Lubię gotować, ale nie codziennie. Czasami żartuję, że idę zapytać facebooka co dziś na obiad (jest taka aplikacja :), bo w głowie pustka. Musi być szybko, smacznie, niezbyt drogo i posiłek powinien być w miarę zdrowy (chociaż jak wiadomo niezdrowe zazwyczaj jest smaczniejsze). Staram się gotować właśnie zgodnie z tymi 4 zasadami. Dodatkową wartością jest różnorodność.... Ale bądź tu mądry poeto!!!
Prawie w ogóle nie korzystam z przepisów. A nawet jak zajrzę, to i tak pozmieniam albo ilość, albo składniki, albo intuicyjnie dodaję coś od siebie. Każdy kto mnie zna i jadł u mnie cokolwiek wie, że nigdy nic nie smakuje w mojej kuchni 2 razy tak samo. Nie wiem ile to jest 100 gram mąki (tzn. wiem na oko) i ile to jest 250 ml płynów (też wiem na oko). Nie mam specjalnych miarek i w niczym mi to nie przeszkadza. Przyprawy w przepisach??? Zawsze robię po swojemu. ZAWSZE!!!! Praktycznie nie używam pieprzu (uważam, że jest przereklamowany). Zdecydowanie wolę czerwoną, ostra paprykę w płatkach.
Bez rodzeństwa czosnek i cebula - nie mam po co wchodzić do kuchni. Te 2 warzywa nadają charakteru wszelkim daniom od zup, po sosy i sałatki. No i lubczyk-w małych ilościach robi cuda, zwłaszcza w zupach.
Ułatwiam sobie życie jak mogę i idę po najmniejszej linii oporu.
Jakiś geniusz wymyślił szybkowar!!! 18 lat temu był taki czas, że mieliśmy w domu wszystko na prąd, w tym kuchenkę elektryczną (zresztą mamy taką do dzisiaj) i taki garnek wydawał się sporą oszczędnością energii. Na początku nie umiałam z niego korzystać. Ryż okazał się nie najlepszym wyborem do nauki gotowania w tym urządzeniu i mój wymarzony garnek zamienił się po 3 w razach w kuchenny koszmar. Ryż raz za razem lądował w koszu na śmieci. Wywaliliśmy kupę kasy na jakiś popieprzony stos atomowy z opóźnionym zapłonem i co? Mam go do szafki odstawić? Iść na kurs gotowania w szybkowarze? Wtedy jeszcze nie było ani blogów kulinarnych, ani stron o gotowaniu... Wymyśliłam, że damy ten gar w prezencie jeśli nadarzy się jakieś wesele... Na szczęście ogarnęłam temat gotując na początek coś łatwiejszego niż ryż (ziemniaki) i krok po kroku szło mi coraz łatwiej. Teraz nie wyobrażam sobie gotowania np. gołąbków czy bigosu bez tego cudownego gara!!! Ma jedną wadę- cenę uszczelek, ale ogólnie nie do zdarcia!!!!! Zresztą dorobiłam się nowego, większego i przy okazji tańszego. Okazało się, że pasują do siebie pokrywki, a tym samym uszczelki , więc super!!! Polecam!!! I nie bójcie się, że wybuchnie. Te garnki są robione z najlepszej stali i jeśli tylko dobrze zamkniecie pokrywkę po 20 minutach ze starych kozaków zrobicie wyśmienitą wołowinkę w sosie spécialité de la maison ... ;)
Drugim genialnym wynalazkiem są woreczki do pieczenia. Uwielbiam!! Bo jaki to jest problem do jednego worka wrzucić parę ziemniaków, cebulę, pieczarki, paprykę i kilka kawałków kurczaka, dosmaczyć, wlać łyżkę oleju i wrzucić na godzinę do piekarnika? Wychodzi idealne danie jednogarnkowe - smaczne , aromatyczne i zdrowe. Samo się gotuje!!! A My mamy zagospodarowana godzinę na cokolwiek co lubimy...Wystarczy dorobić surówę. Pychota.
Od jakiegoś roku mam w domu wegetarianki. Wołowiny i cielęciny nie jemy już od dawna. Nie ma takiej potrzeby i mam nadzieję, że choć trochę przyczyniamy się do ratowania krów i ich dzieci przed zeżarciem... Podobnie jagnięcina, króliki (fuj..jakbym swoje koty obdarła ze skóry i pitrasiła na wolnym ogniu) czy inne koziny. Trawożercy po prostu wypadli z naszego menu, mam nadzieję na zawsze....Wegetarianki zadowolone i same też szukają sposobu jak by tu jeść dobrze, smakowicie i bez mięcha... Są na to sposoby i napiszę o tym innym razem.
Często zdarza mi się zrobić w ogóle obiad wegetariański i też jest smacznie ... I to wcale nie są kluchy ani frytki z jajkiem :)
Na samej górze posta są składniki do błyskawicznej pizzy z gruszkami...Ale, że co ? Gruszka na pizzy nie robi??? Robi robi :) Sami spróbujcie.
PIZZA Z GRUSZKAMI
Składniki:
- paczka tortilli ( ja kupuję w Biedronce)
- kilka gruszek ( mogą być w syropie) . Kroimy na plasterki.
- kilka orzechów włoskich, wyłuskanych z łupinek. Nie rozdrabniamy ich specjalnie, mają chrupać. Można kupić gotowe, ale ja swoje zbieram w ogrodzie rozłupuję młotkiem.... Dobrze robi na nerwy ;) Jeśli nie macie orzechów może być łuskany słonecznik lub dynia ..albo te 3 składniki na raz.
- 3 rodzaje serów (mogą być 2 lub w ogóle 1... jaki kto lubi ) Do mojej pizzy użyłam błękitnego lazura (to jest podstawowy ser w tej pizzy), mozarelli i czeddara (starłam trochę na tarce). Wszystkie 3 sery też dostępne w Biedronce.
- kilka kropli oliwy z oliwek lub oliwy z włoskich orzechów do polania całości.
- oregano do posypania
- sałata rukola lub roszpunka (dzisiaj użyłam roszpunki, jest łagodniejsza i bardziej orzechowa)
Rozgrzewam piekarnik do 200 stopni i w tym czasie zajmuję się przygotowaniem pizzy.
Na tortillę nakładam gruszki, szynkę, ser pleśniowy plus mozarellę, posypuję orzechami, a następnie czeddarem. Polewam odrobiną oliwy i opruszam suszonym oregano.
W piekarniku piecze się dosłownie chwilkę!!! Dopóki ser się nie rozpuści. Trzeba uważać, bo ciasto jest bardzo cieniutkie i łatwo przypalić. Po wyciągnięciu na talerz, na wierzch nakładam sałatę...
I mam to gdzieś, że te sery sumują się w 8 milionów 600 tysięcy kalorii... bo jest pyszna !!!. Na dodatek łatwa i błyskawiczna, no i zupełnie inna niż te wyświchtane pizze z sosem pomidorowym.
W browarze Jedlinka za taką samą (tylko, że gorszą oczywiście he, he) zapłacicie ponad 25 pln. Tutaj za wszystkie składniki wydajemy właśnie taką sumę, a starczy nam na 4 sztuki i jeszcze zostanie.
I jeszcze szybka zupa pomidorowa a'la Marzka.
Sama ją wymyśliłam, bo moje córki nie chciały jeść tej zwykłej z makaronem i śmietaną...Wybrzydzały aż miło. Człowiek się nagotuje, a tutaj wieczne męki pańskie... Na wszystko jest sposób :)Składniki :
- woda ( ok 2 litry)
- pomidory w puszce 1 sztuka (Biedronka)
- pół woreczka kaszy owsianej (dostępna w Tesco. Bardzo fajna kasza!!! Generalnie mam duże zęby na kasze, ale ta jest wyśmienita!))
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- 1 łyżka masła
- ćwierć woreczka mrożonej mieszanki z włoszczyzną ( Biedronka)
- pół puszki mleka kokosowego
- ser feta, (szynka parmeńska 2 plasterki lub zesmażony boczek pokrojony w kosteczkę - wersja dla mięsożerców )
- Przyprawy- sól, papryka, oregano, bazylia, imbir , gałka muszkatołowa po szczypcie- ale przyprawy to naprawdę kwestia smaku. Osobiście lubię dodać kostkę rosołową lub warzywną zamiast soli.
Na dnie garnka rozgrzewamy łyżkę masła i wrzucamy pokrojona w kostkę cebulę. Po chwili dodajemy czosnek. Lubi się przypalać, więc wrzucamy go dopiero gdy cebula jest zeszklona (już o tym pisałam). Dolewamy ok. 2 litry wody i tutaj jest pora na zamrożone warzywa z naszej cudownej mieszanki z włoszczyzną (uwielbiam mrożonki- są zdrowe i nie muszę męczyć się z obieraniem i krojeniem!!!). Gotujemy przez chwilę- jakieś 5 minut pod przykrywką. Dodajemy kaszę, a następnie pomidory z puszki. Najczęściej w tym momencie dosmaczam , więc albo jest to kostka rosołowa (warzywna) plus przyprawy albo sól plus przyprawy... Gotuję jeszcze 5 - 8 minut. Jeżeli wszystko jest w miarę miękkie (zwłaszcza kasza ) miksuję blenderem na miazgę. Na koniec dodaję mleko kokosowe i jeszcze raz przegotowuję.
Po nałożeniu do miseczki dodaję pokruszony ser feta i szynkę parmeńską posiekaną na drobne kawałki...no ewentualnie ten boczek :) Dla tych co chcą tę świnkę....Pychota- zupa jest wielowarstwowa, syta i bardzo smaczna, a słony i wyrazisty ser równoważy słodycz mleka kokosowego. Na dodatek gotuje się ją szybko !!! I wegetarianki jakie zadowolone !
Na obrazku nie wygląda zbyt smakowicie, ale zdecydowanie taka jest.
Kuchnia zajmuje w moim życiu sporo miejsca, ale staram się nie być jej niewolnicą, bo cholera jasna co to ja jestem - kucharka??? :) :)
Od czasu do czasu wrzucę tu jakiś przepis lub patent, który ułatwia mi życie i może ktoś z niego skorzysta.
I być może nie jestem najlepszą gotującą kobietą na tej planecie, ale bardzo lubię moment, gdy nałożę jedzenie, a Mario jedząc, bezwiednie mruczy wydając z siebie dźwięki, o których nie ma pojęcia. Rezonuje jak kot...Mruczy. Gosia chociaż jest modelką i na diecie idzie i cichaczem nabiera 5 filiżankę zupiny... i pochłania aż jej się uszy trzęsą ( filiżankę!! Jak to brzmi ? !!!!! Nie prostacki talerz, nie miseczka, bo jeszcze zje za dużo. Ale filiżanka- to jest ten rozmiar : ) :) )
I lubię, gdy studentka Melka wracając do domu z Wrocławia dzwoni i pyta- MAMO, MASZ JAKIŚ FAJNY OBIAD???
Zaraz coś wymyślę :) Spoko.
Ps. Przez cały czas pisania tego posta towarzyszyła mi płyta AHA The Best Album... Skoro pisze się przy tym dobrze, z pewnością można też przy tym gotować. Jestem o tym przekonana!!!
no i zgłodniałam.... ;) pychotki w tej Twojej kuchni się dzieją, oj dzieją :) idę sobie popatrzeć do swojej lodówki - po tym Twoim wpisie kulinarnym może coś mi jednak wpadnie w oko? :)
OdpowiedzUsuńTo się nazywa gotowanie na winie..co się nawinie, ląduje w garnku :)
OdpowiedzUsuńPizza z gruszką genialna. Pamiętam, że kiedy przyjechałam o Ciebie pierwszy raz to na przywitanie poczęstowałaś mnie gulaszem węgierskim. Bogowie nie jedli takich rarytasów, kubeczki smakowe odwróciły mi się na drugą stronę z rozkoszy! Masz talent, masz dar, na winie, przy winie, po prostu pysznie :)
OdpowiedzUsuńo dzięki :) Jak miło :)
OdpowiedzUsuń