2023, czyli bilans zysków i strat. Podsumowanie roku.
"Rok Królika w żywiole wody rozpocznie się dokładnie w niedzielę 22
stycznia 2023 roku i potrwa do 9 lutego 2024 roku. Będzie to czas
spokoju, harmonii i panowania dobrej energii. Chwila oddechu dla
zabieganych i zmęczonych ogromną liczbą zadań do wykonania. Wpływ
sympatycznego i przyjacielskiego Królika, który ma wyjątkowo pogodne
usposobienie, będzie rzutował na pozostałe znaki chińskiego zodiaku.
Większą wagę będziemy przykładać do uprzejmości, wzajemnej pomocy i
unikania niepotrzebnych konfliktów. Priorytetem będzie poczucie
bezpieczeństwa, stabilizacja oraz umocnienie więzi z rodziną i
przyjaciółmi."
Tak miało być, ale przyjrzyjmy się jak było. Czas na podsumowanie roku 2023, zapraszam.
-Oscara za najlepszy film otrzymał "Wszystko, wszędzie, naraz", z Michelle Yeoh w roli głównej, czyli z byłą dziewczyna Bonda. Ale także z Ke Huy Quan, czyli filmowym Shortym z Indiany Jonesa. Tutaj już zupełnie dorosłym. Film przedziwny.
- Nad niebem USA latał sobie jak gdyby nigdy nic, chiński (szpiegowski) balon, według Chińczyków meteorologiczny. Amerykanie spektakularnie go odstrzelili.
-Pomiędzy Turcją a Syrią wystąpiło potężne trzęsienie ziemi o amplitudzie 7,8. Zginęło prawie 60 tysięcy ludzi, 121 tysięcy zostało rannych, a ponad pól miliona straciło dach nad głową.
-USA - Firma OpenAI ogłosiła najnowszą wersję swojego modelu sztucznej
inteligencji, GPT-4, na którym oparty jest model językowy Chat GPT. Mamy się bać?
- HOLANDIA - Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania
prezydenta Rosji Władimira Putina, oskarżając go o odpowiedzialność za
zbrodnie wojenne na Ukrainie. Rychło w czas.
- KENIA - W lesie Shakahola odnaleziono ciała 429 członków sekty, którzy zagłodzili się na śmierć, by spotkać Jezusa. Fanatyzm religijny i ślepa wiara bez weryfikacji zawsze będzie dla mnie czymś niezrozumiałym.
-WHO - w maju Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła koniec globalnego zagrożenia
zdrowia związanego z COVID-19, który w 2020 roku wywołał pandemię.
-Także w maju w WIELKIEJ BRYTANII - Karol III został koronowany na króla Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Królewicz z bajki... i jego królewna.
- BIRMA - Cyklon Mocha zabił ponad 400 osób.
-BIAŁORUŚ - Moskwa i Mińsk podpisały umowę o rozmieszczeniu rosyjskiej taktycznej broni atomowej na Białorusi. Tak, ich rakiety są tuż za naszymi wschodnimi granicami.
-w czerwcu na Ukrainie siły rosyjskie wysadziły zaporę wodną Kachowskiej Elektrowni
Wodnej, w wyniku czego woda zalała dziesiątki miejscowości, wywołując
katastrofę humanitarną i ekologiczną. Tysiące ludzi straciło dom i życie...Nie wspomnę o potopionych zwierzętach, także tych dziko żyjących.
-USA - Prywatna łódź podwodna Titan firmy OceanGate w trakcie wycieczki
do wraku Titanica straciła łączność. Po trwającej trzy dni akcji
poszukiwawczej odnaleziono szczątki łodzi, która implodowała, a
pięcioosobowa załoga zginęła. A czy przypadkiem ktoś nie śpiewał "Zostawcie Tytanica?" To nie. No to kara.
-ROSJA - Grupa Wagnera, prywatna firma wojskowa Jewgienija Prigożyna
zbuntowała się przeciwko armii rosyjskiej i szła na Moskwę, ale po dwóch dniach wycofała
się na Białoruś. Wielka szkoda, bo zapowiadał się piękny pucz. Kilka miesięcy później ten morderca przypłacił swoją zuchwałość życiem. Putin nie darował takiej zniewagi. Ktoś miał wątpliwości?
-ŚWIAT - Według Światowej Organizacji Meteorologicznej lipiec 2023 r. był
najgorętszym miesiącem w historii pomiarów pod względem średniej
globalnej temperatury powietrza. A będzie jeszcze gorzej.
-ŚWIAT - Oceany na świecie osiągnęły nowy rekord temperatury: 20,96 stopni Celsjusza. To w sierpniu. Rafa koralowa umiera. My jesteśmy zaplanowani na nieco później.
- INDIE - Lądownik Vikram Indyjskiej Agencji Kosmicznej jako pierwszy w historii wylądował na południowym biegunie Księżyca. Indianie szaleli... Żartuję. Hindusi byli bardzo dumni i całe Indie w euforii. To pierwszy ich taki wyczyn kosmiczny, ale na pewno nie ostatni.
-we wrześniu w MAROKO - W wyniku trzęsieniu ziemi o magnitudzie 6.9 w regionie Marakeszu-Safi zginęło niemal 3000 osób.
-także we wrześniu w LIBII - Huragan Daniel zabił według różnych szacunków od 10 tys. do 20
tys. osób głównie w Libii, ale też w Egipcie i południowo-wschodniej
Europie. W libijskiej Darnie zawaliły się dwie tamy i w powodzi zginęły
tysiące mieszkańców, zniszczona została jedna czwarta miasta.
-IZRAEL/STREFA GAZY - październik. Rządzący Strefą Gazy Hamas przeprowadził atak na
Izrael, w którym zginęło ok. 1200 osób, w większości cywili, a ok. 240
zostało porwanych. W trwających do końca roku działaniach odwetowych
Izraela zginęło ponad 20 tys. Palestyńczyków, 90 proc. z ponad 2
milionów mieszkańców Strefy Gazy musiało uciekać z domów. Zniszczeniu
uległo ok. 40 proc. wszystkich budynków w palestyńskim terytorium. To było w październiku, do dzisiaj liczna ofiar to prawie 25 tysięcy Palestyńczyków, dzieci, kobiet, a strefa Gazy jest zrównania z ziemią. Żydzi tym razem przegięli pałę po całości. Dla mnie ma to znamiona ludobójstwa i nic nie usprawiedliwia walki z Hammasem na taką skalę. To co widzę codziennie w TV jest przerażające. PRZERAŻAJĄCE. Wojna. Taką głupotę i nieszczęście mógł wynaleźć tylko gatunek ludzki.
-WIELKA BRYTANIA -W listopadzie, na pierwszym Szczycie Bezpieczeństwa AI, 28 krajów
podpisało porozumienie w sprawie zarządzania najbardziej ryzykownymi
formami sztucznej inteligencji. Więc jest jednak jakaś znikoma ilość rozsądku w tym szaleństwie.
-USA - Chirurdzy szpitala uniwersyteckiego w Nowym Jorku dokonali pierwszego w historii przeszczepu całego ludzkiego oka.
-ZEA - Na COP28, szczycie klimatycznym ONZ w Dubaju osiągnięto konsensus w
sprawie odchodzenia od paliw kopalnych, co jest pierwszym takim
porozumieniem w 30-letniej historii konferencji. No rychło w czas. Ropa się kończy? Ojej.
-CZECHY - Grudzień. W Pradze doszło do strzelaniny w budynku Wydziału
Filozoficznego Uniwersytetu Karola, zginęło 14 osób oprócz sprawcy, a 25
zostało rannych. Co znaczy dostęp do broni palnej? Właśnie to.
- A w Polsce? W Polsce w końcu zwyciężyła demokracja. 15 października Polacy pokazali środkowy palec PISowi. Brałam w tym czynny udział, o czym jeszcze zaraz napiszę.
-Szacuje się, że liczba ludzi na planecie Ziemia, 1 stycznia 2024 osiągnęła 8 019 876 189. Ponad 8 miliardów, co sekundę rodzi się 4,3 człowieka, a umiera 2,0. Statystyka, to statystyka, ale liczby są przerażające. Oczywiście rządzi Afryka Subsaharyjska i Indie i nadal skromnie Chiny.
Taki był rok królika.... czyli pokój, harmonia i dobra energia???? Krwawe konflikty zbrojne nadal trwają i są druzgocące. Rosjanie bombardują Ukraińskie miasta, bo na froncie im nie idzie, a Żydzi mordują ludność cywilną Palestyny, na polecenie polityków, którzy już dawno powinni odejść. Terror, gwałtowne i przerażające zmiany klimatyczne, trzęsienia ziemi i idioci na wysokich stanowiskach, którzy rządzą światem, no i plastik, plastik wszędzie, aż do twardego zrzygu. Jeżeli obserwuje nas jakaś obca cywilizacja, to maluje sobie kółka na czole i patrzy na to wszystko z niedowierzaniem. Kto mieszka na planecie Ziemia, ten się w cyrku nie śmieje.
A jaki był ten rok dla mnie osobiście? W sumie nie najgorszy, ale też nie jakiś wspaniały. Po kolei przypomnę sobie wszystkie najważniejsze wydarzenia.
ZIMA.
Nowy rok rozpoczęliśmy u Ewy na prywatce (he, he), biesiadując i życząc sobie wszystkiego co najlepsze. Ja z ostrogą piętową, która bolała mnie jak cholera, ale 10 zabiegów akupunktury w mongolskim gabinecie i wszystko minęło... Kto miał choć raz wbitą igłę w piętę, wie, że to były chińskie tortury. A ja tych igieł miałam wbitych 6, czasem 7... Nadepnięcie bosą stopą na klocek lego, ma się do tego nijak po prostu. Ale było warto.
6 stycznia przyjechała do nas Marcela z chłopakiem, żeby nam go przedstawić. Dzieci zwiedziły nocą Książ wraz z duchami, a następnego dnia pojechaliśmy do Srebrnej Góry zobaczyć Fort. Tzn. Marcela z Igorem, bo my w końcu ruszyliśmy obejrzeć stary wiadukt kolejowy, który jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze omijaliśmy, a rzeczywiście jest olbrzymi i wart zobaczenia. Tego samego dnia poznaliśmy też ojca Igora i jego żonę, którzy właśnie kupili mieszkanie w Nowej Rudzie, czyli tuż za miedzą. Zresztą bardzo ładne i klimatyczne mieszkanie, a ludzie bardzo sympatyczni.
widok z Fortu w Srebrnej Górze na Ślężę, za chmurami.
i zimowy, znudzony Miś
Zima była dosyć śnieżna, ale niezbyt zimna, więc do wytrzymania. Urodzinowo zaliczyliśmy teatr Muzyczny Capitol, tym razem z polską adaptacją jednego z moich ulubionych filmów ever- "Priscilla Królowa Pustyni". Fantastyczne, barwne, przezabawne i kontrowersyjne widowisko. Aktorzy dostali owacje na stojąco, bo naprawdę dali radę. Byliśmy zachwyceni, chociaż niektórzy wyszli. Tak to jest, jak nie ma się odpowiedniej wiedzy i dystansu.
Trochę się jeszcze szlajaliśmy po okolicy, ale nic szczególnego. Dużo spałam, czytałam, sporo też Netflixa, no i trochę pisałam, ale nie na blogu. Zleciało. Szykowaliśmy się na marzec i wylot do Italii, a którym pisałam tutaj:
i oczywiście nadal serdecznie zapraszam do poczytania, bo to świetne wspomnienia. W tym roku, znowu w marcu wybieramy się podobną ekipą na zwiedzanie Sycylii, więc będą nowe wspomnienia i nowe wrażenia, a co za tym idzie nowe posty. Bilety już kupione. Zresztą Italia nie daje o sobie zapomnieć, bo w grudniu dostaliśmy rzutem na taśmę mandat za jazdę po strefach niewskazanych po Rawennie, a kilka miesięcy wcześniej za nieopłacenie jakiejś bramki przed Florencją. Co zresztą nie było naszą winą, bo bramka nie przyjmowała ani gotówki, ani karty, ale wytłumacz to Italianom post factum? Nie ma opcji. Mario też nie przypomina sobie, żeby jeździł po strefach zakazanych w Rawennie, ale dyskusja nie obowiązuje w tym przypadku. Zapłacone.
ach te adriatyckie plaże....
WIOSNA.
Zaraz po powrocie z Italii ruszyliśmy w Góry Bardzkie, pozwiedzać i zobaczyć panoramę z tamtejszej wieży widokowej. Nawet nie wiedziałam, że tam jest jakaś wieża, ale z roku na rok staję się coraz większą specjalistką do spraw wież wszelakich, więc tę też zaliczyliśmy. Zresztą w fajnym towarzystwie, gdzie na szlaku oblazły mnie Miśki.
Kurczę, wysoka ta wieża. Naprawdę.
Widok na Kotlinę Kłodzką. W dole już wiosna, tutaj na górze jeszcze łachy śniegu.
Te Miśki, co to mnie oblazły
i szczytujemy z Basią
I obejrzeliśmy kolejny już koncert Organka w Starej Kopali w Wałbrzychu. Co ten chłopak ma energię, rewelacyjne pomysły i świetny kontakt z publicznością!!!!. To był mój 4 koncert Organka w życiu. I pójdę jeszcze raz, jeśli nadarzy się okazja. A nadarzyła się, o czym napiszę. Widać było, że mu się nasza publika bardzo podobała i nie chciał schodzić ze sceny. Kilka razy bisował. No pyszny był po prostu. Mario świsnął mi z drzwi do sali koncertowej plakat Organka, który wisi sobie u nas na lodówce. Ilekroć na niego patrzę, odśmiechuję się do tego Tomka Organka, bo to jest organiczne.
Także w marcu dowiedziałam się, że zostanę teściową, w mało sprzyjających okolicznościach i z adnotacją, że nie jesteśmy zaproszeni na ślub, bo odbędzie się w ambasadzie w Rzymie i nikt nie jest zaproszony, bo to tylko formalność. Kurczę, rzadko daję się kopnąć w brzuch, ale tutaj trafienie było celne i zabolało. Rzeczywiście, Igor i Marcela wzięli ślub w ambasadzie w Rzymie 27 kwietnia, a świadkami tej uroczystości były 2 przypadkowe panie, pracownice z pobliskich biurek. Trudno, stało się i nie mogłam zobaczyć tej uroczystej chwili. Było mi bardzo przykro. Mam odmienne zdanie na temat zawierania małżeństwa i uważam, to za ważny pakt i zobowiązanie, a nie formalność, ale chyba już jestem boomerem i nie znam się. Czy jednak się znam???Po 31 latach w związku? Zostaliśmy zaproszeni na uroczysty obiad w restauracji w Warszawie w maju, gdzie poznaliśmy rodzinę zięcia. Było miło i smacznie. Nie mam na ten temat już nic więcej do napisania, oprócz tego, że Warszawa była deszczowa i zimna... no i smutna. A dzieci niech będą szczęśliwe. Tego im życzę. 3 stycznia wylecieli w dwójkę z kotem do Bostonu na 5 lat. Chyba czeka nas wizyta w USA, a nigdy się tego nie spodziewałam, bo Stany oprócz Parków Narodowych i Wielkiego Kanionu w ogóle mnie nie interesują.
z moją mamą na wystawie prac fotograficznych Marceli w Warszawie
i teściowa roku, czyli ja.
27 kwietnia w moim ogródku.
2 tygodnie wcześniej zorganizowaliśmy kolejne spotkanie klasowe z bracią z podstawówki, gdzie tym razem przyszło dużo więcej osób. Kilku ziomków nie widziałam od 82 roku.... i nie wiem czy bym rozpoznała na ulicy. Ale było super fajnie i planujemy kolejne spotkanie, najprawdopodobniej też w marcu. Niestety 22 grudnia zmarł nasz klasowy kolega, 8 letni prymus i wzorowy uczeń, Marek. Szkoda chłopaka. Zmarł na zawał.
Doszło jeszcze kilka osób.
Majówkę spędziliśmy w ruchu, czyli 1 maja Praga z Basią i jej synem Ignacym, a 3 maja pojechaliśmy na Trojak w okolicy Lądka Zdrój w górach Złotych też z Basią i Ignacym, ale także z Madzią z Wrocka i jej Jaśkiem. W planach był także zamek Karpienie, czyli rodowa posiadłość Madzi, bo ona po kądzieli Karpienia właśnie 😋🌆 Pogoda była w dychę trafiona, mieliśmy wałówkę, wino i dobre humory. Tereny Lądka są zjawiskowe, zwłaszcza okolice uzdrowiska, te wille, sanatoria, parki są po prostu przeurocze, a góry Złote niezbyt wymagające, więc dojście na Trojak było samą przyjemnością. Zrobiono tam platformę widokową, właśnie w kształcie trzech odnóży niczym widelec Wesołego Diabła. A potem zaszliśmy na Magdzine włościa. Zamek, to chyba za szeroko powiedziane, bo zostało kilka murków i tak na moje oko, dosyć taki odludny ten zameczek. Dziwacznie położony, na kompletnym zadupiu, więc jakoś się nie dziwię, że podupadł w zupełnej izolacji od cywilizacji. Ale zrobiliśmy sobie piknik, był stolik i ławeczki, jedzenie pyszne, kawka i sałatki. Cudnie. Umówiliśmy się na Sylwestra w sali balowej zamku Karpienie, ale summa summarum jakoś nas tam nie poniosło.
barokowy kościół św. Mikołaja w Pradze
Praska katedra
Pod mostem Karola, bo na most trudno było w ogóle wejść. Czułam się tam jak mrówka...
turyści chcący zobaczyć katedrę w Pradze... może innym razem.
Na Trojaku w górach Złotych
Jedyny w Polsce zakryty most nad Białą Lądecką. Niestety niedostępny. Szkoda
widok z Trojaka na Lądek Zdrój
Piknik pod wiszącą skałą na zamku Karpienie i rodowita właścicielka
I Jasiek.... kurczę, gladiator jakiś. O nim jeszcze będzie.
sala balowa na zamku Karpienie
11 maja wylecieliśmy na szybkie wakacje do Tunezji, na wyspę Dżerbę, o czym pisałam tutaj:
Tunezja super fajna, dobre jedzenie, dobre wino, fajni ludzie. Spodobała nam się, więc w tym roku w czerwcu też poliżemy ten kraj i mam nadzieję w końcu na El Jem i jego koloseum, bo tym razem to naprawdę będzie niedaleko. Tunezja to dzikie (chociaż niezbyt czyste) plaże, ciepełko i jakiś taki spokój. Może się mylę z tym spokojem, bo w nocy pilnowała nas policja w hotelu, ale tam się kompletnie wyczilowałam i odpuściłam wszelkie stresy sprzed kilku tygodni, więc zrobiła mi super na głowę i serce. Teraz dużo większy resort i większe miasto, więc nie wiem na pewno i nic sobie na siłę nie obiecuję z tym El Jem. Zobaczymy.
Mediterranea
To tyle wiosny, pora na LATO....
W czerwcu zaliczyliśmy koncert Kasi Nosowskiej w Ziębicach, którą od pewnego czasu wyjątkowo polubiłam, więc Ziębice czy inna mieścina, dojechaliśmy. To jest niezwykła osoba i czuję z nią pewną więź. Mamy na wiele tematów podobne spojrzenie i zdecydowanie podobne poczucie humoru, z tym, że Nosowska jest introwertyczką, a ja wręcz przeciwnie, ale to nie przeszkadza. Kaśkę obejrzeliśmy w tym roku jeszcze jesienią na koncercie we Wrocławiu w Narodowym Centrum Muzyki. Siedzieliśmy na najwyższym piętrze balkonowym, co było dziwnym doświadczeniem, ale kontakt z publiką, energia, chociaż dawkowana nam w odpowiednią dozą, poczucie humoru zrobiło swoje. To piękna istota. Doceniam fakt jak dojrzała i jaki ma dystans do wielu rzeczy. Mam podobnie, jednak Kasia to Kasia, a ja jestem jak Kaczor Donald. Ok, bywam.
w drodze z Ziębic zaliczyliśmy Ząbkowice Śląskie (czyli miasteczko Frankenstein) z ich pięknym ratuszem i krzywą wieżą.
4 czerwca, w rocznicę częściowo wolnych wyborów w roku 1989, stało się coś nieoczekiwanego chyba dla nikogo, bo naród się obudził!!!! Obudził naprawdę!!!! Na apel Tuska w Warszawie pojawiło się ponad pół miliona ludzi. Zupełnie spontanicznie te tysiące ludzi spotkało się na Placu na Rozdrożu i ruszyli w stronę placu Zamkowego. Chyba nikt, a już na pewno nie Tusk, nie spodziewał się takiego odzewu i takiej fali pospolitego ruszenia. Oglądałam to wszystko na ekranie telewizora i nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Te tłumy w metrze i na ulicach z biało czerwonymi szturmówkami, flagami Unii Europejskiej, z hasłami, niektórymi niezwykle zabawnymi, poszło w tym marszu, bo już zaczęli rzygać rządami PISu i tego starego dziada z Żoliborza. Była też w tym tłumie nasza Marcela i jej Igor, ale okazało się, że organizatorzy nie doszacowali tego ogromu ludzi, więc Marcela nawet z tego Placu na Rozdrożu nie ruszyła, podczas gdy Tusk i inni politycy przemawiali już na Placu Zamkowym. No szok i niedowierzanie!!!! Pożałowałam, że mnie tam nie było, bo widok był fantastyczny i tak optymistyczny, że aż serce rosło. A to się stary dziad zdziwił. Tadam!!!!👏👏👏
Obiecałam sobie, że jeśli Tusk będzie w okolicy lub zorganizuje kolejny taki marsz, nas tam nie może zabraknąć. Czytelnicy tego bloga, wiedzą, że tak też się stało 1 października, ale wcześniej, jeszcze w czerwcu byliśmy na spotkaniu z Tuskiem we Wrocławiu na Placu Solnym. Też był tłum, ale to co się zadziało 1 października, przeszło wszelkie oczekiwania. Napisałam o tym tutaj:
Adrian sprawdza, czy już po niego idziemy.... Idziemy, idziemy....
Czerwiec to także powrót na Łuk Mużakowa, tym razem w pięknej aurze i zamiarem obejrzenia w końcu Diabelskiego Mostu w Kromlau. Na ostatnim Matrixie widziałam, że już czynny, bo zagrał jedną scenę z Morfeuszem i Neo. Widać go nawet na trailerze 1 min 40 sekunda. Więc zapakowaliśmy Misia w teczkę i ruszyliśmy w stronę Łuku Mużakowa.
Było sporo ludzi przy samym moście, który położony jest w pięknym parku pełnym rododendronów, ale sam most na żywo nie robi już takiego wrażenia jak na fotografiach czy filmikach. A najgorsze jest to, że szczyt mostu obleczony jest zwykłą, szarą papą, co wygląda kiepsko. Za to z daleka, jest rzeczywiście zjawiskowy. Złaziliśmy też park szalonego księcia, żeby zobaczyć jego grobowiec w kształcie piramidy tuż nad jeziorem, ale tak się zamotaliśmy, że nici z piramidy. Nie wiem gdzie ona jest i chyba już się nie dowiem. Za to lawirowaliśmy sobie to po stronie niemieckiej, to po stronie polskiej i dopiero po jakimś czasie załapaliśmy, że rzeka nad którą byliśmy, jest rzeką graniczną. No i oczywiście zakończyliśmy w Kopalni Babina nad kolorowymi jeziorkami. Nadal są urocze. Misiek nawet się wykąpał w tej Afryce, gdzie jest kwaśne PH. Sprawdzałam, czy mu futro aby nie odpadnie matołkowi po tej kąpieli, ale ok. Nic się nie zadziało, oprócz tego, że wróciłam chora. Chyba dopadł mnie covid. To zastanawiające, bo poprzednim razem na Łuku też byłam zacovidowana.
z bliska dupy nie urywa
słupek graniczny
Zbiornik Afryka
znowu z Basią szczytujemy
ekipa wykończona i zmęczona na dole
i mój szalony psiak w kąpieli w zbiorniku z octem.
W czerwcu byliśmy na weselu. W końcu na jakimś weselu!!!! U naszej córki nie potańczyliśmy, za to u syna Agnieszki i owszem. W bardzo fajnym miejscu, na końcu świata w okolicach Trzebnicy, z dwiema dj'kami, które nie puściły ani jednego utworu disco polo. I super!!! Oczywiście piękna panna młoda Karolinka i przystojny pan młody w postaci Martina. Zdziwiłam się, że zostaliśmy zaproszeni na jego ślub, ale to bardzo miłe. Wytańczyłam się i mogłam założyć jeszcze raz sukienkę, którą specjalnie kupiłam na obiad u Marceli. Lubię ją. Będę nosić.
W lipcu tradycyjnie Castle Party, bo ciężko jest mi sobie wyobrazić lipiec bez tej imprezy i serdecznie się tym razem uśmiałam, bo to była wyjątkowa parada przebierańców, a byli zachwycający. Spotkaliśmy też naszego duranowego Słowaka Duran Majo z żoną, który tym razem był z jeszcze jednym fanem Duranem, którego poznałam w 2006 roku na koncercie na Służewcu w Warszawie. Ale jak on ma na imię? Nie pamiętam.
to był fajny przebieraniec. A mi aż rogi opadły
Axel Rose w roli papieża
wino, kobiety i śpiew
i jeszcze Axel z gotycką dziwą.
Tydzień wcześniej zaliczyliśmy też festiwal "Góry Literatury" w Ścinawce na zamku Sarny, gdzie zagrał Adam Nergal Darski, czyli Me and that man. Super fajny, mocny koncert, ze ścianą gitar, świetną energią i dobitnymi tekstami. Kilka osób opuściło koncert, bo jak stwierdzili, wierzą w Boga, a ja się pytam, co to ma wspólnego? Adam nie był przebrany za szatana, a śpiewał prawdę i tylko prawdę. Nam się podobało. BARDZO!!!! Zanim wystąpił Nergal, byliśmy na odczytach fragmentów książki Olgi Tokarczuk "Empuzjon", a o prawach kobiet z panem profesorem Bodnarem i Michałem Bilewiczem rozmawiała Katarzyna Kasia. Tam w ogóle działo się przez kilka dni, a artyści byli codziennie świetni, bo i Nosowska (tym razem woleliśmy Adama), Maria Peszek, Kazik, VooVoo i Renata Przemyk. Duże, niezwykłe święto pełne kultury, dobrej energii i prostych, ale dobrych pomysłów. Zobaczymy, kto wystąpi w tym roku. Będę sprawdzać. Aha, spotkaliśmy też ojca Igora z żoną. Z tego co wiem, prywatnie przyjaźnią się z Olgą Tokarczuk... a ja nawet nie przeczytałam Ksiąg Jakubowych, bo mi się nie podobała ta książka wcale. No i co mi zrobicie? Nic.
w podziemiach zamku galeria sztuki
w barokowej kaplicy
Me and that man w akcji
No i z Mariem w którąś niedzielę weszliśmy na platformę widokową na Gomólniku w okolicach Głuszycy. Przepiękny jest stamtąd widok na Góry Sowie i na Ślężę, a w dole wioseczki w zieleni. Wchodzi się lekko, łatwo i przyjemnie. Schodzi tak samo. Chciałam od razu zajrzeć na zamek Rogowiec, ale za cholerę nie wiedzieliśmy jak tam się wchodzi, więc innym razem.
w dole Grzmiąca, a w tle Ślęża
Wielka Sowa
z Mariem na wielkiej łące, ciepłej i drżącej. Za nami Ślęża
drewniany kościółek w Grzmiącej
Pod koniec lipca, wcześniej niż zazwyczaj, zrobiliśmy naszą imprezę rocznicową tym razem w stylu imperium rzymskiego i jak zwykle pomysłowość w narodzie nie umarła, bo nasi przyjaciele przebrali się za najprawdziwszych Rzymian, pełnych godności (chociaż w prześcieradłach i zasłonach) i chęci uczestnictwa w rzymskiej uczcie. W pewnym momencie wyszłam z Ewą i Mariem na podwórko, po jakiejś rzeczy z samochodu, my w tych sukmanach z poszewek (ja w obrusie), wiankach laurowych na głowach, Mario dodatkowo w czerwonym batiku, a po drugiej stronie ulicy szła jakaś pani i tak się bidula zapatrzyła, że omal nie wywinęła orła na chodniku. To było komiczne. Oczywiście tradycyjnie dopadła nas ulewa, ale w tym roku byliśmy zabezpieczeni idealnie, rozstawiając wcześniej duży, biały namiot, ale naprawdę niemały. Wszyscy się zmieściliśmy, a burza rozpętała się na całego. Imprezę uważam za jedną z bardziej udanych, bo uśmialiśmy się po pachy, a do domu wróciliśmy późną nocą. Bardzo.
chłopaki w sandałach...rzymskich
Agnes i nasz Adonis, właściwie stylizowany na Jezusa
a ja go po pupci klepałam
jump, jump
moje piękne psiapsie
no czyż nie cudni?
i trzej przyjaciele z boiska, tutaj niczym senatorowie rzymscy- serwis
postawa
odbiór
i blok
z malutkim Ignasiem
Jasiek niczym mesjasz
Betty i Giovanni
Nadia i Giovanni
Anetka i Giovanni
z autorką zdjęć- Agatką, która przebrała się za turystkę
i Magdalena z synem... tak, tak właśnie wyrosło dziecko mamusi. Szok!
i moje ulubione zdjęcie, Tomek jako Prometeusz wykradający bogom ogień...(wiem, że to niby inna mitologia, ale jednak ta sama) i plastikowe widelce.
Rzymianki, ale nie sandały
Super, naprawdę impreza w dychę trafiona. Ciekawe czy mama Magdy upominała się o prześcieradło?
A, byłabym zapomniała o Misiu
Przenieśliśmy imprezę na lipiec, bo w tygodniu rocznicowym, wtedy kiedy ta impreza wypaść miała, zawinęliśmy manele i Misia i pojechaliśmy nad morze do Łukęcina na kilka dni. Akurat trafiliśmy na idealną pogodę, pełne słońce i jakieś 28 stopni, chociaż Bałtyk tradycyjnie 15 w porywach. Krioterapia. Ale fajny taki wypad, nawet krótki. Teraz gdy jest już S3, to podróż nad Bałtyk trwa naprawdę migiem. Misiek się wytarzał w piachu niczym kotlet schabowy w bułce tartej, naszczekał na zimne fale i wygrzewał w słonku. Ostatniego dnia pojechaliśmy zobaczyć Klif Łukęciński. Weszliśmy na skróty do lasu, a tam naszym oczom ukazało się coś niewiarygodnego. Na początku pomyślałam, że to może transatlantyk w tych kniejach, ale skąd transatlantyk w Łukęcinie? Naszym oczom ukazało się tak wielkiego i niebywałego, że nie mogłam uwierzyć. Okazało się, że to kolejny z hoteli Gołębiewskiego. Już w Karpaczu stoi moloch, który straszy zwalistością i gabarytami, ale ten w Łukęcinie to gigant najprawdziwszy. 10 pięter w górę, 2 w dół, chyba ze 300 metrów długości, a żeby można było go postawić wycięto 1,5 tysiąca drzew. Jakiś koszmar!!!!
jak post apokaliptyczny relikt przeszłości
Klif Łukęciński
Bałtyk
Miś w panierce
I jeszcze spotkanie z Agnieszką w Kołobrzegu.
Sierpień był bardzo upalny i duszny. Dawało słońce ostro i się nie patyczkowało. Dużo czasu spędzaliśmy w ogrodzie, który w tym roku był wyjątkowo liściasty i cienisty. Musimy wiosną poprzycinać te chaszczory, chociaż z drugiej strony taki cień w te wściekłe upały jest idealny.
18 sierpnia zmontowaliśmy ekipę i pojechaliśmy na koncert.... ORGANKA na Święto Ceramiki do Bolesławca. Było skrajnie gorąco, a ten jeszcze dowalił do pieca. Genialny, energetyczny koncert. Znowu. To mój piąty w ogóle i drugi w 2023r. 🎸🎸🎸 I chcę jeszcze.
i po Organku
Myślę, że spokojnie wrzesień mogę podpiąć jeszcze pod lato, zwłaszcza wrzesień ubiegłoroczny, który był bardzo upalny, wręcz nieprawdopodobnie. Jeszcze pod koniec tego miesiąca chodziłam z psem na spacery w krótkich spodenkach. Fajnie, tylko dzień krótki już się robił. A skoro wrzesień, to tradycyjnie nasz zlot duranowy, tym razem w okolicach Płocka. Jeszcze nas tam nie widzieli.
Mieliśmy już nowego singla z najnowszej płyty Duran Duran i wiedzieliśmy, że album będzie Halloweenowy, więc przygotowaliśmy się jak na Halloween w odpowiednie stroje i akcesoria. I to nic, że półtora miesiąca za wcześnie. Komu to przeszkadza? Pogoda była cudna po prostu, bo mieliśmy jakieś 28 stopni i mieszkaliśmy nad jeziorem Białym, więc w końcu nasze golasy, które co roku moczą tyłki w zimnych akwenach, teraz miały idealne warunki do kąpieli. Kilku nawet.
Zapomniałam napisać, że nasza Gocha postanowiła iść na studia. W końcu, w wieku 25 lat dojrzała do takiej decyzji, ale z Gochą nie ma srania po krzakach, więc postanowiła dostać się na tę uczelnie z najlepszym wynikiem, a żeby to osiągnąć musiała zdać w maju jeszcze raz maturę z Historii Sztuki. I zdała. Rzeczywiście przyjęto ją do Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie na wydział Badań Artystycznych i Studiów Kuratorskich z najlepszym wynikiem. Brawo, brawo, brawo. Dzięki tej decyzji nie mamy już dzieci w domu, za to mamy w Warszawie, przynajmniej przez pół roku mieszkały tam obydwie panny. Żeby było lepiej, właśnie tego dnia, kiedy wyjeżdżaliśmy na zlot, po drodze przeprowadziliśmy Gosię do Warszawy. Płock przecież nie jest tak daleko. Więc wyjechaliśmy z domu jak Rumuni z pielgrzymką, nas dwoje, Fatma z Wojtkiem, nasza Gosia i.... tak jest, Miś!!!!Plus stosy pudeł, walizek i toreb.
Płock bardzo mnie zaskoczył i to pozytywnie. Fajne, czyste, klarowne miasto położone na wzgórzu, w dole ta wielka, rozłożysta Wisła, molo, zoo i amfiteatr na Płocką Noc Kabaretową. Wleźliśmy do Bazyliki bardzo błękitnej, w której są grobowce kilku polskich królów. A w Ryneczku zjedliśmy smaczny obiad. Wieczorem tradycyjne duranowanie, w rytm płyty "Notoriuos", bo właśnie padło na nią w ocenie, a top z tej płyty prezentuje się tak.
1. 473 A matter of feeling 14-8-9
2. 390 Notorious 12-6-3
3. 376 Vertigo 5-7-10
4. 307 Hold me 4-3-5
5. 304 Skin trade 1-7-5
6. 291 Winter marches on 5-5-5
7. 279 American science 1-3-2
8. 164 Proposition 0-1-2
9. Meet El Presidente 0-0-0
10. So misled 0-0-0
11. 35 We need you (głosy od 6 osób)
Przed piosenkami ilość punktów. Za piosenkami ilość 1-2-3 miejsc u poszczególncych osób....
Oczywiście wszystkie piosenki zostały przez nas odtańczone, no może z wyjątkiem So Misled, bo to jest tak daremny kawałek, że przykro go słuchać. Za to dotańczyliśmy Danse Macabre z nowej płyty i skończyliśmy Starym Niedźwiedziem w kółeczku, gdzie za niedźwiedzia robiła Agnieszka.
like father like son. Adaś z Grzesiem.
wakacje na Bali
Jezioro Białe, czyste i urokliwe.
Płock z dołu, z najdłuższego molo w Polsce, bo usytuowanego wzdłuż rzeki Wisły, w tym miejscu bardzo szerokiej i rozłożystej niczym Nil.
wracamy z rurek z bitą śmietaną
kurde molo
zdjęcie z pielgrzymki
a nawet dwa
e tam dwa, trzy lepiej
czekamy na deserki
Płocki rynek z fontanną
halloweenowa zbiorówka
i jeszcze jedna zbiorówka. Dużo ich było, tylko niewyraźne wyszły
Jacek, po wygranym konkursie. Jak widać pierwsza nagroda- wąsy i broda.
z Grzesiem, tegorocznym maturzystą
Adaś z trzecim okiem. Zawieszał sobie na nim okulary
poranna kąpiel następnego dnia
Mario .... i Miś
Wynajęliśmy rower wodny i jeszcze popływaliśmy po jeziorze mocząc nogi, bo było naprawdę upalnie. Aż pożałowałam, że nie mam stroju kąpielowego, ale kto mógł się spodziewać takiej aury w połowie września?
zapomniałabym zaprezentować nasz uroczy duranowy ołtarzyk... Nawet poroże jelonka się znalazło. Bebe przytachała.
A tydzień później udało mi się zebrać ekipę i wyruszyliśmy w góry Sowie zdobyć górę Kalenicę. Nigdy na niej jeszcze nie byliśmy (jaki wstyd!!!). Zawsze właziliśmy tylko na Wielką Sowę albo ostatecznie na Przełęcz Jugowską, a te góry są naprawdę przepiękne i przez nas kompletnie nie odkryte. A są 20 km od naszego domu!!!!!Całą sobotę lało jak cebra, ale w niedzielę rano udało nam się wbić w okno pogodowe, zaświeciło pięknie słońce i chociaż nie było najgoręcej, pięknie grzało, a powietrze było przejrzyste. Przyjechała Madzia z Jaśkiem, Ewa z Arturem, Nadią i jej koleżanką i Ostrzy, którzy w ostatnim roku byli zajęci innymi rzeczami, więc niewiele czasu mieli na łażenie po górach. Ruszyliśmy na tę Kalenice jakąś okrężną drogą, która widokowo okazała się prawdziwym sztosem. Naprawdę było przepięknie i dosyć łatwo, a ja jakąś specjalną góralką nie jestem. Na samej Kalenicy znajduje się wieża widokowa, mało znana i miejsce na ognisko, gdzie upiekliśmy kiełbaski, zjedliśmy sałatki i inne ciasta no i oczywiście piliśmy trunki wyśmienite. Super była ta wyprawa i stwierdziliśmy, że trzeba po tych Górach Sowich połazić po prostu, bo cudze chwalicie, a swego nie znacie.
z Magdą i Ewą na kolejnej wieży.
z Madzialeną
biesiada
szczęśliwa? No jasne.
15 października odbyły się wybory parlamentarne, w których razem z Mariem wzięliśmy czynny udział i zostaliśmy mężami (ja żoną) zaufania. Ja w mateczniku PISu, więc uważnie im się przyglądałam, ale u mnie wszystko było w porządku. Moja komisja była na tyle mała, że po policzeniu wszystkich głosów i komisyjnym zapakowaniu ich w specjalne paczki, o 3 w nocy byłam w domu. Włączyłam jeszcze TV, zaparzyłam sobie herbatkę i nie mogłam uwierzyć, że o 3 w nocy w Jagodnie pod Wrocławiem jeszcze takie tłumy stały do komisji wyborczej. Najbardziej się uśmiałam, gdy tuż przed wejściem do lokalu reporter zaczepił dwie młode dziewczynki, jedną w różowym kocyku, która zanim weszła do lokalu powiedziała wprost do kamery-"Jebać PIS". Tak parsknęłam śmiechem, że oplułam wszystko tą herbatką. Poszłam spać, będąc przekonana, że wygramy te wybory. A mój Mario wrócił o godzinie 6 rano. U niego poszło trochę gorzej z liczeniem referendum. Po chuj było to referendum? Ale tak czy siak, wygrała Koalicja Demokratyczna. Nareszcie!!! Nareszcie coś pozytywnego. 8 lat czekałam na tę zmianę i się doczekałam. Po ogłoszeniu oficjalnych wyników otworzyliśmy szampana.
uśmiechnięte twarze tych, którzy zwyciężyli... sikam.
Na początku listopada przyjechała do nas jeszcze Marcela z Igorem na weekend i razem pojechaliśmy pozwiedzać Skalne Miasto w Aderspachu, a skoro byliśmy już tak blisko Broumova, zaproponowaliśmy, żeby dzieciaki weszły jeszcze do barokowego, przecudnego klasztoru, w którym znajduje się zjawiskowa biblioteka i refektarze. Zostawiliśmy ich w klasztorze, a sami poszliśmy pozwiedzać Broumov, bo tak naprawdę ilekroć tam byliśmy, jakoś nie starczało na to czasu i oprócz starego, drewnianego kościoła z XI wieku niewiele tam widzieliśmy. Okazało się, że Broumov jest jak toskańskie miasteczko położone na górze, otoczonej murem, z którego rozlegają się piękne widoki. Znaleźliśmy 2 przepiękne kościoły, w tym jeden znowu w błękitach, oraz XIV wieczne freski w miejscu zupełnie nieoczekiwanym. Mają też piękny park miejski i w ogóle panuje tam niemiecki porządek. Polecam, jeśli ktokolwiek będzie miał okazję jechać do Aderspachu, niech koniecznie zahaczy o Broumov, bo warto. W Aderspachu ludzi, tradycyjnie mrowie, nawet na tak późną jesień, ale tam jest tak zawsze. I tak wprowadzono limity biletów, więc nie było tak źle. W ciemno nie ma tam co teraz jechać, bo można pocałować klamkę, a właściwie szlaban. Bilety można kupić w internecie. Zdecydowanie pewniej i bezpieczniej. Dla psa też. Mieliśmy piękną, jesienna pogodę, więc wycieczka udana bardzo. A następnego dnia wjechaliśmy w kompleks Riese w Górach Sowich. Zaliczyliśmy sztolnię "Włodarz" w Jugowicach i muzeum Molke ze słynną Muchołapką. I przez 3 wieczory oglądaliśmy Władcę Pierścieni... A kilka dni wcześniej moje Durany wydały Halloweenową płytę Danse Macabre, o której też pisałam na tym blogu. Tralalala....
Broumov, mur przed kościołem
XIV wieczny fresk rekonstrukcja
i oryginał
powyżej kościoły farne w Broumovie
i kościół klasztorny by Igor
zakonnica w przebraniu? fot. Igor
Biblioteka w Broumovie. Fot. Igor
Marcela z Igorem tuż przed wejściem do Morii
Aderspach fot. Igor
Aderspach fot. Igor.
Aderspach fot. Igor
Starosta i Starościna fot. Igor
Krokodyl.... fot. Igor
fot. Igor
fot. Igor
zapora wodna na jeziorze Bystrzyckim w jesiennej szacie. Fot. Igor
Muzeum Molke w Ludwikowicach Kłodzkich. Tajemnicze. Igor zrobił rzecz jasna tę fotkę.
UFO. Jakby ktoś nie wiedział, czyli pojazd o napędzie antygrawitacyjnym.
A potem? Potem, pod koniec listopada spadł biały, puszysty śnieg i nastała zima, ale taka piękna i bajkowa. Nie utrzymała się do świąt. Szkoda. Skończyłam też 56 lat. Kurczę, jak do tego doszło? Nie wiem. Ta 5 z przodu mocno weryfikuje pewne rzeczy np. zdrowie, urodę, upływ czasu, a ja mam 5 i z przodu i z tyłu. Nie, na nic nie choruję, tylko jakiś cholesterol podwyższony, ale już opanowany, ale mimo wszystko jest już inaczej. Zresztą w rozmowach ze znajomymi wychodzi na to, że mają podobne odczucia.
Na Święta Mario przywiózł nasze panny z Warszawy i to były ostatnie święta z Marcelą, ponieważ 3 stycznia wyleciała do Bostonu razem z Igorem na 5 lat. Czy wróci? Nie mam pojęcia. Chciałabym, bo zawsze uważałam, że Polska jest dla krajem dla fajnych ludzi, a Igor i Marcela zdecydowanie są fajni. Niech szukają swojego miejsca na ziemi. To jest ich czas. My tutaj jesteśmy i czekamy. Póki co gadamy sobie co jakiś czas. Ale i tak pożegnanie było dla mnie straszne i przykre. Wolę myśleć, że ona jest tak naprawdę nadal w Warszawie, ale z tyłu głowy wiem, że tak nie jest. 😂😂😂
zimowy Misiek
To wszystko co opisałam powyżej, te wszystkie wycieczki, a przecież było ich dużo więcej, spotkania, grille, muzykę, filmy i ludzi, zapisuję po stronie zysków, zdecydowanie. Ale były też straty. W lipcu zmarł brat mojej mamy na raka, a miesiąc później zmarła moja kuzynka Roksanka, a miała tylko 46 lat. Też na raka. Strasznie było patrzeć na tę dziewczynę, którą choroba zjadała kawałek po kawałku. Straszne. No i w grudniu, niewiele brakowało, a moja siostra dołączyłaby do Roksany. Cudem jej się udało. Naprawdę fartem. Mam nadzieję, że nauczyło ją to rozumu. Nie, nie jest chora na raka, gdyby ktoś pytał. Jest tylko skończoną durnotą. Ale mniejsza z tym.
John Taylor narysowany przez mojego zmarłego wujka, gdy miałam 16 lat.
No i tak przeleciał ten roczek, nie wiadomo kiedy. Trochę długo pisałam tego posta, ale w końcu udało się go skończyć. No to co? Może jakiś topik jeszcze zrobię niedługo? Do poczytania. A przed nami rok smoka. No ciekawa ja jestem.
No i piosenka na koniec. Ryan Gosling i Mark Ronson w piosence o Kenie, tym od lalki Barbie, wersja Xmasowa. Fajna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz