San Marino- widok na Apeniny |
Tradycyjnie wiosną nie mam czasu na pisanie właściwie już niczego, a to z powodu wszelkiej maści porządków w ogrodzie i porządków ogólnych. Jednak wiosna jest w tym roku wyjątkowo niemrawa, słotna i zimna. Spóźniona o kilka tygodni. Dlatego mam nadzieję, że temat Italii z powodu aury załatwię w 2 dni, a potem jak już ruszę w ten ugór... 🐴🍓🍒🍆🍅🍎🌿 to tylko świst.
No dobra, skończyłam na powrocie z przepięknej Florencji, a już następnego dnia rano wyruszyliśmy w stronę Rawenny, chociaż w pierwotnych planach w ogóle jej nie było. Jednak okazało się, że to stareńkie miasto znajduje się na trasie, więc zajrzeć tam zdecydowanie warto. Tradycyjnie po zakupach w Lidlu, zaopatrzeniu się w italiańskie frykasy typu mini pizze calzone, wszelkiej maści prosciutto, pomidorki, najsłodsze pomarańcze jakie kiedykolwiek jadłam oraz oczywiście wino, ruszyliśmy w świetnych humorach w stronę Adriatyku.
Rawenna i jej okolice były zamieszkałe już ponad 1400 lat przed naszą Erą, ale jej rozbłysk nastąpił w V wieku naszej Ery, gdy cesarz Flawiusz Honoriusz zwiał przed Wizygotami (Niemcami!!!Tak) z Mediolanu właśnie do Rawenny położonej wtedy na rozległych lagunach. Przez 75 lat była miastem w którym rezydowali cesarze zachodniorzymscy. Od 540 roku była pod panowaniem władców Bizancjum, co widać po jej zabytkach aż nadto wyraźnie i trwało to ponad 200 lat. Potem jak to w Europie... wichry wojny, zmiana administratorów od Wenecjan aż do Bonapartego, by ostatecznie miasto skończyło w Królestwie Włoch. Mieliśmy zamiar zobaczyć jej największe atrakcje w postaci przecudnych bizantyjskich i pieczołowicie wykonanych, misternych mozaikowych obrazów znajdujących się w kilku obiektach sakralnych, dokładnie w 8, które od wielu już lat znajdują się pod patronatem Unesco.