sobota, 3 czerwca 2017

Obcy- decydujące rozstanie.


Od razu napiszę, że kocham, uwielbiam filmy Ridleya Scotta. Praktycznie w większości zakochałam się w nich od pierwszej sceny (pomijam G.I Jane, chociaż dobrze, że taki film o babie w jednostkach specjalnych powstał, ale Demi Moore raczej z lekkim przegięciem. Zwłaszcza na końcu... (Chyba pomysłu zabrakło, bo zapachniało gniotem). Ale to wypadek przy pracy.

Takie filmy jak:
 "Blade Runner" z moim ukochanym Harrisonem Fordem i przyszłością, w którą łatwo uwierzyć (obejrzałam ostatnio "Ghost in the shell"- zerżnięty po całości)...i ta muza!!!
 Przecudna i zabawna Legenda z alergenami, Tomem Cruisem i strasznym diabłem (Oh El diablo woun't you sell me back my soul?)
 Japoński "Czarny Deszcz" Michaelem Douglasem i  przecudnym Andym Garcią (ma facet niezwykłą klasę)
Oscarowa "Thelma i Louise"- szczęka opada oglądając ten film. Susan Sarandon i Geena z tonickiem REWELACYJNE!!!
"Gladiator", który wymiótł wszystko (chyba właśnie  leci na TNT, bo sprawdzałam program) i muzyką, która zapada w pamięci na zawsze.
" Helikopter w Ogniu" o tym, że armia USA czasami musi skulić ogonek i spieprzać w podskokach, z przepięknymi zdjęciami naszego operatora Sławomira Idziaka i znowu jednym z moich ukochanych aktorów- Ewanem Mc Gregorem
 "Adwokat"- drastyczny obraz  o tym, że jak się sypie to po całości i z mafią nie ma żartów. NIGDY.
Aż do filmu "Exodus", który mnie znudził jak jasna cholera. Oczywiście przypowieść o Mojżeszu znam, chociaż wydaje mi się naprawdę mało prawdopodobna (podobno została zerżnięta z zupełnie innej historii, która zdarzyła się z starożytnym Babilonie). 40 lat po pustyni, którą można było pieszo przejść w 2 tygodnie? Ktoś to kupuje? I czytałam, że w Egipcie była tylko garstka Żydów. Stanowiska archeologiczne nie potwierdzają żadnego exodusu, ale to naprawdę mniejsza z tym. Kolejny film powstał, legenda wiecznie żywa.
Był jeszcze "Marsjanin" z Mattem Damonem, który mnie urzekł, a Maria uśpił, ale on się nie zna :) i 1492 i jeszcze kilka...
Ale na początku drogi  był oczywiście OBCY!!!!


Gdy pierwszy raz zobaczyłam w kinie "Obcego -8 pasażera "Nostromo" oniemiałam. Film powstał wieki temu, bo w  roku 1979. Do Polski trafił dużo później i był grany dużo dłużej niż filmy puszczane w kinach w tej chwili. Kina wracały do tytułów, aż do czasu gdy obwieszczały "Pożegnanie z tytułem" Fajne czasy. Fajne.
Byłam naprawdę gówniarą, gdy zobaczyłam klaustrofobiczny statek, 8 pasażerów i tego bydlaka z kosmosu, przy którym najgorsze ziemskie potwory są tylko bajkami dla dzieci. Wykreowana przez Scotta przestrzeń przerażała. Zimno, ciemno i do domu daleko...Bardzo nawet. No i jeszcze ten krwiożerczy monster bez sumienia, poczucia winy, z kwasem zamiast krwi. Właściwie nie do załatwienia. Ale mamy tu super inteligentną i genialną w odbiorze panią porucznik Ripley, która gnoja załatwiła na perłowo. No brawa na stojąco!!! Pokochałam film z miejsca i uważam za klasyk horroru.
 A, pamiętajmy o sztuczniaku, czyli o androidzie. Niedobry, zły android! Be!
Kontynuacja w wykonaniu Jamesa Camerona z 1986 roku też mi się podobała. Cameron w latach 80-tych był fanem wszelkich militariów, więc nie zdziwiłam się, gdy na odległą planetę wysłał jednostkę Amerykańskich Marines uzbrojonych po zęby w każdy możliwy rodzaj maszyn do zabijania i właściwie byłam zaskoczona faktem, że z mamuśką OBCYCH nie walczy Arnold Schwarzenneger, ulubiony w tym czasie aktor Camerona. No trudno, nie można mieć wszystkiego. Wersja reżyserska lepsza. Polecam, ale chyba już wszyscy widzieli? Sigourney  Weaver znowu jako Ripley- brawurowa :)
Sztuczniak super ludzki. Empatyczny Bishop.


Alien 3 wrócił do macierzy jeżeli chodzi o klimat i spodobał mi się bardziej od wersji Camerona. Za reżyserię wziął się młody i debiutujący tym filmem tak naprawdę, David Fincher (ten sam, który zrobił 7, Grę, Podziemny Krąg i Ciekawy przypadek Benjamina Buttona). Chłopak się przyłożył. Atmosfera na Fiorinie 161, gdzie samce i testosteron- przytłaczające. W to wszystko wchodzi poturbowana i zdruzgotana, ogolona na łyso, nasza ulubiona bohaterka Ripley...Zainfekowana i nosząca w sobie diabelski pomiot w postaci OBCEGO!!! Mamuśkę na dodatek. Nie ma broni, nie ma strzelanek. Jest psychologiczna gra, brak nadziei i stado wygłodniałych samców. Trafił swój na swego. Tym razem Obcy zupełnie odmieniony, bo z braku laku  poświęcono psa  na ołtarzu science fiction. Obcy prosty w odbiorze, że tak powiem. Sztuczniak... no cóż, raczej na plus, ale mało go było.
Na uwagę zasługuje fantastyczna muzyka Eliota Goldenthala. Polecam. Wyśmienita i trafiona w punkt! Ciary.
Do posłuchania adaggio. Przepiękne!






I jakież było moje zaskoczenie, gdy powstał kolejny film z tej serii? "Alien przebudzenie". W 1997 roku reżyserie powierzono Francuzowi (co na filmie widać doskonale). Jak to jest możliwe, że francuscy aktorzy są tacy paskudni? Selekcja jakaś? Nie twierdzę, że chcę oglądać tylko Delona na ekranie, ale te paszczury??? O matko!
Jean- Pierre Jeunetow (Delicatessen, Amelia-mówi wam to coś?) został reżyserem.
Nabrałam podejrzeń co do tego filmu i odebrałam go tak sobie. Czarne charaktery tak czarne, jak czarna dziura. Android w postaci Winony Rider, która dla ludzkości poświęca swoje istnienie- naciągane. Rozpieprzenie statku o powierzchnię planety Ziema- mocno dyskusyjne. Ripley jako hybryda obcego i Ziemianki (ale nie piwniczki), a diabelski pomiot z kosmosu urodzony drogami rodnymi?... No w sumie?  Do obejrzenia, zwłaszcza, że Ripley wstała z martwych, ale ogólnie tak se. Fanką nie zostałam. I uważam, że słusznie.
Sztuczniak na plus.

Iron Maiden?

W tym momencie pożegnałam właściwie potwora z kosmosu i historie z nim związane. Bo co tu jeszcze wymyślić?
A jednak... W 2012 roku główny kreator i ojciec OBCEGO postanowił coś jeszcze dopowiedzieć w tej sprawie. Do kina na "Prometeusza" poleciałam jak na skrzydłach... I niestety skrzydła te opadły.
Oczywiście jak to u Scotta, wykreowany świat CUDOWNY!!! Plenery fantastyczne! Kopara tradycyjnie opada. Zdjęcia oszałamiające! Wszystko się zgadzało- oprócz bohaterów i scenariusza!!!
Nawet nie chce mi się wymieniać, co mi się nie zgadzało ogólnie z koncepcją OBCEGO i jak badziewni byli bohaterowie, zwłaszcza panowie. Filmowych kretynów trzeba szybko eliminować i to się na szczęście stało.
 Patogen w tym filmie działał wyjątkowo szybko. Obcy byli już tak szybcy jak światło. Ledwo główna bohaterka zaszła w ciążę, a tu trzeba cesarkę robić... Lipa jakaś. A potem doginać po operacji na otwartej jamie brzusznej, jak dzika i dokonywać rzeczy niemożliwych. I drogie panie, jak toczy się  na was statek kosmiczny w kształcie okręgu (prawie) i chce was zmiażdżyć, to nie ucieka się przed siebie, tylko w BOK!!! Ale to drobiazg.
Wyszłam z kina zniesmaczona. Jak to, to taką wizję miał Ridley Scott? Coś chyba nie za halo? Jako fanka tematu zrobiłam focha. Ale ciekawość pozostała, bo co dalej z inżynierami i Elizabeth Show?
Sztuczniak mocno podejrzany  :)


No dobra, znowu minęło kilka latek i Ridley i jego "dziecko Rosemary" dali o sobie znać właśnie teraz. Obejrzałam trailer i myślę sobie- idę do kina!!!!! Bo podobnie jak  Ripley," nie pamiętam już życia bez Obcego" :) (żartuję)
"Obcy- Przymierze". W ostatnią środę wybraliśmy się z Mariem na rzeczony film. On nie przepada za SF w ogóle, ale ponieważ ja lubię, poszedł razem ze mną dla towarzystwa.
Zasiedliśmy w  ostatnim rzędzie- wiadomo, będą reklamy. Nawet lubię wiedzieć co nas w kinie czeka, ale po tej projekcji oniemiałam. SAME zajawki SF!!!! SAME!!!  Wonder Woman, Mumia, Transformers, jakieś Miasto tysiąca planet... Szlag wie co tam jeszcze, bo nie zapamiętałam, ale byłam otumaniona!!! Halo, czy są jeszcze do obejrzenia jakieś inne filmy o normalnym życiu? Komedie jakieś, dramaty, kryminały, filmy obyczajowe, czy tylko ten badziew na green screnie? HALO???
20 minut scen z komiksów, gdzie nic się kupy dupy nie trzyma. Aktorki to modelki, a faceci to jacyś pizdrusie. Ratunku. Tak ma wyglądać współczesne kino? O MATKO!!!
Przeżyłam i "nadejszla" wiekopomna chwila. Jakbym cofnęła się w czasie do pierwszego filmu o Obcym.  Lecimy z kolonizatorami w ilości ponad 2 tysięcy i 15 osobami załogi statku. 15 małych Indian, jak u Aghaty Christie...(wiem, ona miała 13, ale liczba szybko ulegała zmianie) Ale wcześniej kosmiczna burza neutrinów, a potem tajemnicza transmisja. Dzieje się.
Po tragicznej śmierci kapitana, komendę nad statkiem "Przymierze" obejmuje wychudzony i niepewny wszystkiego introwertyk, ale wierzący w Boga i... W ogóle wierzący.
 Załoga statku odbiera sygnał z pobliskiej planety... A sygnałem okazuje się piosenka "Country road take me home" Johna Denvera. Kapitan po sprawdzeniu czy to fajna planeta, postanawia tam lądować... NO i zaczyna się rock and roll!
Kolonizatorzy jak dzieci, wybierają się na obce ciało niebieskie bez żadnych osłon, skafandrów ani zabezpieczeń. Przecież wszystkie planety we wszechświecie tylko czekają na takich frajerów jak gatunek homo sapiens.!!! ALE TO JUŻ WSZYSTKO BYŁO!!!! Deja Vu jak w Matrixie.
 Tym  razem nasz tytułowy bohater wyjątkowo wkurzony, dziki  i kapiący jadem, oraz bardzo smukły i szczuplutki. Niczym kosmiczny Masaj (ten co w Afryce mieszka). A zły był jak cholera. Można się przestraszyć.


I jak to się mogło skończyć? Sami sobie dopowiedzcie, albo wybierzcie się do kina na ten film.
Fakty są takie, że:
-Jeśli na pokładzie jest android psychopata, marna wasza rozczochrana. Marna w ogóle gatunku ludzkiego.
-Androidy są jak Adolf Hitler- eksperymentują i szykują zagładę, bo są ciekawe jak to będzie i exterminacja, zwłaszcza krwawa, jest jak narkotyk. Nawet dla sztuczniaka.
-Ale nie wszystkie androidy, na szczęście.
-Obcy wyglądają jak z obrazów Zdzisława Beksińskiego
Przykład:









-Obcy rozmnażają się szybciej niż bakterie i wirusy...
-Obcy... to zawsze obcy, nigdy przyjaciel.
Podsumowując- tak jak wcześniej napisałam- wykreowany świat Ridleya Scotta to majstersztyk, ale cała historia to zbieranina tego wszystkiego, co już w całej serii występowało. Film mnie zamulił i rozczarował. Był przewidywalny, a tego w kinie bardzo nie lubię. Czy warto go obejrzeć? Jasne, że tak, ale tylko raz i wystarczy. Najwyższa pora pożegnać się a OBCYM, chociaż reżyser zostawił oczywiście sobie i nam otwartą furtkę do kolejnej części, ale to już beze mnie.
 Oczywiście jak gdzieś go puszczą w TV obejrzę... Raczej. Znowu z ciekawości.


Póki co, przymierzam się do obejrzenia jeszcze w tym roku kontynuacji Blade Runnera. Reżyserem nie będzie Ridley Scott. Tym razem został tylko producentem. Ale zagra tam Harrison Ford. Jestem niezmiernie ciekawa tego filmu. BARDZO nawet. Mam nadzieję, że nie spaprają tematu. Oby :) Trzymam kciuki.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz