Już dawno ten pomysł chodził mi po głowie, ale znając misiowe ADHD jakoś mnie od niego odstraszało. Teraz jednak Misio ma już 5 i pół roku (tak, tak, zleciało), a to przecież dorosły już facet. Poza tym mocno mu się ostatnio poprawiło, a mnie ciągnęło nad Bałtyk. Przez tę pandemię i izolację, kolor mojej skóry zaczynał przypominać liliowopapuciaty, maj w tym roku był obrzydliwy wyjątkowo i zimny w cholerę, więc jakiekolwiek słońce było mile widziane. A do tego morza szum, ptaków śpiew.... W ubiegłym roku nie miałam dnia urlopu, więc w tym roku hulaj dusza. W czerwcu zaklepałam mój już trzeci wolny czas w 2021 i w końcu z pomysłem wyjazdu. Koleżanka z pracy Monia, zapytała mnie, czy byłam już kiedyś w kurwidołku o nazwie Łukęcin. Stwierdziłam, że nie byłam, ale przecież mogę być. Podpytałam ją jeszcze o szczegóły i byłam przekonana, że w malutkiej miejscowości nam i Misiowi będzie zacnie. W domku weszłam w internety i od razu wpadłam na pierwszą lepszą noclegownię w tejże wioseczce i od razu strzał w dychę, bo pan bardzo chętnie nas chciał przytulić, nawet z Misiem i to za kwotę 35 pln od łebka za noc. Bez Misia. 35 pln to trochę mało, więc nieco obawiałam się o te noclegi, ale obejrzeliśmy fotki i okazało się OK. Na parapetówce u Mirelki i Adama zapytaliśmy jeszcze naszych znajomych, czy aby nie mają ochoty, bo jedziem??? I owszem, Puszaszki od razu podniosły chętnie łapki w akcie akceptacji, a także Mały Adaś z Ewą Sza. No to mamy 3 pary i Misia. Fajnie.