Jeżeli śpiewać to nie indywidualnie, jeżeli śpiewać to tylko we dwóch.... Wiem, leciało inaczej, ale tak mi się skojarzyło. Dzisiaj będzie o duetach wokalnych mojego ulubionego śpiewaka Simona le Bon. Właściwie miało być w ogóle o duetach, bo temat piękny, ale jak zaczęłam szperać, to okazało się, że nasz Le Bon w duetach jest prawie tak dobry jak Sting... W ilości znaczy. Naprawdę jest w czym wybierać.
Przedstawię 10 moim zdaniem najfajniejszych le Bońskich dubli zarówno z dziewczynami jak i chłopakami. So, let's go :)
10. Duran Duran i Brandon Flowers z The Killers- Planet Earth. 2008r.
Z tego co wiem, chłopaki bardzo się nawzajem cenią i lubią, a ponadto, The Killers od zawsze twierdziło, że Duran Duran miało spory wpływ na brzmienie ich muzyki. I słusznie, bo Duran Duran to już najprawdziwsza ikona, chociaż niewiele osób w Polsce o tym wie :) W przyszłym roku czeka nas (fanów) płyta z okazji 40-lecia istnienia zespołu. Już przebieram nóżkami, bo gości zaprosili zacnych, więc będą nowe duety :) Producenci to Mark Ronson (hurra) i Georgio Moroder... (hurra, hurra).
No dobra, ale my w duecie jesteśmy, więc Brandon Flowers and Simon le Bon i ich wersją Planet Earth. Stareńki to utwór, jeden z pierwszych nagranych przez DD, ale ma potencjał koncertowy wielki.
Nagranie pochodzi z koncertu DD z 9 maja 2008 roku, w Las Vegas. Oprócz Brandona, na gitarze popyla David Keuning z tej samej kapeli. Wyszło fajnie i zabawnie. Mistrz i uczeń razem na scenie. This is Planet Earth!!!!.
9. Duran Duran i Milton Nascimento- Breath after breath. 1993r.
Duet nieco egzotyczny, bo duranowo- brazylijski. Milton Nascimento w Polsce kompletnie nieznany (czy znany? Kto zna? Marcin Kydryński?), w Brazylii prawdziwa ikona muzyki, głównie bossa novy, czyli odmiany brazylijskiego jazzu. Współpracował z Paulem Simonem, Peterem Gabrielem, Quincy Jonesem czy Pathem Metheny, a dzięki przyjaźni z ex gitarzystą Duran Duran Warrenem Cuccurullo, powstał w/w duet w roku 1983 z piosenką Breath After Breath. Fajny, stylizowany na latynoski kawałek, podzielony na część anglojęzyczną i portugalskojęzyczną. Teledysk do utworu został nagrany nad wodospadami Iquazu na granicy Brazylijsko- Wenezuelskiej. Cudnie tam jest po prostu. A piosenka.?..Sami posłuchajcie. Bardzo lubię. W ogóle lubię tę płytę, więc jako całość polecam The Wedding Album.
8. Duran Duran i Justin Timberlake- Cry baby cry.
Nite Runner bardzo lubię w wersji nite, gdzie w ogóle Timberlaka nie słychać https://www.youtube.com/watch?v=cdET-KUl114 i którą to wersję polecam.
No dobra, ale ja nie o tym duecie chciałam, to znaczy o tym, ale innej zupełnie piosence. Na japońskiej wersji Czerwonego Dywanu dołożono bardzo fajny bonus w postaci piosenki "Cry baby Cry." Swietny bassss, wpadająca w ucho melodia i naprawdę dobry duet!!! Chłopaki nawzajem się uzupełniają. Może szału nie ma, ale warto posłuchać. Dobrze, że tym razem falsetem zaśpiewał Justin :) Le Bon w falsetach działa na mnie jak płachta na byka.
7. Duran Duran i Janalle Monae- Pressure off. 2015 rok.
Przyznaję szczerze, że gdyby nie ten duet, w ogóle nie wiedziałabym, że wokalistka (i podobno aktorka) Janalle Monae istnieje. Jednak Durani potrafią wyszukać do swoich projektów (czasami) fajne osoby. Na płycie "Paper Gods" wystąpiło wielu gości. Jedni dodali tej płycie blasku, inni w ogóle nie powinni się odzywać. No, ale to chłopaki z zespołu zdecydowali o tak wielkiej ilości stołowników przy płycie Paper Gods (moim zdaniem tych gości było o wiele za dużo).
W tym przypadku duet "Pressure off " wypadł wyśmienicie, pozytywnie i zabawnie. Na teledysku młoda, śliczna, skacząca jak kózka dziewczynka, plus podrasowane Durany-odchudzone, z obciętymi pazurami i fajnie wystylizowane. Naprawdę w dychę trafione. Funkowy kawałek, znowu ze świetną linią basu, z dodatkową wartością, czyli producentem i gitarzystą Nilem Rogers, wielkim przyjacielem DD. Dodam, że Rogers wyprodukował Bowiemu jego najlepszy album "Let's Dance", a Duranom już trochę mniej dobry "Notorious". Oczywiście to moja opinia. Panie i panowie. Pressure off, czyli takie Under Pression w wersji wegańskiej.
6. Duran Duran i Beth Ditto-Notorious. 2011r.
Znowu funky funky. Flagowy singiel z płyty Notorious, zarejestrowany w tymże duecie przez Davida Lyncha w 2011 roku na koncercie pt "Unstage", wydanym pod tym samym tytułem na płycie DVD. Wielu tam gości było, koncert świetny, ale Lynch ocipiał tam do reszty. Niestety. Oczywiście wiem, że Lynch normalny nie jest, bo znam jego twórczość filmową (pomijam "Dzikośc serca" i "Blue Velvet", które uwielbiam), ale tutaj facet poszedł po rajtuzach i gdy oglądałam ten koncert po raz pierwszy, szukałam papierowej torebki, żeby ją założyć sobie na głowę. Santamadonna, co ten poeta miał na myśli, nie wiem. W temacie tej wizji koncertu, uważam się za osobę ograniczoną. Oczywiście Durani zachwyceni. Zwłaszcza Nick i John. No, ale duet wypadł fajnie. Beth bardzo lubię. Jest świetną wokalistką i nie dziwi mnie fakt zaproszenia jej na tenże koncert i wspólny zaśpiew z le Bonem. Nawet w tej chwili nie przeszkadza mi specjalnie, że dziewczyna zapomniała tekstu piosenki. Wcale się tym nie przejęła i wykonanie z takim małym kulfonem wyszło niezapomniane. Takie występy zostają w pamięci na zawsze. Tak też jest w tym temacie. Plotka głosi, że Beth marzy o perfekcyjnym świecie. I tego jej życzę. Notorycznie.
5. Arcadia i Sting. The Promise.1985r.
Na obrazku powyżej Sting i Simon śpiewają swój fragment do piosenki "Do They Know It's Christmas" w formacji Band Aid ...z 1984 roku. Jej, jak to było dano temu i jakie to było szlachetne! Wielka sprawa.
And it's a world of dread and fear
Where the only water flowing
Is the bitter sting of tears
And the Christmas bells that ring there are the clanging chimes of doom... to był ten moment :), ale ja znowu o innym duecie, chociaż Sting mało tam zaśpiewał, moim zdaniem liczy się.
Is the bitter sting of tears
And the Christmas bells that ring there are the clanging chimes of doom... to był ten moment :), ale ja znowu o innym duecie, chociaż Sting mało tam zaśpiewał, moim zdaniem liczy się.
Arcadia, czyli le Bon, Nick Rhodes i Roger Taylor plus goście na płycie "So Red The Rose" z 1985 roku.
Piosenka na której udzielił się Sting to przepiękna "The Promise", a słychać go w refrenach. Tutaj znowu wartość dodana w postaci kolejnego gościa- gitarzysty Davida Gilmoura. Kocham, uwielbiam ten kawałek i już kiedyś o nim na tym blogu pisałam, tylko nie pamiętam z jakiej okazji. Jak poszperam, to sobie przypomnę. Nie znalazłam na youtube oficjalnego teledysku (why????), tylko tę nędzę z playbacku poniżej. Trudno. Piosenka nadal jest piękna, chociaż ani Stinga, ani Gilmoura nie widać.
Trallala, znalazłam tez wersję oryginalną, ktoś zamieścił zupełnie niedawno (aktualizacja z 8.06.2020)
4. Simon Le Bon i Dolores O' Riordan- Linger. 1995r.
Tym razem w piosence Dolores. Simek jest tu tylko dodatkiem z jajeczkiem, chociaż stara się i asystuje.
Utwór nagrany podczas jednego z kultowych już koncertów "Pavarotti and friends" zorganizowanego dla Bośniackich dzieci z 12 września 1995 roku. Tych koncertów z udziałem Pavarottiego i jego gości było sporo, ale ten duet wystąpił tylko wtedy. Zresztą był tam też duet le Bona z samym mistrzem, ale nie udostępnię, bo jest poza konkurencją.(hy hy) Jak ktoś chce to odnajdzie :) Ten koncert transmitowała nasza Telewizja Polska w programie 2.
Młodziutka i utalentowana Dolores (wtedy mająca 24 lata!!!) w białym, przydużym garniturku, z wielką gitarą i bardzo wtedy przystojny i wysmuklony Simon. Bardzo lubię ten duet. I łza się w oku kręci, gdy pomyślę, że Dolores już nigdy nic nie zaśpiewa. Szkoda jej wielka. Szkoda.
3. Duran Duran i Ana Matronic (Scissors Sisters)- Safe (In the heat of the moment). 2010r.
No i jesteśmy na pudle. Piosenka Safe pochodzi z albumu "All you need is now" z 2010 roku, a pani Ana użyczyła swojego głosu jeszcze w jednym kawałku na tejże płycie, a mianowicie "Blame the Machines", ale tam zaśpiewała tylko fragmencik. Z tego co wiem, udało się temu duetowi zaśpiewać publicznie kilkukrotnie, ale nie znalazłam nigdzie na to dowodów wokalnych, oprócz festiwalu w Coachelli z 2011 roku. Widziałam w zamian jeszcze kilka koncertowych fotek Duranów i Any w zupełnie innym anturażu.
Ponieważ ten duet na youtube jest nagrany tylko przez kogoś z publiczności, proponuję odpalić oryginalny koncert z Coachelli, który na Youtube ktoś wspaniałomyślnie wrzucił. Ana wchodzi na scenę w minucie 20, sekund 14 w pięknej, czerwonej sukience. W piosence jest kusicielką, więc postarała się :) Polecam cały koncert, bo zacny.
Aha, podobno jest to jedna z ulubionych piosenek klawiszowca Nicka Rhodesa, która znalazła się na tejże płycie. To taka ciekawostka :)
2. Simon Le Bon i Chris Corner- The Chauffeur.
The Chauffeur z japońskiego koncertu Chrisa Cornera. Simek dosyć często nawiedza kraj Kwitnącej Wiśni, ponieważ ma tam wydawnictwo muzyczne, które prowadzi z przyjacielem Edem Woodem. Poza tym, czas tego koncertu, to wielki powrót DD na scenę w piątkę, a zaczynali ten powrót właśnie od Japonii i mam nawet świetny bootleg z jednego z koncertów tam zagranych. Naprawdę dobry!!!
Chris Corner, jak widać na obrazku to niezły dziwak i znowu nie znam praktycznie wcale jego twórczości, bo z Chrisów na C, wolę Cornella... Nieżyjącego już niestety. Właśnie odpaliłam sobie jakiś kawałek Cornera i brzmi dobrze. Zainteresuję się... jak znajdę czas.
A poniżej duet le Bon/ Corner z koncertu w Japonii. Nie znam dokładnej daty, ale po Le Bonie twierdzę, że to jakiś 2005 rok. Jak widać na obrazku, obydwaj chłopcy nawaleni jak dwa Messerschmitty, ale wykon krwisty. Bardzo mi się podoba ten duet. Szkoda, że to jednorazowa współpraca.
Ps. To był taki czas, że Simon przez kilka lat paradował w zielonych spodniach od dresu, nawet po Japonii... aż się dziwię skąd ten gajer.
1. Duran Duran and Kelis. The Man who stole a leopard. 2010 r.
Piękny, cudowny duet w jednej z najlepszych i najdoskonalej zaaranżowanych utworów Duran Duran ever.
Duet znowu pochodzi w płyty "All you need is now" z 2010 roku i pamiętam, że gdy go pierwszy raz usłyszałam, byłam naprawdę dumna z tego wykonania. Kelis jest tutaj jak alter ego Simona i jest to powtórzony zabieg z piosenki New Religion, gdzie Simek prowadził dialog sam ze sobą. Zresztą wyszło mu to całkiem dobrze, choć lekko schizofrenicznie :) W każdym razie lubię.
