poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Zamek Grodziec- Dolny Śląsk 2017. No i Bebe naturalnie.


 Ale lipny ten sierpień w pisanie!! Chyba najgorszy miesiąc ever! Lipa po całości, ale to był czas przyjmowania gości i wyjazdów na wycieczki, plus wylot do Szkocji, więc działo się. I może teraz jest napisane niewiele, ale za to jesienią dam do pieca he, he... Chociaż już wiem, że wrzesień też będzie zawalony, ale mam wtedy urlop, więc zobaczymy.
No dobra, wracamy do Bebika i kolejnej atrakcji na naszym turystycznym szlaku.
Tego dnia byliśmy już w Kliczkowie i Gościszowie. Plany mieliśmy ambitniejsze, ale jak to w życiu, czasu za mało, więc postanowiliśmy wjechać tylko do pałacu w Brunowie, który znajduje się po drodze na zamek Grodziec.

Brunów to pięknie utrzymany pałac z 1750 roku, z wystrzyżoną na szkocki sposób trawką, powozownią, fontannami i pięknym parkiem. Pałac miał szczęście do właścicieli, a my  niestety mieliśmy pecha, bo w tym dniu w pałacu odbywało się wesele. Z tego co się zorientowaliśmy międzynarodowe: polsko- niemieckie, więc do środka wejść nie mogliśmy, żeby nie przerywać uroczystości i toastów, ale już z daleka widzieliśmy kryształowe żyrandole. Na bogato.





Nic tu było po nas. Zapakowaliśmy się do auta i dalej w drogę na Grodziec. A widać go już z daleka, bo znajduje się na malowniczym, bazaltowym szczycie wygasłego wulkanu prawie 390 m.n.p.m.
Postanowiliśmy się trochę pogimnastykować i zostawiliśmy auto tuż obok kościoła (kiedyś ewangelickiego, a dzisiaj katolickiego). Panie sprzątające nawet pozwoliły nam tam zajrzeć, ale nic ciekawego. Bardziej interesowała mnie kaplica tuż obok, ale była zamknięta. No cóż, wszystkiego mieć nie można.
Wleźliśmy na szczyt górki, przeszliśmy ogrodzenie i oczom naszym ukazała się brama na dziedziniec.
Grodziec zapowiedział się super fajnie i właśnie taki się okazał. Po zakupie biletów przelecieliśmy się po nim z dołu do góry i z góry na dół, a także we wszystkich innych kierunkach.
Historia zamku jest długa i oczywiście jak to na Dolnym Śląsku obfituje w wydarzenia zbrojne, wojny, podpalenia i wielokrotne ograbienia.
Pierwsze wzmianki mówią o kasztelanii z przełomu X i XI wieku. I znowu warto wspomnieć o Bolku I Surowym, księciu Świdnicko- Jaworskim, który zamek umocnił i rozbudował. Potem tych właścicieli było całe stado, łącznie z rycerzem rozbójnikiem Borzywojem. Takich zbójów na zamkach dolnośląskich w tamtym okresie (wojny husyckie) było zatrzęsienie. Byli tacy rabusie także w Książu i w Grodnie w Zagórzu Śląskim.
Jak już wspomniałam sporo właścicieli i historia zamku bardzo burzliwa. Kilkukrotnie po pożarach odbudowywany, zwłaszcza mocno do odbudowy Grodźca przyczynił się książę Jan Henryk VI Hochberg. Ten z Książa. Postanowił na zamku po prostu zarobić. Kazał go odpicować i przemienić w romantyczną budowlę, gdzie mieściła się karczma, a nawet muzeum i jako pierwszy w Europie sprzedawał bilety uprawniające do zwiedzenia zamku, zarabiając na turystyce. Jak wyglądał Grodziec jeszcze przed rokiem 1800 można zobaczyć na freskach w tzw. sali Grodźca w zamku Książ znajdującej się na III piętrze. Fresk namalowany został metodą puentylizmu, czyli malutkich kropeczek, które widziane z daleka tworzą kształty. Polecam obejrzenie tych fresków w Książu, bo to fajna ciekawostka.
W czasach bardziej współczesnych (II Wojna  Światowa) za zamku znajdowało się archiwum planów Barbarossa.(napad III Rzeszy na ZSRR). Zresztą Rosjanie wywieźli te plany do siebie na wieczną pamiątkę.
I podobno na zamku Hitlerowcy ukryli skrzynie ze skarbami (kolejnym!!!), ale nigdy ich nie odnaleziono. A po wojnie w Grodźcu odbywały się liczne biby i imprezki radzieckich oficerów wojskowych. Obecnie jest w rękach prywatnych, ale na moje oko dobrze się tam dzieje. No i super!!!


Zamek ma wiele legend. Chyba najfajniejsza jest właśnie o tym rycerzu- zbójcerzu Borzywoju. On i jego drużyna okradała mieszkańców i kupców, mordowała, niszczyła i paliła wsie. Jeńców nie brano. Pewnego razu po takiej rzezi naszemu zbójowi ukazał się  upiór w czerwonym płaszczu- dawny pan na zamku. Dopóki Borzywoj był tak podłym i nikczemnym człowiekiem, karmazynowy upiór  nie mógł zaznać spokoju. Jego zadaniem było nawrócenie chociaż jednego swojego potomka. Rozbójnik po tym spotkaniu tak się spietrał i zawstydził, że rozdał dobytek i resztę życia spędził w pustelni, doradzając i pocieszając podróżnych. Podobnie nawrócił się srogi kasztelan Jan i jego wnuk. Karmazynowy, lub Czerwony upiór, bo tak nazywane jest widmo szkieletu rycerza w zbroi i płaszczu, widywany miał być kilkukrotnie. Począwszy od czasów legnickich Piastów, po początki XX w i lata powojenne. Nam jego widok został darowany. Trochę szkoda :) Oprócz upiora jest tam także zjawa Krwawej Elfriedy, Czarnej Prababki i oczywiście Białej Damy. Cały komplet :)

wielka sala na parterze

i jej odpowiednik na piętrze






element kominka w sali rycerskiej

toaleta- czynna. Wykusz, a w dole przepaść :)



wieża bramna- wysoka. Na moje oko 6 pieter.


Bebe, która trochę późno zorientowała się, że idzie po deskach, a w dole przepaść pomiędzy nimi.

a to wcale nie jest w podziemiach, tylko na II piętrze.




Gdy biegaliśmy po zamku, na dziedzińcu odbywał się jakiś festyn i grał duet discopolowy. Niestety chyba okoliczni mieszkańcy nie byli zorientowani, że coś się dzieje, więc frekwencja była mizerna. Ku naszemu nieszczęściu, ale za to stały stragany ze swojskim piwem własnego wyrobu. My zdecydowaliśmy się na piwo z browaru Edi. Bardzo fajne. Osobiście zamówiłam ciemne. I tak nam zasmakowało, że zabraliśmy do domu cały koszyczek. Pyszne, ciemne piwko w upalny dzień w pięknych zamkowych okolicznościach przyrody. Super po prostu.
2 dni później już po wyjeździe Bebe do domu, wieczorem postanowiłam napić się jeszcze tego ciemnego piwa. Podobno kobietom w moim wieku jest ono bardzo wskazane.
Postawiłam piwo na moim antycznym kredensie, otworzyłam szufladę ze sztućcami, gdzie trzymam otwieracz, nacisnęłam otwieraczem na kapsel i.... JASNA CHOLERA!!! Cała zawartość butelki z impetem, zapieniona, słodka i klejąca wlała mi się do szuflady, ochlapała mnie i wszystko dookoła w promieniu 3 metrów!!! Mario stwierdził, że ja jeszcze nigdy nie mówiłam takiej ilości wyrazów na "p" jak w tamtym momencie!!! Klęłam jak szewc! Zachciało mi się piwa... ciemnego...ciepłego(!!!) i masz babo placek! Klątwa karmazynowego rycerza dopadła mnie w domu :)


Dlatego kochani- PIWO TRZYMAMY W LODÓWCE!!!! Każde, zwłaszcza to, które jeszcze pracuje wraz z kulturami bakterii :)

 A Zamek Grodziec warto zobaczyć. Trochę eklektyczny, ale czuć tam luzy i przyjazną atmosferę. Nie ma nadęcia ani spiny. Przyjemni, sympatyczni ludzie. Ceny przyzwoite. Żałujemy tylko, że przyjechaliśmy na tyle późno, że nie dane nam było wejście z przewodnikiem. A przewodnik to nie byle kto- ubrany w strój z epoki, w czapce z piórem i wielkim owczarkiem alzackim. Super!!!Fajny, patchworkowy zameczek. W sam raz na letnią wycieczkę :) No i napicie się piwa...

4 komentarze:

  1. To znaczy że przewodnik wrócił już z urlopu w te wakacje. Dwa lata temu w Grodźcu miałam pamiętną przygodę, gdy pędziłam ze Szczecina jak wariat (pod tą górę prawie setką!) na wyznaczoną godzinę na zwiedzanie z przewodnikiem, który nie przyszedł bo... poszedł na urlop bo... wakacje :)
    Ale zamek super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urlop w wakacje dla przewodnika to lekka wtopa. Ale tam tylko 1 oprowadza? Ten którego widzieliśmy to jak połączenia Robin Hooda z Piaskowym Dziadkiem :)

      Usuń
  2. Zamek cudowny, robi wrażenie i każdemu polecam, dużym i małym, i nawet tym leniwym, bo naprawdę jest ciekawy i będąc na Dolnym Śląsku grzech to nie zobaczyć 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już dawno się na niego czaiłam. Dobrze Bebe,że przyjeżdżasz na DŚ, bo przynajmniej mamy motywację :)

      Usuń