czwartek, 16 listopada 2017

Miśka drugie urodziny :)

fot. Tomasz Ostrowski

Ostatnio  w reklamie pewnej dużej firmy spożywczej, zapewniano małą dziewczynkę i przy okazji mnie, że tylko  jajko z czekolady, w którym jest kawałek badziewnego plastiku  zapewnia odrobinę szczęścia. No cóż bardziej bzdurnego??!!! Od 2 lat wiem na pewno, że nawet więcej niż odrobinę :) zapewnia pewien kudłaty kundel, który jest najbardziej niesfornym i nieposłusznym psiakiem jakiego kiedykolwiek widziały moje oczy. Misiek ma już 2 lata.
Dziewczyny przyniosły go do domu 19 grudnia (w dniu moich urodzin), a miał wtedy 5 tygodni, więc czyniąc pewne obliczenia wyszło, że przyszedł na świat jakoś o tej paskudnej, jesiennej porze w 2015 roku, jako jedyny szczeniak swojej starawej już matki, pół Yorka, która jak się później okazało, wygląda dokładnie tak samo jak nasz Misiek. Jest tylko bardziej poprostowana, a nasz Miś zakręcony. Zresztą nie tylko z wyglądu.

miód i cukier...
Misio ma już 2 posty o sobie na tym blogu, więc można sobie do wcześniejszych pozaglądać i poczytać co też ja tam wtedy o nim wypisywałam.
Misio przez te 2 lata ani trochę nie spokorniał, nie złagodniał i nie spuścił z tonu. Nadal jest nakręcony jak sprężynowy zegarek, biega, szaleje i się nudzi!!!! Naprawdę trzeba mieć niezłego powera, żeby nad tym psem zapanować. Jeszcze w lecie to jest pół biedy, bo jeździmy sobie na wycieczki: na pola, których nie zna i jest do ogarnięcia, do lasu lub nad wodę popływać i jest ogród w którym całymi dniami ściga młode szpaki, ale teraz??? No kaplica!
Nuda! Rutynowe spacery, rutynowe zabawy... Droga na Ostrołękę. Biedny Miś. I tak staram się co jakiś czas kupować mu nową zabawkę i urozmaicać trasy spacerów... Teraz od jakiegoś czasu ma pluszową pacynkę "bobera", któremu wygryzł już oczy, uszy, nos i zęby. Rzuca tym "boberem" jak szmatą po wszystkich kątach. Taka zabawa. Najlepsza szarpanka na świecie.
 Na polach za domem już obiecałam sobie, że nigdy go nie spuszczę, bo...Tyle go widziałam! Spieprza jak ogar w trybie sportowym na kraniec horyzontu, a ja durna, zasapana lecę za nim po błocie jak jakaś idiotka. Koniec. Pies już nie jest spuszczany, bo w ogóle nie słucha. W ogóle!!! Niestety ucieka także z domu i w lecie zdarzyło mu się to kilka razy. Chyba najgorszy raz był pod koniec sierpnia. Nawiał Mariowi, jak tamten wyrzucał na noc koty na dwór. Prysnął między nogami i ... amen. Szukałam barana 4 godziny na piechotę, a  potem samochodem. Po polach, po wsi i po osiedlu. O 1 w nocy się poddałam.  Myślałam, że może wróci (raz mu się zdarzyło po takiej ucieczce), ale gdzie tam. Pół nocy nie spałam, bo się martwiłam co z tym Miśkiem. U nas jest straszny ruch na drodze. STRASZNY!!! Co chwilę jakieś zwierzę ląduje pod kołami samochodu (dzisiaj mały, czarny kotek) i dla mnie to jest wstrząsające jak o tym pomyślę.
Rano wstałam, odpaliłam kompa i weszłam na stronę Świdnickiego Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt...i co ja "paczę"- JEST- KRÓL INTERNETÓW- samiec Alfa, Misio we własnej osobie. Zadowolony, jakby mówił : to nic, że mnie złapaliście, jutro też przecież ucieknę!

Napisałam do schroniska, że zaraz po niego przyjadę i na miejscu okazało się, że Misio już taki chojrak nie jest. Całą noc w boksie, obok jakiegoś szczekającego kundelka, rano zmoczona dupa szlauchem, bo tam tak myją posadzki. Schronisko jest małe i nowe, więc warunki są  dobre,  a wolontariusze zaangażowani. Zapłaciłam za zaczipowanie Misia z nawiązką, zobowiązałam się, że podeślę skany książeczki szczepień i zabrałam osiołka do domu. Myślicie, że się czegoś nauczył? A gdzie tam!! 2 tygodnie później znowu nawiał tym razem moim rodzicom, gdy my byliśmy na zlocie duranowym. Odszukałam go po powrocie jak szedł sobie do Kauflanda. Na zakupy chyba??? Co za durnota psia!!! Rozumu za grosz!
Chciałam go nawet wykastrować, chociaż wet twierdzi, że nie ma gwarancji, że po kastracji mu się polepszy. Był nawet umówiony na zabieg. Cały tydzień brał jakieś tajemnicze zastrzyki (skopał mnie wtedy tak, że nie mogłam miesiąc chodzić w krótkich spodenkach) i w dniu kastracji nie wyszło. To był Dzień Matki i moi starzy byli u mnie na jakimś małym grillu. o 16-ej wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do Wałbrzycha. Zabieg miał być o 18-ej. W normalnych okolicznościach tę trasę w obie strony robię w niecałą godzinę. Niestety tego dnia okazało się, że połowa populacji Dolnego Śląska postanowiła zobaczyć zespół Perfect na stadionie Wałbrzyskim i korek był naprawdę zacny!!! O 18-tej to ja wyjeżdżałam spod domu rodziców. Wet nie mógł czekać- miał wtedy jeszcze kilka zabiegów w tym uśpienie (złamanie kręgosłupa po wypadku u psa) i operacja trzustki też u piecha. A potem był weekend i znowu jakiś grill ze znajomymi, którzy na mnie nakrzyczeli, że chce okaleczyć psa, a on przecież wyrośnie z tych głupot i żebym dała biedakowi żyć. No i dałam. Póki co, ale tak sobie myślę, że marzec to też dobry miesiąc na taki zabieg.

Misio w Adidogu :)


Po ubiegłej zimie był już tak kudłaty, że postanowiłyśmy go z Gochą ogolić. Trochę nam było szkoda tego pięknego futra, więc w kwietniu ogoliłyśmy go na lwa.  Ogoliłyśmy mu tylko tyły, zostawiając lwią grzywę, przednie łapy i ogon. Wyglądał przezabawnie, ale robiło się coraz cieplej, a ilość kudłów w domu była przerażająca. Żaden odkurzacz tego nie wciągał!!!. Dlatego teraz mamy Karchera i jest dużo lepiej :)

Przed operacją...

po pierwszej fazie...

i faza końcowa. Okazało się, że mamy sznaucera!

Na tego sznaucera ogoliły go dziewczyny i miały przy tym taki ubaw, że sikały ze śmiechu. Co chwilę wypuszczały go z łazienki i wyglądał jak coraz większy kretyn. Na koniec jak wyszedł taki ogolony -ostrzyżony to się na nie podenerwowałam, bo ja mimo wszystko wolę Miśka kudłatego :) Ale kudły odrosły i teraz wygląda znowu jak Czubbaka z Gwiezdnych Wojen. Niestety ma tendencję do włażenia w rzepy, a potem niech ktoś spróbuje mu to z tych kudłów wyciągnąć!!! Utrapienie. Trudno, do wiosny będzie taki kudłaty, bo nie ma podszycia zimowego jak inne psy. Nie ma sierści, tylko włosy, więc żeby było mu cieplej niech sobie ma to runo. Z nowym, przemysłowym odkurzaczem damy radę :) Chyba.


Strocket- pies Fraglesów

Misiek... też pies.
Jakieś 2 tygodnie temu zrobiło się trochę cieplej(akurat). No nie padało i umówiliśmy się z Magdą z Wrocławia na pałace w okolicy Jawora (Luboradz, Targoszyn itp). Był tez Jasiek od Madzi, a my wzięliśmy Gochę i Miśka, żeby się sam w domu nie nudził. To był błąd !!! W Targoszynie weszliśmy na teren teoretycznie opuszczonego parku, gdzie stoi sobie opuszczony pałac i pomyślałam, że spuszczę tutaj psiaka. O, co ja narobiłam najlepszego!!!. Jak wyrwał, to jak kamień z procy. Poleciał przed siebie, a za chwilę słyszę ujadanie psów. Oho, pomyślałam, że nie jest dobrze.  Rzeczywiście była tam jakaś oficyna nieopodal i biegał mały psiak, ale to nie psiak był w strefie zainteresowania Misia, ale koń, który stał za parkurem. Misiek konia widział po raz drugi w życiu i już za pierwszym razem to wielkie zwierzę mu się nie spodobało. Micho jak czegoś nie zna to szczeka. Biegaliśmy z Jankiem za tym patafianem, a ten wskoczył za parkur i zaczął ujadać na konia. A koń jak to koń, niewiele myśląc jak strzelił w miśkowy łeb z kopyta, to tylko widziałam, jak się ten kudłaty czerep zachwiał. Szczęście w nieszczęściu, że koń nie był podkuty i nie strzelił go prosto w oko, a tuż przy nim. Złapaliśmy go z Jankiem- rana niewielka, ale dotkliwa. Najbardziej bolało go wieczorem, bo biegał z kąta w kat i nie umiał sobie znaleźć miejsca. Musiałam dać mu połówkę ibupromu i dopiero wtedy zasnął. Tak więc mam oficjalnie kopniętego psa... Cud, że przeżył. Moja wina, wiem, dlatego Misiek już na żadne pałace nigdy z nami nie pojedzie. Koniec.

Misiek po spotkaniu z kopytem końskim na tle ruin zamku w Mściwojowie
I tak nam lecą dni z panem Psiakiem i doprawdy nawet nie wiem jak bardzo bym się nudziła (ha, ha!!!) gdyby tego psa w domu nie było. Na pewno nie myłabym 2 razy dziennie podłogi, nie wyrzucała worków pełnych kudłów z odkurzacza, 4 razy na dobę nie wychodziłabym na spacery o każdej porze roku, w każdej aurze i o każdej godzinie dnia i nocy (właśnie kilka dni temu zeżarł kilka tabletek ziołowych na żołądek (ukradł Marceli), a potem dałam mu kawałek pizzy, więc ma sranie... Co oznacza ni mniej ni więcej, tylko spacery przy świetle księżyca o 3 w nocy. W sobotę wróciliśmy z imprezy o 2 w nocy, a Misio i jego sraczka zbudziła mnie 3 godziny później!!!AAAAAAAAAAAA!) Niestety nie chce pić smecty (wstrzykiwanie do pyska strzykawką to cyrk prawdziwy) więc wczoraj z Gochą wpadłyśmy na pomysł, że jeśli damy mu to w saszetce i narobimy rabanu, żeby nam to oddał, to on jak zwykle zrobi na opak i to po prostu zeżre na sucho. No, saszetkę rozerwał i zostawił, a pokój wyglądał potem jak kolumbijska dziupla, gdzie odmierza się kokainę... Dzisiaj kupiłam węgiel, ale cholera w kapsułkach, a nie w tabletkach, które sobie w takich wypadkach chrupał... Znowu rozgryzł i wszystko tym razem w czarnym pyle... O RATUNKU!!! Dałam mu w końcu z jedzeniem i póki co widzę, że jelita odpuściły i mają się lepiej. Zobaczymy co będzie w nocy.
Gdyby nie Misiek miałabym naprawdę dużo niespożytkowanego czasu. Nudziłabym się, najzwyczajniej w świecie. Jak inni ludzie w ogóle mogą funkcjonować bez takich Miśków w swoim życiu.?? Nie mam pojęcia :) :) Biedne te ludzie... oj biedne.
Misio ma już 2 lata...i to były naprawdę intensywne 2 lata :) Mam nadzieję, że on z czasem naprawdę się choć trochę uspokoi i ogarnie, bo póki co... rock'n'roll! a ja coraz starsza... ;)
Wszystkiego najlepszego piesku :)

przyjaźń międzygatunkowa z Manią

Miś na Halloween jako Dementor
no bo przecież tak naprawdę jestem aniołkiem...
byłem, jestem i będę :) Dobranoc .

2 komentarze:

  1. Miś jest cudownym rozrabiaką, łobuz z pięknym psim spojrzeniem, nie sposób się na niego gniewać, a mimo zmęczenia i ran na nogach i rękach, nadal się ma ochotę z nim bawić! Gorzej jak ma piszczącą zabawkę, wtedy należy ubezpieczyć się w zatyczki do uszu :)
    Miśku kochany, lepiej nie mogłeś trafić, szczęściarzu!Najlepszego na urodziny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty Bebiku wiesz najlepiej co to za czorcik jest i że nawet nieloty po spotkaniu z nim latają jak sokoły :)

    OdpowiedzUsuń