niedziela, 24 marca 2019

Ciemno, prawie noc. Film nie taki straszny, jak go malują.

No tak, doczekałam się ekranizacji książki Wałbrzyszanki Joanny Bator. Długo czekałam i byłam bardzo ciekawa tej adaptacji. Moje rodzinne miasto Wałbrzych, zamek Książ, tajemnica pereł Księżnej Daisy, niewyjaśnione zniknięcia małych dzieci i odkrycie rodzinnych sekretów. Wszystko unurzane w mrocznym sosie depresyjnej, jesiennej aury. Poza tym doskonała obsada- Magdalena Cielecka, Marcin Dorociński, Piotr Fronczewski (brawa na stojąco za tę rolę), Jerzy Trela, Krystyna Tkacz i Roma Gąsiorowska. Czy to się mogło nie udać???? Hm, na samym końcu dowiedziałam się kto jest reżyserem... Ten sam człowiek, który zrobił "Rewers"- Borys Lankosz. Bardzo dobry zresztą. Zrobił też doskonałą adaptację "Ziarna Prawdy" na postawie książki Zygmunta Miłoszewskiego. Naprawdę zacną.


W piątek, w dniu premiery pobiegłam do kina z moją Małgochą. Zasiadłyśmy zaciekawione. Widziałam wcześniej trailery i były świetne, mroczne i obiecywały doskonały dreszczowiec.
Pierwsza scena- jedzie sobie nasza bohaterka pociągiem, z najbrzydszymi ludźmi jakich tylko można było wybrać na kastingach. Po prostu kwiat urody białego człowieka, a w środku jak anioł blond- Alicja Tabor, czyli anagram Bator. Na tle tej ohydy, wyglądała jak z innej planety.
Do miasta zajechała jednak nie od tej strony, której się spodziewałam, no ale gdyby miała jechać od Wrocławia, to nie wjechałaby w tunel, który był symboliczny w tamtym momencie. Stacja, na której wysiadła też jakby z piekła rodem. Nie ma takiej stacji w Wałbrzychu. Po prostu. Nawet Wałbrzych Fabryczny tak nie wygląda. Rozumiem, że plener musiał współgrać z otoczką filmu. Znaleźli coś w okolicy, bo obleśnych, opuszczonych i zasikanych stacji na Dolnym Sląsku jest sporo. Kiedyś można było pociągiem dojechać tutaj wszędzie, ale nam się nie opłacało, więc poszło na zmarnowanie. 

Tak powinna wyglądać stacja, na której teoretycznie powinna wysiąść Alicja, wjeżdżając od strony tunelu, czyli Kłodzka. Nie pasuje do filmu wcale. Wiem. Autorem tej fotki jest Marcin Jagiellicz- młody, doskonały fotograf z Wałbrzycha.

Potem nasza bohaterka z walizą, zamiast wsiąść jak normalny człowiek do taksówki (tak, bo w mieście są taksówki) albo do autobusu (także jeżdżą) tłukła się z tobołami po nocy, po najbrzydszych ulicach w zapyziałej Palestynie, idąc wprost na hałdy, gdzie nie ma nic, oprócz brzóz.. No ratunku!!! 5 minut filmu w plecy włożone. No, ale trzeba było pokazać ohydę tego miasta, a idąc np. przez las, albo park, nie byłoby tak strasznie. No nie byłoby i koniec.

Chyba tędy tłukła się Alicja idąc do domku po Niemcach. Ul. Sw. Barbary, patronki górników.
No dobra, nasza bohaterka dotarła na miejsce, zresztą moim zdaniem fantastycznie dopasowane. Dom stary, poniemiecki, pełen zakamarków i starych gratów (uwielbiam!!!). Bardzo klimatyczny i na swój sposób ładny.
Akcja rozgrywa się zgodnie z fabułą książki- Alicja rozmawia z rodzicami, opiekunami zaginionych dzieci i poznaje straszne historie z nimi związane. Zwłaszcza historia małej Kalinki Jakubek wstrząsająca i naprawdę świetnie opowiedziana. Narratorem był Piotr Frączewski, w filmie dyrektor domu dziecka i tatuś dziwaka, którego gra Tomasz Beksiński, czyli Dawid Ogrodnik. Razem z mamusią tworzą podejrzany tandem. To znaczy Ogrodnik i pani Dorota Kolak.
W międzyczasie Alicja spotyka przystojniaka z sąsiedztwa (Dorociński), który jest bratankiem opiekuna domu podczas nieobecności Alicji w Wałbrzychu i przy herbatce poznaje wstrząsająca historię z czasów II Wojny Swiatowej. Głównym bohaterem jest opiekun domu, czyli pan Albert, w tej roli Jerzy Trela. Opowieść naprawdę niezła, chociaż historycznie nieprawdopodobna. A to dlatego, że w 45 roku, kiedy akcja się rozgrywa, Daisy od 2 lat już była martwa, a chłopiec, który jest głównym bohaterem, nie mógł sobie paradować po tarasach zamkowych, ponieważ raz- ich nie było fizycznie, bo zostały zawalone gruzem wydobywanym spod zamku (podziemne tunele), a poza tym na zamku byli Hitlerowcy, więc żaden smarkaty chłopaczek za nic na świecie nie mógł sobie tam stać i beczeć czekając, aż stara Daisy go zaadoptuje. No, ale to tylko taki wkręt.
 Poza tym Alicja  poznaje kociary z zamku Książ- takie niby opiekunki, dobre wróżki, anioły stróże, ubrane jak kloszardki ze śmietnika, ale to też tak musiało być. Tak było w książce. One znały tajemnice. Dużo tajemnic.
W wolnym czasie Alicja biega sobie po książańskim parku dosyć intensywnie (nie wiem 2 albo 3 razy, nie pamiętam już) i nagle ni z gruszki, ni z pietruszki znajduje się 60 km od Książa w Błędnych Skałach obserwując Szczeliniec Wielki w Górach Stołowych. Tak, wiem, że to cudne miejsca i warto je zobaczyć, ale jakby co, to będąc w Wałbrzychu nie szukajcie tej góry. U nas jest góra Chełmiec. Nie miała zaszczytu wystąpić w filmie. Niestety.

Poza tym nasza bohaterka dowiaduje się od pana Alberta, o mrokach swojego dzieciństwa związanego z matką i jej szaleństwem, które też miało swoją przyczynę. Opowieść wstrząsająca. Kolejna zresztą. No i zmaga się z traumą, związaną z samobójstwem siostry. Wszystko się zazębia, chociaż trybiki zgrzytają tak na moje oko.

Sytuacja jest już mocno zagęszczona. Alicja dostaje telefon od dyrektora sierocińca, z jakąś niezrozumiała informacją o jego synku Mareczku (Ogrodnik) i pędzi w tamtym kierunku razem z przystojniakiem. I po nitce do kłębka, znajdują fantastyczne podziemia pełne mroku i kolejnych tajemnic, które się powoli wyjaśniają, chociaż nie do końca. Albo ja głupia jestem i czegoś nie ogarnęłam. W roli podziemnego Wałbrzycha wystąpił kompleks Riese, a dokładniej Osówka. Czyli OLBRZYMIE sztolnie wydrążone w Górach Sowich w celach do dzisiaj nieznanych. Jak one miały się zmieścić pod Wałbrzyską Palmiarnią, nie wiem, ale reżyser upchnął. Dał radę.
Aha, ratunek, przyszedł w samą porę, chociaż nie dla wszystkich.


Na pierwszy koniec jeszcze kolejne wyjawianie tajemnic, w tym jedna na łożu śmierci. Na drugi koniec, wiśniówka na torcie. Suprajs dla widza. Nic nie napiszę o tej scenie oprócz tego, że na plener do tejże, wybrano miejsce nie byle jakie, bo otoczenie mojego ulubionego, dolnośląskiego pałacu w Bożkowie. Biedny, już ledwo zipie i nie ma dla niego ratunku. Nic na to nie wskazuje. Przynajmniej w filmie sobie zagrał. Jest naprawdę fantastyczny, cudny. Książ przy nim kuca.


Aha, jest jeszcze trzeci koniec, ale już ten ostateczny z happy endem.

No i czego ja się czepiam, przecież dobry film. No niby tak, ale jasna Aniela, tam po prostu nic się nie klei. Nie ma spoiwa. Sceny są nagrane doskonale, gra aktorska świetna, otoczenie, scenografia, charakteryzacja- naprawdę dobre, ale to się po prostu wszystko kupy dupy nie trzyma. Dłużyzny!!!Kilka scen w ogóle nagranych niepotrzebnie i one przewlekły film dodatkowo w celu nieznanym. Nic za nimi nie poszło i nic nie wniosły. Wywaliłabym je z czystym sumieniem z tego filmu i nie straciłby na wartości ani trochę. Dobrze, że przez ułamek sekundy w filmie w ogóle wystąpił główny zbój, bo w scenie finałowej w Osówce nie wiedziałabym już kompletnie kto zabił. No, ale to nie ja jestem reżyserem, tylko widzem i jako widz mam niewiele do powiedzenia, oprócz tego, że ten film jako całość po prostu mi się nie podobał. Powinnam siedzieć w tym kinie w napięciu i wyczekiwaniu, przerażona i spanikowana, a tym czasem zaczęłam ziewać. ZIEWAĆ!!! Zostałam zamulona wartkością tej opowieści. Same historie wstrząsające i straszne, warte opowiedzenia, przeczytania, zobaczenia, ale jako całość -lipa. Po prostu. Nie wiem dlaczego. Zabrakło pomysłu. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że adaptacja książki pani Bator graniczyła w Wielką Pardubicką w kategorii reżyseria i scenariusz. Tekst jest wielowątkowy i zazębiający się o różne czasy historyczne, ale mimo wszystko spodziewałam się czegoś zdecydowanie lepszego. I tak się cieszę, że nie było wątku sekty, sprzedającej ludzkie szczątki w środku miasta. Pani Bator odleciała z tym pomysłem też na sporą odległość.
No i na deser kilka słów o muzyce. Straszna!!! Okropna, kakofoniczna, narastająca i przytłaczająca. Jakiś horror. Muzyka powinna być w filmie tłem, dodatkową wartością. Powinno się ją słyszeć, ale nie słuchać. Tutaj po prostu na mnie napadły jakieś nawiedzone dźwięki, które podziałały na mnie jak płachta na byka. Ktoś mocno przesadził z akcentacją muzyki w tym filmie. MOCNO!!! Kompozytor też Ennio Morricone nie jest.


Wałbrzych tuż po zachodzie słońca. Fot. Marcin Jagiellicz

i pełnia lata. Także autorem jest Marcin Jagiellicz.

Kochani, tak naprawdę Wałbrzych wcale taki straszny nie jest. Może architektonicznie nie urzeka, bo nie ma w nim deptaków z pięknymi kamienicami, szerokich ulic i odpicowanych elewacji, ale z roku na rok jest coraz ładniejszy i zmienia się na moich oczach. To miasto proletariackie i górnicze, więc to samo mówi za siebie, ale ma swoje perełki, o których kiedyś napiszę, bo zbieram się za to od jakiegoś czasu, a ma ich sporo. I perełek i tajemnic. To też przede mną. Wałbrzych został mocno okaleczony na początku lat 90-tych, zostawiony sam sobie z biedą i bezrobociem na skalę niespotykaną nigdy wcześniej. Ale dał sobie radę. Jeszcze sporo roboty przed prezydentem, który w ciągu kilku lat z miejscowości o urodzie wychodka w Sudetach, powoli wyciąga je na fajną i zadbaną miejscowość, w której chce się żyć.

Widok z parku Sobieskiego na Harcówkę i stare miasto. Fot. Marcin Jagiellicz

 Wałbrzych  przede wszystkim jest pięknie położony, wśród zielonych, malowniczych wzgórz. Naprawdę, gdy wejdzie się na okoliczne szczyty i zobaczy się tę miejscowość z góry, można się zakochać.

|Punkt widokowy na Górze Borowej. W dole miasto Wałbrzych.


Zapraszam do Wałbrzycha. Z chęcią oprowadzę... To będzie dla mnie prawdziwa przyjemność. Zaprowadzę Was na te straszną ulicę od tobołow pani Cieleckiej :) A póki co czekajcie na kolejne posty, z tym, że muszę zrobić sobie przerwę z pisaniem tego bloga. Nawet nie dlatego, że nie mam tematów do pisania, bo ciągle się dzieje, ale mam w głowie pewien pomysł, który chcę zrealizować. I mam nadzieję, że się uda. Ile mi to zajmie czasu? Nie mam pojęcia. Chyba trochę. Mam nadzieję, że pod koniec maja coś się wyjaśni.
Pozdrawiam i kończę ... bo jest już ciemno. Prawie noc.
Ps. Ale pamiętacie, że perły Daisy były szare, a nie białe i nie miały 6 metrów, tylko 7,20??? Pisałam przecież 😸 Więc wiecie, w tym filmie to kolejna lipa...

Plac Magistracki w centrum Wałbrzycha. Fot. Marcin Jagiellicz.

Ps. Link na stronę Marcina Jagiellicza na FB. Ma chłopak świetne oko. Polecam, bo fotografuje nie tylko Wałbrzych. https://www.facebook.com/mjagiellicz/?epa=SEARCH_BOX



2 komentarze:

  1. Mimo wszystko chętnie obejrzę film. Mam za mało wiedzy o DŚ, ciekawe czy bym wylapala te nieścisłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama jestem ciekawa co rozpoznasz. Jak obejrzysz, daj znaka.

      Usuń