niedziela, 28 października 2018

Idzie lasem pani Jesień....

Właściwie już nie idzie, ale przyszła. I to ta w najbrzydszej odsłonie. Dzisiaj od rana leje i wieje, bagno na polach, psy po spacerze jak ściery mokre. Ohyda jakaś. Ale nie będę narzekać, bo wrzesień i październik były cudowne i ciepłe. Złotopomarańczowe i słoneczne. Było naprawdę pięknie i przez to wycieczkowo. Chociaż i tak mało w tym roku jeździliśmy, ale udała nam się wycieczka  do Szwajcarii Saksońskiej.

Kiedyś na fisiobuku zobaczyłam u kumpla fantastyczny most i aż sobie sprawdziłam gdzie on jest. Saxonia, zupełnie niedaleko za niemiecką granicą, w górach Połabskich. Namówiłam Puszaszki na  wycieczkę i ruszyliśmy zobaczyć co też ta Saxonia ma do zaoferowania. Pogodę mieliśmy w dychę trafioną- 23 stopnie, cudowne słońce, lekki wiaterek. Po prostu bajka. Dojechaliśmy do pierwszych górek  w 2 godziny z haczykiem. Sporo turystów z całej Europy i nawet słychać było polską mowę.
Po schodkach wdrapaliśmy się na wysoki punkt widokowy i rzeczywiście cudnie tam jest. W dole rzeka  Łaba, a my na tych malowniczych skałkach.










Puszaszki


No tak, ale gdzie ten most? (tak nota bene nazywa się Bastei). Popatrzyliśmy już na dole na mapę- trzeba dojść do kurortu o nazwie Rathen- czyściuteńkie i wychuchane miasteczko z przepięknymi willami i wijącą się rzeczką, a stamtąd to już na rzut kamieniem na Bastei. Pod górę...
Trasa fajna, dobrze utrzymana, ale turystów zatrzęsienie!!! Wcale się nie dziwię, taka piękna pogoda i niecodzienne okoliczności przyrody. Otoczenie jak z bajki.
Doszliśmy do Bastei, ale naprawdę trudno nam było się tam przecisnąć. Ruch jak na japońskiej ulicy :)
Puszaszki w tłumie

Bastei, choć nie w pełnej krasie, bo punkt widokowy, z którego można było zrobić fotkę całości oblepiony turystami

widok na rzekę Łabę, a my jesteśmy na wysokości 190 m.n.p.m



idą ludzie.














witajcie Ziemniaki... znaczy Ziemianie.

Po prostu bajecznie wokoło. Tuż przed mostem kasa biletowa, gdzie z 1 Euro można było wejść w bardziej ciche miejsca i platformy widokowe. Skorzystaliśmy z okazji i poszwędaliśmy się jeszcze po tych mostkach i mosteczkach. Szkoda, że część była po prostu nieczynna, no ale nie można mieć wszystkiego. I tak byliśmy zachwyceni Szwajcarią Saxońską i polecam zdecydowanie na szybki wyjazd do naszych sąsiadów.
W tej okolicy jest jeszcze sporo zamków i olbrzymia twierdza, podobno nigdy nie zdobyta, ale my już byliśmy złażeni, więc padło na najbliżej położony zamek od Bastei- zamek na wysokiej skale o nazwie Hohnstein.
Zamek stary, bo z XII wieku, podobno nigdy nie zdobyty, ale za to często płonęły jego drewniane elementy. Był przez jakiś czas strażnicą graniczną, potem zamkiem myśliwskim, a w XVIII wieku poprawczakiem. Dopiero w 1924 został przekształcony na jeden z największych hosteli w Europie. Miał ponad 1000 łóżek do wynajęcia. Oczywiście w 1933 roku zamek zajęli narodowi socjaliści, czyli faszyści po prostu i został przekształcony w więzienie polityczne dla ponad 5600 osób. Od 39 roku zamieniono go na obóz dla jeńców wojennych, a po II WS posłużył jako schronienie dla wygnańców z terenów dzisiejszej Polski. Potem był centrum politycznym dla młodzieży z okolic Drezna, a teraz znowu zamieniono go w hotel z restauracją. My akurat trafiliśmy na weselisko :)






 Saxonia bardzo, bardzo nam się podobała. Mamy plany, żeby w zimie pojechać do jej stolicy, do Drezna i zobaczyć jarmark świąteczny. Mam nadzieję, że się uda.

A w naszej okolicy w końcu dojechaliśmy do Jawora. Do 3 razy sztuka... W Jaworze znajduje się Kościół Pokoju, który od lat usiłowaliśmy zobaczyć. Takich Kościołów zbudowanych bez jednego gwoździa z materiałów nietrwałych, na Dolnym Sląsku zbudowano 3- w Swidnicy, Głogowie i Jaworze właśnie.
Po wojnach Husyckich na terenie Dolnego Sląska i Czech, na mocy pokoju westfalskiego z 1648 roku pozwolono protestantom wybudować swoje świątynie, ale pod pewnymi warunkami- kościoły miały się znajdować poza terenem miasta, musiały być zbudowane z materiałów nietrwałych takich jak drewno, słoma czy glina. Trzeba było je zbudować w ciągu jednego roku i nie mogły mieć dzwonnicy. I protestanci tego dokonali.
Niestety kościół w Głogowie spłonął, ale nasz Swidnicki i ten Jaworski dotrwały do dzisiaj.
Kościół w Jaworze jest sporo większy od Swidnickiego, ma aż 4 piętra (tzw. chóry), i podobno mieści się tam aż 6 tysięcy ludzi!!!! W zamian  nie jest tak strojny i piękny jak świdnicki. U nas baroki aż kapią, tam barokowa jest tylko ambona, chrzcielnica i ołtarz, ale przyjemnie było go sobie zobaczyć i popodziwiać.





dzwonnica wybudowana dużo później niż sam kościół.




A skoro już byliśmy w Jaworze postanowiliśmy zobaczyć tamtejszy zamek. Matko jedyno, jeszcze nigdy takiej biedy nie widziałam, bo ani to ruina ani to nie wiadomo co. Jakieś firmy mają tam siedziby, bo są szyldy (na ścianach zamku!!!), okna pozabijane dechami, jakaś masakra najprawdziwsza!!! Niby zamek piastowski, a wygląda jak nieudany eksperyment. Był rezydencją księcia Swidnicko- Jaworskiego i mieszkał tam brat Bolka I Surowego, Bernard Zwinny. Po śmierci księżnej Agnieszki, żony Bolka Małego w 1392, na mocy wcześniejszych traktatów, Dolny Sląsk razem ze swoimi zamkami przeszedł pod panowanie Czechów. Gościł tam Władysław Jagiellończyk i królowa Marysieńka. Wielokrotnie przebudowywany, zamieniony w końcu  w więzienie na 2 stulecia. Jakiś koszmar. W tej chwili czynna jest tylko basteja, w której znajduje się sala wystawowa poświęcona Kopernikowi (na zamku znaleziono książkę napisaną ręką naszego astronoma) i prace miejscowych artystów. Bardzo miła pani zaproponowała nam jeszcze wycieczkę do miejscowego muzeum. Skorzystaliśmy.






typowe dolnośląskie arkady.

Ratusz


i  synagoga, niestety zamknięta na głucho.
Okazało się, że muzeum znajduje się na terenie byłego klasztoru pobernardyńskiego z XV wieku i w jego skład wchodzi kościół, który kiedyś chciałam zobaczyć z Bebe. Kościół gotycki, z elementami renesansu z zewnątrz wygląda tak sobie... ale gdy weszliśmy do środka to zaniemówiłam. Piękny po prostu. Szlachetny w prostocie, skromny, klarowny i naprawdę kopara nam opadła.









Oprócz kościoła ze stareńkimi freskami jest tam także muzeum ziemi, muzeum broni białej i palnej, a także muzeum Mercedesa, ponieważ za moment zostanie tam otwarta wielka fabryka produkująca te samochody. No i wiśniówka na torcie- muzeum piernika!!! Okazało się, że co roku w Jaworze jest święto chleba i piernika i tam się dzieje!!! W tym roku upieczono 50-cio metrowy piernik!!! Przyjeżdżają tam nawet cukiernicy z Torunia... My w przyszłym roku też się wybierzemy. Ciekawa jestem tych wypieków.
Generalnie Jawor bardzo, bardzo na plus. Małe miasteczko, które omija się łukiem ze względu na obwodnicę, a bardzo jest ono czarowne i śliczne.
Co jeszcze tej jesieni? Ano moi starzy tydzień temu mieli imprezę na zamku Książ. Oczywiście nie sami, tylko razem z parami, które tak jak oni, przeżyli ze sobą 50 lat. Dostali zaproszenie z ratusza od prezydenta Szełemeja i z wielką chęcią ruszyliśmy na zamek zobaczyć co się będzie działo.
Par było sporo, sala balowa zapełniona po brzegi. Były życzenia, ponowna przysięga małżeńska, medale i kwiaty. Przemawiał prezydent i pani naczelnik z USC. Był koncert smyczkowy i łzy wzruszenia. No było pięknie i szlachetnie. Tak naprawdę moi starzy obchodzili tę rocznicę w ubiegłym roku, więc w tym to już 51 lat razem... Ale zanim ratusz pozbierał te wszystkie złote pary, to musiał być jednak proces....








z siostrą....
 Smiałyśmy się z siostrą, że starzy te medale powinni sobie do piżam poprzyczepiać... Tak czy siak, pół wieku razem to naprawdę wyczyn. Nie było  i nie jest to wzorcowe małżeństwo, ale myślę, że za siebie daliby się posiekać maczetami.
 A co do jubileuszy, to wczoraj Simon Le Bon z Duran Duran obchodził 60 urodziny. Wielkie święto dla fanów :) Cały dzień na 4 fun Gold TV był poświęcony Duran Duran z tej okazji, tylko, że ja myślałam, że to będą jakieś bloki tematyczne, a to były teledyski puszczane co pół godziny. Trochę lipa, ale gdy wieczorem zobaczyłam teledysk do Is There something I Should Know, uświadomiłam sobie, że był to pierwszy teledysk jaki widziałam na oczy tego zespołu i on zaważył na byciu lub nie byciu fanką DD. Super się stało. To był kwiecień 1983 roku. Strach pomyśleć, kiedy to było.




A tak poza tym, wczoraj strzeliło temu blogowi 3 lata!!! 3 lata tutaj bazgrolę i wrzucam przeróżne rzeczy, zdjęcia i pomysły. Pięknie wszystkim dziękuję, że czytacie. W ciągu tych trzech lat mam ponad 140 tysięcy wyświetleń.  Mało? Moim zdaniem bardzo dużo, jak na bloga pisanego 2-3 razy w miesiącu. Wiem, że rzadko piszę, ale przynajmniej treściwie i tłusto :) Kiedyś poszłam zobaczyć jak wyglądają inne blogi. 15 zdań w poście i po temacie. No sorry, u mnie tak nie będzie.
Jeszcze raz dziękuję i do poczytania.
Jesień, jesień idzie przez park...


Jubilat szanowny. Czekam na jakiś koncert w okolicy i nowa płytę!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz