środa, 7 grudnia 2016

Duran Duran. Dekada trzecia-część druga :)


Jakiś bezdupizm mnie jesienny dopadł. Czasu mi brakuje na normalną egzystencje. Zaczęłam nową pracę, więc nowe obowiązki i nowe rzeczy do nauczenia się, ale ogarniam i przede wszystkim jestem bardzo zadowolona. W końcu kiedyś załapię :)
Na tym blogu mam rozbabrane 3 tematy i entliczek, pentliczek trafiło na dokończenie tego. Ostatni raz o moim fisiu na punkcie Duran Duran pisałam w kwietniu (pomijam wpis o zlocie we wrześniu), więc najwyższa pora powspominać to co dobre.

 W kwietniu pisałam o wizycie Duran Duran w Polsce i koncercie na Służewcu we wrześniu 2006 roku.
Moje Durany chyba wtedy postanowili nadgonić stracony czas i ruszyli w sporą trasę po byłych demoludach. Z tego co pamiętam zahaczyli o Bratysławę, Sofię, Bukareszt i Belgrad-koncertów wtedy było sporo. Wszędzie byli witani i oklaskiwani jak największe gwiazdy. Wprawdzie z wykopalisk i lekko wyblakłe, ale za to jakie romantyczne :)
Jakoś po koncercie na Służewcu urodził nam się w głowach pomysł, żeby jechać jeszcze w październiku do Bratysławy. W sumie mam taką samą odległość do Warszawy jak i do Bratysławy. Pomysł nie był na tyle szalony, żeby jeszcze kilka osób się pod niego nie podłączyło. Między innymi ekipa z Gdańska (Adam z żoną Monią, Ucienta i niejaka Kati plus Sikor z Olsztyna z moją Bebe z Mazur plus Macu z kuzynką i Gardziel- ostatnia trójka z Kaszub)
Ponieważ zaprzyjaźniłam się z kilkoma Słowakami, dostałam od jednego z nich w prezencie bilet na ten koncert :) Słowak Peter bardzo mnie tym zaskoczył, a zrobił to, ponieważ ja mu załatwiłam bilet na Służewiec...No tak, ale nasze bilety były za darmo, a on za mój zapłacił. Kupiłam mu w prezencie jakieś polskie alkohole, ale niestety nie było nam dane się spotkać w tej Bratysławie. Te trunki otrzymał  mój inny słowacki kolega Duranowy - Duranmajo :) Peterowi za bilet do dzisiaj jestem niezmiernie wdzięczna.
My z Dolnego Śląska pojechaliśmy w 4 osóby- moja Fatma, Ciamajda, ja i Mario. Tylko kto wymyślił ten koncert w niedzielę? Fajnie byłoby się spotkać z braćmi Słowakami na jakimś afterku. Nie dało rady!
 Ponieważ pamięć moja jest zawodna znalazłam na forum swój wpis tuż po powrocie z tego koncertu. Oto co napisałam:
"Kochani, jestem ledwo ciepła. Do domu dotarliśmy o 7 rano...Carramba!!Nawet nie chcę myśleć, jak tam Wybrzeże? Chyba nawet jeszcze nie dotarli...
W Bratysławie pobłądziliśmy i nawet nie pojechaliśmy już pod hotel, ale z tego co wiem, Sikor, Keti, Ucienta, Adam, Be Be i Mac mają fotki z Duranami...Podobno Simon pachnie lepiej niż Nick...he, he. No my tym razem bez fotek, ale co tam.Najgorsze jest to, że nie mam też fotki z Peterem Słowakiem.Wcięło go po koncercie. Chyba biegał za DD. Poznaliśmy tylko Duranmajo. Otrzymał od nas w prezencie polską wódkę o nazwie Mefisto. Rechotał z tego. No było sporo znajomych ze Służewca : Włoch Giorgio z żoną i synkiem (ten mały jest nie do zdarcia), Milan z Niemiec, Chrissy (chyba, bo ona mi się myli Kerstin)- też z Niemiec. Witała się ze mną jak z rodzoną siostrą...Byłam w szoku!!!Takie uściski??? Słowacy na bramklach zabrali nam kije do " transparenta" (wzięliśmy ze sobą służewcowy transparet). No i tak bez kijków, to łyso było. Szkoda wielka. Ale wlazłam na mojego Mario i byłam największa na hali...he, he... (kompletnie wyrzuciłam to z pamięci!!!! Dobrze, że ten wpis się zachował, to przynajmniej mogę to sobie wyobrazić)
O 8-ej wystąpiła słowacka kapela z supportem, ale zabijcie mnie nie wiem jak oni się nazywają. Muszę sprawdzić. Fajnie grali, a to DD całe wystąpiło dopiero o 21.15....Już wyliśmy na nich i gwizdaliśmy...


No zaczęli oczywiście od Hungry Like The Wolf i było kilka niespodzianek.Zagrali Serious!!!!!Wyszło nie najgorzej Mr. Green i Electric Barbarella (zdaje się, że ostatnio narzekałam, że nie grają tego na koncertach i proszę na mentalne życzenie El Diablo zagrali.... Rock ya !!!!
Generalnie koncert podobny do Polskiego, ale nasz lepszy. Inaczej jednak rozchodzi się dźwięk na powietrzu niż w hali....Ogłuchłam...!!!!
Staliśmy po lewej stronie, z widokiem na Jaśka.Ten to miny strzelał i puszczał uśmieszki.
Ale najlepsze jaja były na koniec-Simon schrzanił Girls on Film, a wcześniej The Reflex. 2 babole na jednym koncercie!!! Girls on Film jak zwykle było na bis i Simek nie wszedł w takt i uciekło mu. Już nawet Ana Ross zaczęła śpiewać tak jak powinno być, a tu figa...Simek się zjeżył i zarządził granie od początku. No, tym razem poszło dobrze. Sikor potem bronił Simona, że te babki to były przez gitarzystę i perkusistę. Oj tam! Powinien to obrócić w żart i kazać śpiewać publiczności :) Słowacy darli się gorzej niż my (marniej znaczy) skandując :

" Play the fucking Bass John..."
" Play the fucking Bass John..."
Generalnie koncert bardzo dobry, ale jakby czegoś mi brakowało. Pewnie tego, że to nie u nas, a u Słowaków. Poza tym u nas było prawie 100 tysięcy przypadkowych ludzi, których Durani rozbujali. Tam bilety były za kasę, a ludzie jakby nie wiedzieli na czyim koncercie są. John namawiał ich do zabawy, a tu lipa.Trochę szkoda. Ale bracia Słowacy (fani) przywitali DD bardzo fajnie. Są gdzieś filmiki na youtube.


Dostałam od Włochów, którzy także byli w Bratysławie, ich firmową koszulkę. Wcześniej kilku z nich dostało ode mnie nasze forumowe. Śpię w tej italiańskiej  do dzisiaj :)Dodaj napis
To był fajny koncert, ale jak już wspomniałam daleko mu było do Warszawskiego. Głównie przez nagłośnienie i wielkość koncertu. Ciamajda nawet stwierdziła, że John i Ana Ross byli z lekka znudzeni tym występem. Zwłaszcza pod koniec. Czy ja wiem? Nie pamiętam aż tak dobrze. Muszę chyba odpalić bootlega, bo gdzieś mam. Zresztą bootlegów z tamtego okresu mam mnóstwo.
 Chociaż wróciliśmy do domu na ostatnich rzęsach, umordowani i wymęczeni warto było sobie odbić te kilkadziesiąt lat posuchy w postaci 2 koncertów w ciągu jednego miesiąca.


No i zawsze fajnie jest się spotkać w duranowej rodzinie. Zwłaszcza tej polskiej :) Akumulatory naładowane zostały na jakiś czas :)

10 lat temu- piękni, młodzi i szczupli :)
Kolejny roczek spłynął nam na wspominkach, kolejnym zlocie i przygotowaniach do następnej studyjnej płyty. Gitarzysta Andy Taylor odszedł do Duran Duran już na zawsze. Będę tego żałować chyba do końca dni moich. Zastąpił go muzyk studyjny Dominic Brown, ale nie został ( i pewnie nie zostanie) na stałe członkiem DD. Oni już sobie kilka razy strzelili w kolano  wbijaniem na siłę nowego membersa, a tantiemy po odejściu takiego muzyka trzeba płacić.
Zlot w 2007 roku odbył się we Władysławowie 1 września i była nas naprawdę spora gromadka- jak zwykle tańce, hulanki, swawole i karaoke :)

Jak widać mamy papierowych Duranów z wymiennymi twarzami. Sikor chciał zrobić teledysk do The Wild Boys i zamoczył tekturowego Le Bona w basenie, w wyniku czego Le Bon zachorował na pryszczycę- bardzo wtedy popularną :)
Tak sobie jeszcze przypomniałam, że chciałam ratować  tę mokrą twarz papierowego le Bona i wyprasowałam ją żelazkiem- Efekt był jeszcze GORSZY :) Laliśmy :)

Jesienią mieliśmy przecieki o nowej płycie Duran Duran. Słuchy chodziły, że producentem ma być Timbaland!!! O matko i córko! Co to za pomysł poroniony znowu? A potem ja się dziwię, że Andy odchodzi. Nigdy "fenomenu" Timbalanda nie rozumiałam. Jego praca z Timberlakiem nie wzruszyła mnie wcale. Może dlatego, że nie jestem fanką rytmu, tylko melodii. Durani jako Brytyjczycy postanowili znowu zdobyć rynek Amerykański i tym razem to młodsze pokolenie. WCALE mi się to nie podobało. Te wszystkie mody na nowoczesne brzmienia są gówno warte. Za moment to najnowocześniejsze brzmienie jest przebrzmiałym klamotem, którego już nikt nie chce słuchać. I tak się stało też tym razem. Zresztą Madonna też się pokusiła na  współpracę z tą dwójką. Co z tego wyszło? Ktoś pamięta? Bo ja tylko teledysk, a wcale melodii. Tak czy siak współpraca Duran Duran z Timbalandem i Timberakiem została przypieczętowana. Szlak jasny!!!


I żeby jeszcze coś z tej współpracy wynikało??? Skoro już zaprosili takich gości ( i im zapłacili), to może jakiś wspólny singiel? Teledysk chociaż? COKOLWIEK!!!!
Pierwszy i ostatni singiel z tej płyty "Falling Down"- TREAGEDIA!! Nuda taka, że wyć się chciało. Ale teledysk wcale nie głupi i z przesłaniem. Ale co z tego? Muszę się pochwalić, że udało nam się zapakować ten daremny kawałek na 1 miejsce listy przebojów Radia Złote Przeboje!!! Marek Niedziwiecki miał wtedy okres odstawienia od Trójki i wylądował w tych przebojach. I tam go dopadliśmy z naszymi głosami na ten utwór. Nieważne, że kiepski, ważne, że zaistniał :) 1 miejsce!!! Chyba ze 2 tygodnie nam się udało :) Dla fanów DM takie pierwsze miejsce to cienizna, ale czy ktoś próbował być fanem Duran Duran w Polsce? Nie jest łatwo, ale za to jak ekskluzywnie i elitarnie.



A sam teledysk możecie obejrzeć  powyżej. Nasze Durany jako doktory bardzo, bardzo... Aż pochorować się można, a nawet trzeba :) Tylko gdzie tam jest ten Timberlake? W chórkach? Lipa :)
Durani oczywiście wykorzystali wokal tego chłopaka w dwóch innych kawałkach na płycie. Jeden nawet nadawał się na singla - Nite Runner (nawet Timba Bimba tam pobekuje), a drugi to niestety tylko specjalny bonus dla Japończyków "Cry Baby Cry". A Europa to co? Od macochy?

Niterunner wersja z TT okiem fanów, bo oficjalny teledysk nigdy nie powstał



I moja ulubiona wersja tej piosenki, zrobiona w stylu lat 70-tych. Fajna. Naprawdę.



Czyli co? kwestia aranżacji, bo numer niezły.

No i Cry Baby Cry dla Japońców z Timberlakiem


Jakoś w zimie na VHS zaistniał koncert Duran Duran w Londyńskim Lyceum. Akurat miałam tę stację i pooglądałam. I co???Kopara mi opadła! Okazało się, że na płycie te utwory ( w większości) są takie se, ale na koncercie bronią się!!! I to mocno!!!! Musiałam to zobaczyć na żywo. Koniecznie!!!! Poniżej 3 w 1 właśnie z Lyceum. Sami zobaczcie. Działo się. Kozacki koncert.




Dla Duran Duran ta płyta to kara za robienie czegoś wbrew sobie i z modą. Za każdy utwór nagrany z Timbalandem musieli zapłacić 500 tysięcy dolarów (podobno). Policzyłam, że Timba sam osobiście zrobił dla nich na tej płycie 3 sztuki. Resztę dorobili jego kapciowi. No i poszła płyta w świat. Wydana jest ładnie- z dodatkowymi materiałami na DVD, ale byłam rozżalona i rozgoryczona. Rzeczywiście kilka numerów na tym albumie świetnych- The Valley, punkowy Red Carpet Massacre (jakoś mam sentyment do punka), Box full of honey, Zoom in i Last man standing. Pół na pół ...Raczej. Zgrzytała mi ta aranżacja i zgrzyta do dzisiaj. Dopóki nie zobaczyłam koncertu z tymi numerami na żywo. Ale wcześniej napisałam chyba na stronie EMPIKU recenzję RCM i dzięki temu udało mi się odzyskać kontakt ze starą fanką DD z Warszawy, Beą :) Pozdrawiam serdecznie zza mojego minitorka :) Myślę często, więc za chwilę zadzwonię :)
Jakoś w lipcu 2008 roku okazało się, że nasi maja grać w Wiedniu w hali Gasometer. Jedziemy??NO ba?NO JASNE!!! I pojechaliśmy.
Znowu podobna ekipa. Do nas na Dolny Śląsk dojechała Asia Czarna z Warszawy, a  Adam z Monią z Gdańska zgarnęli Sikorkę z Suwałk (dojechała oczywiście gdzie musiała, żeby ja zawinąć po drodze), Edi z Warszawy i nieznany nam wcześniej Krzysio z Krakowa.
Po drodze oczywiście obowiązkowy obiad w czeskiej knajpie - smażony ser i hranolky. Trawiłam 2 dni :)



Wyjechaliśmy z samego rana i spotkaliśmy się w Wiedniu praktycznie w tym samym czasie. Był upalny, wietrzny i cudowny dzień :) A przed nami koncert Duran Duran :)

w tle hala Gasometer
To zdaje się Opera Wiedeńska w tle

A co napisałam po powrocie do domu na forum? Oto- 13 lipca 2008 roku odbył się niezapomniany koncert DD w Wiedeniu.
KOCHANI TO TRZEBA ZOBACZYć!!!! 2 godziny i 5 minut takiej jazdy, że tradycyjnie majtki mi spadły. Pomijam fakt, że się spóźnili pół godziny, ale jak zobaczyłyśmy w jakim stanie Nicolas wszedł na scenę zostało wybaczone-chyba musieli go na nogi stawiać, żeby na tę scenę wyszedł...(zastanawiałyśmy się z Ciamą i Fatmą czy on wie gdzie jest i co trzeba robić... Odlot -jak to Simek go nazwał potem-space man he, he. Orbitował chyba na Saturnie... Szkoda chłopaka, widać, że cierpi.( Dzień przed koncertem zmarł ojciec klawiszowca- Nicka Rhodesa). Bidul taki. Jednak generalnie profesjonalista! 



Na telebimie zdjęcia taty Nicka Rhodesa :(

Ale nie o tym chciałam, a o samym koncercie. Oni są w genialnej formie. Koncert z Bratysławy przy tym wypadł jak bibułka od sporta. Uśmiałam się z Le Bona serdecznie. Takie miny i maniery jakie odwala na scenie, to po prostu sam miód i ubaw po pachy. Wszedł jak Car Mikołaj 1 i rozejrzał się jak król lew po sali. Wzrok miał władczy i posępny, ale jak odwalił The Valley oniemiałam. Brykający tygrys.
Jasiek jak górnik strzałowy z Kopalni Thorez (po kiego on te ślepia maluje na bogów???) Chudzina to taka łysawa, ale jak się uśmiechnął, to się jaśniej na scenie robiło. Staliśmy naprawdę na wyciągnięcie ręki. Chłopak robił co mógł. Chwilami tańczył z tym bassem, no i zasłaniał mi Rogera co chwile NO! Najpierw Rogera zasłaniała mi maszynka do robienia basu dla Johna, potem zasłaniał mi John, a jak był electro set, to ten fisiek perkusista stał za jakimś talerzem. Musiałam się na środek przeciskać. Roger Taylor miał prześmieszne odsłuchy i wyglądał jak elf z bagien (Jożin z Bazin???) Przy Tempted stałam jak skała w pozycji zamkniętej (serdecznie nie znoszę kawałka!!!) Nawet się nie ruszyłam. Tylko gapiłam jak sroka na gnat (a trzeba przyznać, że wersja live jest ZARYPIASTA!!!!)... Roger na mnie popatrzył, jakby oczom nie wierzył (naprawdę popatrzył!). Za chwilę znowu. A ja nic. Stoit statuja chi chi. Co za  sztywny babsztyl, a to przecież taki świetny numer (gniot raczej) -pewnie pomyślał Mr. Green Pałeczki oczywiście złapały Włoszki, czy inne Chorwatki (Edi twierdzi, że i tak lafiryndy!). Sam koncert nie do opisania.... Pod koniec byłam zlana potem, lepiąca, śmierdząca, brudna, ale przeszczęśliwa (jak można zagrać Girls on film, Wild Boys i Sunrise pod rząd? Mistrz świata w maratonach nie ma takiej kondycji...
A tak poza tym spotkaliśmy braci Słowaków i siostry Czeszki, a także Ovidju z Rumunii. 

Chcę jeszcze powiedzieć, że przed Save a Prayer Johnowi się na sentymenta zebrało i podziękował za przybycie wielu nacjom z Europy, w tym Polakom. (ja nie pamiętam co on tam gadał, dykcja straszna ), ale Poland było wyraźnie zaznaczone.  

Bracia Słowacy i siostry Czeszki. Znaczy jedna siostra o imieniu Mario :)

A co napisała moja Fatma?
"No to teraz Ja.......
Przybyliśmy, zobaczyliśmy, powróciliśmy i czekamy na więcej.....
Chłodnym okiem obserwatorki analizuję sytuację-stado wariatów, a wśród nich i MY.
Koncert przepyszny, rewelacyjny, wspaniały, wydarzenie sezonu, objawienie w Wiedniu itd,itd..... Prawdę mówiąc to te "malutkie opóźnionko" (brak szacunku dla fanów- w końcu stworzona teoria spiskowa o naszym blondasku znalazła potwierdzenie i wytłumaczenie-Nick) zostało by nie zauważone gdyby nie ta k...... (piiiiiii) klimatyzacja, czy raczej wentylacja, co miało również konkretne przełożenie na euforie wywołaną wśród obecnych (niedotlenienie mózgu), dlatego moja reakcja- Jezusku jaki ten Simonek jest pikny i te jego błękitne oczy......
Koncert superzasty, kto nie był, niech żałuje, a właściwie nie - bo są w tak wspanialej formie, że jeszcze wiele spotkań przed nami. Co do zdobyczy, zapomniano wspomnieć, że prócz kostki do basu, została zdobyta butelka z której prawdopodobnie pił John- Sikorka, jak również kubeczek Simona- który zagarnęła Anka Duranka! No dobra kończę moje bzdurzenie, czekam na relacje innych...

Zapomniałam powiedzieć, że osobą która się przeżegnała, gdy John polewał wodą był nasz forumowy diabełek....Słyszałam cichy syk i mam wrażenie, że poczułam siarkę (niewiadomego pochodzenia)"
A dlaczego się przeżgnałam? Bo John nas polewał wodą św. Johna Chrzciciela :) 




mój pupilek- Roger Taylor


 
 To był naprawdę doskonały koncert. Mało tego, że chłopaki zagrali nowe kawałki z płyty, okrasili to starymi hiciorami, to jeszcze po króciutkiej przewie, ubrani w garniturki zagrali tzw. electro set. No kopara mi opadła!!! Takie rzeczy? 4 Duranów stanęło przy swoich małych konsoletkach i pojechali elektronicznym beatem. Duranowy Kraftwerk, jak pragnę zdrowia! Nawet na jednym z koncertów użyli Kraftwerkowego Showroom Dummies. Ponieważ nie znalazłam żadnego w miarę dobrego filmiku z electro setem z Wiednia, wklejam z Kopenhagi z 22 lipca tego samego roku. Warto zobaczyć, bo chyba nikt się takiego Duran Duran nie spodziewał.

 






Wklejam jeszcze kilka fotek z samego koncertu i tuż po nim.


Edi i moja :)

fanka za mną poszła po całości :)

widać Adama z polską flagą.

A po koncercie jeszcze spotkanie w Rumuńskim fanem Ovidju, a potem nadzieranie się na całe miasto Last chance on the Stairway. Pod hotel nie pojechaliśmy. Zresztą nie wiedzieliśmy pod który i jak zwykle byliśmy w niedoczasie.

z Ovidju

i z Edi z nową koszulką . Śladu już po niej nie ma niestety.
Koncert był świetny, niezapomniany i muszę Wam napisać, że wyszukując materiały do tego posta świetnie mi się wspominało tamten upalny i wakacyjny dzień. Cały czas banan na paszczy.
W październiku spotkaliśmy się na zlocie Duranowym na kompletnym zadupiu - w Kwiejcach. Dosłownie 3 chałupy na krzyż, jedna ulica, 2 jeziora i las, a w nim grzyby:) Jak zwykle czaderskie spotkanie i wymiana energii. Śmiechy, tańce i nocne rodaków rozmowy. No i grzybobranie i grille. Pies właścicieli zeżarł nam cały karczek. Poużywał sobie psinek.

Małgosia, Bebe, Curly i moja

Sikor i Ucienta
Z Mariem
Przy pustym basenie chłopaki opowiadają o spotkaniu DD w Amsterdamie.

Padnięci PL

bardzo lubię tę fotkę.

Rok później odbyły się 2 zloty- jeden w Krakowie, a drugi w Budach Lucieńskich, gdzieś pod Łodzią. Cisza, spokój, słońce i jezioro. Zawsze mamy fuksa z pogodą. ZAWSZE!

Budy... he, he. Tam panią właścicielką była sroga Tekla.


dorobiliśmy się nawet okładki

I kilka fotek z Krakowa- Ten zlot odbył się w klubie PRL. Mieliśmy profesjonalnego DJ-a i kibiców Cracovii na grzbiecie. Nie wiem czy polubili DD, ale nie szumieli. Zwiedziliśmy Kraków, zjedliśmy gruzińskie jedzonko w jednej z restauracji i duranowaliśmy jak zwykle du rana :)

Na Wawelu, na Wawelu


Asia Czarna z Krakowiakiem Jackiem
ileż to można duranować?No ileż?

a rano... jak widać :) Partizany.

Bardzo fajna końcówka dekady. 3 koncert w ciągu 2 lat, kiepska płyta, ale za to fantastyczne spotkania z fanami Duran Duran, rozmowy na forum, wydawanie nawet naszego duranowego kalendarza co rok!!!
Sporo się działo w tamtym czasie, ale i tak to co najlepsze dopiero przed nami. Ale o tym napisze innym razem. Koniec dekady 3. Kto dotrzymał do końca posta- gratulacje!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz