poniedziałek, 2 listopada 2015

Paper Gods ....a mogło być tak pięknie :)

Długo musiałam czekać na nową płytę Duran Duran, bo ponad 4 lata. Oczekiwania były duże, a nawet bardzo duże. 4 producentów, sporo gości, chór kościelny, mroczne i tajemnicze teksty, nowoczesne brzmienie i w ogóle Duran Duran w super nowej, genialnej odsłonie!!!
No dobrze, fajnie... czekam merdając ogonkiem i z cicha posapując z podniecenia....Le Bon jak zwykle  przed wydaniem nowej płyty i promocją trasy  pięknie wyszczuplał i zeszlachetniał i co najważniejsze zgolił ohydne wąsy a'la Herkules Poirot. Cała kapela założyła nowe ciuszki, nowe butki i fryzjer zrobił co mógł z tego co na głowie zostało... Dawało to nadzieję na naprawdę dobrą robotę, skoro z wizerunkiem tak zaszaleli, to co będzie z muzą? Pierwszy singiel Pressure off  ani mnie nie rozczarował, ani nie zachwycił. Produkcja Nile Rodgersa, który lata temu zrobił z  DD album Notorious był właśnie bardzo w tamtym klimacie. Funky funky, radosny, skoczny i wpadający w ucho. Dodatkowo Durani z Nilem  zaprosili ciemnoskórą dziewczynę Janelle Monae, która odśpiewała bardzo ładnie swoje partie, ale cóż- NIC MI NIE URWAŁO. Ta piosenka miała świetną promocję w radiowej Trójce. Niestety Trójkowicze też  nie zapałali miłością do Pressure off.... taka karma :) Na LP3 tylko poczekalnia przez parę tygodni.

Pod koniec wakacji  youtube wyświetlił  jeszcze 3 piosenki z nowego albumu. Tytułowy Paper Gods zupełnie mnie zaskoczył. Takie chórki ?Taki gospel? Co to za dziwadło?WTF??? W sumie niezłe, ale jakieś takie... z księżyca. Przekombinowane..i ta końcówka? Po jakimś czasie przywykłam i odkryłam ten numer na nowo, ale pierwsze odsłuchanie było dla mnie szokiem. Na  ostatnim  zlocie fanów duranów  Paper Gods został nieoczekiwanie hymnem zlotu :) A kto wie, może w ogóle zostanie naszą pieśnią na sztandary? Zobaczymy za rok :)

Wracając do końcówki upalnego lata i 2 kolejnych piosenek... You Kill me with silence kompletnie mnie rozczarował. Kwadratowa, syntetyczna piosenka bez polotu. Nie ma basu, nie ma perkusji. Kiepska zwrotka, trochę lepszy refren. Jeżeli to miało choć zapachnieć The Chauffeur, to zdecydowanie zapaszek mnie odrzucił. Zaczęłam się niepokoić. Przestałam merdać ogonkiem... a posapywanie stało się bardziej nerwowe. Na szczęście kolejna piosenka What are The Chances znowu przywróciła mi wiarę w Duranów i ich muzyczną fantazję.
 

  Soczysty, dobrze zaaranżowany numer, bardzo duranowy w klimacie, z łkającą gitarą Johna Frusciante z Red Hot Chilipeppers. Przy wejściu syntezatora w pierwszej zwrotce ciary na plecach... OOOOOOOOOOOOO... zareagowałam podprogowo. Nie oszukam samej siebie. Podoba mi się. Bardzo. Wszystko mi się poukładało i  pomyślałam, że OK, to tylko 4 piosenki, 1/3 płyty. Gorzej już być nie może... A co jeśli może?
4 września, 3 tygodnie przez premierą płyta znalazła się w sieci.
Adaś z Gdańska rozesłał mp3 do polskich fanów z forum. Budzę się rano w niedzielę, a mój Mario uchachany od ucha do ucha mówi- Zgadnij co mam?
W niedzielę rano? Hm...co on może dla mnie mieć ? Wodę z ogórków na kaca? :)
Okazało się, że dzięki Adasiowi cała płyta jest do odsłuchania na mojej skrzynce mailowej. Hurra! Hurra!
I dobrze, że leżałam w wyrku, bo po tym pierwszym odsłuchaniu zupełnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić... położyć się..tak, to był dobry pomysł, z tym, że już leżałam. 









