czwartek, 24 marca 2016

M&M - Margola :)



Zawsze chciałam, o ile to byłoby oczywiście możliwe, mieć dwoje dzieci. Nigdy nie interesowało mnie bycie mamą jedynaka lub jedynaczki. I raczej trudno jest mi zrozumieć rodziców jedynaków, którzy mówią mi- A co TY, dziecko kosztuje, kogo na to stać? A ja myślę, że dziecko jest motorem do zmian i nakręca pozytywne myślenie. Skoro ma być jeszcze jedno, trzeba zrobić wszystko, żeby miało odpowiednie warunki. Odpowiednie, to nie znaczy luksusowe, bo dziecko tego nie potrzebuje. Ono potrzebuje być kochane i zauważane... Nakarmione, wybawione, wyrysowane, wymalowane, wyplastelinowane, wyspacerowane, wyczytane, wykąpane i przede wszystkim szczęśliwe. I wcale nie jest drogie. Skoro jest drugie, a w naszym przypadku to są 2 dziewczynki, jedna chodziła w ciuchach po drugiej (do pewnego momentu). Migiem nauczyłam obydwie siadać na nocnik (10 miesięcy) więc odpadły też pampersy. Z pozytywnym skutkiem dla środowiska i dla naszej kieszeni. Prawie wszystko było wspólne, co nauczyło je kompromisów i dzielenia się. To, że jest między nimi taka mała różnica wieku sprawiło, że są dla siebie najbliższymi przyjaciółkami. Mają swoje tajemnice, swoje szeptanki, swoje kłótnie i znowu swoje wspólne ciuchy... Same pozytywy. Drogie to one są dopiero teraz :) Ale mogą także na siebie już zarabiać ...



 Nam się udało. Najpierw wykluła się ruda Marcela, zdrowa, mała truskawka, a prawie równo 2 lata później Małgosia. Obydwie rodziły się w dniu rozdawania Oscarów, więc do dzisiaj, gdy ta nagroda jest wręczana śmieję się, że czas na porodówkę :) Gdy rodziłam Gochę najlepszym filmem został "Titanic" Jamesa Camerona... Doskonale, bo film kultowy. To było 18 lat temu, 25 marca ...a rodziłam ją prawie 18 godzin. Jakiś koszmar. Mario, który był przy porodzie padał już na twarz, a ja po głupim Jasiu odpływałam nie mając już na nic siły. Dodatkowo widziałam, że zegar zaczął chodzić do tyłu, a plakaty powieszone na porodówce spływały ze ścian niczym Niagara. W końcu dzięki pomocy lekarza Tytusa Strojniaka, który wyglądał jak zawodowy wampir (chudy, wysoki, blady, czarne, tłustawe włosy  zaczesane do tyłu ...Dracula jak nic). Pomógł, robiąc jeden prosty zabieg i poszła ta Małgocha jak wiatr Kamikadze. Urodził się mały, czarny jeżyk. Nawet nazywaliśmy ją przez kilka dni jeżykiem, bo nie miała imienia, ale także  nazywaliśmy ją Naszą. Pamiętam jak Mario przyszedł po nas do szpitala z małą, 2 letnią Marcelą i Melka od razu zapytała swoim słodkim głosikiem- "Mamo, a gdzie jest NASZA?" :)
 Miała być Michalina. Mała Misia. Ale moja babcia Jadzia w lamenty.... zaciągając ze wschodnim akcentem- "Michalinu nie dawaj. U nas we wsi byla taka Michalina i ona byla strasznie niewydarzonna ..." Uśmiałam się. Ale jak to moja córka ma być NIEWYDARZONNA? Nie ma mowy. Pomysłów było kilka, aż prasując śpioszki zastanawiałam się jakie ona powinna mieć imię. Po kim? Po kimś kogo znam i jest solidnym człowiekiem i dobrą kobietą. JEST ktoś taki- żona mojego kuzyna (wujka właściwie) Małgosia. I Nasza została Małgosią :) Małgosią Alicją . 


Na zdjęciu powyżej Gocha z Mariem, a w tle chorwackie wodospady Krka.
 Tak, Gosia miała pół roku i pojechała z nami na wakacje do Chorwacji. Samochodem bez klimatyzacji  i nie było wtedy w Chorwacji autostrady. Idealny wiek na taką długą podróż. Całą drogę przespała, a na miejscu była jak aniołek...W przeciwieństwie do Marceli z "blekotem" na pół Biogradu :) Ale to zupełnie inna historia.
Gocha okazała się małym bystrzakiem. Szybko kojarzyła, kombinowała i strasznie szybko zaczęła mówić. O ile Melka miała długo swój własny słownik i swoje nazewnictwo, Gosia w wieku półtora roku wstała którejś sierpniowej niedzieli, podeszła do Maria i mówi jednym zdaniem- "Tatuś, daj tu misia." Geniusz panie, geniusz... Jak już poszła po rajtuzach, to jej się jadaczka nie zamykała. Powtarzała po nas najtrudniejsze wyrazy- komputer kompatybilny, Gibraltar, degrengolada. Była jak magnetofon. Przekręcała tylko 2 słowa- Długopopis i Apelusz.


Była śmieszna i strasznie uparta. Ale jak poszła do przedszkola, to stała się nieznośnym bachorem. Tak, tak... z aniołeczka do bachora niedaleko :) Potrafiła całą drogę do domu drzeć trepa, a jak już doszłam z nią do domu, jak ją złapałam za wsiarz i potrzepałam pytając dosyć podniesionym głosem- CZEGO TY SIĘ TAK DRZESZ- uspokoiła się w sekundę i powiedziała- A bo mi się pić chce... Ręce mi opadły. Dobrze, że była w zimowym kombinezonie. :)
Była (jest) bardzo uzdolniona plastycznie i wokalnie... Jak wpadała w szał artystyczny jechała obrazki jeden po drugim, ale rzadko była z któregokolwiek zadowolona. Któregoś razu przyniosła swój rysunek, jej zdaniem daleki od doskonałości i mówi-" Mamusi, bo ja tu same darmozjady rysuję"... Laliśmy.
Była też doskonałym krytykiem prac Marceli-oglądając narysowanych przez Melę Murzynów : „Kto tych Murzynków tak na czarno urządził..."?

Dla przykładu jeden z obrazków namalowanych przez Gosię. Chyba miała wtedy z 6 lat, może niecałe. To jest portret mojej mamy, czyli babci Danki. Moim zdaniem uchwyciła babcię idealnie :) Można sobie porównać z oryginałem  :)






Pamiętam jak kiedyś zapytała co się z nią stanie, kiedy umrze. Była wtedy mała. Miała około 4 lat, właśnie wychodziłyśmy na spacer.
Trochę zdębiałam, ale na szybciora odpowiedziałam, że jak to co?-" Przecież wrócisz tam, skąd przyszłaś zanim się urodziłaś".- Popatrzyła wymownie na mój brzuch, uśmiechnęła się i powiedziała :"A, to w porządku "
Jeszcze innym razem przechodziłyśmy obok budki z pieczonymi kurczakami, na co Gocha- Mamo, ale tu jakieś dzidziusie są "... O masakra!
Gosia rosła, chudzina z niej była straszna, chociaż apetyt wilczy. Jadła dosłownie wszystko, w przeciwieństwie do wybrednej i grymaszącej Marceli. Okazało się, że ma poważną wadę zgryzu i już dużo mniej poważną wadę wzroku. Okulary i aparat na zęby od najmłodszych lat. Ale nosiła dzielnie!!!! Nawet z chęcią i bez marudzenia.

Zęby naprostowane, a z wady wzroku po prostu wyrosła.
Po przeprowadzce do Słotwiny poszła do zerówki w nowej szkole i tam jeszcze nadal geniusz. Pani ją doceniała. Wysyłała na konkursy plastyczne, konkursy recytatorskie i wokalne. Pamiętam, że poszłam z nią wtedy na konkurs kolęd. Zaproszono chyba 15 szkół podstawowych, klasy 0-3. Z każdej klasy po 2-3 osoby ... po 5 godzinach stwierdziłam, że jeśli usłyszę jeszcze jedną wersję Lulajże Jezuniu, to OSZALEJĘ!!!!OSZALEJĘ!!!! Poczekałam jeszcze na występ Gosi z kolędą "Wesoła Nowina" (rzadka kolęda) i jak wyszłam z tej szkoły... Nigdy więcej. Coś tam wtedy wygrała, ale generalnie miałyśmy to obydwie w pompie.
Zapisałam ją do Domu Kultury na plastykę, gdzie chodziła do końca podstawówki...i nawet trochę gimnazjum. Wszystkie prace były na wystawach. Żałuję, że ich już dzisiaj nie ma, bo mielibyśmy fajną pamiątkę.. Raz ulepiły z gliny z  przyjaciółką szopkę Bożonarodzeniową (jednym ze zwierzątek był piesek York) Szopka stała przez kilka lat w gabinecie prezydenta Świdnicy. Taka ciekawostka.


W podstawówce geniusz Małgorzatę opuścił. Nie wiem czy to była wina nowej pani, czy nowej klasy. Skrzydła jej opadły. Kombinowała tak, że w głowie się nie mieści.... Pół roku wcześniej mówiła pięknie wiersz "Kapuśniaczek" i te wszystkie " dżżu wodnisty puszek", a teraz ambafatima. Nie mogła, nie potrafiła  przeczytać czytanki. To był naprawdę fatalny okres w jej życiu. I naszym też. Uratował nas Harry Potter. O ile pierwsze części im czytaliśmy, doszło do "Zakonu Feniksa" i powiedzieliśmy- koniec-Teraz już same czytajcie. Ale jak to???...Bunt na okręcie. Tak to. Przeczytały. Kilka razy. Całą serię. Obydwie znają fragmenty na pamięć. Nie wspomnę o filmach :) Od tamtej pory CZYTAJĄ w ogóle. Dużo i namiętnie. Czasem coś polecają. Super. Jedno z naszych największych osiągnięć jako rodziców.


I nadeszło gimnazjum. Na szczęście małe i do ogarnięcia. Przeżyliśmy ten okres w sumie bez wojen gwiezdnych, ale był czas  papierosków i owszem. Porażka. My obydwoje nigdy nie paliliśmy, a córeczki poszły w dymek. Udało się je od tego odciągnąć i to dosyć szybko. Mam nadzieję, że kiedyś będą to wspominać z czułością :)
Gocha wyrosła na laskę. I to jaką!!! Ale oprócz tego, że wyrosła na ładną pannę, ma także w miarę poukładane w głowie. Rozsądne koleżanki też zrobiły swoje. Naprawdę gimnazjum prawie bez krwi i potu...Prawie, bo każdy kto mieszkał kiedykolwiek z nastolatką wie, że nie ma lekko. A ja mieszkałam z dwiema. Naprawdę najgorszy okres w życiu człowieka-zwłaszcza kobiety.






Kiedyś, gdy jechaliśmy na zlot fanów Duran Duran i to aż do Łeby, czyli przez cała Polskę zabawiliśmy się w zabawę- Jedna historia prawdziwa , a jedna fałszywa. Czego ja się wtedy o ich czasie w podstawówce i gimnazjum dowiedziałam... W sumie nic złego, ale jaka fantazja ułańska... oj.
Gocha oprócz talentu muzycznego i plastycznego odnalazła w sobie jeszcze kilka innych talentów- najważniejszy: do gotowania. Robi to świetnie i bardzo smacznie (no czasem się potknie, ale komu to się nie zdarza?). Wada- brudzi taka ilość garów przy tym gotowaniu, że mdleję...Ma także talent sportowy - ćwiczy z tą pogiętą Chodakowską. Ja bym padła po 5 minutach, a ta twardzielka - biega, ćwiczy no... i dieta. Dieta wegetariańska. Ze zwierząt jadalnych jest tylko ryba i owoce morza. Brawo ona. Ja nadal nie potrafię odstawić drobiu i świnki, ale świnka jak najrzadziej.
Kolejny talent to talent literacki. Ma takie  lekkie pióro, zaraza mała... Za kasę pisze wypracowania dla kolegów z klasy. Mały cwaniak. Mały - 178 cm :)
Jutro Małgosia kończy 18 lat. Nie wiem kiedy to zleciało i dlaczego tak szybko. Dopiero co była małym, tłustym pulpetem, a teraz jest już kobietą. Zakochaną kobietą :) Na szczęście chłopak fajny i prawie usynowiony :) Puszaszkowy zięciuś :) Kłócą się, godzą, kochają jak wariaty...ten kudłaty, ten smarkaty :)


 W przyszłym roku wyfrunie nam z domu. Poleci jak ptak zdobywać swój świat. Chciała być modelką, ale teraz widzę, że jakby przestało to być priorytetem. Zdystansowała się do tego pomysłu i do tego zawodu. Ma już inne pomysły. Niech robi co chce, byleby z głową i zdrowym rozsądkiem :)
My jako rodzice życzymy jej jak najlepiej i trzymamy kciuki... Jest piękna, zdolna i inteligentna. Ma poukładane w głowie, dystans do siebie i świata i ....zdrowy rozsądek. A przede wszystkim  charakterek z piekła rodem :) Czy komuś takiemu jak ona, coś może się nie udać? Nawet jeśli, to tylko wyjdzie jej to na zdrowie, bo SZYBKO uczy się na błędach...I gdyby jeszcze tak nie bałaganiła... Byłaby idealna :) Gocha - cycki do przodu i łap wiatr w żagle :) Będziemy czuwać :) Wszystkiego co najlepsze w tym "dorosłym życiu"... pokory i odwagi :) Mama i tata :)

I na koniec jej szkolny projekt Say Something zaśpiewany z kolegą z klasy. Ładnie?No jasne, że ładnie :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz