poniedziałek, 21 maja 2018

Koncerty. Part two.


No tak, jak się napisało A, trzeba napisać tez B. Ciąg dalszy tematu koncertowego będzie właśnie w tym poście.
Skończyłam na roku 91 i koncercie Sisters of Mercy, a potem miałam sporą przerwę. Zaprzątały mnie zupełnie inne sprawy, miałam inne priorytety, co oczywiście nie znaczy, że człowiek po wejściu w oficjalny związek powinien zrezygnować z oglądania koncertów. O ile pamiętam w latach 90-tych na pewno byłam jeszcze na koncercie De Mono (kiepski i spóźnili się ponad półtora godziny, co bardzo mnie wkurzyło), Wilków (doskonały) i Myslovitz (genialny). Akurat w latach 90-tych te 2 ostatnie kapele rozpoczęły swoje wielkie kariery i zasypały nas doskonałą muzyką i fajnymi tekstami. Cała Polska śpiewała ich kawałki.
Wilki widziałam jeszcze dwukrotnie i to całkiem niedawno. Nadal trzymają formę, ściana gitar wymiata!!! Za drugim razem Robert coś cieniował, ale poszedł "przypudrować nosek" i poszły konie po betonie. Teraz wygląda już trochę jak stara Indianka, ale to zwierzę sceniczne. Doskonale wie z czym się to je i jak trawi. Prawdziwy rock'n'rollowiec.


Natomiast Myslovitz byli supportem przed koncertem Duran Duran na Służewcu w 2006 roku. Wypadli doskonale, zwłaszcza po tych smętnych i zmanierowanych Sistars, których nie trawię serdecznie.
Dali kopa takiego, że wielu zagranicznym fanom DD poopadały szczęki. Jednak Rojek to introwertyk, potrafi większość koncertu odśpiewać z zamkniętymi oczami. Nie bawi się z publicznością, nie kokietuje jej, nie adoruje. W zamian daje to, co potrafi najlepszego- świetny wokal, mądre teksty i power i to jest dziwaczne. Niby nic nie robi na scenie, a się dzieje. I dzieje się bardzo dobrze. Miałam okazję zobaczyć jeden z ostatnich koncertów Myslovitz z Rojkiem w roli głównej i byłam zachwycona. Nadal jestem. Szkoda, że drogi kapeli i wokalisty się rozeszły. Osobno to już nie jest to samo.




Jakoś w 2007 roku w klubie 9 Fala w Wałbrzychu rozpoczęła się era super fajnych koncertów z udziałem polskich wykonawców. Jeździliśmy tam bardzo chętnie i w tamtym okresie udało nam się zobaczyć naprawdę sporo dobrych występów
Odział Zamknięty- o ile koncert był fajny, to stan niektórych członków kapeli zatrważający, zwłaszcza gitarzysta Wojtek Pogorzelski był już w stanie agonalnym. Nie wiem na jakiej był planecie w czasie tego występu  i co mu się majaczyło w głowie, ale fakt był taki, że spluwał nerwowo to na publiczność, to na członków zespołu. Jakoś mną to wstrząsnęło, bo widok był naprawdę paskudny.



Martyna Jakubowicz- podobnie jak Rojek introwertyczka. Koncert piękny, ale ona cały czas w swoim świecie. Promowała akurat nową płytę, ale nie zabrakło też starych hiciorów- "Kiedy będę starą kobietą", "W domach z Betonu"," Kłopoty to jej specjalność" genialny "Kretyni i osły" czy mój ulubiony "Żagle tuż nad ziemią". Wolę tę wersję zaśpiewaną wyżej i bardziej rockową. Fajny numer. Często słucham.




Big Cyc- to są rock'n'rollowe błazny. Dali prawdziwego czadu i rozruszali publikę do białości. "Facet to świnia" odśpiewany przez kobiety niczym hymn ... Bardzo pozytywni i prześmiewczy faceci.  Działo się :)




T. Love. No to jest legenda i kawał historii polskiego rocka. Od czasów "IV Liceum" zrobili kolosalny progres i mało tego, że Muniek to lider pierwszej wody, to jeszcze muzycy są najwyższej klasy. Oglądało się ich z prawdziwą przyjemnością i byliśmy na tyle nimi zachwyceni, że kilka miesięcy później wybraliśmy się jeszcze raz na ich koncert do małej miejscowości Nowa Ruda. Nie ma tam sali koncertowej, więc występ odbył się w kinie. Trochę lipa, że siedzieliśmy na początku na krzesełkach, ale kto by tam usiedział na takim koncercie. Dali porządny, ponad dwugodzinny koncert w kilkoma bisami. Fantastyczny, energetyczny  i profesjonalny.







 Za garami w T. Love siedzi niejaki Sidney Polak, który w tamtym okresie koncertował solo. Po wydaniu płyty "Cyfrowy życia styl" ruszył w trasę po Polsce i właśnie załapaliśmy się na jego koncert w 9 Fali. Wcześniej znałam go oczywiście tylko z Chomiczówki i Wina z dziewczyną, więc średnio, ale okazało się, że chłopak jest niezwykle wszechstronny. Jak rozpoczął występ " Skuterem" to kopara mi opadła.
Sidney pozbierał sobie nuty z przeróżnych kultur i stron  świata- od Bałkanów do piosenki francuskiej, od reggae, do porządnych grzałek. Dał naprawdę fajny i zabawny koncert. Urzekł mnie. Zostałam jego fanką i obejrzeliśmy z Mariem jeszcze jego 3 koncerty w bardzo krótkim czasie. Oczywiście lepsze były te z kapelą za plecami, ale z samplami w Kłodzku też dał radę. Mam nawet kilka fotek z panem Sidneyem :)

9 Fala
Po koncercie T. Love w Nowej Rudzie

W Jaworzynie

w Kłodzku


Był jeszcze koncert w Świdnicy. Naprawdę bardzo polubiłam jego twórczość- dystans do siebie i otoczenia, trafne refleksje, zabawne teksty. Nie wiem czy jeszcze nagrywa, ale wiem, że na pewno się ogarnął. Rzucił używki, biega maratony, został podwójnym tatą. Brawo on. A ja w kolekcji mam płytę z autografem :)




Skończył się czas 9 Fali i tak naprawdę nie wiem o co chodzi z tym klubem. Padł i tyle w temacie. Ale koncerty nadal się odbywały w okolicy i na nie chodziliśmy i chodzimy.
2 razy Luxtorpeda, gdzie naprawdę można naładować akumulator na długi czas. Bardzo podoba mi się ich perkusista- długopis taki i chociaż do dyspozycji ma tylko stopę, werbel i talerz napieprza w te gary jak dziki. To naprawdę kosmiczny perkusista.



2 razy też byliśmy na koncercie Gosi Ostrowskiej z Lombardu. Ta, to ma głosisko!!!! Maleństwo to takie, a głos absolutnie genialny. Ona Mariowi sięga do pasa!!Naprawdę!!!
 Zdecydowanie na koncertach daje radę i ma świetny kontakt z publiką. Mam nawet z nią jakieś zdjęcie, ale nigdzie nie publikuję, bo wyglądam na nim jak jej matka... a może nawet babka :)

Zbigniew Wodecki dał w okolicy koncert na 2 lata przed śmiercią. Bardzo dobry koncert. To był naprawdę wybitny wokalista i wielka to strata, że już więcej dla nas nic nie zaśpiewa. Był mocno wyluzowany, elegancki i zabawny. Zaśpiewał wszystkie hiciory, w tym pieśń o pszczółce Mai... Owacje na stojąco.

Lao Che- obejrzany 3 razy. Ostatni koncert miesiąc temu na festiwalu w Wałbrzychu. Uwielbiam ich słuchać..i oglądać. To naprawdę jest światowy poziom jeżeli chodzi o aranżacje, muzykę, teksty, oświetlenie. Profesjonaliści w każdym calu. Zwłaszcza basista- najprawdziwszy wirtuoz. Spięty to jakby osobna historia w tej kapeli- prawdziwy lider i naprawdę ma coś do powiedzenia. Delicja dla widza.

Przy okazji ostatniego koncertu Lao Che załapałam się też na występ Kultu, ale ja za nimi nie przepadam. Nie moja to nuta i generalnie uważam, że zespół zatrzymał się na pewnym etapie i jest tam od lat. Niczym nie byli w stanie mnie zaskoczyć. Jasne, że te waltornie czy inne trąby dają radę, a Kazik to charyzmatyczny osobnik, ale... no nie moje klimaty i tyle. Nie śpiewa on dla mnie.

Co poza tym udało mi się obejrzeć?:
Zespół Hurt, ci od Bolka i Loka- Fajni!
Melę Koteluk- specyficzna i zdolna dziewczyna. Oglądało się ją z wielką przyjemnością, chociaż kariery w Polsce ona wielkiej nie zrobi, a szkoda. Niestety Polska to kraj discopolowy... Kto słyszał o Meli Koteluk?
Skubas- o to był wybitny koncert. Oni właściwie brzmią tak samo na płycie jak na scenie. Świetni muzycy, piękne kompozycje i doskonały wokalista. Teksty też niegłupie. Bardzo przestrzenne, gitarowe to granie. Świetne. Polecam zdecydowanie.



Organek- nowy, młody, gniewny, energetyczny. Polubiłam. "Missisipi w ogniu" to jedna z moich ulubionych piosenek ever. Proste, a nośne. Naprawdę fajny ten Organek.

Sztywny Pal Azji- obejrzany dwukrotnie. Raz z tym młodym wokalistą w styli Jima Morrisona, a całkiem niedawno ze starym i znanym Leszkiem Nowakiem. Głos mu się w ogóle nie zmienił!!! W ogóle! Poza tym oni naprawdę odmładzają:) Człowiek będąc na ich koncercie cofa się w czasie o 30 lat, bo brzmią dokładnie tak samo jak wtedy. Nagrali nową płytę i to całkiem niegłupią. Polecam SPA, jeśli będziecie mieli okazję zobaczyć- lećcie jak w dym.



No i Grażyna Łobaszewska z głosem jak cykliniarka do podłóg. Fajna, jazzująca, niezwykle ciepła osoba. Wokal powalający!!! Urodziła się nie w tym kraju co powinna. Bardzo cenię. Bardzo.
I naprawdę nie wiem kogo jeszcze widziałam, bo sporo tego było...A, obejrzałam Janka Samołyka. Sympatyczny, spokojny. Fajny, ale mało nośny i Strachy na Lachy- całkiem przyzwoici.
No i oczywiście Kortez!!!! 2 razy. Pisałam. Cenię, lubię. Doskonały!!!!
I zapomniałabym o Bajmie i Beacie Kozidrak. Pani Beata miała akurat pecha pogodowego, bo z 35 stopni zrobiło się w ciągu kilkunastu godzin 10, a Beata jak to Beata cycki i nogi na wierchu. Lało strasznie i pizgało, aż w pewnej chwili pani Beata zapytała, czy to przypadkiem śnieg na nią nie pada? Dała rewelacyjny, profesjonalny koncert. Ma kapitalny głos i doskonały kontakt z widownią. A ja okazało się, że jestem chyba fanką, bo znałam wszystkie teksty, które odśpiewałam razem z nią. Sama się zdziwiłam :) Takie czary 😁
A z kapel zagranicznych? W 2010 roku wybraliśmy się na Metallicę do Chorzowa. Bardzo chciałam choć raz zobaczyć ten zespół na żywo, ale niestety użyłam jak pies w studni. Staliśmy bardzo daleko od sceny, a ludzi było jakieś 60 tysięcy z okładem. Nawet telebimy stały od nas daleko, więc tylko sobie posłuchałam. I co tu dużo pisać- to jest klasa sama w sobie. Czad i power. Podoba mi się ten nowy, latynoski  basista. Bawi mnie.


Simple Minds na koncercie w Warszawskiej Stodole. Chciałam ich zobaczyć od zawsze i w końcu się udało. Szkoci mają warsztat i doskonałego wokalistę, poza tym set lista wymarzona, największe hiciory. Świetny kontakt z publicznością i niewymuszone bisy. Byłam zachwycona. Nadal jestem :) Poszłabym jeszcze raz :)
O Rammsteinie i Schillerze pisałam już na tym blogu, więc tylko wymieniam.
Dodam jeszcze po drodze 4 koncerty Duran Duran :)

W tym roku bardzo dobrze zapowiada się koncertowo lipiec- 6-ego chcemy jechać na Perfect do Ząbkowic. Trochę obciach, że jeszcze tych dinozaurów nie widziałam, więc pora najwyższa.
12 lipca Steven Wilson we Wrocławiu (Blackfield, Porcupine Tree), bilet w ramach Dnia Matki od moich dziewczyn, no i 21 lipca Billy Idol w Dolinie Szarlotty. Bilety już a kupione, a nocleg zaklepany :) Już przebieram nóżkami...
A, w ten piątek chyba wybierzemy się na Agnieszkę Chylińską do Wałbrzycha. Lubię ją, więc czemu nie?

Czy są jeszcze jacyś artyści, których koncerty obejrzałabym z dziką przyjemnością? JASNE!!! Na pewno Robin Williams, praktycznie nierealny Icehouse, Bryan Adams, Placebo, Phil Collins i pewnie ktoś by się jeszcze znalazł :) Musiałabym poszperać w pamięci.
Nie jestem zwierzęciem koncertowym, ale jak jest okazja, to nigdy nie odmawiam, a nawet więcej- namawiam na koncerty innych. Rzadko mi się zdarza, żeby zobaczyć jakiś kulawy koncert i brak profesjonalizmu. Występy na żywo dodają mi wigoru, bawią i pozostawiają w dobrym nastroju przez wiele dni. Lubię, bo to jest jednak taki rodzaj energii, który pozostaje na długo...no i mam po nich świetne wspomnienia. Kończę ten wątek, bo mam sporą obsuwę czasową i tematyczną. Tradycyjnie NIE MAM CZASU!!!!
Następny post o Neapolu i okolicach. Pewnie będzie podzielony na 2, bo sporo widzieliśmy i sporo się działo. Już teraz zapraszam do poczytania, postaram się jak najszybciej.
Buziaki i na dobranoc, bo u mnie jest już sporo po północy, Steven Wilson i Harmony Korine. Uwielbiam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz