Ahoj czytelnicy!!! Tęskniliście? No ja trochę tak i popiół na łeb sypię, ale naprawdę nie mam czasu... Deszcze padają, jest ciepło, a ogród zarósł jak dzika dżungla amazońska!!!! Wyrywałam i karczowałam kilka dni... Teraz przez tę wilgoć gniją czereśnie na drzewie i truskawki na krzaczkach... A przecież oprócz ogrodu są inne fajne rzeczy do robienia w lecie. Dzisiaj pierwszy dzień astrologicznego lata. Cieszmy się, bo za 2 miesiące będzie po ptakach :)
Muszę skończyć tę Gruzję i teraz już wiem, że dzisiaj tego końca nie doczekacie. A więc do roboty.
Drugi dzień w Stepancmindzie przywitał nas chmurami i pysznym śniadaniem. Pani Inez przygotowała dla nas prawdziwą ucztę z plackami chaczapuri z owczym serem, jajkami na twardo i całym stadem tamtejszych przysmaków z najprawdziwszym mlekiem od krowy w roli głównej. Nie byliśmy w stanie tego zjeść, więc zabraliśmy żarełko ze sobą w góry, bo czas był najwyższy zrobić to, po co tutaj przyjechaliśmy, czyli odwiedzić przecudownie położony Sminda Sameba wysoko, wysoko w górach.
Gdy wyruszyliśmy wyszło słonko zza chmur i zawiało optymizmem.