No i doczekałam się nowego Blade Runnera po 35 latach. Właściwie wcale się tego nie spodziewałam, ponieważ opowieść o Ricku Dekardzie i jego pięknej Rachel była zamkniętą opowieścią, spiętą klamrą i co tutaj jeszcze można było wymyślić? Autor książki "Czy androidy śnią o elektrycznych owocach" Philip K. Dick, na podstawie której powstał scenariusz do filmu Blade Runner, zmarł w roku, w którym film się ukazał i nie napisał kontynuacji swojej powieści, ale... No właśnie, okazało się, że scenarzyści Łowcy Androidów 2049 sięgnęli po książkę wielkiego fana Dicka, K.W Jetera, który o taką kontynuację się pokusił.
Niestety książki nie przeczytałam (jeszcze), a opis jest bardzo enigmatyczny, więc trudno mi nawet napisać co film ma z nią wspólnego.
Tak czy siak, za reżyserię zabrał się Denis Villeneuve- Kanadyjczyk, którego nie znam prawie w ogóle. Jedyny film, który widziałam jego autorstwa to "Labirynt " z Hugh Jackmanem (BARDZO DOBRY), więc nie wiedziałam do końca czego się spodziewać po tym reżyserze.
Obsada fantastyczna- bo oprócz Harrisona Forda wyczytałam, że będzie przystojniaczek Ryan Gosling, Jared Leto i posągowa Robin Wright. Super. Obejrzałam wszystkie trailery, które bardzo mnie urzekły i zarezerwowaliśmy miejsca w kinie. Jeszcze wcześniej wpadłam na stronę Filmweba, żeby zobaczyć jak długi jest ten film i omal z krzesła nie spadłam- prawie 3 godziny!!! 3 godziny? Będziemy 3 godziny łapać androidy? RETY! No, ale OK. Niech będzie- mam nadzieję, że warto.
Nie będę spoilerowała filmu, bo przecież nie o to chodzi. Napiszę tylko, że zostałam fantastycznie zadziwiona, bo okazało się, że scenariusz jest bardzo sprytny i pięknie nam się pewne trybiki zazębiają, a w rezultacie zaskakują widza. Fajnie to wszystko zostało przemyślane i ułożone w spójną całość. Inteligentnie zostajemy wprowadzeni w historię, która nie mogła się wydarzyć, a jednak miała miejsce, co w konsekwencji może doprowadzić do totalnej rewolucji na Ziemi i przewartościować znaczenie słowa replikant. Czy androidy stały się ludźmi, a ludzie stali się istotami pozbawionymi uczuć? Czy te role kompletnie się już pozacierały? Co to w ogóle znaczy być człowiekiem w tym dziwacznym, futurystycznym świecie wykreowanym przez filmowców? Obraz planety w filmie tragiczny!!! Deszczowe miasto odizolowane od reszty świata wysokim murem, promieniowanie, pustynie, hektary elektrowni solarnych. Pustka, ciemność i beznadzieja. Dziękuję bardzo za taką wizję ludzkości i świata. Wcale mi się ta wizja nie podobała. Ale...podobał mi się klimat przekazu. Nastrój liryzmu, tęsknoty za tym co straciliśmy (stracimy za chwilę). Romantyczna poezja kadrów urzeka. Cudowne obrazy. CUDOWNE!!! No, ale nie ma się co dziwić, skoro operatorem był nie kto inny jak autor zdjęć do takich filmów jak Skyfall, Skazani na Shawshank, Fargo czy Piękny Umysł- Roger Deakins. Zna się chłopak na swojej robocie znakomicie! Opuszczone i napromieniowane Las Vegas feeryczne, nierzeczywiste, kosmiczne. Zupełnie nie z tego świata, ale najwyższej próby to wizje. Po scenariuszu to kolejny plus dla tego filmu.
O obsadzie już wspomniałam i uważam, że trafiona w punkt. Młody ciachorowski Ryan Gosling niezłomny, silny i zdeterminowany. Prawdziwy pozytywny bohater. Jared Leto jako Niander Wallace zły i psychopatyczny do granic. Podobno tę rolę miał dostać David Bowie. Szkoda, że się nie udało. Harrison Ford jak na swoje lata cudny! Bohater romantyczny i heroiczny. W mordobiciu dał sobie doskonale radę z dużo młodszym od siebie androidem :) Kobiety w filmie perfekcyjne i niemal klinicznie piękne (bo z probówki), faceci przystojni i znający się na rzeczy. Czego chcieć więcej?
Rachel 1982 |
Rachel 2017 |
i współczesna Sean Young. |
Co jeszcze na minus? Muzyka. Po pierwsze za głośno! Te wściekłe syntezatory porażały (może miały takie być?) ale wkurzało mnie to na maxa. O ile w Blade Runnerze z 82 roku Vangelis starał się stworzyć muzyką nastrój, tutaj to była jakaś wścieklizna. I kto to zrobił? Hans Zimmer? Niewiarygodne! Trudno mi w to w ogóle uwierzyć. Naprawdę. Oczywiście główny motyw nawiązuje do pierwszej części, z tym, że jest bardziej syntetyczny i bardziej zgrzytliwy. Nie podobało mi się.
Reasumując- czy warto obejrzeć Blade Runnera 2049? Jasne że tak, należy tylko zdawać sobie sprawę, że to twa taki szmat czasu i mieć wiarę, że dotrwa się do końca.
Bardzo pięknie zatoczyło koło zakończenie filmu. W 82 roku Rutger Hauer razem ze swoimi wspomnieniami i swoim jestestwem zniknął w czasie jak łzy w deszczu, a w 2017 roku Ryan Gosling uleciał wraz z płatkami śniegu... Chyba, bo nie wiemy na pewno czy umarł, możemy się tylko domyślać.
Ale że co? Zdradziłam zakończenie? Wcale nie :) Najlepiej zobaczcie sami. Polecam, bo historia jest naprawdę zacna.
Na finał posta jeden z najpiękniejszych tematów miłosno-filmocyh ever- temat miłosny z Blade Runnera 1982. Tam zagrało wszystko, tutaj 3/4 :) Ale i tak nie jest źle. Naprawdę.
Vangelis to zdolny facet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz