wtorek, 3 listopada 2020

Pandemiczny zlot Fanów Duran Duran 2020- Jaśminowy Gaj pod Inowrocławiem, czyli Dystans i Dezynfekcja....

 

Ktoś mnie zapytał, czy to naturalne pozy... Oczywiście, to widać.

Udało się, udało!!!! Chociaż niewiele wskazywało na fakt, że w tym roku zlecimy się chociaż w niewielkim gronie. Jednak chcieć, to móc!!!!  Pomimo przeciwności losu, małej frekwencji, niesprzyjającej pogody, braku koncertów, braku nowej płyty, a nawet w pewnym momencie braku miejscówki, chęć zobaczenia się jak co roku na jeden weekend -zwyciężyła!!!!!. I stało się to oczywiście we wrześniu.

Adaś z Monią ogarnęli najpierw jakiś pensjonat, który nie wypalił, by po tygodniu znaleźć kolejne 3, z czego wybraliśmy "Jaśminowy Gaj" tuż pod Inowrocławiem. Głównym kryterium była fajna i kontaktowa właścicielka oraz miejsce odosobnienia, zarówno nas, jako grupy specjalnej troski, od reszty społeczeństwa jak i vice versa. To drugie zwłaszcza. 

 

Wcześniej tradycyjnie sprawdzałam prognozę pogody i nie wyglądało to najlepiej. Deszcze niespokojne, a właściwie DESZCZE!!!!! Czyżby pogoda także była przeciwko nam? Zawsze mieliśmy fuksa, ale może tym razem będzie lipa??? I była. Po całości!!!!! Wyjechaliśmy jeszcze przed południem i już na autostradzie Niagara deszczu. Nie ulewa, ale potop!!!! Zaczęłam żałować, że nie mamy amfibii, albo wozu Jamesa Bonda, bo jazda w tej szarudze, gdzie wycieraczki nie nadążały zbierać wody z przedniej szyby, była bardzo męcząca. Lało aż do Poznania, potem padało, ale i tak było niefajnie. 

Dojechaliśmy do Torunia z godzinna obsuwą, skąd zabraliśmy Agnieszkę z Koszalina z synami i nawróciliśmy na Inowrocław. Nie wiem co mi znowu do łba strzeliło, żeby zamiast zaproponować Adze dojazd do Inowrocławia, strzeliłam tym Toruniem. Jakoś na mapie mi to lepiej wyglądało, ale mapa to mapa, a życie sobie. 

Na miejscu w Jaśminowym Gaju byli już prawie wszyscy, chociaż tak jak wspominałam, mało nas było- 15 osób wliczając w to dzieciaki, ale nie ilość się liczy, tylko jakość, a ta była najwyższej próby. 

Tradycyjnie padliśmy sobie w ramiona... Pandemicznie oczywiście. Odsapnęliśmy minutkę i chłopaki odpalili grilla. W tym roku królowała kaszanka i żeberka. Akurat był kawałek daszku, gdzie nie lało i można było pogrillować. Oczywiście trunki, muzyka, śmiechy, radocha, jedzonko i gadanie, bo przecież rok się nie widzieliśmy. I jak zwykle, tak się uśmiałam, że zakwasy porobiły mi się w policzkach i w jakichś mięśniach szczęki, których nie potrafię nazwać, od śmiechu. Oczywiście były też tańce. Adaś zorganizował....bo Adaś to tancerz....(pewnie Monia wie o tym najlepiej :) A późnym wieczorem dojechali jeszcze Fiszowie, czyli brat Jacka z żoną Anią, których niestety nie spotykamy na każdym zlocie, więc radość była dodatkowa.

Monie w akcji...

Chyba na chwilę zamarzłam?

rechotu ciąg dalszy

Z Agą z Koszalina lejemy ze śmiechu, a to po lewej to nos Adama... Dobrze, że bez włosów :)

w ubiegłym roku Jacek miał substytut organów Hammonda w postaci grilla, teraz wirtualna perkusja.

Nie wiem do której trwała ta duranowa libacja (hy hy), ale powoli się wykruszyliśmy. Rano jednak ze zdwojoną energią śniadanko i wyjazd na Szlak Piastowski. Na początek Strzelno z Kościołem św. Trójcy i NMP, oraz rotunda Romańska z XII wieku, w której modlili się nasi najsłynniejsi władcy tacy jak: Łokietek, Kazimierz Wielki, Jagiełlo czy Sobieski. Taki matecznik polskiego katolicyzmu... I ja w nim. To dopiero gratka. El Diablo w kolebce polskiego chrześcijaństwa. Tak, czekałam aż mnie coś trafi z nieba zachmurzonego. Ale nic. Cisza.

Adaś zakupił dla nas bilety i przyszedł pan przewodnik, zresztą bardzo sympatyczny, który opowiedział nam dzieje kościoła, a także historię niezwykłych kolumn, które znajdują się wewnątrz. 

 Bryła kościoła z wierzchu mocno barokowa, dlatego, to co zobaczyłam w środku zaskoczyło mnie totalnie.

Przez tę barokową zmyłę, wewnątrz strzeliłam karpia. Wchodzi się do miejsca, w którym widać, że jest stare i z barokami nie ma nic wspólnego (chociaż Baroki też nie jakieś młodzieżowe). Budowę kościoła rozpoczęto w XII wieku i przez długie lata należał do zakonu norbertanek, kobiet bardzo bogatych, ale żyjących w skrajnym ubóstwie... Nie do końca z wyboru. Rodzina oddawała taką pannę do zakonu, dodatkowo płacąc za nią ziemią, wsiami i innymi bogactwami, byleby strup na dupie przyjęli, nie ważne ile miałoby to kosztować i te biedne kobiety siedziały w celach modląc się w wolnych chwilach, a tak ogólnie  zapieprzały w pocie czoła. Jest na terenie kościoła muzeum, gdzie jest odwzorowana cela klasztorna tychże norbertanek. Dziękuję bardzo za uwagę. Nie. Nie, nie... Jakiś koszmar.

W środku od razu uwagę przykuwają 2 rzeźbione kolumny z personifikacją ludzkiej natury. Jedna z nich opisuje nasze podłe ziemskie cechy, a druga wręcz odwrotnie- te cechy dobre i cnotliwe. Kolumny datowane są na koniec XII wieku, początek wieku XIII, czyli są bardzo stare i podobne, choć nie takie same, znajdują się tylko w dwóch miejscach w Europie- w Bazylice św. Marka w Wenecji i Santiago De Compostela w Hiszpanii.

W sumie wszystkich kolumn jest 7, ale reszta w porównaniu z tymi dwiema wygląda bardzo ubogo i mdło. Kolumny przez długie lata były zamurowane i odkryto je dopiero w 1946 roku, odrestaurowano i teraz cieszą oko. Naprawdę.


rano zaświeciło słonko, chociaż nie na długo.



kolumny romańskie

a sufit w kaplicy obok- barokowy....

Lubię wiedzieć z kim konkurujemy, dlatego zadałam sobie ten trud i poszukałam w necie jak wyglądają kolumny z Wenecji i Santiago De Compostela. No, my wypadamy jednak trochę blado... Jak zwykle. Ubodzy kuzynowie.




Kolumny w Santiago De Compostela



i kolumny w Bazylice Sw. Marka w Wenecji.

W kościele znajduje się tez ołtarz, w którym ukryto 658 relikwii, czyli doczesnych szczątków tzw. świętych, ich kości, zębów i innych trupich części ciała, tudzież być może odzieży?Nie zdążyłam dopytać.  Na mnie relikwie robią koszmarne wrażenie i nigdy w życiu nie dotknęłabym ani jednej, choćby mnie przekonywano, że czyni cuda wianki. Nie ma takiej możliwości. Te pozostałości po tzw. świętych sprawiają, że  kościół ze Strzelna to jeden z największych relikwiarzy w Europie... To co jest jednak dla mnie było ciekawe w tym ołtarzu, to ludowa rzeźba Chrystusa ukrzyżowanego. Podobno autor wzorował się na zwłokach autentycznego trupa, żeby odwzorować twarz osoby zmarłej. Ale ciekawa perspektywa.  A tak a propos relikwii, podobno gdyby zliczyć wszystkie relikwie krzyża na którym umarł Chrystus, to byłyby 3 wielkie wagony kolejowe... Krzyż z Sekwoi chyba, albo z baobabu? A Jezu malusieńki....

Spod jednego oblicza Chrystusa wyjawia się drugi. Jak w Bazylice,  do muzyki.


zbliżenie na twarz wzorowaną na zmarłym...znalezione w necie.

Mogliśmy obejrzeć kościół do stóp do głów. Z uwagi na "pandemię" liczba pielgrzymów zmalała do jednostek, więc pozwolono nam zajrzeć w każdy kąt. Bardzo lubię starą architekturę, stareńkie kościoły i ich zapach. Czuć w nich historię, widać wydeptane schody i podłogi. Zapach też jest zupełnie inny. Architektura zawsze robiła na mnie większe wrażenie niż jakikolwiek kult, bo to ludzki geniusz postawił  te budowle, wyobraźnia i umiejętności budowniczych. A że prowadzony ręką Boga????... Tak, tak, mam własne zdanie na ten temat. 

Po kościele zajrzeliśmy do romańskiej rotundy, tej w której modlili się polscy władcy. Jak to w stylu romańskim- ubogo i kamiennie :) Ale klimat jest. Poza tym doskonała akustyka. W tej chwili można tam zawrzeć związek małżeński, organizowane są koncerty, a dodatkowo za drobną opłatą w wysokości 1 grosza, można poprosić patrona tejże rotundy. św. Prokopa o fajnego chłopa, wrzucając pieniążek do starej krypty przykrytej kratownicą. Nasza Aga z Koszalina taki pieniążek wrzuciła z prośbą do świętego o tegoż fajnego chłopa i ku mojemu zdumieniu, kilka dni po zlocie zadzwoniła, że dzieje się na" linii " i kto wie co to będzie. Trzymam za Agę kciuki. Mam nadzieję, że ten Prokop wie co robi ??? :) Jakby co, będzie reklamacja i prośba o chłopa nowego. Za grosz? Da się upchnąć w domowych wydatkach. 

Rotunda wewnątrz z lożą dla panujących. Trochę mi czaszkę to przypomina. Oczywiście łazimy.

Jeden z najstarszych średniowiecznych portali

i ekipa na tle rotundy, już w deszczu.

Po Strzelnie ruszyliśmy do Mysiej Wieży w Kruszwicy. Cholera, padało już dobrze, ale co? Myszy wieże zdobyły, zeżarły Popiela, a my nie???? Znaczy, na strawie z Popiela nam nie zależało, ale na wieży i owszem. Zajechaliśmy do stolicy polskiego oleju rzepakowego, która w niektórych miejscach przypomina stację kosmiczną na księżycu. Dojazd do wieży prościuteńki. Ale sama wieża nic nie urywa. Wysoka.


To chyba mysz z Kraśnika. Kto śledził informacje o radzie tego miasta i ich pomysłach, wie o co chodzi.

idziemy

Widok na jezioro Gopło. Naprawdę piękne!!!!

zmoczeni, ale japy się cieszą

Najstarszy kościół romański w Polsce. Akurat była msza, ale szału nie było. Znaczy wizerunkowo, nie mszalnie, bo i tak bym się nie spodziewała.   

Po Kruszwicy kierunek na Inowrocław i restaurację "Róże, aniołki i fiołki", albo jakoś, gdzie zjedliśmy pyszny obiadek z pierogami z pieca, a potem zaliczyliśmy "Ciechocinek", czyli tężnie Inowrocławskie dla kuracjuszy. No tak, czas się przyzwyczajać. Wilgotno i słono, ale fajnie.

aniołek???? HY HY.... ale gdzież tam :)



pandemiczna grupa specjalnej troski.... Widać?Tu jest chyba potrzebne sanatorium pod klepsydrą....
  



Po obowiązkowym spacerku dla kuracjuszy, ruszyliśmy do Gaju, po drodze z małymi zakupami w okolicznej Biedronce w celu zakupienia wina... i tylko WINA, bo produkty grillowe, tupu tacki czy tam inne widelce, potrzebne nam najbardziej, już zostały odesłane do bazy. Trudno. Okazało się, że jednak mamy jeszcze swoje akcesoria, a wino się przydało, bo jak wiadomo w winie jest mądrość, w piwie wolność, a w wodzie bakterie....

Więc tego wieczora byliśmy bardzo mądrzy!!! Najmądrzejsi!!!!

Einstein patronem fanów DD

 

Ale także  rozweseleni i rozgadani. 💪🎶🎵🎸🎹🎺🎻🎼

Wieczór jak zwykle uroczy, pełen muzyki Duran Duran, śmiechu i tańców. Adaś (znowu!!!!) zorganizował konkurs, gdzie wszyscy wygrywaliśmy. Jak ja kocham takie konkursy, chociaż przyznam szczerze, że ostatnio zapuściłam się jako fanka  DD i zamiast po 2 nutach rozpoznać "To the Shore", uparcie twierdziłam, że to "Waiting for the night boat".... Porażka!!!! Cóż kochani, wiek!!!! Ale laliśmy z tego, bo nie wiedzieliśmy tego razem z Jackiem i tak samo brnęliśmy w maliny.... głębokie.

Zrobiliśmy też avatara dla naszego przyjaciela, wieloletniego, wiernego fana Duran Duran i zlotów duranowych Maćka, który w tym roku niestety nas nie zaszczycił, ponieważ poważnie się rozchorował. To jest dłuższa historia, ale avatar poszedł do niego z pozytywnym przesłaniem i wiemy już na pewno, że Maciek w przyszłym roku na zlot przyjedzie, choćby miał nastąpić koniec świata. Trzymamy kciuki. Maćku słowo się rzekło!!!!!

 

Maćku pozdrawiamy!!!!Jakoś mało synchronicznie, ale szczerze.

 

Było jak zwykle cudownie, duranowo, chociaż jak wspomniałam na początku, wszystko było przeciwko nam!!! Wszystko!!!! Ale co może "wszystko" przeciwko dobrej woli? NIC!!!! Co widać na załączonych obrazkach. 

 

with....

 
or without me :)

Rano tradycyjne, wspólne śniadanko i czas było zbierać się do domu. Mieliśmy w planach jeszcze zobaczyć Toruń, chociaż nie wszyscy. I tak Aga miała kupiony bilet na pociąg z Torunia do Koszalina, a Adaś z Monią i chłopakami, chcieli pozwiedzać stare kąty. Niestety pogoda dowaliła już na poważnie. Temperatura spadła do 10 stopni, a deszcz postanowił nie odpuszczać! Jakaś ohyda. Toruń fajny, bardzo ładny, odpicowany, czyściutki i zabytkowy, chociaż niestety kojarzy mi się od lat z tym chujem Rydzykiem, ale co zrobić? Już wolę, żeby był w Toruniu niż we Wrocławiu. Przynajmniej mam na tyle daleko, żeby gnoja zgniłym jajem z procy w ten ulany ryj co tydzień  nie strzelić. (sorry za język niecenzuralny, ale nie mam dla tego parszywca ani jednej dobrej myśli i ani jednego dobrego słowa)

Oblecieliśmy Toruń szybciorem- katedra (msza, więc wyszliśmy, żeby nie przeszkadzać rozmodlonym) i Muzeum Piernika. Fajne, ale w Jaworze, na Dolnym Sląsku mamy fajniejsze. Naprawdę!!!! Polecam. W ogóle Dolny jest najcudowniejszy :) hy hy... Ale na poważnie link http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/gallery,1,36340.html

Na Rynku pandemiczny Kopernik w maseczce, który jak wiadomo był kobietą.... a nawet gejem


 Kochani, to the shore he, he.... (zapamiętam na długo) Czas jest wyjątkowo podły, chory i dla mnie oderwany od rzeczywistości, dlatego cieszę się niezmiernie, że w tym idiotycznym roku zdobyliśmy się na tę odwagę, by się spotkać, chociaż powtarzam po raz kolejny-wszystko sprzysięgło się przeciwko nam. Było jak zwykle fantastycznie, przezabawnie i cudownie. Kto przestraszył się covida ten trąba. I tak Was dopadnie, teraz lub za moment. W tym państwie z kartonu i dykty, gdzie NIKT, powtarzam NIKT nie panuje nad sytuacją, przejdziemy przez niego wszyscy, bez względu na obostrzenia. Matka natura zrobi to, co potrafi najlepiej- uodporni silnych, a słabych się pozbędzie. Wiem, że to co piszę jest podłe, ale to nie ja wypuściłam tego wirusa na wolność i nie ja organizuję pracę szpitali w Polsce, zakup respiratorów i nie ja wynajęłam Antonowa za milion milionów, który przywiózł maseczki, którymi można było sobie dupę wytrzeć. Dodam tylko, że razem z rodziną i  przyjaciółmi przeszliśmy 3 tygodnie temu covida i nadal  żyjemy. Nie było łatwo, ale też nie tragicznie. Wiadomo, że ten wirus, to indywidualista, więc każdego demoluje jak lubi...lub nie lubi. Każdy z nas przeszedł go po swojemu, ale przeszedł. Nie ma co panikować. Przechodziłam gorsze grypy... i wiem co piszę. I nie, nie robiłam testu. Dla statystyki??? Jaki w tym sens? Normalnie poszłam na L4, wyleżałam, wypociłam i stanęłam na nogi.

A póki co, jeszcze raz dziękuję pandemicznej grupie polskich fanów Duran Duran za to spotkanie. Widzimy się w przyszłym roku w okolicach Koszalina!!! Z Maćkiem i Wiolką!!!!! Z covidem lub bez... because- 

 Nobody knows  

What's gonna happen tomorrow

We try not to show
How frightened we are
Would seem lonely
If you were the only
star in the night?
You've got to believe
It'll be alright in the end
You've got to believe
It'll be alright again.....
 

Ps. Adasiowi i Monice z chłopakami szczególne ukłony i podziękowania. Bez WAS ten zlot by się nie odbył...Dziękujemy z Mariem. Bardzo, bardzo mocno. Tobie Monia zwłaszcza :)




 



3 komentarze:

  1. Przeczytałam z zapartym tchem jak zawsze :) Cudnie było być tą chwilę z Wami chociaż "wirtualnie". Wspaniałe, kolejne wspomnienia ze Zlotu... Pieknie opisane wycieczki. El z Ciebie to świetny przewodnik ! Trzymam kciuki za realizację "zadania" Św.Prokopa :) Aga tak trzymać ! Wszystkich Was serdecznie pozdrawiam ! i nie dajcie się koronie. Mnie
    póki co, to świństwo jeszcze nie dopadło, chociaż wystawiona jestem codziennie w pracy na taki kontakt z 8 pasażerem nostromo ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asia, a może już miałaś i nawet o tym nie wiesz??? Buziaki.

      Usuń
    2. Marzko, a hugo chusteczka ? ale chyba nie..., zresztą testów na przeciwciała nie będę robiła, bo ponoć też nie wychodzą wiarygodne. Ale to jest draństwo ten covid. Naprawdę czasami myślę, że faktycznie było to wszystko zaplanowane... Broń biologiczna kosi wszystko jak chce.

      Usuń