piątek, 8 czerwca 2018

Zobaczyć Neapol i....

....umrzeć? Pewnie w XVIII wieku Neapol wyglądał tak zachwycająco, że Goethe po zobaczeniu tego miasta już nic więcej nie musiał oglądać. Umrzeć i arrivederci, bo po co dłużej żyć, skoro niczego piękniejszego gatunek homo sapiens jeszcze nie zbudował i na pewno nie zbuduje? :) Czy aby na pewno? :) Rzecz gustu.
Niestety w maju 2018 roku wizerunek miasta już tak pięknie się nie przedstawiał. Myślę, że i owszem można tu umrzeć, ale albo od nieznanych szczepów bakterii, albo na ulicy, gdzie panuje wolna amerykanka i światła na przejściu są tylko sugestią. Jeżeli nie zbierze się większa ilość przechodniów, która wymusza na kierowcach przejście, można zapomnieć o drugiej stronie jezdni.
Zaklepaliśmy mieszkanie ze strony Airbnb (pojechaliśmy w 4 osoby z Puszaszkami) praktycznie w centrum miasta, zupełnie niedaleko placu Garibaldiego. Z lotniska dojazd jest dosyć prosty, bo jeżdżą stamtąd specjalne autobusy tzw. Alibusy po 5 Euro od osoby i dowożą właśnie do tego placu, gdzie już metrem albo innym środkiem transportu można się dowolnie przemieścić.


Wysiedliśmy z onego  i nam do dotarcia do wynajętego mieszkania potrzebne były tylko nogi. Mario odpalił trasę w komórce i ruszyliśmy ... Z każdym krokiem byliśmy coraz bardziej zdumieni syfem i bałaganem otaczającym nas dookoła. Śmieci, skrzynki, stare materace z łóżek, jakieś szmaty, kartony powalające się co chwilę. WTF?? Słyszałam o tym, że w tym Neapolu z czystością nietęgo, ale żeby aż tak??? AŻ TAK??? Takiego syfu, dosłownie, naprawdę nie widziałam jeszcze nigdy i nigdzie. Kiedyś, na początku lat 90-tych byłam zdumiona bajzlem w podziemiach w naszej stolicy, ale gdzież nam do Włochów? Jakoś w niedzielę rano, gdy wyszliśmy z mieszkania było ogarnięte w miarę, ale wieczorem gdy wróciliśmy, bajzel był taki sam jak dnia poprzedniego. Perpetum mobile.

przykład....
Na dodatek całe stada skuterzystów jadących byle gdzie i byle jak, byle jechać. Tak naprawdę nie wiadomo kto tam ma pierwszeństwo, bo te uliczki o szerokości 2 metrów sprawiały na mnie wrażenie równorzędnych, ale czy tam też króluje zasada prawej ręki? Nie mam pojęcia. Zderzali się, wykłócali, ale policja chociaż stała z boku ani myślała, żeby się w to wtrącić. Na dodatek dzielnica mocno kolorowa. Kobiety, które nas mijały w większości trzymały plecaki na brzuchach i podobnie było z torebkami. Z przodu, nigdy z tyłu.
Jakąś okrężną trasą dotarliśmy do umówionej kwatery. Pewnie byśmy jeszcze pokrążyli, ale już byłam lekko zmęczona i po prostu zapytałam tubylczyni, gdzie jest nasz poszukiwany adres- był 4 metry od nas. Wdrapaliśmy się na 4 piętro bez windy:) Tzn. winda była, ale klasutrofobicznie mała i płatna 5 eurocentów, a my nie mieliśmy takich drobiazgów. Zresztą potem przestała w ogóle działać. Wysłaliśmy sms do właścicielki, że jesteśmy. Cisza. Po 15 minutach zadzwoniliśmy. Pani Rita, bo tak miała na imię właścicielka kazała nam czekać i powiedziała, że już moment. Minęło kolejne 10 minut. Spodziewaliśmy się odsieczy z dołu, a tutaj niespodziewajka- nasze wybawienie zeszło z góry. Myśleliśmy, że to Rita, ale to była tylko pani z kluczem :) Pokazała co włączać, co wyłączać i poszła. No i fajnie. Walnęliśmy toboły i ruszyliśmy w miasto. Głodni!!!

Jeden z pałaców po drodze- podwórko. fot. Tomek Ostrowski.
Neapol to stolica szopek i Jezusków. fot. Tomasz Ostrowki

Galeria Umberto bardzo podobna do tej w Mediolanie. Tam Versace i Gucci, tutaj sklep z rowerami.

