Właśnie mija miesiąc od czasu ukazania się nowego, piętnastego już albumu w dorobku zespołu Duran Duran pt."Future Past". Może niektórzy kojarzą, że jest to moja ulubiona kapela, której kibicuję od października 1982 roku, więc wystarczająco długo, by mieć jako takie wyobrażenie o ich muzyce, twórczości i karierze. Przez ten miesiąc miałam sporo czasu, żeby osłuchać się z materiałem, oswoić i wyrobić sobie zdanie na temat tej płyty, jako skończonego projektu.
Po pierwszym przesłuchaniu, w dniu koncertu Midge Ure i Marca Almonda, czyli 22 października, miałam mieszane uczucia. Nie było czasu na wsłuchiwanie się w niuanse, aranżacje i teksty. Ogólnie dobrze, ale nie wybitnie. Urzekły mnie ballady i zniesmaczyły numery taneczne. Zabrakło mi przeciwwagi dla nieco kabotyńskich akordów syntezatorów w tych szybkich utworach, które do tańca się nadają i to bardzo, ale jako takie, podobały mi się średnio. Ale po kolei, zaczniemy od końca i ocenimy moim i tylko moim uchem ten album. A właściwie parą uszu, bo nadal posiadam ten narząd do słuchania w stereo.