piątek, 24 maja 2024

Sycylia 2024- Etna i Katania, część 3 i ostatnia.


 No co to jest za olbrzym ta Etna. Gigantyczny, majestatyczny, groźny i górujący nad całą wschodnią częścią wyspy superwulkan. Ponad 3 kilometry w górę, a jak się wkurzy, to wypluwa popiół, gaz i rozżarzoną lawę na prawie 9 tysięcy metrów w górę, więc na wysokość pułapu latających samolotów. To jest moc!!!!

"Według jednej z najstarszych legend, wulkan Etna powstał, gdy Zeus nie mógł znieść postępowania Tyfona - najstraszniejszego z gigantów, ojca wszystkich żyjących na Ziemi potworów. Zeus strącił go w odmęty Morza Śródziemnego i rzucił na niego Sycylię, która go przygniotła. Gigant nie może się spod niej wydostać, a gdy podejmuje takie próby, to wydaje wielki okrzyk, wylewając jednocześnie z ust wrzącą lawę". No niby wszystko jasne, wielki gagatek pod postacią stugłowego smoka przykryty olbrzymią wyspą, który próbuje się spod niej wydostać. Klasyka mitów. A tak naprawdę geolodzy twierdzą, że wulkan swoją aktywność rozpoczął już 500 milionów lat temu i stopniowo formował swój stożek pod powierzchnią morza, aż do dnia dzisiejszego. Nadal rośnie i z pewnością nie powiedział ostatniego słowa. 

 Ostatnia poważna erupcja miała miejsce 11 lutego 2022 roku, czyli nie tak dawno i my wariaci postanowiliśmy wjechać na ten oto wulkan i zobaczyć co tam jest z bliska. Kamila i Piotr postanowili nawet wjechać kolejką na sam szczyt i zobaczyć główny krater, ale ja miałam mieszane uczucia. Zresztą co tam, każdy realizował wtedy swoje marzenia- Basia kąpała się w morzu i jadła ośmiorniczki, ja zaliczyłam jaskinię Indiany Jonesa, amfiteatr w Taorminie i antyczne świątynie, a Piotrki chciały tę Etnę. Proszę bardzo. Wjeżdżamy. 

Wyjechaliśmy niezbyt wcześnie, umęczeni po Palermo musieliśmy się wyspać, ale mieliśmy niezbyt daleko, więc co to za różnica? Niestety tego dnia pogoda specjalnie nie dopisała i był to najbrzydszy dzień na Sycylii, co nie znaczy, że w ogóle był brzydki. Po prostu Etna stała w chmurach, więc o widokach nie było co marzyć. Raczej. Wjeżdża się tam lekko, łatwo i przyjemnie asfaltową drogą wokół wulkanu, mijając piękne miasteczko i wioseczki, aż do wysokości gdzie nie rosną już żadne drzewa, tylko wokół roztacza się krajobraz księżycowy, płowe trawy i wszędzie wystają łachy czarnego żużlu, który Etna w swej wspaniałomyślności wyrzyguje co jakiś czas ze swoich trzewi. 

Dojechaliśmy do miejsca, gdzie znajdują się parkingi, strefa restauracji i sklepów z pamiątkami oraz stacja kolejki, która zabiera turystów i narciarzy na wysokość 2 i pół kilometra. Cena za przejazd to 50 Euro w obie strony. Cholera, trochę drogo, chociaż ja rozumiem, że to jest cena za inwestycję, która w każdej chwili może przestać istnieć, ale pomyślałyśmy z Basią, że za te pieniądze zobaczymy 11 kościołów (jakoś, licząc po 4 Euro za kościół), więc odpuściliśmy (z chłopakami). Już na tej wysokości, gdzie zaparkowaliśmy auto mieliśmy 2 potężne kratery, a przecież krater do kratera podobny. Poza tym mgła, wszędzie mgła i zimno, bo jakoś 7 stopni C. Właściwie teren podobny do tego, co wykreowały dziewczyny w sexmisji, żeby zniechęcić resztę populacji do zaglądania na powierzchnię ziemi. Ciemno, mrocznie, szaro, mglisto, żużel wszędzie. Pomyślałam sobie, że bardzo podobnie jest na pokopalnianej hałdzie w Wałbrzychu. Wprawdzie nie zieje ogniem, ani nie pluje gazami, ale krajobraz podobny. Zaraz to udowodnię. 

 

My byliśmy tam na dole przy domkach.


strefa parkingowa

 

jeden z dwóch kraterów na wysokości 1900 metrów

praktycznie zero widoków

a tutaj już dzięki uprzejmości Kamili i Piotra - kolejka

i śnieg na szczycie. Biało... wszędzie biało

i żużel

śniegu nawaliło... jak widać na przekroju z kilku lat, myślę,że z dwóch... bo przecież jak napieprza lawą, to wszystko topnieje.


chwila

po chwili


i Piotrki bałwanka sobie zmajstrowały. Gdybym miała go jakoś nazwać, to brnęłabym w imię Kulfon.

Przecudowny pan z kózką i psiakiem... przy najniższym kraterze

tutaj musi być jakaś cywilizacja... Mario przy kraterze.


pamiątki z Etny

wnętrze krateru


trochę niżej

I może 4 razy wałbrzyska hałda?

najpierw fotografia mojego znajomego, pana Kałasznikowa.

 

 i fotka pożyczona z internetu, ale wybieram się na zwiedzanie.

j.w

Jakieś różnice? Znikome. Bardziej zielono tylko.

Okazało się, że Kamila z Piotrem za późno wjechali na ten szczyt. Ostatni wagonik zjeżdża o 15-ej, więc nie mieli najmniejszych szans, żeby dotrzeć do głównego krateru i z niego zejść w ciągu 3 godzin. Podczas, gdy oni się wdrapywali, ludzie już schodzili z Etny. Ale co tam, wytarzali się w śniegu, podobno pogoda wyżej była lepsza i widoki zacniejsze, a poza tym, gdy już zjechali Kamila zakomunikowała nam, że Etna więcej nie wybuchnie, bo na nią nasikała i zagasiła wszystko w cholerę. No zobaczymy 😂😂😂

Podczas gdy nasi biegali po śniegu na szczycie, my zasiedliśmy na kawce w restauracji i obejrzeliśmy tam dokumentalny film o tym kolosie. Kurczę, naprawdę nie ma żartów. Ten żywioł jest nie do zahamowania, chociaż Sycylijczycy wypracowali przez lata metody ograniczenie skutków wybuchów i płynącej, rozżarzonej lawy. Mają swoje patenty, chociaż nie na wszystko i czasami, gdy olbrzym zaryczy, po prostu trzeba spieprzać gdzie pieprz rośnie. 

Ponieważ mieliśmy sporo czasu, po powrocie do domu, zrobiliśmy zakupy i zorganizowaliśmy pyszne jedzonko na grillu, z pieczonymi ziemniakami, karkówką, boczkiem, a nawet karczochem, którego zjadł Tomek pomstując, że to paskudne jest w smaku. No ja o tym wiem. Kiedyś jadłam. Nic specjalnego. 

A wieczorem wzięliśmy tradycyjnie wino i poszliśmy w końcu zobaczyć jak wygląda plaża w miejscowości, w której mieszkaliśmy. Do plaży było daleko i drogą pokręconą, ale w końcu doszliśmy. Kamienista, ale urokliwa z małą wysepką, którą codziennie oglądałyśmy z Basią z naszego tarasu pijąc kawę i która była na wyciągnięcie ręki w linii prostej. 


Następnego dnia rano pozbieraliśmy manele, bo nadszedł czas na opuszczenie pięknej Sycylii. Kamila z Piotrem mieli odlot jakoś w okolicach 14-ej z tego co pamiętam, z przesiadką w Mediolanie, a my bezpośrednio do Katowic w okolicach 19-ej. Jednak wcześniej postanowiliśmy zwiedzić Katanię. W końcu.

 Katania podobnie jak Palermo jest sporym miastem, pełnym zabytków, zapomnianych uliczek i kościołów. Wielokrotnie niszczona nie tylko przez erupcję Etny, ale także przez wojny i najazdy, zawsze odbudowywana przez upartych i twardych Sycylijczyków. Patronką Katanii jest święta Agata, która urodziła się w tym mieście w roku bardzo prostym do zapamiętania, bo 231. Urodziła się w znamienitej rodzinie rzymskiej i po przyjęciu religii chrześcijańskiej postanowiła żyć w czystości, a swoje życie poświęcić Bogu. Upominał się o jej rękę namiestnik Sycylii niejaki Kwincjan, ale ona wysłała go na drzewo. Koleś w akcie zemsty oddał ją do burdelu, gdzie pomimo tego nie straciła dziewictwa (ciekawe, ciekawe) i nie wyparła się Chrystusa. Kiedy cesarz Decjusz rozpoczął prześladowanie chrześcijan, Kwincjan postanowił ją, jako pierwszą postawić przed sądem (co za świnia mściwa). "Po tym przesłuchaniu święta została poddana biczowaniu, przypalaniu rozpalonym żelazem oraz rozdzieraniu ostrymi nożami ( to wszystko oczywiście robili panowie, w białych rękawiczkach). Na koniec Kwincjan polecił odciąć jej piersi. W takim stanie została wrzucona do celi. Przebywającym współwięźniom zakazano udzielania jej jakiejkolwiek pomocy. W nocy pojawiła się światłość w jej celi, a do niej samej przybył św. Piotr z aniołem, aby uleczyć jej rany. Została cudownie uzdrowiona, a jej więzy i zamknięcia stanęły otworem. Inni więźniowie skorzystali z okazji i uciekli z więzienia. Agata zaś została wyjaśniając: „Nie daj Boże, abym miała stracić bliską koronę, a zarazem straż narazić na karę, której by niezawodnie nie uszła”. Z rozkazu namiestnika została rzucona na stos żarzących się węgli i żywcem spalona. Podczas tych męczarni nastąpiło trzęsienie ziemi i ludność zaczęła stanowczo domagać się zaprzestania kaźni. Wystraszony namiestnik uciekł, a zgromadzeni wokół zdjęli Agatę z ognia. Zdołała tylko podziękować Bogu za łaski i zmarła 5 lutego roku Pańskiego 251.". Rok po jej śmierci, nastąpił wybuch Etny, ale ludność wydobyła z grobowca Agaty jej całun i w procesji prosili o jej wstawiennictwo. Spływająca lawa zatrzymała się tuż przed miastem, a ludzie uratowanie miasta upatrywali w jej ingerencji. Od tego czasu, stała się ona patronką Katanii. A Kwincjan podobno zginął stratowany przez swojego konia... Ups. 🐎

Największe obchody ku czci świętej Agaty odbywają się w lutym, w rocznicę jej śmierci i podobno są bardziej uroczyste i okazałe niż Sylwester. Trwają 3 dni, podczas których po mieście przechadzają się olbrzymie procesje, z relikwiami Agaty w roli głównej.

My byliśmy w marcu, więc została nam do obejrzenia tylko olbrzymia katedra ku czci tej świętej w centrum miasta. Znajdują się w niej relikwie Agaty oraz jej piękna figura odziana w czarną suknię. W ogóle samo centrum pachnie barokami, jest zdobne i urokliwe. Fontanna ze słonikiem na tym placu oczywiście nieczynna, chociaż podobno jest wieczna. Akurat.

Schodziliśmy się po Katanii bez planu tradycyjnie, ale trafiliśmy przed zamek Ursino, który został zbudowany w XIII wieku, którego fosę zalała lawa z Etny. Znaleźliśmy też zaułek z fajnym graffiti. W ogóle w mieście jest ich sporo. 

Główny plac i tradycyjnie kanał lewy

i kanał prawy

wieczna, choć nieczynna fontanna ze słonikiem. I egipskim obeliskiem.

Katedra św. Agaty. Zwiedzanie za darmo, tylko trzeba pamiętać o sieście.

i wnętrze. Bez szaleństw.


tradycyjny trup w akwarium. Te łapy trupie... fuj.


tak na moje oko apokalipsa na tej mównicy



Fontanna przy placu Teatralnym





typowa uliczka Katanii

I sam teatr. Bardzo ładny.



Zamek Ursino.


Wespy... klasyka


zaułek z graffiti, gdzie był sprzyjający klimat na piknik w mieście. Stoliki, ławki, nawet bieżąca woda i zlew.

Blue Eye Samurai. Widział ktoś serial? Polecam, bo chociaż rysunkowy, to wbija w fotel.



Przy tym zamku oczywiście ekipa wymyśliła kawę i siku. Była tam jedna restauracja z letnim namiotem, więc zapytałam czy możemy skorzystać z toalety, a pani menager powiedziała, że nie. A czy mają kawę? A mają. To weszliśmy na kawę. Dziewczyny poszły do toalety, a ja stanęłam jak parasol przy baristce i poprosiłam o Americanę, czyli dużą kawkę w kubku, a dostałam 2 cm sześcienne w naparstku. Trochę się podenerwowałam i powiedziałam, że nie chcę takiej kawy, tylko większą i z mlekiem. Mleka nie ma. Ok, a w ogóle większą dostanę? Okazało się, że panienka baristka nie ma pojęcia o innej kawie niż tylko siekiera w stężeniu, które zatrzymuje pracę serca. Przyszła druga, nalała wody do filiżanki, zagrzała w mikrofalówce i dolała do mojej esencji. Chciałam usiąść i wypić, a menagerka powiedziała, że koperto, czyli jak tylko usiądę od razu muszę zapłacić za nakrycie do stołu. Wypiłam te kawę jednym łykiem, odstawiłam filiżankę  podziękowałam i poszłam zdegustowana. Jeszcze muszą popracować. A mnie w ogóle nic nie tknęło, że tam ludzi nie było w ogóle... Głupia ja. Kawa za 2 Euro, żeby nie było. Naparstek z wodą z mikrofalówki. Przynajmniej dziewczyny siku zrobiły 💧💧💧💧

Połaziliśmy trochę po mieście, ale jakoś nie było energii i czasu specjalnie. Zawieźliśmy Kamilę i Piotra na lotnisko, uściskaliśmy się i mam nadzieję, że następnym razem znowu gdzieś wybierzemy się razem. Może Toskania, a może Sardynia??? A może Sri Lanka? Zobaczymy. Italię zwiedza się z nimi świetnie. 

Potem myjnia, odkurzanie samochodu i oddanie do rąk właściciela naszego zielonego szerszenia. BEZ JEDNEJ RYSY!!!! Na Sycylii, gdzie przejechaliśmy ponad 1300 km. Da ktoś wiarę??? Antonio to jest jednak super patron. Polecam.

Resztę czasu spędziliśmy w Mc Donaldzie, gdzie była sieć internetowa i ponieważ dostałam do zestawu Mc Meale grę Dobble, graliśmy jak dzieci aż do odlotu samolotu. 

I tym oto sposobem dobrnęłam do końca opowieści i naszych wrażeniach i wspomnieniach z przepięknej Sycylii, a że jest przepiękna nie ulega najmniejszym kwestiom. Ostatnio obejrzeliśmy serial White Lotos. Pierwsza część dzieje się na Hawajach, ale druga właśnie na Sycylii, większość w Taorminie. No ktoś, kto tam robił zdjęcia zasługuje na jakąś nagrodę, bo pokazał wyspę przepięknie. Tam było chyba jakieś dofinansownie z budżetu Sycylii do tej produkcji, bo nie może być inaczej. W sumie serial jest nudny i gdyby ktoś obejrzał 2 pierwsze odcinki, potem czwarty i ostatni niczego nie straci, ale Taormina i jej okolice w tym serialu absolutnie pokazane są przepięknie, chociaż to i tak niczego nie oddaje, bo to trzeba zobaczyć na własne oczy. I serial pokazał też jeszcze jedno miasteczko, o którym nie wiedziałam. Mianowicie miasteczko Noto, przecudne, barokowe, zjawiskowe.Bajeczne. Czyli co? Trzeba wrócić? Koniecznie. I te Schody Tureckie zaliczyć. I pewnie jeszcze wiele, wiele innych atrakcji. Sycylia??? Zawsze, bo warto. 

Etna z samolotu


I nie może być tak, że nie skończę posta muzycznie. Tym razem jedna z moich ulubionych włoskich piosenek, Little Tony i jego Oszalałe serce, bo wiecie, ona go nie chciała i poszła do innego, a jego serce nie może się z tym pogodzić. Ludzie, jakie to Italiańskie!!!. Durna jakaś, takiego Italiana nie chciała?Kobiety, kto was zrozumie? 


 


 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz