Rok 2024 w chińskim horoskopie był rokiem smoka, który teoretycznie powinien przynieść światu energię, siłę, odwagę i sukcesy oraz sytuacje przełomowe, które będą mogły wywrócić życie do góry nogami (ciekawe jak ci na Antypodach? W końcu stanęli na nogi?). Smok to symbol ludzi kreatywnych, pomysłowych, którzy nie boją się wyzwań, zachęca do otwartości na świat i do poszerzania swoich horyzontów. Dla mnie osobiście był to fantastyczny rok, w czasie którego zobaczyłam jedne z najpiękniejszych miejsc na Ziemi, poznałam wielu fajnych ludzi, byłam zdrowa (no prawie, bo tylko jakiś covid i przeziębienie plus postępująca boląca stopa, więc na bank wyląduje na akupunkturze w tym roku), energetyczna i pełna dobrych pomysłów. Równocześnie pozbyłam się ze swojego życia osób toksycznych i szkodliwych, które, a to się zdarza niezwykle rzadko, potrafiły wyprowadzić mnie z równowagi, a naprawdę staram się żyć higienicznie jeżeli chodzi o stosunki międzyludzkie i nie dać się prowokować. Oczyściłam powietrze, umysł i skupiłam się na rzeczach ważnych dla mojej rodziny i dla mnie.
Ok, zobaczmy zatem tradycyjnie jaki był ten rok dla Polski i dla świata, a zaraz potem napiszę o tym, co mnie osobiście spotkało w ciągu tych 365 dni.
1. Wąsik i Kamiński pierdzą w pasiaki.
W styczniu panowie Kamiński i Wąsik, panowie z szerokim emploi kryminalnym z wielu dziedzin, skazani kilka tygodni wcześniej prawomocnie przez Sąd Okręgowy w Warszawie na karę 2 lat więzienia za machloje w sprawie afery gruntowej. Schronili się w pałacu Ążeja zwanego potocznie prezydentem, skąd zostali wywleczeni przez policję i osadzeni biedaczki na 2 tygodnie z areszcie. Czyli w końcu popierdzieli trochę w pasiaki. Cyrk był nieziemski, z udziałem żon tychże pajaców, gdzie jedna zamarzała na śmierć w domu, ponieważ nie potrafiła obsługiwać przycisku od ogrzewania chałupy, a druga musiała pić gorzką kawę, ponieważ tylko Maciek wiedział, gdzie w domu jest cukier. Obydwie panie ubrane w ciuchy z kontenerów PCK prosto od Anki Zalewskiej, zrobiły zawrotną karierę. Zwłaszcza, gdy umęczone, bez makijażu, w tych szmatach z kontenerów, Kamińska puściła oko, do znajomka na sali w której odbywała się konferencja prasowa, co nie umknęło nikomu. No chyba, że ktoś był kompletnie zaślepiony. A panowie po beatyfikacji i opuszczeniu kryminału z uwagi na zły stan zdrowia zostali Europosłami. Takie rzeczy tylko w Polsce.
2. Seria tajemniczych podpaleń na terenie całej Polski.
W maju w Polsce nastąpiła seria tajemniczych pożarów między innymi w Warszawie, Bytomiu i Siemianowicach Śląskich. Spłonęła olbrzymia hala handlowa na Marymonckiej w Warszawie, zakłady dziewiarskie czy hale z chemikaliami. Kto podpalił??? Hm, ruskie świnie. Ktoś ma wątpliwości? Zwalanie odpowiedzialności na młodzież i szczeniackie zachowanie jest doprawdy idiotyczne.
3. 20 lat w Unii Europejskiej.
4. Na początku czerwca Iga Swiątek po raz czwarty zdobyła tytuł mistrzyni French Open. To jest konkurs, w którym Iga jeńców nie bierze. Wielkie brawa i szacunek!!!!
5. Wybory do Parlementu Europejskiego.
9 czerwca w Polsce odbyły się wybory do Parlamentu Europejskiego. "Wybitni" Polacy nas tam teraz reprezentują, między innymi ruska onuca "Niechbędziepochwalony" Grzegorz Braun, były prezes Orlenu Obajtek, bo dupa się zapaliła ogniem piekielnym, Wąsik i Kamiński, bo dupa już doświadczyła czym jest czarny chleb i czarna kawa, Jojo "wujku" Brudziński i Gosia cmentarna Gosiewska, która pozwoliłaby na jeszcze jedną ekshumację starego, bo za to jest niezłe siano. No taki skład.
6. Igrzyska olimpijskie w Paryżu.
Ceremonia otwarcia odbyła się 27 lipca w Paryżu i co nietypowe i zaskakujące, nie miało to miejsca na stadionie, tylko na rzece Sekwanie w okolicach Wieży Eiffla. Wszystkie reprezentacje zamiast chodzić dookoła stadionu, płynęły barkami i innymi jednostkami poruszającymi się po wodzie, ściągniętymi chyba z całej Francji, machając i uśmiechając się do zebranej na brzegach publiczności i widzów przed telewizorami. To była nietypowa ceremonia, bardzo kolorowa, pełna niezwykłych występów, performansów i świateł. Wzbudziła wiele kontrowersji, ale mi się podobało. Jeszcze takiego otwarcia świat nie widział, a feria świateł i barw na Wieży Eiffla po prostu wmurowała widzów w siedzenie. Ludzie doszukiwali się wielu błędów, kiczu i innych wpadek, ale naprawdę to miało aż takie znaczenie? Ważne, że Igrzyska były bezpieczne i odbyły się zgodnie z planem, z małymi wtopami, bo np. triatlon odbył się z poślizgiem ze względu na dużą ilość bakterii coli w rzece Sekwanie, a nasze bokserki, kobiety, tłukły się z facetami, którzy podawali się za kobiety. Wstyd i obciach dla federacji. Medali mało, bo tylko 10, w tym jedno złoto dla Aleksandry Mirosław we wspinaczce sportowej. Nasi siatkarze zdobyli srebro. Brawa. Płakaliśmy.
7. Wielka powódź na południu Polski.
W połowie września ulewne i długotrwałe deszcze na południu Polski, Czechach, Węgrzech, Austrii i Rumunii doprowadziły do klęski powodziowej zatapiając miasta, miasteczka i wsie. Na Dolnym Śląsku oberwała tradycyjnie Kotlina Kłodzka, Stronie, Lądek i Kłodzko, które zalało w cholerę, a straty są chyba nawet większe niż po powodzi w 1997 roku. Wrocławiowi tyłek uratował świeżo oddany zbiornik retencyjny przy Raciborzu. Straszne, potworne rzeczy się działy. Ludzie potracili cały majątek, bezpieczeństwo i infrastrukturę. Do dzisiaj mieszkańcy liczą straty i nie mogą się pozbierać po tej tragedii. Potrzeba lat na remonty i odbudowę domów, a także na wybudowanie nowych zbiorników retencyjnych i nie ma co płakać, że trzeba jakąś wieś zatopić. Albo wieś, albo cały region.
A za granicą? Oj działo się, działo...
1. Oscara za najlepszy film otrzymał " Oppenheimer" w reżyserii Christophera Nolana. Zresztą zgarnął 7 statuetek, w tym dla najlepszego aktora Cilliana Murphy i najlepszego reżysera. Te Oscary im się po prostu należały.
2. Nagroda Nobla w dziedzinie fizyki ląduje u naukowców związanych bardziej z informatyką, a nie fizyką. Laureatami zostali John Hopfield i Geoffrey Hinton, twórcy sztucznych sieci neuronowych, które zrewolucjonizowały uczenie maszynowe i dały początek dynamicznemu rozwojowi IA. Nic z tego dobrego nie będzie, ale zobaczymy.
3. Chińska sonda Chang'e 6 pobrała pierwsze na świecie próbki z niewidocznej na Ziemi, ciemnej strony księżyca. Od 3 maja do 25 czerwca sonda odbyła 53-dniową podróż kosmiczną, przywożąc na Ziemię pierwsze na świecie próbki księżycowej gleby... tej, której ani słońce, ani nikt inny nie ogląda.
4. Syryjskie siły opozycyjne obaliły rząd Baszara al-Assada, co wpłynęło na geopolityczną sytuację na Bliskim Wschodzie. Tyran schronił się w Moskwie, chociaż pierwsze doniesienia mówiły, że gnoja odstrzelono w jego samolocie. Długo w tej Moskwie nie pociągnie, bo nie ma nic Ruskim do zaoferowania. Jego dni są policzone.
5. Donald Trump wraca jako kolejny, nowy, stary prezydent USA. W głowie się to nie mieści, że to durne amerykańskie społeczeństwo wybrało po raz kolejny przestępcę, mizogina, szowinistę, kłamcę i idiotę. Jego gabinet administracyjny to po prostu jakiś cyrk na kółkach, chociaż wiem, że w tym momencie obrażam cyrk, zwłaszcza ten chiński. Niestety Ameryka nie jest jeszcze gotowa na kobietę prezydenta i jeszcze długo nie będzie, bo stan ich umysłu, świadomości, wiedzy o świecie ma wiele do życzenia. To będzie jakaś masakra.
A tak poza tym, to klasyka: trzęsienie ziemi w Japonii, powodzie w Afganistanie i Pakistanie, huragany Milton i Helen w USA, osuwiska błotne w Papui Nowej Gwinei, super tajfun Yagi w Azji południowo- wschodniej, wściekłe upały, a następnie powodzie w Brazylii i w środkowej Europie, pożary w Ameryce Południowej i także na południu Europy..Konflikty zbrojne na Bliskim i Środkowym Wschodzie, wojna na Ukrainie nadal krwawa i pochłaniająca setki ludzkich istnień i miliardy Euro, zaostrzenie konfliktu pomiędzy Pekinem a Tajwanem itp, itd... MIAZGA!!!! Jaki to miał być rok??? Jaki?Bo zapomniałam, co napisałam na początku....Miał przynieść Światu odwagę i siłę, oraz sytuacje przełomowe??? Hm.
Według szacunków amerykańskiego Biura Spisu Ludności, na początku 2024 roku liczba ludności na świecie wyniosła około 8,09 miliarda, co oznacza wzrost o ponad 71 milionów w porównaniu z rokiem poprzednim.
Teoria głosi, że światowa populacja osiągnie szczyt około 2080 roku, osiągając poziom
około 10,3 miliarda ludzi, po czym zacznie stopniowo maleć. Ta planeta tego nie wytrzyma. Mowy nie ma.
A jaki był dla mnie ten rok? Hm, jak się tak zastanowię, to stał pod znakiem wody. Zdecydowanie. Ale także rok, gdy spełniły się moje marzenia i to kilka, ale po kolei.
1. ZIMA.
Początek roku, to choroba naszego Misia. Już przed świętami niedomagał, czyściło go i wymiotował. Dostał od weta jakieś leki, które postawiły go na 4 łapy na chwilę, ale w Sylwestra był znowu chory. Nic nie jadł, wszystko co wypił, zwracał. Jak wróciliśmy nad ranem do domu, miałam zarzygane całe mieszkanie. Na szczęście tylko wodą, bo tylko to przyjmował, chociaż po chwili zawartość żołądka lądowała na dywanie. Po nowym roku poleciałam do weta, pamiętam, że sypnęło u nas piękną, śnieżną zimą i mrozem. Było biało, słonecznie i ślicznie. Pani w recepcji, której nigdy wcześniej tam nie było i gdzie w ogóle nie było recepcji zapytała, czy jesteśmy umówieni. Zdziwiona odpowiedziałam, że nie, ale czy doktor nas przyjmie, bo sytuacja jest awaryjna. Pani wyszła, pogadała z kimś w gabinecie i po chwili zostaliśmy przyjęci. Wprawdzie nie przez naszego stałego doktora Podczasiaka, ale młodą adeptkę sztuki weterynaryjnej, która zrobiła wywiad, po czym stwierdziła, że teraz sprawdzimy jaką Misio ma temperaturę, oczywiście metodą per rectum.😵 Zaśmiałam się w głos i oznajmiłam pani doktor, że taki numer z tym psem nie wyjdzie i nie ma szans najmniejszych na to badanie, bo Miś będzie walczył jak o życie. Znam tę bestię i wiem do czego jest zdolna. Pani stwierdziła, że jednak spróbuje. Po około 10 minutach w totalnym szaleństwie, zawołaniu jeszcze jednej lekarki i naszego doktora, plus ja, rozebrana już do rosołu, bo temperatura w pomieszczeniu przy szamotaniu się z Miśkiem gwałtownie wzrosła, odpuścili wszyscy. Doktor poszedł po 3 zastrzyki, po czym w 4 osoby przytrzymaliśmy tego biednego psa i dostał iniekcję, co bardzo mu się nie podobało. Cała nasza czwórka sapała umęczona, a pies pomerdał ogonem, po czym wypił całą wodę, która stała w gabinecie przeznaczona dla psiaków. Ubrałam się znowu na zimę i wyszłam do poczekalni, gdzie siedziało kilka osób z wystraszonymi pieskami, którzy popatrzyli na nas jak na kosmitów. Pewnie po usłyszeniu tego co działo się za drzwiami, spodziewali się, że wyjdzie ze mną bestia wielkości lwa, a to tylko Misio kudłate. Umówiliśmy się na drugi dzień do kontroli. Przez kolejny dzień było tak sobie, więc poleciałam z nim znowu. Ponownie jakaś młoda lekarka, kolejna, która tym razem stwierdziła, że dzisiaj pobierzemy Misiowi krew. Zaśmiałam się serdecznie i powiedziałam tylko- Proszę bardzo. Ja popatrzę.- Misiek za nic na żywca nie dałby sobie pobrać krwi. Może nie jest jakiś duży, ale jest silny, waleczny, szybki i zwinny, a to są ważne cechy u psiaka. Pani odpuściła już po chwili, zawołała doktora, który zarzucił Misiu koc na głowę i zanim tamten się obejrzał, znowu dostał zastrzyki. Tym razem otrzymałam tabletkę na uspokojenie dla psa (szkoda, że nie dla mnie) i miałam mu ją podać 2 godziny przed następną wizytą. Tabletkę wzięłam, ale Miśkowi na szczęście się polepszyło i nie musiałam mu jej aplikować, a co najważniejsze, zaczął normalnie jeść i pić. 2 dni horroru. Pamiętam jak Miś był młodszy, to Podczasiak łapał go na lasso po całym gabinecie i jakimś strychu, żeby go zaszczepić... To były czasy. Teraz pies był naprawdę spokojny. 🐶
![]() |
No taki Miś. |
Na początku lutego, jak co roku zaliczyliśmy Noc Kabaretową i było naprawdę nieźle. Chyba najbardziej spodobał mi się kabaret Smile i ich skecz o kosmicie, który niniejszym zamieszczam poniżej
To była najkrótsza zima jaka pamiętam. W lutym zrobiło się zupełnie ciepło i wiosennie, ale za to jak już wszystko zakwitło, przyszedł siarczysty mróz i wszystko wykosił w cholerę. Nie mieliśmy w ubiegłym roku żadnych owoców, ani czereśni, ani orzechów włoskich (trochę laskowych), ani gruszek, ani jabłek, ani kiwi. Wszystkie młode listki poczerniały i uschły, nie wspominając o kwiatach. Liście odrosły z zapasowych pąków, ale owoców już nie zobaczyliśmy, poza winogronami, które ogarnęły temat i było ich sporo.
WIOSNA.
Jakoś w okolicy 8 marca spotkaliśmy się znowu z naszą klasą z podstawówki. Dobrze nam wychodzą te spotkania od pewnego czasu. Było dużo śmiechu, wspomnień i rozmów. Zresztą spotkaliśmy się też na początku września, ale w dużo mniejszym gronie. To naprawdę dosyć nieprawdopodobne, że jako klasa byliśmy średnio zgrani i mało mieliśmy sobie do zaproponowania, a teraz przeżywamy renesans. Życie. Zresztą jest nas coraz mniej, co jest dosyć przykre.
![]() |
Powyżej fotki marcowe, a poniżej wrześniowe |
I tutaj kilka słów o wodzie. Także w marcu, gdzieś w połowie, polecieliśmy na przepiękną Sycylię, która zachwyciła nas swoją przyrodą, architekturą, kulturą, jedzeniem i winem. Fajny, kilkudniowy wyjazd, obfitujący w wiele śmiechu, cudownych widoków i niezwykłych miejsc. Byłam i jestem Sycylią zachwycona i z chęcią tam wrócę, może w jakieś cieplejsze dni, bo marzec, chociaż tam słoneczny i dosyć przyzwoity temperaturowo, to na plażowanie przynajmniej dla mnie, się nie nadawał. Za to Basia zamoczyła się cała, bo to przecież mors jest, chociaż w wersji piórkowej. Zobaczyłam Taorminę, która była do niedawna tylko w sferze moich marzeń. Jest absolutnie tak piękna jak na zdjęciach, a może nawet piękniejsza. Mnie zachwyciła. Te przestrzenie, widoki, wzgórza, zabytki, turkusowe morze i ośnieżona Etna w tle. Bajka!
Jeśli ktoś nie czytał, a jest ciekawy zapraszam na 3 części tej podróży
https://boxfullofhoney.blogspot.com/2024/04/sycylia-2024-czyli-1300-kolometrow-w-6.html
https://boxfullofhoney.blogspot.com/2024/05/sycylia-2024-dolina-swiatyn-schody.html
https://boxfullofhoney.blogspot.com/2024/05/sycylia-2024-etna-i-katania-czesc-3-i.html
Tutaj moczyłam tylko nogi, ale za to na najpiękniejszych plażach na Sycylii. Woda, słona w morzu zwanym Medditerranea, czyli między lądami. Cudna!!!
![]() |
duża woda! |
Wiosną zaczął się też czas koncertów. Zaczęliśmy 3 Majówką we Wrocławiu w Hali 100- Lecia, gdzie kolorowe fontanny robiły wszystko co w ich mocy, żeby umilić nam pobyt w tym wyjątkowym miejscu. Generalnie nie wiedzieliśmy co oglądać, bo tyle tego było. 3 duże sceny, a na nich Gosia Ostrowska z Lombardu, zakochany w sobie po uszy Krzysiek Zalewski, Smolik z Kevem Foxem, którego bardzo polubiłam, przezabawna Mary Spolsky, Fun Lovin Criminals (średni) i Electric Light Orchestra. Miała być jeszcze Daria Zawiałow, ale pochorowała się dziewczyna i koncert został odwołany. Do domu z Wrocławia wróciliśmy w środku nocy umordowani, ale z pełnymi akumulatorami!!!! Wszystkie koncerty niezwykle energetyczne, dopracowane i świetne. Nigdy nie przypuszczałam, że zobaczę ELO na scenie we Wrocławiu. Wprawdzie trochę oszukane, bo bez Jeffa Lynna, ale zagrali godnie i była moc. W Świdnicy także w maju zaliczyliśmy Agnieszkę Chylińską, która też dała świetny koncert. Ona ma taki wygar, że ptaki w locie mdlały, jak zaryczała. Trochę kiepska organizacja i zanim się dostaliśmy na pastwisko, na którym stała scena, to 15 minut nam umknęło z tego występu. I jeszcze w maju pojechaliśmy na Strachy na Lachy w Dzierżoniowie. Dobry koncert, chociaż maniera wokalisty zawsze mnie lekko irytowała, ale koncertowo akurat tutaj było super. Potem posłuchałam tych samych utworów w domu na normalnych mp3 i wcale mnie nie porwały. Jednak tam ściana gitar zrobiła swoje, a była to ściana zacna i wstydu nie ma.
![]() |
Przed koncertem ELO |
![]() |
a za nami Strachy na Lachy |
Pod koniec maja pojechaliśmy z wizytą do naszej Gosi do Warszawy. Spotykałam się tam z moimi starymi kumpelkami od Duran Duran, Beatą i Edi. Zrobiliśmy mini zlot fanek duranek. Poszliśmy na wystawę niezwykłych prac Marii Prymachenko. Wystawa była o tyle niebanalna, że obrazy przedstawiały zwierzęta (lwy, tygrysy) lub sytuacje (zrzucenie bomby atomowej), których artystka nigdy w życiu nie widziała na oczy, tylko je sobie wyobrażała. Była artystką ludową, prymitywistką, takim naszym Nikiforem, a pomimo tego, została uznana, za jedną z najważniejszych i znanych artystek Ukraińskich. Jej prace zawędrowały nawet na Wystawę Światową w Paryżu w 1937 roku. Sam Picasso był zachwycony jej sztuką, wyobraźnią i warsztatem. Do tego dochodziły oryginalne tytuły jej prac. Wystawa niezwykle kolorowa i awangardowa. Zrobiła na mnie, podobnie jak na Picassie niezapomniane wrażenie.
![]() |
Z Małgosią w tle |
![]() |
Z Betty i Edi pożegnalna fotka. Trochę czas nas chyba przygarbił. |
![]() |
i z samą Edi. Na makaronach. |
LATO.
No to jest zdecydowanie moja ulubiona pora roku. Szkoda, że trwa tak krótko, chociaż od pewnego czasu jest przedłużana o wrzesień, który jest nadnaturalnie upalny i słoneczny, a ja dodatkowo staram się wyjeżdżać jesuenią gdzieś w ciepłe kraje, żeby skrócić sobie ten okres.
Oczywiście w lecie klasyczne grille, wycieczki, spotkania z przyjaciółmi, a nawet biwak pod namiotem. Ale niedoszacowałam udziału w tym biwaku Misia, który postanowił za wszelką cenę bronić nas ode złego i całą noc nas pilnował szczekając przy najmniejszym poruszeniu się jakiegokolwiek listka. Myślę, że ludzie w namiotach obok nie byli specjalnie zadowoleni. Też mieli psy, ale tylko nasz nas tak pilnował. Kto by pomyślał, że Miś jest psem stróżującym? 🐶W tym roku kupiłam spory basen rozporowy i jest to najlepiej wydane przeze mnie 300 pln w życiu. Dodatkowo do tego 2 hamaki wodne i z drinkiem w ręku odbijaliśmy się z Mariem od siebie jak 2 fisie w każdy ciepły dzień, a było ich w tym roku sporo. Moczyliśmy się w nim regularnie.
W pierwszej połowie czerwca polecieliśmy na tydzień do Tunezji i uważam, że na Afrykę jest to najlepszy moment, bo temperatura zarówno morza jak i powietrza jest wtedy idealna. Bez wściekłych upałów, ale wystarczająco gorąco, żeby być zadowolonym. Zresztą opisałam pobyt w Tunezji także na tym blogu, więc podobnie jak o Sycylii. Zapraszam.
https://boxfullofhoney.blogspot.com/2024/07/tunezja-2024-czyli-susse-el-jam-i.html
Bardzo fajny, chociaż krótki pobyt. No i poznałam przesympatycznych ludzi, a także odnowiłam starą znajomość, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu. I spełniłam kolejne marzenie, czyli zobaczyłam to przepiękne i majestatyczne koloseum w El Jam.
![]() |
woda, znowu Medditerranea, ale tym razem od południa. |
![]() |
schody w koloseum El Jam |
Lato to także koncerty, a tego lata widziałam kilka wyśmienitych. T. Love, gdzie stara gwardia pokazała czym jest rock'n'roll. Energia tego koncertu była powalająca i chociaż widać, że Sidney Polak już nie biega maratonów, to nie stracił nic ze swojego kudłatego uroku, a Muniek przyjmując zaproszenie do TV Republika skundlił się pozostawiając niesmak.
Na Górach Literatury zaliczyliśmy najpierw Vito Bambino w Nowej Rudzie, gdzie spektakularnie zmoczył nas deszcz, ale koncert był wspaniały. Ile ten niewysoki człowieczek ma w sobie dobrej energii!!!! Jest świetnym tekściarzem, kompozytorem i wokalistą. Fantastyczny koncert!A kilka dni później obejrzeliśmy na Zamku Sarny Korteza i to był chyba 4 koncert tego artysty, który widziałam. Genialnych ma muzyków!!!Genialnych! Czarodziejów dźwięku, arcymistrzów i multi instrumentalistów. Byłam po raz kolejny zachwycona kunsztem, klimatem i aranżacjami Korteza i jego kolegów. Bardzo go lubię.
Lato to także wyczekany koncert Midge Ure, na zamku w Szymbarku niedaleko Iławy. O tym koncercie również napisałam na tym blogu.
https://boxfullofhoney.blogspot.com/2024/08/midge-ure-na-zamku-w-szymbarku-koncert.html
A tutaj jeszcze genialna wersja Fade to Gray live z czegoś co nazywa się Stabal Session. Świetne jest to wykonanie.
i kultowa Vienna. Cudowna!
A pod koniec sierpnia na Święcie Ceramiki w Bolesławcu wystąpili Dżem i Artur Rojek. Dżem średnio, bo zaczęli jazzować, nie mam bladego pojęcia po jaką cholerę, ale za to Rojek ku mojemu wielkiemu zdziwieniu był bardzo energetyczny i charyzmatyczny. Widziałam kilka koncertów jeszcze z Myslovitz i pomimo doskonałej dynamiki koncertu, Rojek zawsze miał zamknięte oczy i nigdy nie kooperował z publicznością. Tutaj było zupełnie inaczej. Szalał na scenie jak nastolatek i... tańczył. To dopiero niespodzianka. Deszcz lał jak z cebra, a publiczność odśpiewała chórem "Długość Dźwięku samotności"
![]() |
Kortez |
![]() |
Rojek |
![]() |
T.Love |
![]() |
Vito |
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wlazła na kilka wież widokowych. Zaczęłam od Trójgarbu, potem nowiutka wieża w Parku Sobieskiego w Wałbrzychu, z której to wysokości miasto wygląda jak na pięknej pocztówce i zamek Rogowiec w okolicach Głuszycy. Tak sobie pomyślałam, że jeszcze tego zamku nie zaliczyliśmy. Zapakowaliśmy z Mariem Misia i ruszyliśmy w drogę. Okazało się, że wybraliśmy najdłuższą i najbardziej stromą ścieżkę wiodącą na ruiny tego zamku. Ponieważ Mario ma ostatnio kłopoty z kręgosłupem, wrócił na dół, bo nie wszedłby na tę górę tego dnia. A ja się zaparłam, że wlezę, bo nie po to przeszłam połowę trasy, żeby rezygnować. Sama poszłam jak ten fisiek po lesie i po górach tylko z Miśkiem, który mi się zgubił po drodze, ale na szczęście po 10 minutach się odnalazł. Już myślałam, że wpadł w jakąś dziurę i po psie. Klęłam po drodze jak szewc, bo co za diabeł mnie podkusił, żeby szwędać się samej po lesie, w upale, z komarami, w chaszczorach i na nieznanych szlakach w ogóle? Uroczyście sobie obiecałam, że jeśli jeszcze raz wymyślę zwiedzanie jakichś ruin po kniejach, to niech ktoś zdejmie z nogi buta i walnie mnie nim w czajnik, żebym oprzytomniała.... No ale co? Zamek zaliczyłam. Właściwie kamienie, które po nim zostały, a zbudował go wielki strateg Dolnośląski, Bolko I Surowy. No kilka tych zamków w okolicy zbudował. Miał fantazję i nie cierpiał Czechów. Tydzień później zaliczyliśmy najwyższą wieżę widokową w regione na Górze Kłodzkiej. Tam dopiero się złaziliśmy jak te głupki leśne, ale widoki absolutnie fantastyczne!!!Absolutnie!
![]() |
Wieża widokowa w Wałbrzychu |
![]() |
i samo miasto |
![]() |
Naprawdę wysoka wieża na górze Kłodzkiej. Chwiała się spektakularnie. |
![]() |
ale weszłyśmy z Ewą. Za nami Kotlina Kłodzka. |
![]() |
Na zamku u Bolka. Już wyżej nie mógł zbudować tego zamku cymbał jeden. |
![]() |
widok na Górę Borową |
![]() |
i Trójgarb. Bardzo elegancka wieża, na której wieją 4 wiatry. |
No i tradycyjnie w sierpniu zorganizowałam naszą imprezę rocznicową (rocznica już 32), której tematem przewodnim byli piraci i księżniczki. Każdemu według zapotrzebowania, co mu w duszy gra. Okazało się, że księżniczek było tylko kilka, w tym jedna cesarzowa, a jedna bardziej jak lafirynda, ale reszta to już brać piracka, hej ho i butelka rumu. A nawet kilka. Co ja się zawsze uśmieję na tych imprezach, to moje. Nasi znajomi mają naprawdę niezwykłą wyobraźnię i fantazję w tym przypadku piracką i zawsze czekam z niecierpliwością co oni wymyślą. W tym roku zdecydowanie zwyciężyła moja Fatma i jej Wojtek. To ona była cesarzową, a Wojtek był majtkiem pokładowym, w podtekście pirackim. Na uwagę zasługuje dobór stroju, od koszuli nocnej pożyczonej od teściowej, poprzez lniane spodnie od żony, a do tego przepaska na oko zrobiona z dekielka po musztardzie😂😂😂. Zostawiłam sobie ten dekielek na pamiątkę i gdy ostatnio Mariowi coś na poważnie wpadło do oka i wylądował na oddziale okulistycznym, zaproponowałam, że mogę mu ten dekielek na oko pożyczyć. Grzecznie odmówił, a przecież dobrze by w tym wyglądał. No nie wiem dlaczego nie skorzystał.⚓💀🌊
![]() |
Jaka matka, taki syn. Madzia i Jasiek |
Piraci z bajki, Adaś i Mirelka |
Księżniczka i pirat Barnaba... Tomek i Betty |
![]() |
do kapelusza mam przyczepioną zabawkę dla kota z rybką i kocimiętką. |
![]() |
Ewa, Nadia i Artur. Widać, że po abordażu. |
![]() |
Trochę mi piracka flaga odpadła z tego patyczka. |
Wszyscy byli fantastyczni, pięknie przebrani i lipy nie było. W tym roku zrobimy chyba Indie i zbliżone klimaty, ale myślę też nad wikingami i Japonią. Zobaczymy.
![]() |
Misio tez był piratem, w zastępstwie małpki... lub papugi. |
![]() |
o to to!!!! |
Lato w ubiegłym roku było naprawdę bardzo ładne, nie było wściekłych upałów, poza kilkoma dniami w czerwcu, ani potężnych ulew, ale za to wrzesień przyniósł niż genueński, a z nim straszną powódź. Miała być jedna na 100 lat? Ta, a świstak zawija w te sreberka. Jeszcze w niedzielę byłam z Misiem na spacerze i w czasie pięknej pogody, o suchej nodze przechodziłam przez nasz wioskowy strumyk. Tydzień później ten strumyk zamienił się w Ganges. Lało cały tydzień bardzo intensywnie bez chwili przerwy. W poniedziałek 16 września akurat byłam w Kłodzku na delegacji. Gdy wysiadałam z auta o 8 rano, właśnie zaczynało padać. I nie przestawało przez kolejne 8 dni. We wtorek 17-ego na tamie w Zagórzu otworzyli 2 przepusty, żeby spuścić wodę, w piątek otwarte były już wszystkie 4, a w niedzielę woda przelała się górą zalewając wszystko w cholerę. Najbardziej ucierpiała Kotlina Kłodzko, w tym samo Kłodzko, Lądek Zdrój i Stronie Śląskie. Górskie rzeki jeńców nie biorą. Oberwała też Opolszczyzna. Wrocław został uratowany dzięki zbiornikowi przed Raciborzem, a naprawdę już było ciepło!!! Najgorzej chyba ucierpieli Czesi, tam to była apokalipsa. Tragedia nie do opisania. I mam nadzieję, że w końcu zostaną z tego wyciągnięte wnioski. Oby. Poniżej zapora na jeziorze Bystrzyckim w Zagórzu Śląskim.
Powyżej zdjęcia zrobione przez Ewę 2 miesiące po tragedii, gdzie już wysprzątało wojsko i mieszkańcy. Na zdjęciach Lądek Zdrój.
To była zła woda, ale teraz już pora na wodę dobrą i najlepszą. Dobra woda była na zlocie w Białogórze nad naszym Bałtykiem, gdzie spędziliśmy kilka przepięknych i pełnych śmiechu i dobrej energii dni w towarzystwie fanów Duranów i muzyki. Pisałam o tym zlocie także na tym blogu, więc zapraszam do poczytania. Pogodę mieliśmy po prostu wymarzoną, okolice przepiękne, a towarzystwo zacne i absolutnie fantastyczne. Zawsze podczas tych spotkań ładuję akumulatory energią kosmiczną. To naprawdę niezwykłe, że od tylu lat spotykamy się właściwie w niezmienionym składzie (z wyjątkami) i że nadal nam się chce. Ciekawe gdzie spotkamy się w tym roku. Póki co szykuje się trasa Duran Duran po Europie i my z Mariem i Fatmą czaimy się na Rzym. I tak mieliśmy tam lecieć w maju, więc polecimy w czerwcu. Oby się tylko ta trasa potwierdziła i żeby wszystko się udało. Już bardzo stęskniłam się za Duran Duran live. Byli w ubiegłym roku w Puli w Chorwacji i w Italii w okolicach Verony, ale ja już wtedy miałam już bilety na Midge Ure i lipa z Duran Duran. W tym roku nie odpuszczę. Poniżej link do posta ze zlotu.
https://boxfullofhoney.blogspot.com/2024/10/zlot-fanow-duran-duran-biaogora-2024.html
![]() |
najszersza plaża w Polsce. |
Wrzesień zaliczyłam jeszcze do lata, a teraz kolej na
JESIEŃ.
![]() |
Mario z psiakami na plaży |
![]() |
Mój ocean w butelce i błogosławieństwo ze świątyni w skale. |
![]() |
Trzeba wrócić. |
I jeszcze motto, które powinno przyświecać każdemu, podczas zaplanowanych wakacji.
Pod koniec listopada zapisałyśmy się z Basią do japońskiej szkoły sztuk walki z myślą, że nauczymy się samoobrony, szermierki japońskiej, pracy z oddechem, medytacji, samodoskonalenia i technik długowieczności. Postanowiłyśmy być jak bohaterki Kill Bill. Pierwsze zajęcia całkiem fajne. Uczyłyśmy się jak obezwładniać napastnika i wytrącać mu nóż z reki. 2 tygodnie miałam potem siniaki. Jednak z zajęć na zajęcia umiałyśmy nadal niewiele, za to nasz mistrz rozpływał się nad sobą i swoimi umiejętnościami, zakochany w sobie po kokardę. Zamiast nas uczyć nawalania się kijami po głowach, opowiadał o sobie, swoich umiejętnościach, znajomościach i w ogóle samouwielbienie level expert. Z okazji świąt, Sylwestra i "6 króli" zajęcia w ogóle się nie odbyły, bo były tylko w poniedziałek, a te poniedziałki były właśnie przed tymi świętami. I jeszcze okazało się, że mamy zdawać egzamin ze swoich umiejętności i wiedzy. W skład egzaminu weszły na przykład wszystkie elementy zbroi japońskiego wojownika, a jest ich chyba ze 100, łącznie z nakolannikami i innymi pierdami, oczywiście po japońsku. Czy mi się ta wiedza ma do czegoś przydać?Szczerze wątpię. Odpuściłam sobie tę szkołę walki. Szkoda mi czasu i kasy. Pooddychać i potarzać się po podłodze to ja sobie mogę w domu.
![]() |
ale miecz był fajny, chociaż przeciwnik się w nim nie odbijał. |
W zimie wzięłam udział w akcji "Podaruj Gwiazdkę" dzieciom z domów dziecka. Wylosowałam 8 letnią Sabinkę, od której dostałam list z życzeniami. Zostałam oficjalnym Mikołajem. Mam nadzieję, że wszystkie życzenia spełniłam, bo bardzo się starałam.
Na Święta zjechała Marcela z Igorem i Gosia z Bartkiem. Pograliśmy w planszówki, pooglądaliśmy filmy i byliśmy w Karpaczu zamoczyć tyłki w Gołębiewskim, który ewidentnie nadaje się już tylko do kapitalnego remontu.
W grudniu skończyłam 57 lat. Jestem już naprawdę poważną osobą. Zorganizowałam imprezkę, dostałam mnóstwo prezentów, książek i piwniczkę wina. Czuję się z tym wiekiem w porządku, chociaż coraz więcej rzeczy mnie boli. Nie jestem już ani zwiewna, ani powabna. Właściwie rozrosłam się jak stary słonecznik we wrześniu.🌻 Czy mam zamiar nad tym ubolewać? Ani trochę. To czego naprawdę pragnę, to zdrowie moje i najbliższych, spotkań z przyjaciółmi, śmiechu i odrobiny, ale naprawdę niewiele szaleństwa, bo jeszcze nie pora umierać. I przydałoby się jeszcze coś w życiu zobaczyć i doświadczyć. I taki jest plan. Być zdrowym, samodzielnym i szczęśliwym. I tego będę się trzymać. A póki co, kolejne 11 już miesięcy, bo styczeń jest już w zenicie. Zobaczymy jakie będą. W ciągu tego roku nauczyłam się przede wszystkim, że nie warto tracić energii dla osób, które nie interesują się naszą obecnością. To kradnie nasz czas, zdrowie i witalność. Gdy idziemy przez życie z radością, zainteresowaniem i ne pełnej petardzie, nie każdy musi za nami podążać. Powinniśmy pozwolić takim osobom odejść, a nawet "pomóc" im podjąć taką decyzję za nich samych, co zresztą uczyniłam. Na tej planecie jest 8 miliardów ludzi, więc dlaczego mam marnować czas dla osób, które albo nie są na moim poziomie, albo nigdy tam nie będą, bo są zainteresowane tylko sobą, swoim istnieniem i robieniem wokół siebie teatru. Im bardziej jesteśmy związani z ludźmi, którzy wykorzystują nas jako swój podnóżek, opcję zastępczą lub terapeutę dla ich chorych zachowań, tym bardziej oddalamy się od osób, z którymi naprawdę chcielibyśmy być. To nie znaczy, że zniszczyłam piękną przyjaźń, bo tej przyjaźni między nami tak naprawdę nigdy nie było. Jedyną rzeczą, która trzymała tę znajomość, był mój entuzjazm, który dawałam, a ta osoba na niego nigdy nie zasługiwała. A tak się składa, że mój czas i energia mają swój limit. Nigdy więcej nie pozwolę na rabowanie tego cennego surowca. Moje życie zasługuje tylko na osoby które są ze mną "kompatybilne". Nie jestem ani odpowiedzialna za ratowanie czyjegoś istnienia (chyba, że jest to zwierzę lub dziecko), nie jestem odpowiedzialna za nakłonienie innych do naprawiania swojego życia. Moim zadaniem nie jest istnienie dla takich osób i darowanie im swojego jestestwa. Moim jedynym obowiązkiem, zwłaszcza na tym etapie życia, jest uświadomienie sobie, że to ja decyduję z kim będę utrzymywać kontakty i komu poświęcać czas i energię. Zasługuję na prawdziwą przyjaźń i zdrowe relacje, a nie teatr, w którym gram halabardzistę. Zasługuję także na miłość, szacunek, szczęście i ochronę i to są moje priorytety nie tylko na nowy rok, ale też na resztę mojego życia. Nie jestem dla wszystkich i nie wszyscy są dla mnie. I tyle w temacie.
![]() |
Marzanna, lat 57... nie poszukiwana listem gończym. Jeszcze. |
Aha, przecież zorganizowałam w tym roku Sylwestra. Zaprosiłam wszystkich naszych piratów na zabawę, ale żeby to zrobić, musiałam mieć do tego salę. Myślałam, że zrobimy tę imprezę u nas w wiosce, bo mamy fajną salę, ale nasze gospodynie wiejskie miały coś przeciwko. Dlatego zaparłam się i obdzwoniłam całą gminę w poszukiwaniu świetlicy lub sali, którą każda wieś w gminie praktycznie posiada. Trafiłam na super wypasioną miejscówkę, może niezbyt urodziwą jeżeli chodzi o wygląd, ale za to z takim zapleczem jak na wesele. Było tam wszystko, łącznie ze świetną kuchnią, naczyniami, sztućcami, garami, piekarnikami i mikrofalówką, sprzętem grającym i oświetleniem disco. Zrzuciliśmy się po 150 PLN od pary i udało się zorganizować naprawdę fajną imprezę z tańcami, zabawami i karaoke. Dziewczyny zorganizowały takie jedzonko, że doprawdy rewelacja. Moje przyjaciółki to świetne kucharki. Wyszła nam naprawdę fajna impreza, na której siedzieliśmy do 5 rano.
![]() |
Dupka białego misia ... |
I tak zleciał nam rok 2024, który jak już wspomniałam dla mnie osobiście był rokiem bardzo dobrym, pełnym wyjątkowych wspomnień, muzyki, wody i pozytywnej energii. Zrealizowałam kilka moich marzeń i chyba muszę zacząć uważać na to, czego sobie życzę, bo wszystko się spełnia. Ponieważ wszechświat mnie kocha, dzisiaj kupiliśmy bilety na koncert Duran Duran w Rzymie. Rzym od zawsze chciałam zobaczyć, a wartością dodaną będzie występ mojej ukochanej kapeli. Micha mi się cieszy od ucha do ucha!!!! Już nie mogę się doczekać!!!!Kiedy ten czerwiec????
A na koniec musi być piosenka. Wybrałam utwór z dedykacją dla mojego męża, bo bez niego wiele rzeczy by się nie udało. To cover zespołu Free- Be my friend. W moim przypadku w wykonaniu Icehouse z płyty "Berlin Tapes". W ubiegłym roku zakochałam się w tej piosence. Tekst w dychę trafiony. A wykonanie przepiękne. Tak, mój mąż jest moim najlepszym i najbardziej sprawdzonym przyjacielem. Tak też może być, a nawet powinno. Buźka.