czwartek, 29 października 2015

Turcja 2015, czyli wakacje na ostatnią chwilę

 Raz w roku warto jest pojechać gdzieś w ciepłe kraje i pomoczyć sobie tyłek w morzu, które ma więcej niż 7 stopni Celsjusza.
 Od paru  lat wybieramy przepiękną Turcję, która  zaprasza swoim urokiem, zabytkami, przepysznym jedzeniem i cudnymi plażami. Zazwyczaj jeździmy tam  wiosną, kiedy wszystko  kwitnie i nie jest jeszcze wściekle gorąco, a i turystów nie uświadczysz zbyt wielu (no może poza Rosjanami, bo u nich nie ma sezonu, że nie ma :) W tym roku rzeczywiście na ostatnią chwilę we wrześniu ... Przyjaciółka z Warszawy, która uwielbia wyszukiwać fajne oferty wynalazła dla nas Çamyuva niedaleko Kemer. Byliśmy w tamtych okolicach rok temu i nam się podobało. Sprawdziliśmy ofertę- dobre opinie, mały hotel. Jedziemy!!!!


Rzeczywiście miejcówka okazała się małym hotelikiem o nazwie Mom's Hotel (brzmiało rodzinnie). Tatuś, mamusia i podstarzały synek-taki skład teamu. Dostaliśmy zimną kolację (trudno) po czym usiedliśmy pod palmą, w upalny wieczór nad brzegiem basenu... No to co? Chyba czas wypić drinka, w końcu to all inclusive... Byliśmy już na wielu All-ach, ale to co nam podano  drinkiem nazwać się nie dało. Tak chrzczonego alkoholu nigdy jeszcze nie piłam!!! NIGDY! Tak też można... W końcu nie przyjechaliśmy tutaj się uwalać, tylko zwiedzać i wygrzać tyłki przed nadchodzącą  zimą.
W ciągu tygodnia okazało się, że jedzenie też takie se... JAK TO??? Przecież w TURCJI jest takie żarcie, że aż człowiek mlaskał z zadowolenia. Ich jogurty, kabaczki pod 50 postaciami, zapiekanki, owoce... A tutaj? Podeszwa w panierce z dyskontu... Dobra, nie przyjechaliśmy się tutaj nażerać, tylko zwiedzać i wygrzać tyłki przed nadchodzącą zimą...
Pokoik malutki, śmierdzący stęchlizną..... Oj tam, przecież tutaj najczęściej klima chodzi, a nie wietrzenie pomieszczeń... No i jak wiadomo  nie przyjechaliśmy tutaj mieszkać w pokoju, tylko co?Aha, zwiedzać i wygrzać tyłki przed nadchodzącą zimą.... Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy.

Bardzo blisko znajdowała  się  antyczna miejscowość o nazwie Olympos. To co w Turcji jest niezastąpione, to transport nazwany dolmuszem. Taki dolmusz za parę lirów (dolarów lub euro, jest im wszystko jedno i dolar z euro w przeliczeniu jest u nich 1:1) wysadzi nas gdzie tylko zechcemy. Kierowcy  nawet jeśli nie zawiozą na miejsce, to pokażą gdzie należy się przesiąść i ile trzeba czekać na następny autobusik.
Olympos to ruiny antycznego miasteczka z II w.p.n .e. Żeby się tam dostać trzeba przejechać wielką przełęcz i wylądować w drewnianym  miasteczku dla hipisów, gdzie świat stanął w zupełnie innej epoce :) (tak, w kraju islamskim)
Jechaliśmy z parą młodych Duńczyków, a kierowca nie bardzo wiedział gdzie chcemy wysiąść... Odwrócił się i coś tam zagadał po turecku. I my i Duńczycy tylko zrobiliśmy wielkie gały... Na co kierowca niewiele myśląc rzucił- Yabba dabba dooo???- A, że na antyk??? Ryknęliśmy śmiechem.Tak na antyk...(tylko gdzie jaskiniowcy, a gdzie starożytność? Oj tam :)
Miasteczko jest jakie jest... Rydwan czasu kilka razy tam przejechał.

Ale widać, że państwo dba, są bramki, bilety, jest czysto. Można zajrzeć w różne zakamarki i przejść się wzdłuż jednego z naturalnych akweduktów, wdrapać na górę, z której widać zatokę i góry Taurus.
A przede wszystkim jest tam jedna z najpiękniejszych plaż jakie w życiu widziałam.
Kryształowa, cieplutka woda , drobniutkie kamyczki. Cisza i spokój. Nie sposób było odmówić sobie kąpieli w tych fantastycznych okolicznościach przyrody. CUDOWNIE!!!!
Kilka kilometrów od Olympos (jakieś 4 i w górach) znajdują się ognie Chimery. Mieliśmy szczerą ochotę przejść się tam i zobaczyć co jest zacz, ale było tak gorąco, że pomysł szybko zmarł śmiercią naturalną. Odpuściliśmy.
























W  drodze powrotnej spotkaliśmy parę Japończyków... Objuczonych niczym szerpowie w Himalajach. Plecaki na stelażach, jakieś torebezie i saszetki...Ale oprócz tego w specjalnym koszyczku mały, biały króliczek w kamizelce (!!!!) Żywy. Jeszcze. Taaaa... Bycie Japończykiem zobowiązuje.

  2dni później wybraliśmy się na wycieczkę do Antalyi, stolicy regionu. Byliśmy tam w ubiegłym roku, wiec miejsce było dla nas bardzo znajome.
Antalya to naprawdę wielkie, piękne i czyste miasto, pełne fontann, kwitnących kwiatów, skwerów i kotów... Koty mają tam jak w Paryżu- specjalne domki, poidełka, karmę- wylegują się jak lwy na Serengeti .
No dobrze, większość zaliczyliśmy w ubiegłym roku, więc co tym razem oglądamy?
Wodospad Duden znajdujący się na rzece... Duden.

  Z tym, że każde z nas miało na myśli inny wodospad. Ja myślałam o tym, który wpada bezpośrednio do morza, a mój mąż, o tym w głębi interioru, o czym zapomniał mnie poinformować. Wsiedliśmy do dolmusza, Mario podał namiary i ruszyliśmy.... Jedziemy.... jedziemy... morza nie widać, za to widać plantacje, szroty, plantacje, wioski, znowu szroty i znowu plantacje. Dalej jedziemy... I ja nadal nie widzę morza. Pytam w końcu czy my aby w dobrym kierunku się poruszamy, na co mój Mario, że chyba tak...( chyba???) W głowie już milion myśli, gdzie nas ten pastuch cholera wiezie? A jak nas ten mały Turek za kierownicą zamorduje i okradnie?(hy hy) Oprócz nas tylko jakaś para z Holandii albo z Belgii, bo jacyś mocno biali i z przodozgryzem... No, ale siedzę. Dam sobie sama radę z tym małym Turkiem jakby co (jestem jak osioł ze Shreka- znam karate 4 stopień :)


W końcu dojechaliśmy po prawie godzinie do cywilizacji i pan kierowca poinformował nas, że oto proszę -wodospady Duden...HURRRA!Rzeczywiście kopara mi opadła i wszelkie niedogodności zostały mi wynagrodzone cudnym mikroklimatem i przepięknymi wodospadami. (W myślach przeprosiłam naród Turecki za obrazę ich przedstawiciela w postaci kierowcy dolmusza). Tutaj ciekawostka, te wodospady można podziwiać od środka. Niskie jaskinie ciągną się wzdłuż największego z nich.

Fajne wrażenie, huk, wilgoć, ale taka przyjazna i kapiące krople wody ze stropu... Potem jeszcze pyszne żarełko u miejscowych Fatm w restauracji na terenie parku wokół wodospadów. A co z tym drugim wodospadem, wpadającym bezpośrednio do morza? Zobaczyłam go tylko z okna samolotu wracając do Polski...  Jest fantastyczny.(przecież jeszcze tam wrócę :)
Ponieważ lubimy poznawać nowych ludzi w hotelu dołączyli do nas bardzo fajni Polacy z Rybnika. Kasia i Wojtek ze swoją cudowną gwarą!!!! Pojechaliśmy razem do pobliskiego antycznego Phaselis (tak, człowiek się tam o antyk potyka)

2 bajeczne zatoki i cypel z pozostałościami kolejnej prehistorycznej mieściny z 700 r.p.n.e... Świetny amfiteatr z jeszcze jednym widokiem na góry Taurus i szczyt Tahtali. Po prostu bajka.

Kąpiel w obydwóch zatokach- jedna plaża piaszczysta, druga kamienista. Siedzieliśmy tak długo w wodzie, aż wyszłam pomarszczona jak Matka Teresa...
Kolejna świetna wycieczka i piękne wspomnienia.
Wieczorem ostatniego dnia tuż przed zamknięciem baru zamówiliśmy sobie po 2 piwa na głowę (szał!!!)
4 osoby- 8 piw w małych pokalach. Po prostu chcieliśmy trochę dłużej posiedzieć. Mały barman o imieniu Emir poleciał do szefa na skargę, że Polacy rozbili system i chcą wypić całe piwo.(!!!) Przybiegł tata-właściciel z awanturą, że one person i one glass!!! Na co Wojtek zapytał - DLACZEGO??? Bardzo grzecznie. Na co pan Turek odpowiedział, że to jego hotel i jak nam się nie podoba to wynocha!!!! OOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!!!! Pan trochę zapomniał, że to nie jest jego prywatny dom, tylko biznes, za pobyt w którym zapłaciliśmy... My jak my, bo to był last, ale Ślązaki zapłacili pełne wczasy za niemałą kwotę.... Dlatego jeżeli komukolwiek przyjdzie kiedyś do głowy jechać do hotelu Mom's Hotel w Çamyuva, gdzie króluje tatuś, mamusia i synek- ODRADZAM!!! Chyba, że jesteście na emeryturze i tuż przed śmiercią...  To właściwie dlaczego nie?

A tak poza tym TURCJA jest piękna!!!No i główny cel osiągnięty-  zwiedziliśmy piękne miejsca  i wygrzaliśmy  tyłki przed nadchodzącą zimą :)

1 komentarz:

  1. Turcja jest piękna i widać to w Waszej relacji. Wodospady świetnie uchwycone. U nas na stronie https://riwieraturecka.pl/ możecie sobie przejrzeć atrakcje w Turcji. Od nas polecamy szczególnie zwiedzić Antalyę.

    OdpowiedzUsuń