Duomo. Niestety wnętrza nie zdążyliśmy. Fot. Tomek Ostrowski
typowa uliczka Neapolska


niby 3 pasy, a 5 :)
W sumie miasto bardzo ciekawe. Architektonicznie fajne, urozmaicone i położone na wzgórzach, ale zaniedbane i obdrapane. Przynajmniej ta dzielnica w której mieszkaliśmy, bo byliśmy też w bogatszych i tam o niebo lepiej..i czyściej. Poza tym, to co jest tam cudowne to podwórka- z zewnątrz jakaś obdrapana brama, a w środku cudowne freski na sufitach!!! Miałam gdzieś zdjęcia, ale mój małżonek tak je zakitrał, że za diabła znaleźć nie mogę. Schodki, balkoniki, kapliczki- po prostu cuda!!! I to jest niezwykle klimatyczne i piękne, chociaż z pewnością niewyszukane. Oczywiście ilość obiektów sakralnych obfita. Wiele zamkniętych, a wokół śmietnisko. ŚMIETNISKO!!!!
 W Neapolu jest najsłynniejsza pizzeria na świecie, obok której mieliśmy zaszczyt pomieszkiwać:
L’Antica Pizzeria da Michele. Po pierwsze jest bardzo stara, bo powstała na początku XX wieku, po drugie serwują tam tylko 2 rodzaje pizzy czyli Margheritę i Marinarę pieczone w piecu opalanym dębowym drewnem, a po trzecie swój epizod zagrała tam Julia Roberts w filmie "Jedz, módl się i kochaj" i to jest ten najważniejszy z powodów popularności tej pizzerii. Raz tamtędy przechodziliśmy i tłumy były dzikie, więc postanowiliśmy specjalnie po nocy iść jeszcze raz, bo może tłum zelżeje... he, he... wolne żarty. Naszym oczom ukazał się taki oto widok, a było po 23-ej.

tam poza kadrem nadal jest spora kolejka.

Odpuściliśmy tę pizzę, chociaż w Italii zjedliśmy jeszcze w innym miejscu.
Tak naprawdę, to ja wcale do tego Neapolu nie chciałam jechać. Ja chciałam jechać do Sorrento!!! Jakiś czas temu obejrzałam film z Piercem Brosnanem "Wesele w Sorrento" i tak sobie pomyślałam, że to cudowne miasteczko i właściwie dlaczego mamy go nie zobaczyć???????? No dlaczego? Przecież to nie koniec świata.
W internecie przeczytałam, że z Neapolu jest pociąg do Sorrento (jakoś mi się ubzdurało, że podmiejska kolejka), a że Neapol to od razu Pompeje i Wezuwiusz, to ZDECYDOWANIE to miasto wybraliśmy na bazę wypadową. Chcąc, nie chcąc.



O Pompejach, Sorrento, Wezuwiuszu i Salerno napiszę następnym razem, bo to sobie trochę skomplikowaliśmy, ale wracając do Neapolu, to absolutnie nie zdążyliśmy go zobaczyć.  Przylecieliśmy tylko na przedłużony weekend, więc w piątek  szybko szybko po okolicy, w sobotę Pompeje i Salerno, w niedzielę Wezuwiusz i Sorrento i w poniedziałek jeszcze trochę tego Neapolu, ale na lotnisku mieliśmy być ok. 14-ej więc wszystko z wywalonym ozorem. Z WYWALONYM!!!
Ponieważ już drugiego dnia kupiliśmy na dworcu bilet upoważniający nas do jazdy metrem w dowolnym kierunku przez 48 godzin oraz dający 100 procentową zniżkę do 2 pierwszych muzeów, a do reszty na minus 30% (o ile pamiętam). W Neapolu zdążyliśmy tylko zobaczyć Castel Nuovo i Castel Sant' Elmo. Ten pierwszy z końcówki XIII wieku. Z zewnątrz wygląda imponująco. Okrągłe baszty w ilości sztuk 5 i piękna, renesansowa fasada cudownie rzeźbiona w marmurze. W środku dużo gorzej. Jest tam muzeum miejskie, odkryte podziemia z pogrzebanymi truposzami nakryte podłogą z grubego szkła, więc chodziło się po tym dziwacznie( błędnik szalał) wystawa sztuki sakralnej i niesamowita, olbrzymia sala baronów. W sumie szału nie ma. A wstęp 6 Euro. No, minus zniżka.





rewers


Potem kolejką wjechaliśmy na wzgórze gdzie znajduje się średniowieczny Zamek Św. Elma. Myślałyśmy z Beatą Puszaszkową, że będą fajne widoki z tej kolejki, a tu figa. Pierwszy raz jechałam kolejką zabudowaną betonem. I ja tu pisze o kolejce do góry, takiej wciąganej.
 Zamek częściowo został zagospodarowany na litej skale, a częściowo dobudowano całe połacie tego zamczyska, a jest on niezwykle wielki. To chyba jeden z największych zamków w jakich kiedykolwiek byłam. Kiedyś pełnił funkcje obronne, potem było tam więzienie, a w tej chwili znajduje się tam muzeum i fantastyczne punkty widokowe na cała okolicę.

w drodze do kolejki
zdaje się, że to spływ toaletowy..jak to w zamku.
Zamek Św. Elma. Nie zmieścił mi się kadrze. Potrzebny inny obiektyw.

widok z zamku na zamek. Fot. Tomasz Ostrowski

w tle Capri. Fot. Tomasz Ostrowski
A potem już biegusiem na jakieś szybkie jedzenie i wio na lotnisko. Po posiłku zamówiłam kawę. W Italii dają kawę w naparstku, a ja chciałam coś większego, więc poprosiłam o latte. Pani gały wywaliła- white coffe powiedziałam. A Macchiato?- Macchiato, macchiato...i dostałam to...



w naparstku :) Cholera. Popiłam tej kawy, że hej! Reszta Italii już wkrótce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz