Zimno się zrobiło. Podobno w Tatrach spadł śnieg. Jednego dnia człowiek włącza w aucie klimatyzację, bo upał, a następnego włącza ogrzewanie, bo ziąb. No cóż, jak mawiała pewna pani minister- taki mamy klimat. Zrobiłam herbatkę i powspominam upalny Bodrum.
Nasi znajomi z Bydgoszczy wyjechali w niedzielę po południu i tak się z nimi żegnałam, że przesiałam gdzieś swoje japonki, więc na kolację zeszłam na boso. Pytałam czy ktoś ich nie znalazł, nawet zajrzałam do kosza na znajdy, ale było ciemno, więc wtedy nie znalazłam, ale następnego dnia już i owszem. Ale żeby nie było siary, kierownik sali zaproponował mi zakup klapek w hotelowym sklepiku. Powiedziałam, że nie mam przy sobie pieniędzy, a pan na to, że spoko i zapłacę później. Zszedł Mario z kasą i poszłam uregulować należność. Dałam sprzedawcy 50 lirów (ok. 25pln) i reszty nie zobaczyłam, chociaż to były zwyczajne japonki, najzwyklejsze na świecie, za które w sklepie Action miesiąc wcześniej zapłaciłam 4,90 PLN. Trudno, kara musi być. O hotelowych japonkach jeszcze za chwilę.