Tym razem alter ego Simona jest naprawdę cudną kocicą, która pięknie uzupełnia swoim wokalem utwór. Piosenka została zainspirowana filmem "Kolekcjoner Motyli" z 1965 roku, który opowiada o zdziwaczałym facecie, teoretycznie zwyczajnym urzędniku, który uprowadza piękną studentkę malarstwa i więzi ją w piwnicy swojego domu, licząc na miłość z jej strony. Pamiętam ten film z dzieciństwa i wywarł na mnie (wtedy) olbrzymie wrażenie. Wiem, że dzieci nie powinny oglądać takich filmów, ale mi się udało. Oczywiście nie widziałam tego filmu w 65 roku, bo nie było mnie na świecie, ale w latach 70-tych TVP zapodała go szerszej publiczności.
W tym przypadku zamiast motyla, w klatce siedzi uwięziona kotka sporych rozmiarów. Na samym końcu utworu, najprawdziwsza dziennikarka z ITV Television, Nina Hossain czyta wymyślony przez Nicka Rhodesa tekst o człowieku, który przetrzymywał w domu żywego i pomrukujacego leoparda, jako jedną z wielu informacji podczas wieczornych wiadomości TV. Bardzo ciekawy zabieg.
Oczywiście zanim Kelis trafiła do tego duetu, niewiele o niej wiedziałam i przyznaję, że nadal wiem niewiele. Oczywiście znam Trick Me, ale grzebiąc głębiej stwierdziłam, że to nie moja nuta. Generalnie wolę muzykę opartą na melodii (Europa), a nie na rytmie (USA).
Wspólne wykonanie Le Bon/ Kelis utworu The Man who stole a Leopard można zobaczyć na tym durnym koncercie zrealizowanym przez Lyncha, ale jak ktoś poszpera, znajdzie jeszcze inne nagrania tego duetu.
Do podsumowania tego topu wybrałam najzwyklejszą wersję z płyty do teledysku, który wygrał konkurs na Genero w 2011 roku.
Panie i Panowie. The Man who Stole a leopard- Simon Charles Le Bon oraz Kelis Rogers- Jones. Brawa!
Ps. Bardzo lubię słuchać tego kawałka w nocy, w samochodzie. Działa jak cholera! Oczywiście nie wsiadam specjalnie do auta po nocy, żeby posłuchać, ale słucham okazjonalnie jadąc.
Ps2. Kochani, to ostatni post w tym roku. Mało ich było, ale nie poddaję się :) Na pewno poczytamy się w roku przyszłym, bo tematów od groma. A póki co, życzę wszystkim czytelnikom pięknych świąt, oddechu i spokoju. Nie znoszę wszelkich świąt katolickich, bo już dawno z nich wyrosłam, ale uważam, że nie potrzebna jest specjalna okazja, żeby innym życzyć jak najlepiej, więc z okazją lub nie, bądźcie szczęśliwi. Pozdrawiam, buziakuję i złapcie dystans. Papaty i czytamy się w 2020 roku... Matkojedyno?Really? Jak to w ogóle brzmi?2020.... hmmmm
to musiał być sporych rozmiarów bałwan :) |
Duet to stan naturalny dla tego zespołu. Już sama nazwa DURAN DURAN usprawiedliwia wszelkie PODWÓJNE działania. Albo we dwójkę. Dla mnie mogą nawet powtórzyć zwrotkę i refren w utworze :)
OdpowiedzUsuńNawet babka na dwoje wróżyła, więc ich rozumiem...
Tutaj pełna zgoda... Czekam na duet z Lykkie Li. To może być ciekawe doświadczenie. Nowa płyta podobno w maju. Przebieram nóżkami i zastanawiam się nad koncertem w Dublinie w czerwcu chyba. Dawno DD w akcji na żywo nie widziałam. Tęsknię :) Pozdrawiam Kamyka :) Szczęśliwego, nowego roku!
OdpowiedzUsuńTo musi być rok
OdpowiedzUsuńDURAN DURAN.
Wróżba jest czytelna:
2020
NAJLEPSZEGO!
Też mam taka nadzieję... poczekamy do maja :)
UsuńWszystko mi się podobało. Jak zwykle czytałam i śmiałam się pod nosem. Pisz, pisz Elciku. Temat Duetowy świetny ! Nazbierało się tego trochę przez lata:) Czekam na następne, co to Durany wymyślą (?)
OdpowiedzUsuńA tym czasem... Najlepszego na ten 2020 rok ! Niech będzie do cna Duranowy !!!!