CO TO W OGÓLE JEST???? To chyba najbardziej eklektyczna i paczworkowa płyta jaką kiedykolwiek wydali. GDZIE JEST SEKCJA RYTMICZNA???Gdzie jest John i Roger? Gdzie są żywe, prawdziwe instrumenty??? Ten syntetyk rodem z Erasure ? To ma być play the fucking bass John?I najważniejsze- GDZIE JEST GITARA!!!! Tak, ten instrument, który zawsze równoważył Duranowe brzmienie. Kompozycje nawet niezłe, wpadające w ucho, realizacja taka, że słychać kosmiczną cieszę w tle, wokal Simona le Bon chyba najlepszy od 30 lat... ale aranżacje wbiły mi nóż w plecy.
Przesłuchałam tego jeszcze 4 razy. Całość zlała mi się w 1 dancesowy megamix. O ile te typowo dyskotekowe Last Night in the City i Dancephobia mogły być zaaranżowane tak, a nie inaczej, bo przecież miała być to płyta do tańca, to już zupełnie nie rozumiem podobnego zabiegu na reszcie utworów. Po co?W jakim celu?
        'Face for today brzmiałoby doskonale, gdyby nie ten poliester. Takie aranżacje już były. Wykorzystały je dziesiątki  kapel zwłaszcza w latach 80-tych. To ma być to nowoczesne brzmienie? Przecież to jest dziecinne, infantylne i głupiutkie. Nie chcę, nie lubię i nie kupuję takiego Duran Duran. No i nie podoba mi się układ tej płyty. Włożenie pomiędzy 2 bardzo żywe kawałki płaskiego jak naleśnik You Kill me with Silence działa przynajmniej na mnie, jak płachta na byka. Jest albo napieprzanie, albo spokój i nostalgia. Brak równowagi.  Stwierdziłam, że ta płyta zestarzeje się szybciej niż powstała i za nic na świecie nie obroni się na przestrzeni czasu. Za dużo gości, za mało Duran Duran i prawdziwej muzyki.

 Ale są też jasne światełka na tym albumie i zdecydowanie są to ballady. Wszystkie 3 piękne,wielowarstwowe, urozmaicone i bardzo duranowe. Przemyślane i klarowne brzmienia, wszystko (no prawie) jest na swoim miejscu. Only in Dreams i Universe alone - te 2 ostatnie utwory zamazują na szczęście posmak pastelowych  landrynek i popeliny  skumulowanej wcześniej i słucham ich najczęściej z całej płyty. Zapachniało Arcadią.
                                                                              ***

Tak wyglądają teraz moje Durany i ich nowe instrumenty. Wcale mi nie jest do śmiechu. Zarzut, że się czepiam i marudzę? Owszem. Uważam, że mam do tego prawo po 33 latach bycia ich fanką i naprawdę trzeba mieć odwagę, żeby tak kopać swoją ukochaną kapelę, gdy serce krwawi. Jak ja w ogóle mogę? Mogę i nawet powinnam. Reszta fanów na forum- hurra optymizm... podobno ta muza przenosi ich w inny wymiar. Dziwne. Mnie dołuje i drażni. Czasem słucham  całości Paper Gods, gdy sprzątam mieszkanie i nawet mi piorunem idzie, ale  czy ta płyta miała powstać z myślą o gospodyniach domowych i ich zajęciach domestico? Nadal w pamięci mam tych 4 producentów, długi czas oczekiwania... i górnolotne zapowiedzi zespołu i  wtedy lekko oko mi cyka...
 Chłopaki mają teraz bardzo gorący czas- wywiady połączone z występami  (zwłaszcza w amerykańskich telewizjach), koncerty, mini koncerty i naprawdę fajny teledysk do Pressure Off (niestety wydany 4 miesiące po premierze singla??? Nie rozumiem zabiegu w ogóle). Teledysk do zjedzenia w całości. Panowie jak walczyki, jest radośnie, sympatycznie i energetycznie chociaż black and white (na szczęście w teledysku odeszli od pasteli!!!! ). I nawet jakaś nagroda wpadła im teraz w MTV za ten właśnie clip ( nie wiem po ilu latach?30?) Fajnie było zobaczyć na scenie moich Duranów pośród współczesnych gwiazd z milionowymi wyświetleniami na youtube. Choć DD  do ostatniego teledysku mają  tylko ponad 300 tysięcy odsłon, codziennie rano puszczam sobie tę piosenkę i dodaję 1 głosik... tak dla hecy :)


Czekam z niecierpliwością na trasę koncertową po Europie, bo oczywiście się wybieram (chociaż na 1 koncert po tylu latach posuchy) i wiem, że będę szalała pod sceną nawet przy tych dyrdymałach z Papermache Gods. Jak znam siebie .przez ten czas przejdzie mi wkurzenie, nabiorę dystansu...i z chęcią zaśpiewam razem z Simonem
 We're gonna live this night, ye-yeah
Live it like it's our last night
Cause nobody cares
If there's no tomorrow.. umpa, umpa tararara.... yeah, yeah ...
 tak jak dzieciaki polskich fanów Duran Duran...  Tylko dlaczego nikt mnie nie uprzedził, że to ma być płyta dla dzieci? Jakoś bym się przygotowała :)

 Pozdrawiam wszystkich fanów Duran Duran w Polsce i niekoniecznie bierzcie moje słowa za wyrocznię...  ja po prostu tak mam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz