niedziela, 1 listopada 2015

Jak łzy w deszczu....


Gdy byłam małym dzieckiem nie chodziłam 1 listopada na cmentarz. Wszyscy moi bliscy byli żywi i zdrowi. Moja rodzina składa się głównie z repatriantów. Nikomu nawet w głowie nie świtało, żeby jechać ponad 1000 kilometrów na groby do Rosji Radzieckiej. Rodzina ze strony mamy pochodzi z Litwy, od strony ojca z Ukrainy. Tylko babcia, mama ojca- Warszawianka :) Babcia Stenia brała udział w Powstaniu Warszawskim, a dziadek był w Armii Andersa. Historia głosi, że gdy "nasza" armia wyzwoleńcza  przechodziła przez most na warszawskiej  Pradze, na którym babcia zajmowała się ruchem, dziadka kolega powiedział do dziadunia-" Patrz Zyga, jaka ta dziewczyna jest podobna do Twojej siostry"- na co mój "bystry" dziadek wyparował- "Niemożliwe, moja siostra nie jest podobna do małpy i jeszcze nigdy nie widziałem dziewczyny o tak brzydkich nogach"...Babka zwyzywała dziadka od Ruskich Polaków i strasznie się wkurzyła...Bo co jak co, ale nogi miała jak sarenka :) Nie wiem co było dalej, ale pewnie po wojnie dziadek odnalazł Babkę w tej Warszawie i zaciągnął na Dolny Śląsk. Dziadek z wojny przywiózł ordery za odwagę w tym ten najważniejszy Order Wojenny Virtuti Militari.
Nawet nie chcę wiedzieć co musiał zrobić!!!! 


   Bardzo długo miałam 3  prababcie i 1 pradziadka (gdy byłam dzieciakiem musiałam tłumaczyć skąd i dlaczego tyle tych prababć- to proste- każda babcia miała swoją mamę, czyli to już 2 prababcie, i każdy dziadek miał swoja mamę, czyli kolejne 2 prababcie.To samo z pradziadkami ...Załapaliście mam nadzieję? :) Pamiętam pradziadka doskonale. Jarał potworne ilości papierosów!!!Rodzina ze strony mamy przyjechała do Polski w 1958 roku. To był ostatni gwizdek, więc zapakowali kogo się dało, kto był chętny i wyjechali zostawiając swoje chałupy i cały dobytek. Trafili  w wyjątkowo piękne miejsce, bo do Szczawna Zdrój. Jednak zawsze mnie zastanawiało, dlaczego nie wybrali sobie jakieś wypasionej  pustej willi, tylko zadowolili się tym co prezydium dało. Ech, trochę szkoda, ale tak sobie myślę, że pewnie te "nowe" mieszkania po Niemcach, umeblowane, z kanalizacją były dla niech jak wygrana na loterii. Byłam na Litwie jeszcze w latach 80-tych i widziałam  kurniki, w których kiedyś mieszkali... Całe wsie to "maja familija.", ale dziękuję serdecznie za radzieckie dobrodziejstwa. Bardzo dobrze, że stamtąd zwiali, bo Rosja to stan umysłu dla zwykłego człowieka nie do ogarnięcia... No i trzeba mieć bardzo zdrową wątrobę, żeby przeżyć tam choć  trochę.


To zdjęcie zostało wykonane w roku 1958 rodzinie Romanowskich zaraz po przyjeździe do Polski


                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             
W środku pradziadek Stanisław, po lewo jego żona Bronisława, a po prawo moja druga prababcia Anielka Kowgier :) Matka 13 dzieci!!! Prawie wszystkie (te które przeżyły) zostały na Litwie, a Anielka razem z córką Jadziunią (mama mojej mamy), jej mężem Mieczukiem i 3 dzieciaków przyjechała do Polski. Ta chudzina z kokardką w prawym, dolnym rogu, to moja mama Danuśka.


