piątek, 19 sierpnia 2016

Alberobello czyli chatki jak z bajki :)

Jak już pisałam, nie było nam wcale łatwo dotrzeć do Arbelobello. Chociaż oddalone od Bari tylko o 60 km, to jechaliśmy tam 3 dni :)
W poprzednim poście nadmieniłam, że pierwszego dnia była niedziela, a w niedzielę pociągi na południu Włoch nie jeżdżą. Drugiego dnia mieliśmy nieaktualny rozkład jazdy i przyszliśmy na stację o półtorej godziny za wcześnie. Dopiero dnia trzeciego udało nam się wsiąść do zatłoczonego pociągu. Żeby było śmieszniej, to był pociąg wyprodukowany u nas w Poznaniu. Taka ciekawostka- my od nich kupujemy Pednolino, a oni od nas polska Pesę. Ruch w interesie musi być :)
Jechaliśmy ponad 80 minut. W jakiejś pipiduwie pociąg zatrzymał się i stał w tym upale (bez jakiekolwiek klimatyzacji, nawet nawiewu) chyba ze 20 minut. Już jajka tam znosiliśmy. Jeden pociąg czekał na drugi, bo po drodze były tory przeznaczone tylko dla 1 pociągu... Tragedia! Ale udało się, dojechaliśmy w końcu do celu naszej podróży.

Miasteczko jest niewielkie, ma coś tam ponad 10 tysięcy mieszkańców. Jest ciche i senne. Turyści i owszem są, ale nie ma ich milionów. Chociaż zdarzyła się nam polska wycieczka oraz turyści indywidualni, także nasi krajanie.
 Jak tylko zajechaliśmy od razu poszliśmy na lody!!! Pyszne, tylko strasznie słodkie!!! Ale akumulatory naładowane cukrem, więc w drogę.



Miasteczko jest trochę źle oznakowane, więc najpierw szlajaliśmy się tymi uliczkami w potwornym skwarze, podziwiając  przedziwne domeczki o nazwie trullo. Trullo to domki mieszkalne i podobno nie występują nigdzie więcej w Europie. Sama  takich domków nigdy i nigdzie nie widziałam. Rzeczywiście urokliwe, ale maleńkie!!! Jak tam normalna włoska rodzina mogła mieszkać, tego nie wiem. Podobno chłopi apulijscy, żeby mieć spokój z nakazami Ferdynanda I Aragońskiego, który zakazywał budowania stałych domostw właśnie wymyślili takie chałupki, w których dachy można było w każdej chwili zdemontować i udowodnić, że ten domek po prostu jest nieukończony i w stanie nie do zamieszkania i nie ma się co czepiać :) Każda taka chałupka jest zwieńczona albo krzyżem, albo kulką albo jakimś nieznanym hieroglifem. Rzeczywiście są niezwykłe.


Największa trulla w miasteczku.

W tych trullach podobno w lecie jest chłodno, a w zimie cieplutko. Działa jak mała piwniczka, z tym, że na powierzchni. I naprawdę jest klaustrofobiczna i malutka. Gdzie tu spać, gdzie gotować, gdzie odpoczywać? Nie mam pojęcia. A one są nadal zamieszkane!

To jest akurat tylko przykład jak wygląda trulla w środku. Jak widać sklepik z pamiątkami.


Doszliśmy także do pięknej katedry, ale akurat była sprzątana. Nie mam żadnych informacji na temat tej katedry. Nie wygląda na starą. Najwyżej XIX wiek, ale nie wiem na pewno. Początek... może, ale jak wspomniałam- ani nie doczytałam ani nie dooglądałam. Robi wrażenie, naprawdę piękna i warto się przy niej zatrzymać.





Napis na koszulce złotymi literami brzmi- Pracuję, aby mój kot miał godne życie

Ponieważ Marcelę dopadł głód, musieliśmy znaleźć jakąś pizzerię. Ona poszła tam z Xawerym, a my walnęliśmy się na ławce na skwerku pod drzewami, z malutką fontanną i z ławicą karasi pływających w wodzie. Przeszliśmy centralny plac Arbelobello i dopiero tam okazało się, że całe skupisko trulli jest w innej części miasteczka! SUPRAJS! To my tu łazimy jak potępieńcy, a główna atrakcja prawie nam umknęła!!!!
Najpierw punkt widokowy. Rzeczywiście te piramidkowe dachy robią niesamowite wrażenie. Prawdziwe krasnoludkowo!




A jak stare są te domki?? Ano różnie. Mówi się, że są spokrewnione z greckimi Mykenami i mają tysiące lat. Ale podobno najstarsze z tych domków pochodzą z XIII wieku. I tak są stareńkie, ale większość ma ok 200-300 lat.

Main street


Niestety nie mieliśmy już zbyt wiele czasu i trzeba było wracać do Bari. Chcieliśmy jeszcze z Mario zajrzeć do muzeum wina, ale jak to na południu Italii- siesta się przedłużyła. Szkoda, bo muzeum było przy winiarni i może kupilibyśmy jakieś fajne winko na koniec? No trudno. Wróciliśmy do Bari i okazało się, że na Bari Center, gdzie mieliśmy dużo bliżej do kwatery, więc najprawdopodobniej także stamtąd wyjeżdżał pociąg do Arbelobello... Brak informacji w Italii króluje! Ale po drodze CAŁE POŁACIE winorośli. Stwierdziliśmy gremialnie, że jeszcze nigdy nie widzieliśmy takich wielkich gron!!! Były olbrzymie i wyglądały na soczyste. Będzie dobre wino w tym roku wyprodukują w Italii :)
Z wielką chęcią wrócę do Włoch. Póki co tylko polizałam i wciągnęłam zapach tego pięknego kraju... Wrócę na pewno...Mam nadzieję :)


1 komentarz:

  1. Cudowne te domeczki.
    Wrócisz, znając Ciebie, na pewno wrócisz :)

    OdpowiedzUsuń