poniedziałek, 9 października 2017

Kraina w kratkę, czyli Szkocja 2017 :)

Scotsman- autor Ron O'Donell
Witajcie kochani, dzisiaj tak jak obiecałam post o Szkocji. Czailiśmy się na nią jakiś czas i wolałam wiedzieć czy na pewno zaproszenie od Agnieszki i Adama jest aktualne w 2017 roku. Okazało się, że jest. Bilety kupiliśmy już w maju, chociaż byliśmy umówieni dopiero na połowę sierpnia. Dlaczego tak? Bo wtedy w Szkocji przez tydzień trwa festiwal Szkotów pełen etnicznych strojów, muzyki, sportów i tańców- czyli Szkocja pełną gębą i na bogato.

 Przed wylotem sprawdziłam jaka tam panie pogoda- oj deszcze niespokojne. Deszcze i aha...no tak, deszcze. Temperatura też mizerna. Z Wrocławia wylecieliśmy w upalny poranek (32 stopnie C) a Glasgow przywitało nas czym? No jasne, że deszczem i temperaturą 12 stopni C :) Przeżyliśmy lekki szok termiczny, ale co tam!!! Aga z Adasiem chwilkę się spóźnili, ale jak już się znaleźliśmy uściski i buziaczki, że hej :)
W Glasgow znajduje się muzeum, gdzie wisi mój ukochany obraz Salvadora Dali (i w ogóle ukochany obraz ever) Chrystus od Św. Jana. Zapytałam wcześniej Agnieszkę  na FB jakie tam w tym muzeum królują ceny, bo na stronie nic nie mogłam znaleźć.  Aga okazała się tak kochana, że zadzwoniła do tego muzeum i co się okazało? Że wejście jest za DARMO!!!! O klękajcie narody, marzenia się spełniają!!!! Prosto z lotniska pojechaliśmy właśnie tam. Wielkie to muzeum!!! Akurat w momencie, gdy weszliśmy w olbrzymim hallu odbywał się koncert na organach. No, kopara upada po raz pierwszy. I czego tam nie było- i sztuka nowoczesna i starożytny Egipt, wypchane zwierzęta, podróże po wszystkich kontynentach, odkrycia Karola Darwina i  przepiękne malarstwo. Oczywiście obejrzeliśmy to wszystko, ale przyznaję, że po łebkach. Żeby to wszystko porządnie obejrzeć potrzebny byłby tydzień z okładem. Mario wziął jakiś katalog z mapką i odszukał na którym piętrze i w jakim skrzydle wisi "mój" Dali. Znaleźliśmy, to znaczy tak nam się wydawało, bo i przed wejściem fotografie z Dalim i informacja o obrazie. Wchodzimy do świętego  przybytku, gdzie teoretycznie powinien wisieć Dżizas, a tam figa z makiem!!!
NIE MA!!!! ALE JAK TO NIE MA??? Czytamy- obraz został wypożyczony do USA i wróci dopiero w maju 2018 roku!!! O szlak jasny!!! Chociaż mogli w tym miejscu powiesić jakąś reprodukcję tej samej wielkości, a tak to co? Człowiek leci pół świata, żeby zobaczyć obraz, a tam NIE MA!!! No i cóż było robić. Zostali mi francuscy impresjoniści- Monet i Cezanne. Lipa.

widok tuż po wejściu do muzeum

piesek z gumowców
Z  Adasiem, naszym dzielnym driverem przy wypchanej żyrafie. fot. Aga Zawada
Po lewej Monet, po prawej Cezanne
z Adasiami przed wejściem do sanktuarium z teoretycznym Dalim. I nie dalim :)
nie ma Dalego..nie ma :(
Pomimo, że skrzydła mi lekko opadły, muzeum bardzo mi się podobało. Ale czas nas naglił, bo mieliśmy tego dnia jeszcze obejrzeć Edynburg. Wpadliśmy tylko do sklepiku, gdzie zakupiłam dzieło Salvadora w postaci plakatu i od razu micha zaczęła mi się cieszyć. Po powrocie do domu zawiesiłam mojego Dźizesa w centralnym miejscu i kilka razy dziennie wgapiam się w ten obraz jak sroka w gnat.

małe, a jak cieszy!!! fot. Aga Zawada


 Niewiele jednak brakowało, żeby ten plakat nigdy u mnie nie zawisł. Czasami włącza mi się ciapowatość. Czekając na lotnisku, gdy wracaliśmy do Polski zostawiłam onego w poczekalni. ZOSTAWIŁAM!!! Przed odprawą Mario jednak zapytał gdzie jest moja tuba, a pode mną się nogi ugięły. Dylem z powrotem i nadzieją, że nikt go sobie nie przywłaszczył (a był kawałek drogi do przebiegnięcia), ale nie- stał samotny przy siedzeniach. Hurra! Odsapnęłam :)

Pochodziliśmy sobie jeszcze po Glasgow. Poszliśmy zobaczyć uniwersytet, który zrobił na nas bardzo pozytywne wrażenie. Wspięliśmy się po pięknym parku na bardziej reprezentacyjne ulice. Fajne miasto i deszcz, który strugami co jakiś czas padał nam na głowy.

budynek Uniwersytetu


kościół zagospodarowany na hostel
Czas opuścić Glasgow, bo kolorowy Edynburg czeka. Byliśmy w tym mieście 3 lata wcześniej, ale było już ciemno i padał co? DESZCZ :) Zaparkowaliśmy pod tą fantastyczną górą z której rozpościera się widok na całe miasto, ale tę górę zostawiliśmy sobie może na kiedyś ???:)
Ruszyliśmy w stronę centrum główną ulicą, którą rozpoczyna dziwaczny budynek parlamentu Szkockiego. Naprawdę przedziwny, ale ani ładny, ani brzydki, ani ciekawy. Po prostu dziwaczny.

nie ma tutaj barierek chroniących parlamentarzystów przed suwerenem :)


Zrobiliśmy sobie pamiątkowe focie :) Główna ulica o nazwie Royal Mile tego dnia była pełna tłumów, nie tylko Szkotów, ale także przeróżnej narodowości turystów. Co chwilę coś się działo, a to jakaś pani śpiewała pieśni operowe, a to 2 Azjatki oblepiły się garnkami i pokrywkami i nawalały w to wszystko pałkami, a to 115 letnia punkówa najprawdopodobniej ze swoich własnych włosów przędła na kołowrotku jakąś przędzę, a to młody Szkot grał na dudach, a to ktoś grał na gitarze. Działo się!!! Nie wiadomo na co patrzeć i gdzie się dłużej zatrzymać. Szkoci poubierani w stroje narodowe- piękne kilty w przecudną kratę. Podobno taki kilt sporo waży, bo tkany jest z najprawdziwszej wełny owczej i drapowany w plisy co kratkę. Aga mówiła, że to naprawdę ciężkawa spódniczka. Ale za to jaka efektowna:)

całoroczne X-Mas shopy!!! I to działa i jak tam pięknie pachnie cynamonem, goździkami i pomarańczą!

Adaś jako Dziadek do orzechów :)
bałwanki, Mikołaje, kule ze sztucznym śniegiem i reniferki...a to sierpień przecież :)
jestem ciekawa jak Agnieszce wyszło to zdjęcie. Pani za zrobienie jej fotki pobierała opłaty- 1 funciak
Edynburg to oczywiście także mnóstwo zabytków, także sakralnych.  Niektóre z kościołów przerobione na hale sprzedażowe. Weszłyśmy z Agą nawet do jednego. Fajnie i inaczej. Cudne witraże, a wokół stragany z pięknymi rzeczami- biżuterią, rękodziełem i wszystko bardzo scotish :)



ja się w tej Szkocji cały czas śmiałam. Endorfiny robiły swoje.

Edynburg jest jak włoskie miasto- wielopoziomowy fot. Aga Zawada
stary cmentarz, a w tle cuda jakieś

tak wyglądały wszystkie słupy ogłoszeniowe w mieście- taka mała ciąża je dopadła.
Był taki moment, że przysiedliśmy sobie na chwilę przy piwie imbirowym (lokalnym) i w łapy wpadł nam katalog z imprezami, które miały się odbyć w ciągu tego tygodnia w mieście. To był katalog wielkości Vogue :) A naćkane tam było imprezami, że głowa mała!!!!
Weszliśmy też do pięknej katedry, której sufit w połowie był nieziemsko błękitny.



Doszliśmy do zamku królów Szkocji i obeszliśmy go parkiem, który był wokół. Po drodze bardzo fajny polski akcent- pomnik polskiego żołnierza z czasów II WŚ i niedźwiedź Wojtek. Misio był narodowości syryjskiej i został adoptowany przez żołnierzy 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii w II Korpusie Polskim dowodzonym przez generała Andersa. Misio Wojtek brał udział w bitwie pod Monte Cassino (nie wiem w jakiej roli) i przyznano mu- uwaga- stopień oficerski! Został kapralem. Historia tego misia jest niezwykła i pod koniec jego życia tragiczna. Odsyłam was do Wikipedii, bo warto poznać Wojtka i nawet nad nim zapłakać. https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojtek_(nied%C5%BAwied%C5%BA)
Smutno mi się zrobiło, gdy poznałam historię tego niedźwiedzia. Co za życie podłe!!!
Na tablicy przy pomniku piękny napis po polsku i po angielsku-"Pamięci polskich mężczyzn i kobiet, którzy walczyli za wolność naszą i waszą."

w tle zamek królewski. fot. przypadkowy turysta
Minęliśmy także olbrzymi pomnik Waltera Scotta, który ma ponad 60 metrów wysokości i robi piorunujące wrażenie. To się dopiero nazywa POMNIK!!!



Złaziliśmy się po Edynburgu aż miło, zataczając olbrzymie koło wokół zamku i ogrodów przy Princes Street. Wszystko mi się podobało i miasto i ludzie w nim buszujący. Edynburg to tętniąca życiem metropolia i nie sposób jest się tam nudzić. Co jakiś czas oczywiście nadal popadywał na nas deszczyk naprzemiennie ze słońcem, gdzie od razu ukazywała się tęcza. Właściwie wtedy przestałam się dziwić dlaczego symbolem Szkocji są jednorożce. W tęczowej krainie nie może być inaczej :) Jednorożce i tęcza zawsze są ze sobą w parze jak noc i dzień, czy słońce i księżyc. I wprawdzie żadnego nie spotkaliśmy, ale jestem pewna, że one gdzieś tam sobie brykają.

tęcza numer 1, podwójna :)
malutka, ale jednak tęcza numer 2 :) Fot. Aga Zawada

a na wielkiej gorze- zamczysko.

cudownie zielono i słonecznie...na chwilę:)

fajna, szkocka kiecka

pijemy sobie piwko imbirowe. Fot. Aga Zawada

biedna, upieczona świnka na wystawie. OJ!

podwórko z XVI wieku, albo z XVII nie pamiętam dokładnie. No stare bardzo.

i równie stara chałupka stojąca przy pałacu Holyrood

i sam pałac, będący siedzibą brytyjskich władców w Szkocji.
Na koniec Agnieszka i Adaś zabrali nas na fantastyczny punkt widokowy skąd rozpościerał się widok na zachód słońca i miasto. Kopara opadła po raz drugi. Wklejam fotki Agnieszki, bo jej są o niebo lepsze od moich. Okazało się, że statyw, który Adasie mieli przy sobie nie pasował do aparatu i Aga czaiła się, czy może nie poprosić turysty obok o pożyczkę jego statywu. Czaiła się, czaiła, że to nieprofesjonalne, ale co tam, zapytała i pan się zgodził. Efektem są te 2 fantastyczne zdjęcia jej autorstwa. Proszę bardzo!



 Pora pożegnać piękny, tęczowy Edynburg, bo ciemno i do Dundee daleko :) To był fantastyczny, pełen niespodzianek i pozytywnych wrażeń dzień. Bardzo nam się Edynburg spodobał. Fajną mają Szkoci stolicę. Czystą i klarowną. Kiedyś nazywali ją Starym Kopciuchem, teraz jest jak pudełeczko pełne czekoladek, jak mawiała mama Foresta Gumpa- nigdy  nie wiadomo na co można tam trafić.

Agnieszce i Adamowi pięknie dziękujemy za ten fantastyczny dzień, za ich gościnność i cierpliwość do nas. W PAS SIĘ KŁANIAMY!!! Oczywiście o tym co w Szkocji jeszcze widzieliśmy  napiszę, bo jest o czym, ale póki co pora tego posta spuścić ze smyczy. Niech sobie pobiega.
You're a long time deid. Marzka :)


2 komentarze:

  1. super, przeżyjmy to jeszcze raz! a nawet nowe, nieznane mi szczegóły z historii plakatu... nie mogę doczekać się następnych odcinków; fajnie czyta się to
    jak ktoś inny odbiera Szkocję

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli kiedyś zacznę zwiedzać świat, Szkocja będzie jednym z pierwszych miejsc, do którego pojadę! Zachęciłaś :)

    OdpowiedzUsuń