czwartek, 24 listopada 2016

Sztuka... na której się nie znam :)



Dzisiaj będzie post o sztuce, na której jak już napisałam w tytule, kompletnie się nie znam, ale podobnie jak papież ze skeczu Monty Pythona, chociaż się nie znam (a właściwie pomimo tego), wiem co lubię. Nie będzie tutaj wymądrzania się co poeta miał na myśli, ani co też wyraża obraz o którym piszę, bo tego nie wiem, ale chcę podzielić się z wami kilkoma obrazami, które zrobiły na mnie niesamowite wrażenie.

"Gdy maluję – szemrze ocean. Inni malarze pluskają się w wodzie fryzjerskiej"-powiedział mój ulubiony malarz Salvador Dali i jestem przekonana, że tworząc, on rzeczywiście słyszał nie tylko szum oceanu (mieszkał zresztą w rybackiej chacie nad brzegiem morza, więc ten szum to i dosłownie i w przenośni), ale także towarzyszyło mu podczas pracy jeszcze kilka innych żywiołów. Tak na moje oko, to on był zdrowo stuknięty, ale  geniuszu się nie kwestionuje. Geniusz się podziwia.


Uwielbiam prace Salvadora nie tylko ze względu na styl, kolory, rozmach ale, przede wszystkim za wizje.
I wcale nie jestem fanką jego najsłynniejszych prac takich jak "Płonąca żyrafa","Trwałość pamięci" z oklapłymi zegarami, "Sen spowodowany lotem pszczoły wokół owocu granatu na sekundę przed przebudzeniem (chociaż jest świetny!!!), czy "Twarz Mae West", którego w ogóle nie kupuję i nie rozumiem zachwytów.
Moje absolutnie ulubione jego dzieło, to Chrystus Św. Jana od Krzyża. Niezwykły jest to Chrystus i niezwykła jest perspektywa tego obrazu. Nie ma na nim korony cierniowej, gwoździ ani odrobimy krwi. Na dole płótna normalna łódka zakotwiczona w jakiejś zatoce (najprawdopodobniej Port Lligat, gdzie mieszkał Dali) obok dwóch rybaków (???), a powyżej nasz Jezus na krzyżu płynie niczym statek kosmiczny po brunatnym niebie, oświetlony delikatnym światłem. Piękne, umięśnione ciało młodego mężczyzny, które nie ma nic wspólnego z drogą krzyżową ani cierpieniem.
 Jeżeli podzielimy sobie to dzieło na dwie połowy, to właściwie, to co na dole, to zwyczajny pejzażyk ze wschodem słońca (chyba?), a góra to wiszący mężczyzna odpowiadający zazwyczaj wizerunkowi ukrzyżowanego Zbawiciela. Dopiero patrząc na całość spostrzegamy jaki to jest nadzwyczajny obraz. Jak bardzo niesamowita jest wizja takiego Chrystusa.
 Pierwszy raz przeczytałam o tym obrazie i zobaczyłam jego reprodukcję wiele, wiele lat temu, bo na początku lat 90-tych w książce Waldemara Łysiaka "MW". Jest to książka, w której Łysiak bardzo przystępnym językiem opowiada historie, które w fajny sposób są połączone z niezwykłymi obrazami. Polecam ją gorąco i z całego serca, bo naprawdę nawet nie wiedząc o malarstwie NIC, tak jak to było w moim przypadku, infekuje i zakaża na lata. Zachęca do szperania i poszukiwań już na swoją rękę. I jest w niej sporo reprodukcji, o których czytamy w tych opowiadaniach. Akurat Chrystus od św. Jana jest na samym końcu tej książki i jest o nim dosłownie kilka zdań. Ale widząc po raz pierwszy zdjęcie tego obrazu,  zbierałam szczękę z podłogi. Zrobił na mnie piorunujące wrażenie.
Podobno inspiracją Dalego do namalowania takiego właśnie Chrystusa był przedziwny sen, w którym przyśnił mu się trójkąt z kółkiem w środku jako metafora atomu, którą Dali uznał za sprowadzenie Wszechświata, a w tym przypadku Jezusa.Trójkąt to rozpostarte ramiona i nogi zbawiciela, a kółko to jego głowa. Oprócz tego Dali wzorował się na szkicu namalowanym przez Św. Jana od Krzyża, który powstał podczas kontemplacji mnicha, karmelity Jana, w klasztorze Wcielenia w Awili, najprawdopodobniej pomiędzy rokiem 1574-77. Mnichowi podczas modlitwy ukazał się ukrzyżowany Jezus w pozie zupełnie nie do zaakceptowania w tamtych czasach. Zresztą sami zobaczcie jakiej wizji dostąpił Św. Jan od krzyża, ponieważ on szybciutko przelał swoje widzenie na papier.


 Jak widzicie szkic mnicha ma niewiele wspólnego z obrazem Dalego, ale ziarno zostało zasiane. Salvador podobno tak bardzo przejął się swoim snem (tym o trójkącie z kółkiem w środku), że postanowił wynająć amerykańskiego aktora i kaskadera Russa Saundersa. W 1953 roku, Saunders miał dokładnie 33 lata:) W studiu filmowym zawieszono aktora na linach w powietrzu i robiono mu zdjęcia od góry. Zdjęcia miały na calu oddać napięcie mięśni jego pięknego ciała i wyszukanie najlepszej perspektywy. I moim zdaniem perspektywa została znaleziona najlepsza z możliwych. :) Ciałko  ten Russel też miał fajne.



Russ Saunders
 
 Pod koniec lat 90-tych  byłam we Wrocławiu na wystawie prac Dalego i zakupiłam tam reprodukcję tego obrazu, która wisi u mnie do dzisiaj na ścianie. Lubię sobie na nią popatrzeć. Zresztą reprodukcji Dalego mam na ścianach kilka.
Oryginał i to wcale niemały, bo ma ponad 2 metry wysokości i 1,20 szerokości wisi w muzeum w Glasgow i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze zawitam do Szkocji i będę miała okazję zobaczyć ten obraz na żywo. Hiszpanie chcieli go odkupić za 80 milionów dolarów, ale Szkoci się nie zgodzili i właściwie wcale się im nie dziwię. Też bym go nie sprzedała :)
Salvador Dali o swoim dziele powiedział: "Chcę aby mój Chrystus był obrazem zawierającym więcej piękna i radości niż cokolwiek, co zostało do dzisiaj namalowane". Piękno widzę w tym obrazie niezaprzeczalne. Co do radości, jest to sprawa dyskusyjna.:)
Oprócz tego obrazu, Dali użył jeszcze wizerunku Chrystusa w kilku innych swoich pracach, o których warto wspomnieć:


Ukrzyżowanie z 1954 roku...tło dokładnie to samo, co na Św. Janie od Krzyża, czyli zatoka niedaleko miejsca zamieszkania Dalego- Port Lligat

I Ostatnia Wieczerza, także przedziwna...a tło nadal to samo :)

Odkrycie Ameryki przez Krzysztofa Columba- tutaj także wisi nasz piękny Chrystus.

I jeszcze wspomniany na samym początku skecz Monty Pythona o Papieżu i Michale Aniele oraz wiekopomnym dziele "Ostatnia Wieczerza" (jak wiadomo namalował ją Leonardo, a nie Michał Anioł, ale kto by się czepiał w przypadku angielskich komików?) Szkoda, że znalazłam tylko taką wersję, ale mam nadzieję, że i tak was rozbawi.



Na pewno będę wracała jeszcze do tematu związanego z malarstwem, ponieważ jest jeszcze sporo obrazów, o których warto napisać i podzielić się ich wyjątkowością. Jak już napisałam zdecydowanie nie znam się na sztuce, nie zawsze ją rozumiem (!!!) , a już na pewno nie wiem o co chodzi w sztuce nowoczesnej. Dlaczego np. obraz typu "Orange, Red, Yellow" niejakiego Marka Rothko kosztuje aż, UWAGA!!!- 77 i pół miliona dolarów??? Tyle kasy? Za co pytam? I co to w ogóle jest? Wnętrze pieca kreamatoryjnego?

Albo obraz Kazimira Malevicha- "Suprematist composition" sprzedany za 60 milionów dolarów. Moje dzieci w przedszkolu robiły fajniejsze i ciekawsze prace...Tylko zapomniałam je wystawić na jakiejś aukcji. Sorry...


Albo dzieło Barnetta Newmana, sprzedane za 43,84 miliona dolarów, bo zostało uznane za " ikonę ekspresyjnego abstrakcjonizmu"- przepraszam bardzo, ale gdzie, w którym miejscu jest ten ekspresyjny abstrakcjonizm? ??? NUDA!!! Ponuractwo i ohyda. Wygląda jak zamalowane na niebiesko okno w męskim akademiku. No, ale cóż. Pisałam, że się nie znam :)

Marc Chagall powiedział kiedyś, że dla niego "sztuka jest stanem duszy, a dusza jest święta". Strach pomyśleć, jakie dusze mają wymienieni przeze mnie autorzy 3 powyższych dzieł :) :) :) Sztuka nowoczesna, kwadraty i prostokąty, maziaje, paciaje i wymazy są  zdecydowanie nie dla mnie. Oj nie . Po prostu mnie to śmiertelnie nudzi i kompletnie nie rozumiem zachwytów, a już wcale tych wywalonych milionów dolarów.

Dobra kochani, będę kończyć, bo czas mnie tutaj za łydkę szarpie i merda ogonem :) Mam nadzieję, że post o Dalim Was nie zanudził, tak jak mnie współczesne dzieła... Oby. Buziaki.


1 komentarz:

  1. super! o sztuce może wypowiadac się każdy, nawet ten, który twierdzi, że nie zna się na niej; podobają mi się Twoje komentarze, a co do obrazu Salvadora Dali w Glasgow - marzenia się spełmiają! zobaczysz GO!

    OdpowiedzUsuń