, gdy już padał śnieg, ale ten prawdziwy, zimny i biały, a nie ten z kołdry, Pani i dziewczynki zapakowały jakieś rzeczy do ładnych torebek i powiedziały mi, że jedziemy na super spacer z niespodzianką i będziemy jechać autem!!! Jazda autem to jest ekstra sprawa, bo zawsze autem jeździmy albo do lasu, albo nad dużą wodę, albo do babci dziewczynek, którą bardzo kocham, bo ona daje mi smakołyki i mnie przytula i zawsze się ze mną trochę bawi, więc ucieszyłem się naprawdę bardzo. Wprost niesamowicie!
I pojechaliśmy, ale w innym kierunku niż zwykle. Byłem ogromnie ciekawy dokąd my jedziemy i oglądałem wszystko przez szybę i długo jechaliśmy, aż zatrzymaliśmy się w zupełnie dla mnie nieznanym miejscu. Pani i dziewczynki zabrały te pakunki z auta i ja wysiadłem bardzo zaciekawiony i poszliśmy do takiego żółtego domku. Pani zapukała do drzwi i otworzyła nam jakaś inna Pani o jasnych włosach i jasnych oczach, a zaraz za nią stanęła dziewczynka, która miała jeszcze jaśniejsze włosy i jeszcze jaśniejsze oczy, a za dziewczynką wyskoczyła…. Tośka!!! Ależ ja się ucieszyłem!!! Aż zaszczekałem! I Tośka tak samo. Wąchaliśmy się i skakaliśmy z radości na siebie i merdaliśmy mocno ogonkami. To się nazywa niespodzianka!!! Tosia wyglądała trochę inaczej niż wtedy, gdy  była u nas- ona była po prostu pełna radości! Pani i moje dziewczynki też się bardzo na widok Tosi ucieszyły i mocno ją przytulały. A ja skakałem dookoła, bo to było strasznie fajowe.
- Tosia to naprawdę Ty? Co to za miejsce? Czy tu jest ten Tęczowy Most? Czy tu jest Aki i Buba?- zapytałem  zaciekawiony.
Tośka popatrzyła na mnie jak na głuptasa- Nie Misiu, to jest mój prawdziwy domek, a to jest moja najprawdziwsza i tylko moja dziewczynka i ona ma na imię Martynka. A ta Pani, to jest mama Martynki, pani Ania. One mnie kochają i ja u nich mieszkam- Tosia szybko opowiadała- Zobacz z kim jeszcze tutaj mieszkam-tutaj suczka popatrzyła za siebie, a z kącika wyszedł mały, bury kotek.
-To jest mój przyjaciel, Burasek i my robimy razem różne fajne rzeczy. Wprawdzie nie takie fajne, jak z Tobą Misiu, bo tutaj jestem już grzeczna i nic nie psocę, ale i tak się dobrze bawimy.
Kocurek podszedł do mnie i zaczął się o mnie łasić. O psia kostka, co to za jeden? Nasze koty w domu nigdy takich rzeczy nie robiły, tylko kazały mi się wypchać trocinami i miałem im nie przeszkadzać, a ten to był jakiś spoko kotek! Bardzo miły i przyjacielski.
Tosia opowiedziała mi, że jak jechała tutaj autem, gdy jeszcze spadały liście z drzew, to była strasznie przerażona, bo czuła, że coś się zmieni. A jak weszła do domku pani Ani i Martynki, to one obie bardzo się na widok Tosi ucieszyły, ale Tosia wręcz przeciwnie. I moja Pani najpierw rozmawiała z panią Anią i Martynką i w końcu zostawiła Tosię w tym domku, ale wcześniej ją wyściskała i wycałowała i zaczęła płakać, bo wiedziała, że to jest pożegnanie. A Tosia skuliła ogonek i szybko się schowała pod fotel i cały dzień tam siedziała i nawet nie chciała iść na spacer, bo była znowu bardzo nieszczęśliwa. Dopiero na drugi dzień ta dziewczynka, Martynka mocno ją przytuliła i powiedziała, żeby Tosia się już niczego nie bała, bo teraz będzie mieszkać już z nimi na zawsze i NIGDY, nigdy już jej nikt nie skrzywdzi. I Tosia zaufała tej dziewczynce, która wyglądała jak aniołek i od tego czasu są najlepszymi przyjaciółkami. NAJLEPSZYMI!
Mela, Gosia i moja Pani razem z Martynką i panią Anią wypiły herbatkę, zjadły po ciasteczku i wręczyły nowym opiekunkom Tosi prezenty z tych kolorowych torebek. I Tosia też dostała swój prezent, bo ona jak z nami mieszkała, to  bardzo lubiła gryźć takie patyczki dla psiaków, dentafixy czy detnastixery, ja nigdy nie pamiętam jak one się nazywają. One są dobre dla naszych psich zębów, bo my tak jak ludzie, też musimy dbać o zęby i je czyścić, a nie potrafimy używać szczoteczek. To znaczy ja jedną kiedyś zgryzłem, ale nic to moim zębom nie pomogło. I Tosia dostała całe opakowanie tych patyczków. Jak jeszcze u nas mieszkała, to dostawaliśmy takie patyczki wieczorem i ja czasami podkradałem je Tosi  jak nie widziała, bo ja swoje bardzo szybko zgryzałem, a ona jadła je jakoś wolniej i dłużej. Tosia nigdy się na mnie nie o to nie gniewała, bo ona lubiła się dzielić.
No a potem musieliśmy się pożegnać i znowu bardzo zrobiło mi się smutno, ale Tosia zamerdała wesoło ogonem.
- Misio, ty się nic już o mnie nie martw. Tutaj jest mi bardzo, bardzo dobrze. Martynka i pani Ania mnie kochają i ja kocham je nad życie. U was byłam tylko na chwilkę, bo to się nazywało domek zastępczy i twoja Pani z dziewczynkami szukały mi cały czas nowego domku, w którym ktoś by mnie w końcu pokochał i się mną opiekował. I jak widzisz znalazły.
 Teraz ja też mam swoje stado. I wiesz co? W końcu jestem szczęśliwym psiakiem. Ale tak naprawdę, naprawdę szczęśliwym. Mam swój domek i swoją dziewczynkę i to się nazywa dziewczyńska przyjaźń.-  Tosia znowu zamerdała wesoło ogonkiem.
A potem nowe panie Tosi poszły nas odprowadzić i jeszcze pobiegałem z moją psią przyjaciółką po okolicy i ona mi pokazała super fajne miejsca, ale robiło się już ciemno i pora była wracać do domu.
Wsiedliśmy do auta i patrzyłem na Tosię zza szyby. Wyglądała na bardzo szczęśliwą i radosną i zaszczekała na do widzenia. Długo patrzyłem jeszcze na nią, gdy się oddalaliśmy i z jednej strony było mi bardzo, bardzo smutno, ale z drugiej strony cieszyłem się, że moja bratnia dusza znalazła dobry i mądry domek. Bo wiecie, my psiaki jesteśmy najszczęśliwsze, gdy mamy taki domek i swoje stado, które ludzie nazywają rodziną. To jest dla nas najważniejsze. Bez rodziny, my same sobie nie poradzimy, bo my jesteśmy trochę jak dzieci i potrzebujemy ludzkiej opieki i miłości. Miłości najbardziej.  
Miś i jego nauki.
Muszę Wam jeszcze coś powiedzieć. Zwierzaki w domu czasami coś nabroją, tak jak ja i Tosia w lecie. Lubimy coś pogryźć, poszarpać i się w czymś wyturlać, bo w końcu jesteśmy psiakami i taka jest nasza natura, ale nie robimy tego złośliwie, tylko z nudów, albo dla zabawy, albo tak jak Tosia, gdy jesteśmy bardzo nieszczęśliwi i nikt nas nie nauczył, że takich rzeczy nie wolno robić. Potem tego żałujemy i jest nam smutno, że ludzie się na nas gniewają, ale to nie do końca jest nasza wina. My potrzebujemy ludzkiej uwagi i chociaż odrobiny czasu na zabawę i spacery. Zwłaszcza na spacery, bo są dla nas bardzo ważne!!! Poznajemy wtedy świat i wszystko co nas otacza dookoła, a czasami poznajemy też psich przyjaciół i ja takich przyjaciół na przykład mam i często się z nimi bawię. Biegamy sobie, skaczemy, kopiemy dziury i wąchamy się pod ogonkami. Tak robią wszystkie psiaki!
A do zabawy wcale nie potrzebujemy specjalnych zabawek, bo wystarczy nam zwykły patyk, albo mała piłka i też jesteśmy szczęśliwe, tylko musicie się z nami bawić.
I wiecie co? Jesteśmy zwierzakami, ale niech sobie nikt nie myśli, że my nic nie rozumiemy i nic nie czujemy. Można o nas mówić, że mamy małe rozumki, bo chyba trochę tak jest, ale za to mamy wielkie, gorące serca, którymi kochamy naszych ludzi najmocniej jak potrafimy. Nie wolno nas traktować jak zabawki, bo my jesteśmy prawdziwi. Wszystko czujemy. Wszystko! Nie wolno nas bić, ani kopać, nie wolno w nas rzucać kamieniami i nie wolno nas zostawiać samych w lesie przywiązanych do drzewa, bo to jest okrutne i bardzo, bardzo złe. I nie wolno nas oddawać do tego miejsca, gdzie trafiłem ja i Tośka i gdzie psiaki i kotki żyją za kratami, bo tam pękają nasze serca z tęsknoty i rozpaczy. Bo tam nie ma naszego stada i ludzi, których pokochaliśmy, a oni nas porzucili jak coś niepotrzebnego i zupełnie zbędnego, albo się im znudziliśmy, gdy z małych i słodkich szczeniaczków wyrośliśmy na dorosłe i duże psiaki. Tak się dzieje. My też dorastamy i my też się starzejemy i to dużo szybciej niż ludzie. O wiele za szybko. A potem, gdy nadchodzi odpowiednia pora, a czasami wcale nieodpowiednia, bo my też chorujemy, tak jak kotka Buba, przechodzimy przez tęczowy most, gdzie wszystkie zwierzęta już zawsze są szczęśliwe, zdrowe i najedzone. A skąd to wiem? Wiem. Wszystkie zwierzęta to wiedzą. Tylko czy ja tam kiedyś spotkam moją Panią, Pana i dziewczynki? To jest tajemnica, ale póki co, nigdzie za żadne mosty się nie wybieram. Zostaję tutaj, bo tu jest mój domek i moi ludzie i tu jest strasznie fajnie. Najfajniej.
I jeszcze chciałbym, żebyście zapamiętali, że jak jest się rodziną, to nikogo nie wolno krzywdzić i porzucać, nie wolno zniszczyć zaufania, bo rodzina jest NA ZAWSZE. Na zawsze i zawsze. Tak.
A teraz już biegnę z moją Panią na spacer, chociaż pada deszcz i na pewno wrócę do domku mokry, ale za to będę pachniał psiakiem. Hurra.
 Pozdrawiam i przybijam łapkę. Wasz Miś, psia kostka.

Ta historia zdarzyła się naprawdę, a wszystko opowiedział Misio, psiak o małym rozumku, ale wielkim sercu, a napisała jego Pani.



Tosia z kotkiem w ramionach Martynki.
Ps. Miesiąc temu minął rok odkąd Tosia ma nowy, kochający domek. Odwiedzamy dziewczyny czasami i  właśnie jestem umówiona na kolejne spotkanie z Tosią i jej wspaniałymi opiekunkami. Naprawdę, nic lepszego nie mogło spotkać tej suczki, po piekle, które przeszła. Strasznie się cieszę, że trafiła do Pani Ani i Martynki. Micha mi się cieszy.
Poza tym, za moment strzelą nam 4 latka z Misiem pod jednym dachem.... Zleciało. Miś, psia kostka.... Miś jakich mało :)


4 komentarze:

  1. Żałuję, że dla ludzi są zwierzęta lepsze i gorsze. A one - w odróżnieniu od nas, którzy mamy wiele rzeczy na własność, decydujemy się zabiegać o to czy tamto - mają tylko swoje życie. Radocha z istnienia jest dla nich WSZYSTKIM. Jeśli tracą życie, tracą wszystko.

    Każde ze zwierząt. Bez wyjątku - każde.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najnowszy raport WWF mówi,że w ciągu 40 lat ludzie wymordowali 60% zwierząt na świecie. Właśnie czytam Homo Deus, książkę o nas samych, o naszej historii i przyszłości. Jestem przerażona. I chyba agent Smith z Matroxa miał rację- jesteśmy zarazą tej planety.

      Usuń
  2. Piękne,cudowne, psiecudny,popłakałam się kilka razy, bo znam Misia i jego historię opowiedzianą! Polecam wszystkim!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TY Bebiku wiesz najlepiej co to jest za ancymon ten Misio :)

      Usuń