niedziela, 10 października 2021

Zlot Fanów Duran Duran Ustronie Morskie 2021, czyli Anniversary!!!! 40 lat minęło.


 

No kochani, co to był za zlot!. Normalnie rekompensata za ubiegły rok, bo i frekwencja i miejscówa i POGODA w dychę trafiona!!!! Mieliśmy spotkać się w Chłopach, ale właściciel coś przyfisiował z datą i zamknął w połowie września, więc nam pozostało szukanie innego miejsca, co wcale takie łatwe po sezonie nie jest. Oprócz spania i mycia, jest nam potrzebna sala do biesiadowania, a to jest już trochę skomplikowane. Na szczęście ostatnio, co zacznę wyszukiwać w netach noclegi nad naszym Bałtykiem, to trafiam. Data tegorocznego zlotu to 1-3 października, więc trochę (a właściwie bardzo) obawiałam się pogody nad Bałtykiem wczesną jesienią. Sprawdzałam długoterminową prognozę i wszystko wskazywało na to, że się uda i będzie słonecznie i chociaż raz Instytut Magii i Głównej Wróżby mówił prawdę. Brawo oni.

Wyruszyliśmy około południa z Fatmą i jej Wojtkiem, oraz Agnes, tą z którą lubimy podróżować. Gdyby nie Wojtek, Mario znowu zarządzałby pussy vagonem, ale dodatkowy samiec zmienił nam proporcję. Aga była już na jednym zlocie w Sokołowsku i odnalazła się wśród tej bandy wariatów, więc tym razem już wiedziała co ją mniej więcej czeka. Oczywiście ja na dzień dobry zapomniałam kilku rzeczy, co też wcale takie dziwne nie jest, więc wróciliśmy, zanim wyruszyliśmy. Na szczęście daleko nie było. 

 

Podróż upływała nam bardzo przyjemnie, mieliśmy w aucie wyśmienite nalewki, które uprzyjemniały nam podróż. Nalewka agrestowa autorstwa Fatmy WYBITNA!!!!! WYBITNA!!!! A na obiadek wjechaliśmy do Faramira w Swiebodzinie. Jezusa znaczy. Obiad w Kuchni Małej Drukarni, gdzie byliśmy mile zaskoczeni, bo nie tylko cena, ale jakość potraw, wielkość porcji i ogólnie całokształt genialny. Najedliśmy się po kokardy!!!! I w drodze powrotnej oczywiście też tam wjechaliśmy, wiedząc, że będzie pysznie. Zupa groszkowa z grzankami i zupa tajska wymiatają. Link do miejscówki tutaj https://www.facebook.com/KuchniawStarejDrukarni Polecam zdecydowanie!!!!


Jak wiadomo Jesus loves you, więc dzielimy się z wami uczuciem.

Na zachód słońca nie zdążyliśmy, chociaż wiedząc, że nasi już w Ustroniu są, prosiłam ich, żeby złapali naszą jedyną gwiazdę w układzie na lasso i przytrzymali do naszego przyjazdu. Niestety słońce nie chciało współpracować i zaszło w anielę bez nas. Obiecałam sobie, że rano pójdziemy na wschód tegoż obiektu kosmicznego i co??? Wiadomo, miałam wywalone. Przewróciłam się na drugi boczek i założyłam kołdrę głębiej na głowę. Ale zanim rano, to jeszcze cały wieczór i pół nocy.

Na miejscu byli już niemal wszyscy i oczywiście uściskom, przytulankom, śmiechom i gadaniu końca nie było. Po roku nieobecności przyjechała Rio z Bartim ze Szczecina i Yas z Leo, których też nie było ostatnio, a Agnieszka z Koszalina przyjechała z Prawie Markiem (Niedźwieckim, bo wyglądał jak Marek jota w jotę tylko, że niższy i bez wąsów), na którego już przez cały pobyt wszyscy mówili Prawiemarek, chociaż ma na imię Waldek. Czy ktoś pamięta mój wpis zlotowy z ubiegłego roku, kiedy opisywałam, jak Agnieszka wrzuciła grosz do studni w rotundzie świetego Prokopa, prosząc o chłopa? No i dostała. I to fajnego. Polecam Prokopa, jako patrona kobiet poszukujących fajnych facetów. A grosz, to żadna cena. Za Marka Niedźwieckiego??? Nawet stówę bym zainwestowała. I jedna z największych niespodzianek, z Adasiami z Gdańska przyjechała Gosia, która była z nami na koncercie DD w 2006 roku w Warszawie. Mamy z nią zdjęcie spod hotelu. Nie widziałam dziewczyny 19 lat, ale czy to coś zmienia? Nic.

Piękni i młodzi Warszawa 2006 rok. The music between us.


 Na podwórku już rozpalony grill, a na nim jadło przednie, na stołach trunki z tej samej półki, ale zanim zasiedliśmy, szybciorem na plażę z kieliszkami pełnymi wina. Pogoda była cudowna, cieplutko, zero wiatru, a nad brzeg Bałtyku mieliśmy uwaga-50 metrów!!!! No i czego nam w tym momencie było potrzeba? Siedliśmy na schodkach, aż tu nagle przed nami z ciemności wybiegły dwa rude ogony, ganiając się jak małe psiaki po plaży. Kocham lisy, to przepiękne, mądre i ciekawskie zwierzaki. Piesokoty. Przyglądały nam się przez chwilę i pobiegły dalej, bawiąc się w berka. Cudne rudzielce. 

Przy stole gadanie, śmiechy. Przyjrzałam się duranowym dzieciom, które z nami przez te wszystkie lata biesiadowały dzielnie i z podziwu wyjść nie mogłam, kiedy to wszystko tak urosło. Nawet Madzia Stallone, która dopiero co była dzidziusiem, pogubiła mleczaki, więc w przyszłym roku przyjedzie na kolejny zlot już urocza panna... Jak??? I tak jest co roku. Patrzę i oczom nie wierzę. Te dzieci przypominają nam, jak ten czas popierdziela, by my ciągle tacy sami, a nawet lepsi 👀👵👴

 Długo biesiadowaliśmy na dworze, bo było naprawdę ciepło, ale mimo wszystko to już październik, więc chcąc, nie chcąc, w końcu schroniliśmy się świetlicy- nie świetlicy, która miała wnękę, gdzie chłopaki rozstawili sprzęt. Okazało się, że przez tę wnękę w ogóle nie słyszymy się nawzajem, o muzyce nie wspominając. Musieliśmy do siebie chodzić, żeby o czymkolwiek pogadać, albo wychodzić na korytarz, bo to co słyszeliśmy od siebie nawzajem to było bu,bubububu,buuuu ha,ha, hahhhha...ha, ha..bububuuu z pogłosem. I tak do 3 w nocy. 

dwie Agnieszki i Fatma by the sea z winkiem i endorfinami.

jedzą, piją lulki palą, duranują. A Jacek jak zwykle przygrywa nam wirtualnie na jakimś instrumencie. To chyba bas...the fuckig.

tradycyjny, duranowy grill.


Rano śniadanie, wałęsanie się po plaży do południa i wyjazd do przepięknych Ogrodów Hortulus. Tam są jakby 2 bastiony tych ogrodów- stare i nowe, gdzie po obydwóch chyba musielibyśmy błąkać się z 5 godzin, ale na to czasu nie mieliśmy, bo ile można łazić po badylach? Wybraliśmy ogrody nowe, z labiryntami i wieżą widokową. I bardzo słusznie. W sklepiku z kasami wiele pięknych i niepotrzebnych rzeczy, fantastyczne ozdoby, ale ceny wbijały w ziemię. Miałyśmy z Agnes focha. 😝

Oczywiście na miejscu porozłaziliśmy się TRADYCYJNIE!!!! Jesteśmy mało zdyscyplinowaną grupą indywidualistów i o ile na początku i owszem razem, to pod koniec grupami, grupami...


Pielgrzymka? Tak jakby...

nasz mały fotograf Piotruś

jesienna chatka

Pani kochana, po ile te dynie?

My na dole, a towarzystwo na górze nam podpowiadało...dobrze, że wyszliśmy w ogóle z tych labiryntów, bo te podpowiedzi, to bardzo mylące były. Bardzo. Akurat te okrągłe labirynty były proste w obsłudze.

Dobrze, że to była sobota, więc tliła się nadzieja.

Agnieszka w pierwszym kadrze dnia świra.

łoże teściowej

podobieństwo postaci przypadkowe

w końcu zapędziłam towarzystwo do klatki

Agnes i Agnieszka, czyli Inez i Agnessa

Nasze dyniowe chłopaki. W dole, po lewej Prawiemarek. A nie mówiłam?


Na tej wieży nieszczęsnej, którą porywy wiatru majtały we wszystkie strony, można było zwątpić w działalność swojego błędnika. Monia, Mario, moja, Adaś, Barti Ziom, Prawiemarek i Madzia w ramionach Moni, czyli od Moni do Moni.

Czego w tych ogrodach nie było?Horoskopy słowiańskie, krąg energetyczny, ogrody francuskie i wiele, wiele innych, fajnych rzeczy



Fatma w badylach

Dyniowy zakątek

Adam i Ewa? A gdzie tam, Monia jej było na imię ...w rajskim ogrodzie. Dwie żmije za nimi... Bycie duranową żmiją brzmi dumnie.


Ogrody zdecydowanie warte obejrzenia, olbrzymie i tematycznie ciekawe. A grzybów tam rosło zatrzęsienie. Normalnie z kosą można było kosić, takie ilości. Prawdziwych, smacznych, wybornych grzybków, zwłaszcza wokół kręgu energetycznego. Przebiegłyśmy się wokół olbrzymiego tegoż okręgu składającego się z 16 mega energetycznych kamieni, ładując do swojego organizmy 70 tysięcy bovisów, cokolwiek to jest. Aga dodatkowo wysiadywała jeden z kamieni na samym środku i tak się naładowaliśmy, że my z Mariem od wtorku jesteśmy chorzy. Ot, takie cuda. 

Można tam było łazić godzinami, ale zaczęliśmy być głodni, więc zamiast tradycyjnie jeść gdzieś obiad na mieście, postanowiliśmy zjeść w ośrodku to, co zostało z wieczornego grilla, a zostało mnóstwo jedzenia. Najpóźniej dojechały z tych ogrodów Stallówki z pudłami. Myślałam, że zamówili pizzę, a tu niespodzianka. Monia przywiozła rocznicowego torta, zresztą pięknego!!!! Przyznam szczerze, że też wcześniej o tym myślałam, ale wiezienie 500 kilometrów torta w aucie jakoś mnie zniechęciło. Monia była mądrzejsza, bo zamówiła go w Ustroniu, w tamtejszej cukierni. Adaś poleciał po pierwsza płytę  DD do auta i tak powstało tytułowe zdjęcie ANNIVERSARY. 

Agnes wpadła na pomysł, żebyśmy wieczorem zrobili ognisko na plaży. Pomysł fajny, ale żeby go zrealizować należy złożyć wniosek z pytaniem o zgodę do Urzędu Morskiego i poczekać na odpowiedź do 6 tygodni. Taaaa. Kara za nielegalne ognisko wynosi od 500 pln (co w sumie moglibyśmy przełknąć) do 5 tysięcy, co nas totalnie odrzuciło.

Ale najedzeni, z kocykami i trunkami poszliśmy i tak na plażę by w końcu zobaczyć zachód słońca. Dodatkowo Adaś i Grzesio postanowili znowu popływać w Bałtyku. Znowu, bo wieczór wcześniej też kąpali się w arktycznej wodzie. Jakoś wcale mnie nie dziwi, że Grzesiek robi to samo co ojciec, ale ta woda była potwornie zimna. Poza tym ojciec zrobił to samo co syn. Ktoś miał termometr i sprawdziliśmy ile tam gradusow... 13 i pół stopnia. Zanurzyłam tylko stopy i podziękowałam, a te dwa wariaty poszli w tę toń jak rącze źrebaki. To znaczy ogier i źrebak. Klaskałam, ale się nie cieszyłam... Byłam sztywna z zimna patrząc na to widowisko... Dwa fisie. 



El, potrzymaj mi piwo...idę.

Madziulka- miód i cukier


A wy dziewczyny nie wchodzicie do wody?- Ale do jakiej wody? Tutaj nie ma żadnej wody...


w końcu zachód słońca

i my o zachodzie.

Jeszcze zanim poszliśmy oglądać morsowanie naszych dzielnych chłopaków, dojechał do nas jeden z naszych forumowych Bondów, a mianowicie Gardzielus, nasz nauczyciel matematyki chi chi...Nie widzieliśmy się 4 lata od czasu Międzywodzia, więc jak już zajechał, to śmiechu było po kokardkę. Bardzo to jest sympatyczny, emanujący pozytywnym vibem facet. Szkoda, że tak rzadko się z nami brata. Tym razem uraczył nas opowieścią o odkopaniu u siebie na podwórku trupa sprzed 70 lat, należącego do nacji niemieckiej. Ohoho... Idziesz sobie pograbić liście, a tam sztywny Niemiec. Oni nie mają poczucia humoru, więc jakby mnie to nie dziwi. Niby mało zabawne, a jednak.

Pomyśleliśmy, że lepiej zrobić ogólną imprezę nie w świetlicy, gdzie nikt nikogo nie słyszał, ale na pięterku, na dużym korytarzu. I tak zrobiliśmy!!!!Chłopaki przenieśli stoły, krzesła, my wniosłyśmy trunki i przekąski. 

Adam, jako starosta klasy, rozpoczął kolejny duranowy TOP, tym razem z płyty Seven and the Ragged Tiger. Generalnie nie przepadam za tą płytą, osłuchała mi się strasznie i bardzo rzadko odtwarzam, ale o dziwo, doskonale się przy niej bawiłam. Doskonale!!! Tam 3 wielkie hiciory, The Reflex, New Moon on Monday i Union of the snake, więc na tym korytarzyku działo się. Odtańczyliśmy cały top, wyśpiewując wszystkie teksty. A TOP wyglądał tak:

1. 331p. The Reflex 11-6-6
2. 325p. New moon On Monday 7-5-15
3. 310p. The Seventh Stranger 12-4-4
4. 305p. Union Of The Snake 8-7-7

5. 249p. Shadows On Your Side 3-6-4
6. 236p. Of Crime And Passion 0-11-1
7. 170p. Tiger Tiger 1-2-2
8. 153p. I Take The Dice 1-1-4
9. 121p. Cracks In The Pavement 0-1-0

Przed piosenkami ilość punktów. Za piosenkami ilość 1-2-3 miejsc


Z nowej płyty Duran Duran znamy już 5 utworów i jak na nasze duranowe uszy, to brzmi to nam średnio, oprócz kawałka Anniversary. To naprawdę numer, który niesie, bo składa się, niczym mozaika, z wielu duranowych utworów, które sprawne ucho na pewno wyłapie. Poszliśmy przy tym w tany, aż miło było popatrzeć. Monia Stallone dodatkowo pofikała przy More Joy🎎. Czasami się zastanawiam skąd ona ma tyle energii? Jakby na sprężynach była. Mnie ten utwór mocno śmieszy, ale poczekamy do premiery płyty, a to już 22 października. Póki co, owszem noga mi chodzi, ale czy ja na takie Duran Duran czekałam 6 lat? Na pewno nie. 


 Był jeszcze konkurs, też zorganizowany przez Adasia, gdzie na podstawie pierwszych liter wyrazów, trzeba było odgadnąć cały tytuł piosenki i tak z każdej płyty po jednym. Ja pływam po Medazzaland i Pop Trash, ale jakoś ogarnęłam. A Monia i Agnes pisały jakiekolwiek wyrazy i też było dobrze. Poszliśmy spać  dobrze po drugiej w nocy. Rano kawka, śniadanie i znowu plaża, bo za moment wracamy do domu, a tej plaży ciągle mało. Nagadać się ze sobą nie mogliśmy. Po 12-ej chłopcy wyczaili bar z piwem przy morzu... no i co? Wiadomo co  🍺🍻🍸🍹🍷 I tak pussy vagon powrócił wesolutki na Dolny Sląsk. 

Plakaty na ołtarzyki. Swiece płonęły na ogrodzeniu wokół pensjonatu. Naprawdę. Znicze znaczy.





morskie ptactwo? Nie, toż to szczęśliwi fani durani :)





jak widać niektórzy dostali wiatru w skrzydła :)

Adaś, ten w środku... totalna ekstaza

ekstaza jakby bardziej totalna

Bardzo dziękuję za ekstazę...



sielanka...

Chciałabym jeszcze napisać, o osobach, których w tym roku z nami nie było. Maciuś, który nam się pochorował, nadal pracuje nad formą, co oczywiście wszyscy rozumiemy i trzymamy kciuki. Maćku wracaj do pionu. Jeszcze niejeden zlot przed Tobą. Brakowało Ciebie bardzo. Brakowało też Asi Czarnej i Edi, które z innych, ważnych powodów też nie mogły być z nami. W przyszłym roku zrobimy coś bliżej Warszawy, więc mam nadzieję, że wbijecie. No i wielka nieobecna- Bebe. Łączyliśmy się z nią wirtualnie, bo była taka możliwość i chociaż przez moment mogliśmy na siebie popatrzeć. MY w totalnym amoku przy Save a prayer, ona zapłakana, z wiadomych dla nas powodów. Płakałam razem z nią. Bebiku, jesteś heroiną i trzymaj się tam. Dasz radę. Na pewno.

No to co, powolutku będę finiszować. To chyba najszybciej napisany pozlotowy post jaki powstał na tym blogu. Chyba już 6? Zaraz sprawdzę. 

Było jak zwykle fantastycznie, duranowo i energetycznie. Pisząc tego posta praktycznie cały czas miałam uśmiech na twarzy, to znaczy, że endorfiny po spotkaniu nadal buzują. Fajny, pozytywny czas. Pięknie Wam kochani za ten weekend dziękuję i do następnego razu. Piszemy na WhatsAppie i forum. Buziakuję Elka Patelka


Aha, zastanawiałam się na koniec czy The Reflex, nasz topowy wygrany, czy Anniversary by made in jakiś fan, ale jednak Anniversary. Oryginalny, duranowy teledysk ukaże się dzień przed premierą płyty, 21 października, więc póki co, pięknie poskładany, posklejany i wspominkowy Anniversary. Fanfary... i bassssss the fuckig, oczywiście.



Ps. Nad morzem znalazłam narzeczoną dla Misia. Prawda, że piękna?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz