wtorek, 15 listopada 2016

O psie, który myśli, że bywa kotem :)

Jakoś rocznicowo mi się tej jesieni zrobiło. Dopiero co miałam blogowy roczek, a przecież  nasz Misiek też  jesienny, tylko że listopadowy. Moje panny przytachały go do domu w połowie grudnia, a miał wtedy tylko 5 tygodni i ani jeść, ani pić...ani nic... A, sikać potrafił, no tak...  Miś kuleczka. Czyli urodzony jakoś w połowie listopada, rok temu (jedynak :), ale w naszej rodzinie od 16 grudnia. Chyba.





słodziakowy Misiek :)
Już kiedyś o Misiu pisałam, miał być psiakiem moich rodziców, ale dosyć szybko zrozumiałam, że moja mama nie będzie schodziła o 3 w nocy na siku ze szczeniakiem, a wycieranie po nim siuśków też jakoś nie jest jej największym marzeniem życia. Mieliśmy go odchować, nauczyć dobrych manier i oddać. I naprawdę taki był plan... Jednak jestem kobietą, która szybko zakochuje się w zwierzakach. Niestety.



 Zakochuję się nawet w tych najbardziej niesfornych i patologicznych rozbójnikach, a serce nie sługa. W lutym zrozumiałam, że wcale nie chcę oddać tego pieska nawet mojej mamie, u której miałby jak u pana Boga za piecem. Przyszło mi to do głowy podczas nocnego spaceru, kiedy Miś zaczął węszyć i to było pierwsze węszenie w jego młodym, szczeniackim życiu. Bardzo mnie tym wzruszył- taki mały dupuś, a taki niuchacz :)
 Jakoś przeforsowałam Miśka na członka naszej rodziny, chociaż Mario był mocno wkurzony. Obiecałam, że wszystko będę przy nim robić i w sumie robię, chociaż  mój dobry i wyrozumiały mąż wychodzi z nim rano na dwór. Sam i z własnej, nieprzymuszonej woli :)



Tzn. zaprowadza go  do ogrodu, gdzie nadal mieszka stara Aki i tam Misio sobie fika kilka godzin. Chociaż myślę, że  większość czasu mu się tam jednak po prostu nudzi. Mając atomowy charakterek i potencjał ADHD przy emerytce Aki, która jest już mało rozrywkowa, że tak powiem, nie bardzo mogą znaleźć wspólny temat do zabaw. Aki albo leży albo je...Czasem siedzi :) Spacer owszem, ale krótki i treściwy.  Właściwie ten ogród ratuje mi tyłek, bo szczeniak jest bardzo absorbujący i jego priorytetem nie jest ani jedzenie, ani spacer, ani czesanie, tylko ZABAWA!!!!Gdybym miała go na głowie od samego rana, to pewnie sfisiowałabym po całości.


 Misiek urósł szybko. Matka niby York (w połowie), więc Miś w ćwiartce Yorkowaty być powinien. I w sumie jest, bo zamiast psiej sierści ma po prostu włosy, które rosną na nim jak na baranie albo innym merynosie. Wyrósł mniej więcej do wysokości kolan, czyli ani mały, ani duży. Ślepia zakrzaczone kudłami, ale za to niezwykle urodziwe, obrysowane brązową kredką. To znaczy tak wyglądają jakby były obrysowane....Przezabawny kudłacz. No i kocie zagrania.
Ponieważ wyrósł w towarzystwie 3 kotów, pewnie czasami wydaje mu się, że wolno mu dokładnie to samo, albo nawet więcej?
Skoro koty mogą siedzieć na oparciu kanapy, to dlaczego jemu nie wolno? Co to w ogóle za psia dyskryminacja??? To nic, że dupsko się nie mieści na tym oparciu. Liczy się efekt końcowy.

Miś na oparciu kanapy... i nie ma zmiłuj się.

Musiałam kupić jakiś koc, żeby tę kanapę chociaż trochę chronić przed jego pazurami. Bo co z tego, że my mu nie pozwalamy? Gdy nas nie ma w domu, on i tak włazi gdzie jemu się najbardziej podoba. Nakazy? To na pewno nie dla niego :)
Nasze kociały lubią także siedzieć na oknie i obserwować świat na zewnątrz...Miś to wyczaił i robi dokładnie tak jak koty. A to sobie szczeknie jak mu się coś za oknem  nie spodoba, a to zaskomle. Szyba cała wygilowana psim, wilgotnym nochalem. Zwłaszcza wieczorem, gdy spojrzę z daleka na noc za oknem widać to doskonale. Esy floresy codziennie nowe.

watching :)
Potrafi też sobie wskoczyć na kredens, albo na biurko Małgochy i coś ukraść i to jest najfajniejsza zabawa, gdy ścigamy go z przedmiotem jego pożądania w pysku po całej chałupie. To znaczy on ma ten przedmiot w pysku i ucieka, a my ganiamy. Najgorzej jak świśnie coś do makijażu- fluid, krem do rąk...albo jakiś puszek czy pędzelek. Już i tak pędzel do golenia Maria, poległ rozczłonkowany na atomy, ale ileż było zabawy i jaka duma....
Właściwie to on przez ten rok, aż tak wielu rzeczy nie zeżarł. Zniknęły z tego świata 2 pary klapek, sandały Marceli, poobgryzał Gośki książkę do modelingu i kilka par kapci. Parę maskotek, ale one były przeznaczone tylko i wyłącznie do zabawy z psem, więc skończyły zgodnie z przeznaczeniem. W sumie  jak na tak żywotnego szczeniaka nie tak dużo. Chyba.


Misiek jest też urodzonym podróżnikiem. Uwielbia, kocha jeździć samochodem. To dla niego największa nagroda- jazda autem... docelowo  na spacer. Czasami wcale nie mamy zamiaru nigdzie z nim jechać, tylko coś wyciągamy z auta, a on jak już wskoczy do środka, to trudno go stamtąd wyciągnąć. Robi się ciężki, zapiera się łapami. Moje auto wygląda w tym sezonie jak po wojnie atomowej... A Miś najszczęśliwszy na świecie. Bywa tak, że wsiada do samochodu obcych ludzi i nie da sobie wytłumaczyć, że nie wolno.
Ale najfajniejsza jest  jazda przy otwartej szybie??? To jest ambrozja i pełna ekstaza. Normalnie latający smok z Neverending story :)


Lubi się kąpać i na mokro wygląda zupełnie inaczej niż na sucho...Jak jakiś chart, albo co? Dopiero wtedy widać jaka to chudzina i mizerota. Jak już wspomniałam jedzenie jest dla niego sprawą drugorzędną. No chyba, że ma walczyć z Aki o jakiś gnat- wtedy szaleństwo. Prawdziwy wojownik. Myślałby kto, gdyby suka była w pełnej formie, to już ona by mu pokazała miejsce w szeregu.


I BARDZO, bardzo nie lubi, gdy siedzę przy komputerze, bo jemu się wtedy niezwykle nudzi. Zaczepia mnie, wali cielsko pod nogami i pilnuje, żebym przypadkiem nie odeszła i nie zrobiła czegoś  bez niego. A jak nic nie skutkuje, to fanzoli pysk pod monitorem i proszę bardzo- Miś z okienka :)



 Najlepszym kumplem Miśka jest chłopak Marceli- Xawery. To co oni we dwójkę ze sobą wyprawiają to prawdziwy cyrk. Xawery jest jedyną osobą, która potrafi tak zmęczyć szczeniaka, że pada z wycieńczenia i ucieka od zabawy i to jest dla mnie niezwykle fascynujący widok!!! Misio kocha Xawerego tak bardzo, że potrafi się zsikać na jego widok :) I właściwie gdybym kiedykolwiek miała oddać tego psa komukolwiek (co na dzień dzisiejszy jest zupełnie niemożliwe), to byłby to zdecydowanie Xawer właśnie. Chłopaki niezwykle dobrze się ze sobą dogadują :)


 Pierwszy rok  życia, więc same nowe rzeczy. Wszystko jest dla psiaka  niezwykle ciekawe i atrakcyjne. Bieganie za zającami i sarnami po polach, pływanie w zbiorniku, do którego wpadał za każdym razem, gdy byliśmy w okolicy (!!!!), obszczekiwanie kubłów na śmieci, bo wydawały mu się czymś zagrażającym (a szczek ma jak duży i groźny pies!), miłość do suni beagla, Duffy (kocha ją nad życie :), nowi psi rywale, którzy czają się za każdym ogrodzeniem, ujadając na niego wściekle, pierwszy łomot spuszczony mu przez przypadkowego psa na polach (nauczka, że nie wszystkie psy to kumple), nowe smaki, nowe sztuczki, a nawet przedwczoraj zupełnie nowa i niespodziewana w jego życiu sraczka. Żeby było śmieszniej dopadła go o 3:30 w nocy. Cóż było robić? No nie był to romantyczny spacer w świetle tego wielkiego księżyca. Zimno, wiało, psy szczekały, a Misio leciał rzadzizną...Biedny Pan Psiak....Na szczęście następnego dnia zastopował. Ufffff


Tak więc  prawie od roku jest z nami ten śmieszny kundel i nie wyobrażam sobie już życia bez tej małej zarazy. Cieszy się jak głupi, gdy wracamy z pracy do domu, skacze, biega, sapie- po psiemu kocha. I chociaż nie jest posłusznym i spolegliwym psem, jakoś mu to wybaczamy. Najgorzej jest na spacerze, gdy jest spuszczany ze smyczy. Naprawdę trzeba się nagimnastykować, żeby go przywołać. Próbowałam już sztuczek ze smakołykiem, ale to może działa u psów, które lubią jeść?. Ja najczęściej straszę go, że sobie idę i go zostawiam, więc przybiega, chociaż nie tak od razu daje się złapać na smycz. A moje dziewczyny ostatnio na spacerze w lesie udawały, że umarły i wtedy go capnęły... To jest dopiero fantazja ułańska :)

Kochani polecam psa na każdą porę roku. Zmusi Was do przynajmniej 3 spacerów dziennie bez względu na porę roku i porę dnia...a zwłaszcza aurę. Bardzo dobrze to robi na wałki z tłuszczu. Jeżeli nie macie ochoty nic gotować, pies zmusi Was do ugotowania dla niego (no ja jakoś  nie mam serca karmić go tylko suchym, a puszek nie jada z wyboru). Jeżeli nie macie ochoty sprzątać, jesienią i zimą będziecie do tego zmuszeni, bo piaskownica i błocko w domu to nic przyjemnego. Jeżeli jesteście w dołku, przyjdzie taki i mokrym nochem pocieszy...Pies jest MOTYWATOREM!!!
Za chwilę moje panny wyfruną z gniazda. Marceli i tak już właściwie nie ma- studia i praca we Wrocławiu. Gosia w tym roku matura. Każda z nich ma już swoje plany życiowe i swoje ambicje. Nam zostanie w posagu psiak. Oczywiście nigdy nie zastąpi nam córek, ale za to z całą pewnością nie pozwoli nam się nudzić. To mamy jak w banku. Szwajcarskim, nie Kasach Skok :) I to jest zdecydowanie optymistyczna wizja.


 Każdy pies ma bijące, szczere serce, a rysując na piasku wachlarz ogonem, patrzy na was jak na najwspanialszą istotę na ziemi. I będzie was kochał bez względu na wszystko...po swojemu :)
Szanujcie zwierzęta, one odwdzięczą się Wam tym samym z nawiązką i bezinteresownie...I adoptujcie. Nie szukajcie wymówek, że nie ma miejsca, że śmierdzi, że sam w domu tyle godzin.Wszystko można zorganizować, tylko trzeba chcieć. Jest tyle biedy w schroniskach. Zróbcie sobie i jakiemuś zwierzakowi dobrze...i uwierzcie, będzie WAM dobrze.


Ps. Jestem kociarą i trafił mi się egzemplarz nieco koci... Szkoda, że nie widzieliście jak dzisiaj z kotką Manią pomagali mi w dwójkę poskładać po praniu roletę rzymską...sznureczki, nawlekanie, kijki...Piana na ustach. Ale wisi? Wisi :)



1 komentarz:

  1. Misiek jest kochany, a będzie jeszcze bardziej, kiedy się go trochę ułoży. Dzieciak z niego jeszcze, wulkan energii, ale i kudłata miłość. To dobry pies i cieszę się, że jednak u Was został! Najlepszego Misiek ode mnie ;)

    OdpowiedzUsuń