                              Jadzia, moja babcia, była niezwykle pogodną i optymistyczną kobietą, pomimo ciężkiego życia.Wychowała się w rodzinie wielodzietnej, służyła od małego we dworze, miała tylko 3 klasy szkoły powszechnej. Przeżyła  zapalenie opon mózgowych, martwą ciążę, złamany kręgosłup...Całe życie użerała się z mężem pijakiem, a po jego śmierci z synalkiem pijakiem...  Gdyby jakąś współczesną kobietę spotkało tyle złego co moją babcię, pewnie żądałaby beatyfikacji. Była jak słońce, które przeświecało przez brudną szybę. Bardzo religijna i bardzo oszczędna... Cudownie przekręcała nazwy miejscowości i w ogóle przekręcała, co zarówno moja mama jak i ja odziedziczyłyśmy w genach. I widzę, że moja młodsza córka także. Babcia pytała np. przeciągając ze wschodnim akcentem- Marzenka, a widziałaś ty ten serial Powrót do ADEEMU?
Po zastanowieniu...-  Babciu, chyba "Powrót do Edenu"(Australijski hicior w latach 80-tych na ekranach polskich telewizorów)... A ten film, ten długi, ten z tą piękną aktorką.Ten "Tam i z powrotem"(????)(nie, nie nie chodziło o Hobbita i jego drużynę) - Ale jaki babciu? No ten o wojnie, co on miał wąsa i ją kochał, a dziecko zabiło się na koniu...- ... Przeminęło z  wiatrem?(!!!!) ...

 A na Boże Narodzenie zawsze musiał być NOWY OLÓWECZEK do brwi... Zostały mi po niej dziergane skarpety, dziergane kapcie, stos drutów i włóczki ...Widzę ją jak siedzi w fotelu i z zamkniętymi oczami "sztrykuje" najbardziej skomplikowane wzory!!! Pamiętam jak zrobiła kiedyś dla 2 kuracjuszek jakieś płaszcze na drutach (w tempie expresowym) Były takie modne w latach 70-tych. Obydwie panie były płomiennie  rude (mniemam, że siostry), miały okulary i wystające zęby. Na koniec, gdy już zapłaciły babci za robotę, pogłaskały mnie po grzywce i powiedziały - Do widzenia Marzanko... Na co Marzanka niewiele myśląc odparowała- Do widzenia WIEWIÓRKI!....(zawsze byłam mistrzem dyplomacji!) Nauczyła mnie dziergać na tych drutach, ale  moje panny już nie łapią klimatu. Taka była moja babcia.... Mam jeszcze wiele takich wspomnień, zresztą o każdym z moich przodków, (tych których pamiętam) i na pewno jeszcze kiedyś po nie sięgnę, w tym szczególną uwagę poświęcę blinom  ze śmietaną i skwarkami :) Mniam.

*** 

                                                             Bardzo lubię szlajać się po starych, poniemieckich cmentarzach. Niewiele ich już zostało. Widzę jak czas i ludzie obeszli się z tym, co uznali za obce. Niejednokrotnie plądrując, dewastując i profanując zwłoki, co uważam za wyjątkowo podłe... Pamiętam jak w podstawówce chłopaki z poniemieckiego grobowca wyciągnęli ludzką czaszkę i debile grali nią w piłkę nożną... Bo to niemieckie...Ale żadnemu nie przyszło do głowy, że kopią ludzką głowę. Jakiś koszmar. Chyba nigdy nie zapomnę tego widoku. Stare poniemieckie cmentarze zostały zagospodarowane na parki, a i tak bardzo wątpię, czy zwłoki zostały gdzieś przeniesione, czy tylko zasypane i zrównane z ziemią (nie będę tego sprawdzać!!!!)




Niezależnie od zamożności, wykształcenia i pochodzenia ludzi pochowanych w tych zdewastowanych dziś grobach, już nikt o nich nie pamięta... Dzieci, wnuki, prawnuki? Czy ktokolwiek ich szuka? Ci ludzie zniknęli, grobowce rozsypały, a przyroda zrobiła swoje. Jest smutek. Ten najprawdziwszy. Czy z nami też tak kiedyś będzie? Wszystko wskazuje na to, że jak najbardziej, oczywiście, że tak będzie... Czy mój prawnuczek będzie szukał moich kości po starych cmentarzach? Szczerze wątpię...(jeżeli w ogóle jakiś prawnuczek kiedyś będzie) 

Dzisiaj, jak co roku zapaliliśmy całą rodziną znicze na grobach naszych najbliższych...To bardzo piękna tradycja. Polacy chyba jako jedyni w Europie tak kultywują pamięć o tych, którzy odeszli. Myślę jednak, że gdy dzieciaki się rozjadą  po świecie, my pomrzemy, pamięć o naszym życiu " przepadnie w otchłani czasu jak łzy na deszczu "...i choć to dziwne uczucie, nie żyję z tego powodu w strachu. Tak jest od początków ludzkości.... Tak jest od ZAWSZE!
 Na wszelki wypadek jednak proszę mnie spalić, żeby nikt nie grał kiedyś w nogę moją głową.....
 Rozpłynę się ....i zniknę.                    




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz