Niestety nie będzie to post filmowy, ale raczej droga przez mękę i polską służbę zdrowia.
Swoją drogą, bardzo film pt. "Wożąc panią Daisy" lubię i polecam zdecydowanie, ale o tym może innym razem.
Dzisiaj o podwójnym widzeniu i nie mam tu na myśli zwiastowania aniołów, Jezusa brodziatego czy matki jego, ale o uszkodzeniu nerwu odwodzącego oka lewego.
W niedzielę Wielkanocną wieczorem zauważyłam, że coś niedobrego dzieje się z moim widzeniem i mam wszystko podwójne, co mocno mnie poirytowało, ale w ciągu dnia piłam jakieś wino, byłam zmęczona i pomyślałam, że do rana pewnie mi przejdzie. Rano mieliśmy jechać z Mariem do Czeskiego Nachodu zobaczyć tamtejszy zamek i o ile w mieszkaniu widziałam w miarę przyzwoicie, to w samochodzie na trasie miałam przed oczami dwie drogi oddalone od siebie o kilka metrów, podwójne samochody i generalnie jakaś tragedia i lipa po całości. Nie miałam ani zawrotów głowy ani nudności, ani oczopląsu tak jak w przypadku błędnika, który lata temu dał mi do wiwatu, więc ten pomysł odrzuciłam od razu. Pomyślałam, że mam na pewno coś z oczami, a głównym podejrzanym było oko lewe.