poniedziałek, 12 listopada 2018

Pożegnanie z Tosią.


TOSIA MA NOWY DOMEK!!!! Nowy domek z nową panią, czyli dziewczynką o imieniu Martynka. Oczywiście jest też mama (pani Ania) i tata (pan Krzysiek), którzy wzięli odpowiedzialność za pieska, ale Tosia już wybrała kto będzie jet osobnikiem alfa i kto będzie jej największym przyjacielem.
 Przyznam szczerze, że ja byłam już lekko podłamana faktem, że psinki nikt nikt nie chce. Nawet jak ktoś zadzwonił, to nie przyjechał, a jak przyjechał i zobaczył tę biedę, to dawał sobie spokój bez walki o tego psa. My w grudniu wyjeżdżamy na krótki urlop, Gocha wprawdzie wraca z Mediolanu, ale o konkretnej dacie powrotu dowiedziałam się dopiero niedawno. Ewentualnie mieli zostać ze zwierzakami moi rodzice, ale Tośka boi się mojego ojca jak diabeł święconej wody, chociaż on jej nigdy nic nie zrobił złego, a właściwie to mój ojciec jest starym psiarzem lubiącym zwierzęta bardziej niż ludzi. Gdy suka została z moimi rodzicami we wrześniu, schowała się najdalszy kąt stodoły i nawet mowy nie było, żeby stamtąd wyszła. Wrzesień był ciepły, więc nic się wielkiego nie stało, ale grudzień to jest zdecydowanie zimowy miesiąc, więc Tośka po nocy sama w zimnej stodole, to nie było to, czego temu psu życzyłam. Byłam przerażona faktem, że pies znowu wróci do schroniska, a tego za nic na świecie nie chciałam i już zapowiedziałam pani z fundacji, że taka ewentualność jest bardziej niż możliwa.


 Ostatnim rzutem na taśmę, Gosia odświeżyła ogłoszenie o Tosi na OLX i rano przed 1 listopada ktoś zadzwonił. To była  pani Ania, mama Martynki zainteresowana suczką. Zapytałam czy zna historię tego psa i czy jest absolutnie pewna, że chce ją adoptować, bo to jest pies, który swoje już przeżył. Pani Ania okazała się poważnym kandydatem na opiekuna Tosi, więc 2 dni później zapakowałam suczkę do auta i pojechałyśmy do Mietkowa, gdzie mieszka Martynka z rodzicami.
Suczka była przerażona, zarzygała mi całe auto, nie bardzo chciała wejść do nowego mieszkania. Pilnowała mojej nogi i mnie w ogóle. Pani Ania i Martynka okazały się naprawdę fantastycznymi dziewczynami, bo nawet na chwilę ich to nie zraziło. Zadzwoniłam do opiekunki z fundacji, która nam tego psa przywiozła. Pani z fundacji nie była zadowolona, że to tylko mieszkanie i to niewielkie, a nie dom z ogrodem, tak jakby psa mogli mieć tylko ludzie z takimi warunkami. Trochę mnie to wkurzyło, przyznam szczerze, ale postanowiłam dać szansę i psu i dziewczynom. To był długi weekend, więc umówiłyśmy się z panią Anią, że jak coś się będzie działo niedobrego, od razu dzwoni, a ja przyjeżdżam bez względu na porę dnia czy nocy.
 W mieszkaniu był jeszcze kotek, młody burasek, który bardzo Tosią był zainteresowany. Skoro kot ma się tam dobrze, psu też pewnie niczego nie zabraknie.
Poszłyśmy jeszcze na krótki spacer, ale Tosia czuła pismo nosem i nie chciała w ogóle iść, chowała się w trawie i siadała tak, że musiałam ją na siłę wyciągać z krzaczorów. Koszmar.
Przed wyjściem wyściskałam i wycałowałam suczkę, zryczałam się jak durna i pojechałam do domu, gdzie znowu ryczałam, bo byłam pewna, że zrobiłam źle. Jestem złym i podłym człowiekiem, który podrzucił pas obcym ludziom i ma z bańki. Pół nocy też przepłakałam, aż się Mario wkurzył i jak krowie na rowie tłumaczył mi, że sama oceniłam ludzi i nie zostawiłabym jej u kogoś, kto będzie ją  znowu krzywdził. No fakt. Dziewczyny wyglądały jak dwa blond anioły. No i ten kotek burasek cały miziasty.
Rano wysłałam sms, czy wszystko z psem OK. -Niewiele jadła i nie zrobiła siku ani kupy odkąd ją tam zostawiłam. Wieczorem znowu sms i nadal suczka w szoku, strajkująca i sikać nie będzie. Dopiero następnego dnia rano i siku i kupa. Spacery tylko z Martynką!!!! Kamień z serca.
2 dni później już nie wytrzymałam i zadzwoniłam z pytaniem jak się sprawy mają? Okazało się, że doskonale!!!!Dziewczyny razem śpią i się miziają, Tosia rano idzie z Martynką na siku, a jak dziewczynka wychodzi do szkoły, suczka zaszywa się pod fotelem i czeka tam na jej powrót. Potem są znowu spacery i wspólne zabawy. Nawet dziewczyny  spuściły ją ze smyczy na polach i pies mógł się wybiegać. Po prostu fantastycznie!!! Zapomniałam napisać, że Mietków to wieś z dala od głównych tras, trochę na uboczu, bardziej letnisko niż wieś, bo w okolicy olbrzymi zalew Mietkowski, gdzie suczka będzie mogła w lecie pływać i szaleć. Okolice naprawdę zacne!!! Po co ogród???

Zalew Mietkowski- w tle góra Slęża. Fotka z netu. Oczywiście oprócz tych fal, są jeszcze piaszczyste plaże.

Zapytałam czy mogę przyjechać w piątek, to podpiszemy papiery adopcyjne i przywiozę Tosiowy "majątek". Pani Ania zgodziła się i zajechałam do Mietkowa z Tosiowymi klamotami po 13-ej.
Martynka była jeszcze w szkole, a pani Ania po nocce - więc ona, Tosia i kotek smacznie sobie spali, kiedy zakłóciłam mir domowy.
Gdy weszłam Tosia w ogóle jakby mnie nie poznała, a nawet jeśli, to miała focha i spod fotela nie zamierzała wychodzić. Dopiero gdy poszłam do kuchni, ogarnęła, że chyba skądś mnie zna i przyszła, ale żeby to był jakiś szał na mój widok??? Nic z tych rzeczy :) Za to, za moment wróciła Martynka ze szkoły i suczka pokazała, kto jest jej prawdziwą panią i jak bardzo raduje się na widok tej dziewczynki!!!
Nawet nie wiecie jak bardzo się ucieszyłam. To był ten moment, kiedy zrozumiałam, że te dwie dziewczyny pokochały się nawzajem i z tego będzie fantastyczna dziewczyńska przyjaźń. Coś spadło na podłogę z wielkim hukiem- to był kamień z mojego serca...
Okazało się, że Tosia i Martynka doskonale się porozumiewają. Martynka zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności za tego psa, więc już mamie powiedziała, że do Wrocławia do babci wyjazdy będą rzadsze, a psina po prostu kocha to dziecko całym swoim psim sercem. To widać od razu!!!!
Zostawiłam Tosi kocyk, stare ręczniki, zabawki i szampon, bo czas na kąpiel i poszłyśmy jeszcze na spacer zobaczyć jak pies zachowuje się terenie. Tosia to jest przeciwieństwo naszego Misia- ona trzyma się stada i nie ucieka. Martynka trochę się na początku obawiała spuścić ją ze smyczy tak blisko domu i ulicy, ale chwilę potem suczka biegała już jak szalona.

Tak, to ja Antosia- w końcu mam swój domek i ludzi, którzy mnie kochają.


jak widać kotek robi z psinką co mu się podoba.

idziemy na spacer!!!

Tosia jest w końcu szczęśliwa


po szaleństwie - odpoczynek :)

Nie pozostaje mi nic innego jak tylko kibicować pani Ani i Martynce z Tosią, bo to raczej żeński team.
Bardzo, bardzo się cieszę, że znalazły się takie odważne dziewczyny, które postanowiły adoptować Tosię i jej bagaż doświadczeń, bo to rzecz nadzwyczajna i nietuzinkowa.
Tak, Tosia, która była przygotowana na mięso, zabrana od bydlaka spod Przemyśla, znalazła swoją przystań na Dolnym Sląsku u dwóch aniołów- mamy i córki, które mają tyle empatii  i dobrego serca, że to aż nieprawdopodobne!!!!
Tosia była u nas 2 i pół miesiąca i droga jaką przeszła, od zasikanej i przerażonej istoty, do szczęśliwej, biegającej, skaczącej i cieszącej się życiem suczki była trudna, ale nie niemożliwa. To był cały łańcuch ludzi dobrej woli- kobieta z fundacji, my, Miś, który  bardzo pomógł w jej psiej edukacji, bo nauczył ją najgłupszych rzeczy jakie tylko przychodziły mu do głowy (a skoro on nie ponosił za to odpowiedzialności, to ona miała już zupełne luzy) i na koniec anioły z Mietkowa. Dziewczyny pokochały ją taką, jaką jest. To  młody pies, więc można ja nauczyć jeszcze wielu, wielu fajnych sztuczek i mądrych rzeczy, nie tylko miśkowych głupot (np. rzucania się na jadące motocykle!!! )
Zyczę Tosi i dziewczynom tylko wspaniałych chwil i wzajemnej miłości. Na pewno odwiedzimy je po powrocie Gosi z Mediolanu... Już się cieszę.

Miś i Tosia w bazie. Demolują!!!!!




Tosia czuwa- pod biurkiem....Jeszcze u nas.
psia gangsterka:)


 

No cóż, Misio znowu został jedynakiem. Nadal jest rozpieszczany i niestety jest teraz nieco kwadratowy, ponieważ jest psem, który gdy ma sparing partnera, lubi jeść. Poza tym jest kastratem, a to już robi mu tuszę. Czas zadbać o misiową dietę, bo chociaż nadal biega jak szalony, to dupka rośnie....

Posta o Tosi przeczytało ponad 500 osób (dokładnie chyba 512). Dużo jak na moje oko, ale niestety nikt się nie odezwał. Dlaczego? Czytelnicy pomyśleli, że pies lepiej niż u mnie mieć nie będzie??? ... Figa!!!! Tosia i Martynka w  jednym stoją domku... Suczka jest szczęśliwą i kochaną psinką!!!!! Bardzo mnie to cieszy. BARDZO!!!! Zasłużyła na to. A bydlaka spod Przemyśla spotka jeszcze to, co mu przeznaczone. Mam nadzieję, że to będzie rak jąder. Oby. I tylko mi nie piszcie, że tak nie wolno nikomu życzyć. Wolno, bo to dla mnie nie jest człowiek, tylko zwyrodnialec i gnój najgorszy. Mam nadzieję, że będzie cierpiał... Tak. NA PEWNO.



3 komentarze:

  1. Super, że Tosia ma Martynke, a Martynka ma wspaniałych rodziców którzy podjęli bardzo dobra i słuszną decyzję, by przygarnąć psiecudną istotę, która będzie się odwdzieczac każdego dnia! Super, El dobra robota jesteś wielka 💕

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak cudnie przeczytać, że na tym świecie są tak wspaniali ludzie :) Tosia przeżyła okropne rzeczy ( jak wiele zwierząt w naszym kraju) i cud, że natrafiła na Ciebie Marzko, a drugi cud, że znalazły się takie istoty z wielkim sercem, że zaadoptowały tą bidulkę. Wielka rzecz i wielka sprawa. Sama mam troje bidulek i wiem jaka odpowiedzialność ciąży na opiekunie takiego zwierzaka. Ogromnie się cieszę, że Martynka ma takie dobre podejście do Tosi. Brawo Martynko, brawo rodzice ! psia miłość na pewno będzie ogromna :) Trzymam kciuki i niczym się nie zrażać, nawet pogryzionymi najlepszymi butami ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki. Chcę tylko dodać,że i mama i córka mają bardzo luźne podejście do przedmiotów. Dla nich najważniejsza jest żywa istota. Tosia nie sygnalizuje gdy chce iśc na dwór. My już mieliśmy system i od rana psy były wyprowadzane, a ostatni spacer około 23-ej. Tosi i tak zdarzało się nasikać... Spytałam dziewczyn jak tam z tym problemem- a, nasikała, ale wytarłam i umyłam wodą z octem. Nic się nie stało... Żeby tak wszyscy postrzegali takie pokrzywdzone zwierzaki, to byłoby cudnie. Ona kiedyś załapie..oby jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń