fot. Tomasz Ostrowski |
Cześć, jestem
Miś i wcale nie jestem niedźwiadkiem, tylko psiakiem!!! Nie jestem mały, ani
nie jestem duży. Mam kilka łapek (nie wiem ile, bo potrafię liczyć tylko do
dwóch). Mam też klapnięte uszka, długi, kudłaty ogonek, strasznie dużo gęstego,
rudawego futerka i oczy jak czarne guziki. Aha, mam jeszcze coś fantastycznego
i to się nazywa nos!!! I to jest nie byle jaki nos, bo to jest wąchacz, który
mówi mi kto jest wrogiem, a kto przyjacielem, co jest smaczne, a co wcale nie,
z kim mogę się bawić, a z kim raczej nie powinienem. Taki nos to jest prawdziwy
skarb, a zwłaszcza ten mój! Mój nos jest najbardziej super! A tak poza tym,
chyba jestem takim psiakiem jak inne, ale moja Pani mówi jeszcze, że mam bardzo
mały rozumek, a ja przecież rozumek mam całkiem spory, tylko, że jestem
głuptasem.
Dużo rozumiem i
sporo potrafię, ale nie będę się tym przechwalał, niech sobie myślą, że rozumek
mam jak orzeszek. Wcale mi to nie
przeszkadza. Potrafię na przykład podawać łapkę. Te przednie na zmianę nawet. I
piątkę też potrafię przybić jak trzeba. I umiem pięknie poprosić o smaczny
kąsek stojąc na tylnych łapkach. A jak Pani mówi – siad- to siadam i to dosyć
chętnie. Ale mój numer popisowy to turlanie się po podłodze. Wszyscy się wtedy
śmieją i biją mi brawo. Dostaję wtedy moje ulubione chrupki, które zjadam z wielkim
smakiem. A ludzie się śmieją. No i kto tu ma mały rozumek?
Mieszkam ze
swoim ludzkim stadem- mam Panią, Pana i jeszcze 2 dziewczynki- Melę i
Gosię. To są takie ludzkie szczeniaczki
i bardzo, bardzo je kocham. Dziewczynki chodzą ze mną na spacery i bawią się ze
mną często i to jest strasznie fajne. Bo ja najbardziej na świecie lubię się
bawić. Najbardziej!!!!
W stadzie są jeszcze 2 leniwe koty- Rudy i
Mania, ale one się do zabawy nie nadają wcale. Wolą leżeć w słońcu na parapecie
i spać. A jak nie śpią, to jedzą i znowu idą spać. A jak nie jedzą i nie śpią,
to się myją. Kilka godzin tak się myją, a ja nie wiem po co? No tak, fajnie jest być czystym, ale żeby aż
tak czystym? Te koty to straszne czyściochy. Na przykład ja nie myję się wcale.
Ale moja Pani i dziewczynki kąpią mnie czasem. To się nazywa prysznic i tam robią
na mnie wielką pianę. To nawet nie jest takie złe, a właściwie bardzo
przyjemne, ale po kąpieli już wiem, że nie pachnę psiakiem i wcale mi się to
nie podoba. Bo kto to słyszał, żeby taki Misio jak ja, pachniał gumą do żucia albo jakimś zielskiem?? Ja
najbardziej lubię pachnieć psiakiem, ale za to moje stado wcale tego nie lubi.
Dlaczego, pytam? Nie wiem. Najbardziej kręcą nosem jak jestem mokry po deszczu,
a ja wtedy przecież pachnę jak marzenie… Psie marzenie o wiecznym psim fetorku.
W sumie lubię te koty. Czasami jak bardzo mi
się nudzi, to je zaczepiam, bo chcę je obwąchać, ale dostaję wtedy kocią łapą
po nosie, a to psia kostka, wcale nie jest miłe. Ani trochę, bo one mają
strasznie ostre pazury, a potem boli mnie nosek i kicham.
Jak byłem małym
szczeniaczkiem, to myślałem, że też jestem kotem i robiłem to samo co one, ale
to było takie NUDNE!!! Nie lubiłem być kotem. Dlatego zostałem psiakiem i teraz
szczekam, biegam, kopię doły w ogrodzie, niucham, podgryzam różne rzeczy,
merdam ogonkiem i przytulam się do mojej Pani. I to jest naprawdę super fajne.
Bycie psiakiem to najlepsze zajęcie na świecie. Najlepsze.
Kocia księżniczka- Buba |
Całkiem
niedawno mieszkała z nami jeszcze jedna panna kicia i miała na imię Buba. Ta
kicia była całkiem czarna, miała wielkie, żółte oczy i nie miała ogonka,
chociaż inne koty ogonki mają. I ona była jak księżniczka i zadzierała swój
koci nosek. Ta Buba była pupilkiem całej rodziny i wszyscy ją kochali. I
któregoś dnia ta kicia zachorowała i musiała jeździć do kociego doktora, a
potem dostawała takie lekarstwa, ale nic to nie pomagało i była taka chudziutka
i znikała w oczach… I pewnego razu już jej nie było i wszyscy bardzo płakali.
Pani potem
mówiła, że kicia jest już za tęczowym mostem i teraz jest tam już z Aki.
A, wy pewnie
nie wiecie kim była Aki?
Aki |
Jak byłem zupełnie mały, to w ogrodzie
mieszkał jeszcze jeden psiak i to była psia staruszka i ona też była w naszym
stadzie i właśnie ona miała na imię Aki. Była duża, biała i miała wesoło
zakręcony ogonek. Aki w ogrodzie miała swoją budę, czyli taki domek dla
psiaków, a w tym domku miała bardzo dużo pochowanych psich skarbów i smakołyków
i ja jej czasami te skarby podkradałem. Ona bardzo się denerwowała, gdy coś jej
podebrałem i chciała mnie gonić, ale ja jestem strasznie szybkim psiakiem i Aki
tylko tak udawała, że mnie goni, bo za nic na świecie by mnie nie złapała, bo
była grubiutka i już bardzo powolna. Chodziliśmy razem na spacery, ale ja
chciałem biegać, a ona chciała tylko chodzić, bo nie miała już dużo siły, więc
ja przez nią przeskakiwałem i biegałem wokół niej i zaczepiałem ją cały czas.
Takie to były spacery. Ta Aki nauczyła mnie super fajnej rzeczy, bo nauczyła
mnie jak kopać głębokie doły i wielkie jamy i kopaliśmy sobie tak na polach na
spacerze, albo w ogrodzie. Pani potem chodziła z łopatą i je zasypywała, a my
na drugi dzień wykopywaliśmy nowe i to była super zabawa.
Ale Aki była
już naprawdę bardzo stara i pewnego ranka, gdy wbiegłem rano do ogrodu, to jej
już tam nie było. Pani potem znowu płakała i w ogóle wszyscy bardzo płakali, a
ja nie wiedziałem co się stało? I Aki już nie wróciła, bo ona też poszła za
ten tęczowy most i ja nie wiem gdzie to jest, ale to chyba bardzo daleko, skoro
i kicia i Aki nie wracają? Podobno tam trafiają wszystkie zwierzęta i tam nie
chorują i są szczęśliwe. Nie wiem, ale dla mnie, psia kostka, to jest jakaś trochę
podejrzana sprawa, bo czy im u nas było źle, że sobie tam powędrowały? Były z
nami nieszczęśliwe? I czy ja je jeszcze kiedykolwiek spotkam? No i czy one mnie
jeszcze rozpoznają, bo ja teraz jestem bardzo poważnym, mężnym i dorosłym
psiakiem. Póki co wcale się tam nie wybieram, bo tutaj jest mi bardzo dobrze.
Bardzo....
Ogród
Za domem, jest
duży ogród i nie tak dawno, gdy było dużo słońca, a dni były jeszcze bardzo
długie, biegałem w nim i szczekałem na szpaki (to takie niegrzeczne ptaszyska),
które zjadały moje czereśnie na drzewie i grały mi na nosie. Te szpaki to takie
ptasie łobuzy, które nikogo nie słuchają i zupełnie bez mojego pozwolenia
zajadały się moimi ulubionymi owocami. Jestem psiakiem, który bardzo owoce lubi!!! Biegałem za nimi i
krzyczałem po psiemu na nie- Oj czekajcie, gdybym ja tylko miał skrzydła i
potrafił latać, to nie jadłybyście tych czereśni wcale!- a one tylko rzucały we
mnie pestkami z tych czereśni i się ze mnie śmiały. Niedobre, paskudne
ptaszyska!!! No, ale gdyby nie te szpaki, to w ogrodzie byłoby nudno i
właściwie, to bieganie od czereśni do czereśni i wykłócanie się z nimi, to
doskonała zabawa. Naprawdę pocieszna, bo one, te ptaki, są szybkie i tak jak ja
też mają małe rozumki.
W ogrodzie jest
jeszcze niewielki staw i tam pływają kolorowe rybki. To takie jakby ptaki,
tylko, że w wodzie. To znaczy trochę inne niż ptaki, bo mają płetwy i łuski zamiast
skrzydeł i piórek. One nie jedzą
czereśni, nie latają wysoko, ani nie skrzeczą, tylko są zupełnie cichutko, ale tak jak szpaki są
bardzo szybkie. Kilka razy włożyłem pyszczek do tego stawu, żeby im powiedzieć
cześć, ale tam w ogóle nie było czym oddychać i musiałem szybko swój ciekawski
nos wyciągać. Dziwne to jest. Jak te ryby tam żyją w tej wodzie? Tam naprawdę
jest strasznie duszno!!! Chyba długo trzeba się uczyć, żeby pod taką wodą
mieszkać. Ponieważ bardzo mnie ci mieszkańcy stawiku ciekawią, próbowałem za
nimi pływać, ale one uciekały na samo dno i tyle je widziałem. Zabawa w
chowanego na dnie stawu, to dla mnie żadna zabawa, bo ja nie umiem nurkować.
Ale pływać potrafię!!! Sam się nauczyłem
i doskonale pływam… pieskiem.
W ogrodzie
mieszkają też jeże i to dopiero są dziwne stworzenia. One nie mają futerka jak
ja i koty, ani piór jak ptaki, ani łusek jak ryby, ale mają kolce. Takie igły,
które mocno kłują. Oj, mocno, psia kostka!
Raz znalazłem w
ogrodzie całą jeżową rodzinę, mamę i kilka małych dziecięcych jeżyków!!!
Mieszkały pod ceglanym murem i miały swój domek w pnączach dzikiego wina.
Bardzo, bardzo chciałem się z nimi bawić, a one jakieś nieśmiałe były, albo nie
wiem co, bo zrobiły się z nich takie kulki pełne igieł, sturlały się w jedno miejsce
i w ogóle nie chciały ze mną rozmawiać. Po prostu się na mnie najeżyły!!! Jak
to, psia kostka, nie chcą się ze mną bawić? Fukały na mnie tylko i mówiły,
żebym sobie poszedł, bo one mają pchły i jak się nie odczepię, to podarują mi
całą pchlą rodzinkę i chichotały.
Nikt mi jeszcze
nigdy nie chciał podarować pcheł, a już na pewno całej rodzinki. I jak to całej
rodzinki? Gdzie ona będzie mieszkać? Jaka duża w ogóle ta rodzinka? I co to są
te pchły? Ale zaraz, zaraz ja, psia kostka wiem co to są te pchły!!!
Przypomniałem sobie, co za rodzinkę te jeże chcą mi podarować, bo ja dawno temu
już taką rodzinkę na sobie miałem!!! I
to było straszne, bo te pchły mnie kąsały i nie miałem przez nie przyjemnego
życia. Musiałem nosić specjalną obrożę na szyi, żeby sobie ze mnie poszły i
Pani z dziewczynkami znowu mnie kąpały w pianie. O zgrozo!!!NIGDY!!! Pchły to
straszne, krwiożercze i niedobre owady, które nas psy i koty okropnie męczą i
gryzą. Musimy się przez nie drapać i nie możemy spać ani się fajnie bawić, bo
one nigdy nie odpuszczają!!!
Na szczęście zanim jeże obdarowały mnie swoimi
lokatorami, do ogrodu przyszła moja Pani, założyła rękawice, zapakowała
kolczaste kulki do dużego koszyka i wyniosła do dzikiego sadu za płotem.
Odetchnąłem, zwłaszcza ze względu na rodzinkę pcheł. I teraz się nie dziwię
dlaczego te jeże były takie najeżone i fukające. Przecież one się nawet nie
mogą podrapać jak pchły je kąsają, bo chyba się kaleczą w łapki o te kolce.
Dlatego nie nadają się, psia kostka, do zabawy wcale, bo ja tych pcheł się
boję, a igieł jeszcze bardziej.
W ogrodzie, ale
w warzywniku, mieszka jeszcze jeden ktoś, kogo nigdy nie widziałem na oczy, ale
on tam jest na pewno, bo mój nos mi o tym powiedział. Aki zanim zniknęła też mi
o nim opowiadała. I ten ktoś nazywa się kret i mieszka pod ziemią. Tylko nie
wiem co on tam pod tą ziemią robi? On ma futerko, skrzydła, kolce czy łuski? On
coś tam widzi? I co on je? Marchewkę? Ja bardzo lubię marchewkę, ale wolę
czereśnie. Marchewka jest zdrowa i fajnie chrupie, a czereśnie są słodkie.
Mniam.
Próbowałem kopać w miejscu, gdzie mój nos powiedział, że tutaj mieszka kret, ale nikogo nie wykopałem. Może jak zrobi się ciepło, to znowu zacznę go szukać, bo jestem strasznie ciekawy co to za jegomość.
Próbowałem kopać w miejscu, gdzie mój nos powiedział, że tutaj mieszka kret, ale nikogo nie wykopałem. Może jak zrobi się ciepło, to znowu zacznę go szukać, bo jestem strasznie ciekawy co to za jegomość.
Długo w domku i
w ogrodzie byłem sam z tymi leniwymi kotami, albo szpakami. Nie wiem jak długo,
ale to było BARDZO, bardzo dużo spacerów i zabawy zanim trafił do
nas…. Niespodziewany gość.
Niespodzianka.
Pewnego
słonecznego dnia Pani przyprowadziła mnie do domu z ogrodu i powiedziała, że
zaraz kogoś poznam. Byłem bardzo ciekawy kto do nas przyjechał i po co?
Wszedłem do pokoju dziewczynek i oniemiałem, bo tam w kącie na kocyku leżał
PSIAK!!! Trochę inny niż ja, bo miał czarne futerko, ale tak jak ja, miał
łapki, ogonek, pyszczek z noskiem, brązowe ślepia i 2 uszka, z tym, że jedno
stojące, a drugie oklapłe. Zatkało mnie! Jak to? Skąd w domu psiak? I co teraz
będzie ze mną?
Podszedłem
nieśmiało, ale byłem nastawiony na to, że zaraz tego intruza obszczekam i sobie
od razu pójdzie tam skąd przyszedł. To ja tu jestem najważniejszym psiakiem!
Powąchałem z daleka- Ojej, jak ten piesek dziwnie pachniał. Przestraszyłem się,
bo nie znałem takiego zapachu i wszystkie włosy stanęły mi na grzbiecie. Tak,
bo ten piesek pachniał strachem!!!! Przyjrzałem się bliżej- Rety, to była psia
dziewczynka!!! I ona była BARDZO, bardzo smutna i płakała.
Zmieniłem
zdanie, zamerdałem ogonem na przywitanie, a ona nic. Leży i dalej płacze. O
psia kostka, chyba nie przeze mnie? Pani cały czas bacznie nas obserwowała, ale
gdy zobaczyła, że jesteśmy grzeczni, wyszła z pokoju i zostawiła nas samych.
Podszedłem już zupełnie blisko i jeszcze raz zamerdałem ogonem na znak pokoju.
- Cześć, jestem
Miś, a tyś co za jedna? –zapytałem zaczepnie. Suczka popatrzyła na mnie smutno
i odwróciła się do mnie ogonkiem. Widać, że nie chciała ze mną w ogóle gadać,
ale obszedłem ją od drugiej strony i siadłem w bezpiecznej odległości, bo ona
była obca, a z obcymi to nigdy nic nie wiadomo. Trzeba uważać.
- Hej, no
witaj, przyjechałaś do nas w odwiedziny, czy co? Skąd Ty się w ogóle wzięłaś u
nas w domku? Gadaj zaraz, bo ja muszę wszystko wiedzieć. I przestań się w końcu
bać, bo ten zapach jest okropny i ja bardzo GO nie lubię. Bardzo. Skąd Ty masz
taki zapach?
Suczka podniosła
głowę i ciężko westchnęła.
- Cześć Misio,
ja jestem Tosia i nie wiem skąd jestem.
Wywaliłem na tę
całą Tośkę gały.
- Jak to nie
wiesz? Nie pamiętasz gdzie byłaś i jak się tutaj znalazłaś?
-Pamiętam
Misio, ale trudno jest mi te miejsca nazwać. Mówisz, że tutaj jest domek? Ja
nigdy domku nie widziałam. Ja nawet nie
wiem co to jest domek.
Aż się
położyłem z wrażenia, a potem zaraz wstałem. I znowu się położyłem i siadłem.
Postanowiłem jej opowiedzieć wszystko co wiedziałem o domkach.
- No wiesz, domek
to takie miejsce, gdzie mieszka Twoje stado, czyli rodzina. To takie miejsce,
gdzie masz Panią i Pana i jeszcze ludzkie szczeniaki i gdzie się z Tobą bawią,
chodzą na spacery, karmią, czeszą, kąpią, gdzie cię przytulają i głaszczą, a
jak jesteś chora, to idą z tobą do doktora od psiaków i kotków, ale to jest
mało przyjemne, więc lepiej, żebyś tego nie wiedziała. Domek to … domek i już.
Tosia przestała
płakać i obydwa uszka jej się postawiły.
- Misio ja nie
wiem o czym Ty do mnie mówisz.
Aż sapnąłem. Co
z tą Tosią? Ona nic nie wie o domku? Niemożliwe. Przecież wszystko jej
opowiedziałem.
- No dobrze
Tosiu, to kto się Tobą opiekował jak byłaś małym szczeniaczkiem? Kto Cię karmił
i wychodził z Tobą na spacery?
- Nikt Misiu
-chlipnęła.
- Tośka, coś tu
kręcisz. To przecież nie może być prawda!!!!
Suczka usiadła
i popatrzyła na mnie uważnie, a potem zaczęła swoją opowieść.
- Właśnie, że
prawda! Wiesz Misio, nie wszystkie psiaki mają tyle szczęścia co Ty. Niektóre,
a właściwie całkiem sporo, mają pecha tak jak ja. Gdy byłam jeszcze zupełnie
malutka, pewnego razu przyszedł do naszego gospodarza jakiś straszny człowiek i
odebrał mnie od mamy i zabrał daleko, daleko i wrzucił mnie do jakiejś szopy,
gdzie było jeszcze kilka takich małych piesków jak ja. Jednym z nich był mój
najlepszy przyjaciel Antoś, który był dla mnie jak brat i tego pierwszego
wieczora zaopiekował się mną w tej ciemnej, zimnej i okropnej szopie. Strasznie
się bałam. Nie było mojej mamy, ani jej ciepłego brzuszka, do którego mogłam
się przytulić. Chciało mi się pić, ale nie było nic do picia. Byłam głodna, ale
nie było też nic do jedzenia. Było nam bardzo zimno, więc przytuliliśmy się do
siebie wszyscy i tak zasnęliśmy. A rano przyszedł ten okropny człowiek.
Myśleliśmy, że przyniesie nam posiłek i picie, a on tylko na nas popatrzył,
zaśmiał się i znowu zamknął drzwi. W końcu wieczorem przyniósł nam jakieś
jedzenie i wodę, ale to wszystko brzydko pachniało i było niesmaczne. A ja
byłam malutka, potrzebowałam mleka. Starsze psy mi wszystko zjadły, tylko Antoś
się ze mną podzielił tym co udało mu się wyszarpać. Byłam głodna codziennie. I
niestety ten człowiek okazał się bardzo okrutny i strasznie zły. Bił nas często
dużym patykiem, kopał i rzucał w nas kamieniami. Nigdy nie wychodził z nami na
spacery. Czasami tylko nas wypuszczał na podwórko, ale to było bardzo rzadko.
Mieszkaliśmy w tej zimnej szopie prawie bez jedzenia całą zimę, a ja coraz
bardziej bałam się tego człowieka. Aż któregoś dnia na wiosnę, bo było już
ciepło na dworze, przyjechali jacyś inni ludzie i kazali mu pokazać, gdzie my,
wszystkie psiaki jesteśmy. Do szopy
weszła jakaś pani i jak nas zobaczyła, to się rozpłakała - Tosi znowu
stanęły łzy w oczach, ale szybko się opanowała. – My wszyscy byliśmy w
najdalszym kącie, a starsze psy zaczęły warczeć, bo chciały się jakoś obronić. Nie
wiedzieliśmy kim jest ta kobieta. Ale ta pani nakrzyczała na naszego
właściciela, że to okrutne w takich warunkach trzymać zwierzęta i z pomocą
innych ludzi, którzy z nią przyjechali wszystkich nas stamtąd zabrali. Znowu bardzo
się bałam, ale Antoś mówił, że to dobrze, że nas zabrali, bo wszystko jest
lepsze niż mieszkanie w tej szopie. A jak nas wieźli, to usłyszałam jak ci
ludzie mówili, że my mieszkaliśmy nie u człowieka, tylko u potwora!
Aż podskoczyłem
ze strachu!!!
-Jak to Tosiu,
mieszkałaś u najprawdziwszego potwora? Takiego strasznego? I on wyglądał jak
człowiek?- zrobiłem wielkie oczy ze strachu i ciekawości.
- Tak Misio, on
wyglądał jak człowiek, ale na mój psi węch, to on człowiekiem wcale nie był,
tylko się za człowieka przebierał. Udawał, żebyśmy się tak strasznie nie bali,
ale my zwierzęta mamy przecież instynkty i wiedzieliśmy, że to tylko
przebranie, a w środku, w tym człowieku mieszka straszna, okrutna bestia, która
cały czas chciała nas skrzywdzić. I niestety cały czas krzywdziła.
- I co dalej
Tosiu?
- No i ci
ludzie zawieźli nas do takiego miejsca, gdzie było dużo klatek i tam mieszkało
bardzo dużo psiaków i wszystkie tak jak my, były bardzo przestraszone i smutne.
Ale dostaliśmy dobre jedzenie, tylko, że ja już nie chciałam wcale jeść, bo
nadal się bałam, co dalej z nami będzie. Było mi bardzo smutno, bo zostałam
tylko z Antosiem i nie wiedziałam co się stało z resztą moich przyjaciół z
szopy.
- Zaraz, zaraz,
mówisz, że byłaś w takim miejscu, gdzie było dużo klatek i dużo psiaków, które
były smutne i płakały? Coś mi się nagle przypomniało… Zaraz, zaraz…
- Tak Misio?
- A wiesz, że
ja też byłem w takim miejscu? – Zacząłem udawać ważniaka, że znam nie tylko
dobry domek, ale też inne okolice.
- Ale jak ty
tam Misio trafiłeś? Też mieszkałeś z potworem?
- E, no nie,
nie, ja zawsze mieszkałem tutaj. Jak byłem zupełnie malutki, to mieszkałem z
moją mamą, ale nie pamiętam ani jej ani tamtego domku. Znam tylko ten domek z
moim stadem. Tutaj jest fajnie, ale któregoś dnia wpadłem na pomysł, że ucieknę
i poznam świat!!! - zrobiłem ważną minę.
-I uciekłeś?-
Tosia była wyraźnie zaskoczona.
- No jasne, to
było bardzo proste. Pani otworzyła drzwi, a ja szurum burum czmychnąłem w
świat. Ona mnie wołała i biegła za mną, ale ja i tak uciekłem i uciekałem jak
najszybciej i jak najdalej potrafiłem.
Tosia
popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Jak to Misio,
uciekłeś z domu, gdzie wszyscy cię kochają, przytulają i karmią, bo wpadłeś na
głupi pomysł? I co, zobaczyłeś chociaż ten świat?- w głosie Tosi słychać było
zdenerwowanie.
- No trochę
zobaczyłem, ale zaczął padać deszcz, a zaraz potem zrobiło się ciemno i to już
wcale nie było fajne, a nie mogłem znaleźć zapachu, który doprowadziłby mnie
znowu do domu, bo deszcz, psia kostka, zmył moje ślady. Biegałem po ulicach
cały mokry i coraz bardziej nieszczęśliwy. Aż mnie złapał jeden człowiek i
zawiózł do takiego miejsca, które opisałaś. To znaczy tak myślę, że do takiego.
Na początku się nie bałem, bo ja jestem bardzo odważny, ale w nocy zostałem sam
w pokoju za kratami, a obok, w innym pokoju całą noc skomlały jakieś inne psiaki
i w ogóle było bardzo ciemno i strasznie. Nikogo nie znałem, wszystko było obce
i zimne. Nikt mnie na dobranoc nie pogłaskał za uszkiem. Pomyślałem, że źle
zrobiłem uciekając z domu, bo co teraz ze mną będzie?
- Bałeś się
Misio?
- No trochę się
bałem, ale tylko trochę, bo jak mówiłem jestem bardzo odważny, ale już rano to
się trochę przestraszyłem, bo przyszli jacyś obcy ludzie. I tam się działo dużo
rzeczy, bo polewali wodą z węża nasze pokoje, a potem zabrali mnie do doktora,
który dobrze mi się przyjrzał, a potem coś mi wstrzyknął pod skórę za uchem i
to bolało. Jego bałem się najbardziej. I on wtedy powiedział, że teraz to ja
się już nigdy nie zgubię, bo mam czip z moim osobistym numerem. Tak powiedział,
chociaż ja nie wiem co to jest ten czip. I na szczęście zaraz potem przyjechała
moja Pani!!!! Jeju, jak ja się ucieszyłem!!!! Jak ją zobaczyłem, to wyrwałem
się ze smyczy i wskoczyłem jej na głowę i mocno, mocno merdałem ogonkiem i
piszczałem z radości. Pani też się ucieszyła na mój widok i zabrała mnie do
naszego domku. A reszta psiaków została tam za tymi kratami i patrzyli na mnie
ze smutkiem i chyba zazdrościli trochę, że po mnie ktoś przyszedł, a po nich
nie. I ja od tego czasu jestem już prawie naprawdę grzeczny i nie uciekam, bo
bardzo mnie ta przygoda przestraszyła. Pani potem mówiła, że kto to słyszał,
żebym ja trafił do schroniska dla zwierząt, ale to i tak lepiej, że nie
zgubiłem się na amen.
Tosia tylko
kiwała głową ze zrozumieniem.
- No widzisz
Misio, po mnie też nikt nie przyjechał, tak jak po te psiaki w schronisku,
które na Ciebie smutno patrzyły. Za to ktoś zabrał Antosia i wtedy to już
naprawdę było mi strasznie, bo straciłam jedynego przyjaciela, a mnie nikt nie
chciał, nikt mnie nie potrzebował, nikt mnie nie kochał. – Tosia znowu zaczęła
płakać- Po prostu chciałam, żeby mnie już nie było i żeby ten strach się
skończył.
Podszedłem do
suczki i powąchałem ją po nosie.
-Ej Tosia, nie
płacz. Tutaj nikt cię nie skrzywdzi. Będziemy się fantastycznie bawić. A
właściwie, to jak trafiłaś do naszego domku?
- Nie wiem.
Dzisiaj rano ktoś wsadził mnie do klatki w aucie i bardzo długo jechałam. I
znowu strasznie się bałam, że staną się bardzo złe rzeczy, ale w końcu auto się
zatrzymało, a potem przyszła Twoja Pani z tą dziewczynką, którą nazywała Gosią
i one się ucieszyły na mój widok, ale ja już nikomu nie ufam i nikomu nie
wierzę. No i zaraz potem Ty przyszedłeś i sam widzisz. Jestem.
I w tym
momencie do pokoju weszła Pani z Gosią i Melą i z uśmiechem powiedziały, że
idziemy wszyscy na spacer i Tosia też. Strasznie się ucieszyłem, ale Tosia
wcale, bo zaczęła przed Panią uciekać i chciała się schować. Pani w końcu
spokojnie założyła jej obrożę na szyję i doczepiła smycz i wyszliśmy na
korytarz, ale okazało się, że Tosia nie umie w ogóle chodzić po schodach, bo w tej szopie nie było
schodów i ona nie wiedziała co to jest!!!! I Gosia musiała ją znieść na rękach,
a potem Tosia nie umiała iść na smyczy i cały czas chciała uciekać, bo się
bała. Ale jak weszliśmy na pole za domem, to pani nas spuściła ze smyczy i ja
zacząłem bardzo skakać i się cieszyć, że jesteśmy razem i Tosia robiła to samo,
a potem pobiegliśmy bardzo szybko i ta Tośka okazało się, że biega szybciej niż
ja!!! O psia kostka!!! Przecież to dziewczyna, a to ja jestem najszybszym
psiakiem w okolicy!!! Ona naprawdę strasznie szybko biegała, dużo szybciej niż
ja, ale to nic, bo i tak fajnie się bawiliśmy.
Dobiegliśmy w końcu do dużego stawu i ja tam wskoczyłem, a Tosia wcale
się nie przestraszyła i wskoczyła za mną i sobie pływaliśmy. Pani z Gosią i
Melą musiały nas stamtąd wyciągać i byliśmy cali w błocie, a potem jeszcze
długo biegaliśmy. Bardzo długo, a wieczorem dostaliśmy kolację i zanim
poszliśmy spać, Tosia powiedziała, że to był najszczęśliwszy dzień w jej życiu.
Jak to najszczęśliwszy? Przecież to był zupełnie zwyczajny dzień, taki jak
wiele innych, które już przeżyłem. Dziwne to dla mnie było.
Mis i Tosia w bazie |
Tosia spała w
pokoju u dziewczynek, a ja na swoim posłaniu, a rano jak pani weszła do pokoju,
gdzie spała Tosia, to bardzo się zdziwiła, bo ta Tośka STRASZNIE w nocy
napsociła. Zeżarła tapetę ze ściany i kapcie dziewczynek, pogryzła kabel od
odkurzacza i zjadła Gosi spódniczkę, czy jak to się nazywa. Przestraszyłem się,
co teraz będzie i Tośka też się bała, ale Pani tylko pokiwała głową,
powiedziała Tośce, że tak nie wolno i poszliśmy do ogrodu. No takie rzeczy! Ja
na pewno dostałbym karę, gdybym tak nabroił, ale Tośce się WSZYSTKO upiekło.
W ogrodzie Tośka nie chciała się bawić, tylko
siedziała w krzakach, bo ciągle się bała i musiałem ją przekonywać, że to jest
nudne i niefajne i lepiej, żebyśmy się
bawili zamiast siedzieć w tych krzakach z komarami i muchami. Długo to trwało,
zanim mnie posłuchała i w końcu wyszła, ale jak ktoś wchodził do ogrodu, to ona znowu
siedziała w tych krzakach i trzęsła się ze strachu.
Tak było jeszcze kilka dni. Tośka z nocy
zgryzała różne rzeczy, chociaż Pani kupiła jej specjalne, psie zabawki. Suczka nie
umiała rozróżnić czym jest klapek od gumowej kostki do gryzienia albo pluszowa
zabawka od poduszki. Nikt jej nigdy nie nauczył jak to jest być dobrym psem. Dla
niej wszystko było zabawkami. Którejś nocy Tośka pogryzła kołdrę i wysypały się z niej takie lekkie, białe
pióra i to było strasznie super!!! Jakby w pokoju spadł śnieg i my w tym
biegaliśmy, a Pani jak weszła to wcale nie chciała się z nami bawić, tylko się mocno zdenerwowała i poszła po odkurzacz i
powiedziała, że to ma być ostatni raz, bo będzie z nami inaczej rozmawiała. Tosia
się znowu schowała. Pani szybko się uspokoiła i zabrała nas do ogrodu, a ja pomyślałem
sobie, że skoro Tosia może robić zakazane rzeczy i nie ma kary, to może ja też
będę tak broił, bo przecież to jest super frajda?
Nigdy wcześniej tego nie robiłem, ale któregoś
razu wieczorem, znalazłem buty mojego Pana i zaniosłem je do naszej bazy.
- Hej Tośka,
patrz co mam!!! To się nazywa buty, ludzie noszą to na tylnych łapach i one
pięknie pachną!!! Mam jeden dla ciebie i jeden dla mnie.
Tosia ucieszyła
się, że przyniosłem takie trofeum. Siedliśmy sobie w tej naszej bazie na
kanapie u dziewczynek, które pojechały gdzieś na wakacje, dlatego cały pokój
był dla nas i powoli zajadaliśmy te buty, które okazały się bardzo smaczne i
mięciutkie. Nikt nam do rana nie przeszkadzał, ale rano Pan zaczął tych butów
wszędzie szukać i wtedy się przestraszyliśmy. Pan był już mocno zdenerwowany,
bo spieszył się bardzo do pracy. No i weszła Pani i znalazła nas z tymi pogryzionymi
butami i znowu nie była zadowolona i powiedziała, że jesteśmy złe psy. Złe! Zrobiło
nam się trochę łyso. My jesteśmy złe psy? Jak to? Przecież tylko zeżarliśmy
jakieś buty, a to jest złe? Nic nie rozumiałem, chociaż czułem pod skórą, że
Pani ma chyba trochę racji. Potem Pani znalazła jakieś inne buty w szafce i
dała je Panu, ale Pan sapał i coś tam syczał pod nosem. A potem poszedł do
pracy, a my znowu wylądowaliśmy w ogrodzie. Na sznurach pod orzechami wisiało
pranie i takie wielkie poszewki, które ludzie nakładają na kołdry i my je z
Tośką zaczęliśmy szarpać, aż one na nas
spadły, więc porobiliśmy w nich takie wielkie dziury i wchodziliśmy do środka
jak do namiotu i to była wspaniała zabawa!!! Potem jeszcze pogryźliśmy poduszki
z ławki i wypadła z nich taka gąbka, którą porozrzucaliśmy po całym ogrodzie.
Cała trawa była w tej gąbce, a my po niej biegaliśmy.
Pani, gdy weszła do ogrodu i to zobaczyła, to
już naprawdę była zdenerwowana i teraz to już na nas krzyczała, a my uciekliśmy
do krzaków. Siedzieliśmy w tych krzakach jak trusie i czekaliśmy co będzie, ale
w sumie nic takiego. Pani posprzątała te zgliszcza, ale była bardzo rozgniewana.
Powiedziałem wtedy Tosi, że my chyba nie
powinniśmy już tak broić, bo Pani jest przez nas smutna.
- Ale dlaczego
Misiu, przecież to tylko rzeczy do zabawy, o co tu się smucić?- Tośka nie
zrozumiała.
- Widzisz
Tosiu, dla nas to są rzeczy do zabawy, ale dla ludzi to są rzeczy potrzebne,
których oni używają. Poza tym Pani musi teraz to wszystko sprzątać, chociaż ja
bym tam niczego nie sprzątał, ale ludzie już tak mają. Lubią porządek i rzeczy
niepogryzione przez psiaki. Może nie róbmy już tego więcej? Co myślisz?
Tosia
popatrzyła na mnie, a potem na Panią, która zbierała wszystkie rozrzucone gąbki
i poszarpane poszewki i wrzucała to wszystko do worka.
- No dobrze
Misio, nie będziemy już zgryzać ważnych dla ludzi rzeczy, ale musisz mi
pokazać, które to są te ważne, a które są do zabawy, bo ja tego nie wiem. Nikt
mnie tego wcześniej nie uczył i nie pokazywał, dlatego dla mnie te wszystkie
ludzkie przedmioty są do zabawy. Nie widzę między nimi różnicy.
Obiecałem Tosi,
że ją wszystkiego jeszcze nauczę i podczas, gdy Pani nadal sprzątała, my
zaczęliśmy biegać znowu po ogrodzie i pomyślałem, że z mądrych rzeczy warto nauczyć Tośkę kopać dziury i jamy, tak
jak mnie kiedyś nauczyła Aki i pokazałem jej jak to robić. Pani tylko poparzyła
na to co wyprawiamy, wzniosła oczy do nieba i wyszła z ogrodu. Chyba nie
chciała już na to patrzeć, ale nie rozumiem dlaczego.
Czasami do nas do domu przyjeżdżali różni
ludzie i oglądali Tosię, ale ona była dzikusem i się ich bała, więc oni tylko
kiwali głowami i odjeżdżali.
Któregoś dnia,
gdy już zaczęły spadać liście z drzew,
Pani rozmawiała z kimś przez telefon i bardzo się ucieszyła. Następnego dnia
wzięła Tosię do auta i gdzieś pojechały tylko we dwie. Beze mnie, a ja przecież
bardzo lubię jeździć autem. BARDZO! Pani nie było długo i wróciła bez Tosi.
Jak to? Gdzie
jest Tośka? Co się z nią stało? Czyżby ona też pojechała za Tęczowy Most?
Zrobiło mi się
bardzo smutno, a Pani też płakała cały wieczór i mnie przytulała. W domku bez
Tosi zrobiło się nudno i nie miałem się
z kim bawić. Samemu zupełnie odechciało mi się psot. Koty nadal spały, a
właściwie teraz spały jeszcze więcej, a dziewczynki poszły do szkoły, więc ja
się naprawdę strasznie nudziłem i martwiłem o Tosię. Bardzo!
Aż pewnego
dnia, gdy już padał śnieg, ale ten prawdziwy, zimny i biały, a nie ten z
kołdry, Pani i dziewczynki zapakowały jakieś rzeczy do ładnych torebek i
powiedziały mi, że jedziemy na super spacer z niespodzianką i będziemy jechać
autem!!! Jazda autem to jest ekstra sprawa, bo zawsze autem jeździmy albo do
lasu, albo nad dużą wodę, albo do babci dziewczynek, którą bardzo kocham, bo
ona daje mi smakołyki i mnie przytula i zawsze się ze mną trochę bawi, więc
ucieszyłem się naprawdę bardzo. Wprost niesamowicie!
I pojechaliśmy,
ale w innym kierunku niż zwykle. Byłem ogromnie ciekawy dokąd my jedziemy i
oglądałem wszystko przez szybę i długo jechaliśmy, aż zatrzymaliśmy się w
zupełnie dla mnie nieznanym miejscu. Pani i dziewczynki zabrały te pakunki z
auta i ja wysiadłem bardzo zaciekawiony i poszliśmy do takiego żółtego domku.
Pani zapukała do drzwi i otworzyła nam jakaś inna Pani o jasnych włosach i
jasnych oczach, a zaraz za nią stanęła dziewczynka, która miała jeszcze
jaśniejsze włosy i jeszcze jaśniejsze oczy, a za dziewczynką wyskoczyła….
Tośka!!! Ależ ja się ucieszyłem!!! Aż zaszczekałem! I Tośka tak samo.
Wąchaliśmy się i skakaliśmy z radości na siebie i merdaliśmy mocno ogonkami. To
się nazywa niespodzianka!!! Tosia wyglądała trochę inaczej niż wtedy, gdy była u nas- ona była po prostu pełna radości!
Pani i moje dziewczynki też się bardzo na widok Tosi ucieszyły i mocno ją
przytulały. A ja skakałem dookoła, bo to było strasznie fajowe.
- Tosia to
naprawdę Ty? Co to za miejsce? Czy tu jest ten Tęczowy Most? Czy tu jest Aki i
Buba?- zapytałem zaciekawiony.
Tośka
popatrzyła na mnie jak na głuptasa- Nie Misiu, to jest mój prawdziwy domek, a
to jest moja najprawdziwsza i tylko moja dziewczynka i ona ma na imię Martynka.
A ta Pani, to jest mama Martynki, pani Ania. One mnie kochają i ja u nich
mieszkam- Tosia szybko opowiadała- Zobacz z kim jeszcze tutaj mieszkam-tutaj
suczka popatrzyła za siebie, a z kącika wyszedł mały, bury kotek.
-To jest mój
przyjaciel, Burasek i my robimy razem różne fajne rzeczy. Wprawdzie nie takie
fajne, jak z Tobą Misiu, bo tutaj jestem już grzeczna i nic nie psocę, ale i
tak się dobrze bawimy.
Kocurek
podszedł do mnie i zaczął się o mnie łasić. O psia kostka, co to za jeden?
Nasze koty w domu nigdy takich rzeczy nie robiły, tylko kazały mi się wypchać
trocinami i miałem im nie przeszkadzać, a ten to był jakiś spoko kotek! Bardzo
miły i przyjacielski.
Tosia
opowiedziała mi, że jak jechała tutaj autem, gdy jeszcze spadały liście z
drzew, to była strasznie przerażona, bo czuła, że coś się zmieni. A jak weszła
do domku pani Ani i Martynki, to one obie bardzo się na widok Tosi ucieszyły,
ale Tosia wręcz przeciwnie. I moja Pani najpierw rozmawiała z panią Anią i
Martynką i w końcu zostawiła Tosię w tym domku, ale wcześniej ją wyściskała i
wycałowała i zaczęła płakać, bo wiedziała, że to jest pożegnanie. A Tosia
skuliła ogonek i szybko się schowała pod fotel i cały dzień tam siedziała i
nawet nie chciała iść na spacer, bo była znowu bardzo nieszczęśliwa. Dopiero na
drugi dzień ta dziewczynka, Martynka mocno ją przytuliła i powiedziała, żeby
Tosia się już niczego nie bała, bo teraz będzie mieszkać już z nimi na zawsze i
NIGDY, nigdy już jej nikt nie skrzywdzi. I Tosia zaufała tej dziewczynce, która
wyglądała jak aniołek i od tego czasu są najlepszymi przyjaciółkami.
NAJLEPSZYMI!
Mela, Gosia i
moja Pani razem z Martynką i panią Anią wypiły herbatkę, zjadły po ciasteczku i
wręczyły nowym opiekunkom Tosi prezenty z tych kolorowych torebek. I Tosia też
dostała swój prezent, bo ona jak z nami mieszkała, to bardzo lubiła gryźć takie patyczki dla
psiaków, dentafixy czy detnastixery, ja nigdy nie pamiętam jak one się
nazywają. One są dobre dla naszych psich zębów, bo my tak jak ludzie, też
musimy dbać o zęby i je czyścić, a nie potrafimy używać szczoteczek. To znaczy
ja jedną kiedyś zgryzłem, ale nic to moim zębom nie pomogło. I Tosia dostała
całe opakowanie tych patyczków. Jak jeszcze u nas mieszkała, to dostawaliśmy
takie patyczki wieczorem i ja czasami podkradałem je Tosi jak nie widziała, bo ja swoje bardzo szybko
zgryzałem, a ona jadła je jakoś wolniej i dłużej. Tosia nigdy się na mnie nie o
to nie gniewała, bo ona lubiła się dzielić.
No a potem
musieliśmy się pożegnać i znowu bardzo zrobiło mi się smutno, ale Tosia
zamerdała wesoło ogonem.
- Misio, ty się
nic już o mnie nie martw. Tutaj jest mi bardzo, bardzo dobrze. Martynka i pani
Ania mnie kochają i ja kocham je nad życie. U was byłam tylko na chwilkę, bo to
się nazywało domek zastępczy i twoja Pani z dziewczynkami szukały mi cały czas
nowego domku, w którym ktoś by mnie w końcu pokochał i się mną opiekował. I jak
widzisz znalazły.
Teraz ja też mam swoje stado. I wiesz co? W
końcu jestem szczęśliwym psiakiem. Ale tak naprawdę, naprawdę szczęśliwym. Mam
swój domek i swoją dziewczynkę i to się nazywa dziewczyńska przyjaźń.- Tosia
znowu zamerdała wesoło ogonkiem.
A potem nowe
panie Tosi poszły nas odprowadzić i jeszcze pobiegałem z moją psią przyjaciółką
po okolicy i ona mi pokazała super fajne miejsca, ale robiło się już ciemno i
pora była wracać do domu.
Wsiedliśmy do
auta i patrzyłem na Tosię zza szyby. Wyglądała na bardzo szczęśliwą i radosną i
zaszczekała na do widzenia. Długo patrzyłem jeszcze na nią, gdy się oddalaliśmy
i z jednej strony było mi bardzo, bardzo smutno, ale z drugiej strony cieszyłem
się, że moja bratnia dusza znalazła dobry i mądry domek. Bo wiecie, my psiaki
jesteśmy najszczęśliwsze, gdy mamy taki domek i swoje stado, które ludzie
nazywają rodziną. To jest dla nas najważniejsze. Bez rodziny, my same sobie nie
poradzimy, bo my jesteśmy trochę jak dzieci i potrzebujemy ludzkiej opieki i
miłości. Miłości najbardziej.
Miś i jego
nauki.
Muszę Wam jeszcze
coś powiedzieć. Zwierzaki w domu czasami coś nabroją, tak jak ja i Tosia w
lecie. Lubimy coś pogryźć, poszarpać i się w czymś wyturlać, bo w końcu
jesteśmy psiakami i taka jest nasza natura, ale nie robimy tego złośliwie,
tylko z nudów, albo dla zabawy, albo tak jak Tosia, gdy jesteśmy bardzo
nieszczęśliwi i nikt nas nie nauczył, że takich rzeczy nie wolno robić. Potem
tego żałujemy i jest nam smutno, że ludzie się na nas gniewają, ale to nie do
końca jest nasza wina. My potrzebujemy ludzkiej uwagi i chociaż odrobiny czasu
na zabawę i spacery. Zwłaszcza na spacery, bo są dla nas bardzo ważne!!!
Poznajemy wtedy świat i wszystko co nas otacza dookoła, a czasami poznajemy też
psich przyjaciół i ja takich przyjaciół na przykład mam i często się z nimi
bawię. Biegamy sobie, skaczemy, kopiemy dziury i wąchamy się pod ogonkami. Tak
robią wszystkie psiaki!
A do zabawy
wcale nie potrzebujemy specjalnych zabawek, bo wystarczy nam zwykły patyk, albo
mała piłka i też jesteśmy szczęśliwe, tylko musicie się z nami bawić.
I wiecie co?
Jesteśmy zwierzakami, ale niech sobie nikt nie myśli, że my nic nie rozumiemy i
nic nie czujemy. Można o nas mówić, że mamy małe rozumki, bo chyba trochę tak
jest, ale za to mamy wielkie, gorące serca, którymi kochamy naszych ludzi
najmocniej jak potrafimy. Nie wolno nas traktować jak zabawki, bo my jesteśmy
prawdziwi. Wszystko czujemy. Wszystko! Nie wolno nas bić, ani kopać, nie wolno
w nas rzucać kamieniami i nie wolno nas zostawiać samych w lesie przywiązanych
do drzewa, bo to jest okrutne i bardzo, bardzo złe. I nie wolno nas oddawać do
tego miejsca, gdzie trafiłem ja i Tośka i gdzie psiaki i kotki żyją za kratami,
bo tam pękają nasze serca z tęsknoty i rozpaczy. Bo tam nie ma naszego stada i
ludzi, których pokochaliśmy, a oni nas porzucili jak coś niepotrzebnego i
zupełnie zbędnego, albo się im znudziliśmy, gdy z małych i słodkich
szczeniaczków wyrośliśmy na dorosłe i duże psiaki. Tak się dzieje. My też
dorastamy i my też się starzejemy i to dużo szybciej niż ludzie. O wiele za
szybko. A potem, gdy nadchodzi odpowiednia pora, a czasami wcale
nieodpowiednia, bo my też chorujemy, tak jak kotka Buba, przechodzimy przez
tęczowy most, gdzie wszystkie zwierzęta już zawsze są szczęśliwe, zdrowe i
najedzone. A skąd to wiem? Wiem. Wszystkie zwierzęta to wiedzą. Tylko czy ja
tam kiedyś spotkam moją Panią, Pana i dziewczynki? To jest tajemnica, ale póki
co, nigdzie za żadne mosty się nie wybieram. Zostaję tutaj, bo tu jest mój
domek i moi ludzie i tu jest strasznie fajnie. Najfajniej.
I jeszcze
chciałbym, żebyście zapamiętali, że jak jest się rodziną, to nikogo nie wolno
krzywdzić i porzucać, nie wolno zniszczyć zaufania, bo rodzina jest NA ZAWSZE.
Na zawsze i zawsze. Tak.
A teraz już
biegnę z moją Panią na spacer, chociaż pada deszcz i na pewno wrócę do domku
mokry, ale za to będę pachniał psiakiem. Hurra.
Pozdrawiam i przybijam łapkę. Wasz Miś, psia
kostka.
Ta historia
zdarzyła się naprawdę, a wszystko opowiedział Misio, psiak o małym rozumku, ale
wielkim sercu, a napisała jego Pani.
Tosia z kotkiem w ramionach Martynki. |
Poza tym, za moment strzelą nam 4 latka z Misiem pod jednym dachem.... Zleciało. Miś, psia kostka.... Miś jakich mało :)
Żałuję, że dla ludzi są zwierzęta lepsze i gorsze. A one - w odróżnieniu od nas, którzy mamy wiele rzeczy na własność, decydujemy się zabiegać o to czy tamto - mają tylko swoje życie. Radocha z istnienia jest dla nich WSZYSTKIM. Jeśli tracą życie, tracą wszystko.
OdpowiedzUsuńKażde ze zwierząt. Bez wyjątku - każde.
Najnowszy raport WWF mówi,że w ciągu 40 lat ludzie wymordowali 60% zwierząt na świecie. Właśnie czytam Homo Deus, książkę o nas samych, o naszej historii i przyszłości. Jestem przerażona. I chyba agent Smith z Matroxa miał rację- jesteśmy zarazą tej planety.
UsuńPiękne,cudowne, psiecudny,popłakałam się kilka razy, bo znam Misia i jego historię opowiedzianą! Polecam wszystkim!!!!!!
OdpowiedzUsuńTY Bebiku wiesz najlepiej co to jest za ancymon ten Misio :)
Usuń