poniedziałek, 19 września 2016

Bridget Jones - powrót :)


"Badania dowiodły, że szczęścia nie daje miłość, bogactwo czy władza, tylko dążenie do nieosiągalnych celów: a czymże jest dieta, jeśli nie tym?"... 
Bridget Jones wróciła :)
To będzie chyba mój najkrótszy post, bo nie mam najmniejszego zamiaru recenzować najnowszej Bridget Jones. Każdy powinien zobaczyć osobiście ten film. Chcę tylko napisać, że to moim zdaniem  najśmieszniejsza część trylogii i uśmiałam się na tym filmie serdecznie :) Zresztą nie tylko ja, bo sądząc po reakcji publiczności w kinie, śmieszyły nas dokładnie te same momenty.

Bridget Jones poznałam lata temu, po przeczytaniu jej Dziennika, który dostałam w prezencie urodzinowym chyba w 1998 roku. Wciągnęłam tę książkę nosem, rechocząc co jakiś czas, ponieważ była napisana niezwykle zabawnym językiem, a jej perypetie zwalały z nóg. Gdy ukazał się film oczywiście poszłam do kina. I muszę stwierdzić, że film podobał mi się dużo bardziej niż książka. Nie zdarza się to zbyt często, ale tym bardziej zaskoczenie było miłe. Chociaż Renee Zellweger, odtwórczyni głównej roli  była nieco przerysowana, odniosłam wrażenie, że właśnie taką Bridget pokocha świat. Cudaczna, chodząca jak kaczka, w za małych spódniczkach, nie stroniąca od nałogów,  uzależniająca swoje być albo nie być od tego, co piszą w poradnikach. Zapisująca wypite jednostki alkoholu i zjedzone kalorie...( Naprawdę? Tak to się teraz powinno robić???) Popełniająca gafy, przeciętnej urody, ale przezabawna i tylko  prawie zupełnie normalna. Przedstawicielka kobiet z przełomu nowego millenium :) Już nie stara panna, tylko singielka ...   Do tego dwóch przystojniaków-cudowny Colin Firth  jako najprawdziwszy rycerz na zielonym koniu i Hugh Grant jako playboy i etatowy bawidamek. Czy to się mogło nie podobać? No z tego co wiem, mogło, ale ja zdecydowanie należę do opcji zwolenników Bridget i jej "ideału kobiety " :)


 Bridget wróciła odmieniona, szczuplejsza, dbająca o kondycję, na dodatek jako szycha w telewizji. Niestety nadal jest samotna, a ma już 43 lata :) Swojego dziennika nie pisze już w papierowym kalendarzu, ale jak przystało na znak czasów-na tablecie.
 Z trailera jasno wynika, że namieszała tym razem już tak, że trudno jej będzie ogarnąć temat i wybrnąć z sytuacji nie raniąc przy okazji nikogo... Ale czy ktokolwiek jej wierzy, gdy mówi-" Everything is under control..." ???



Czekałam na ten film. Śledziłam jego fanpage na FB przebierając nóżkami. Gdy ukazał się pierwszy zwiastun wiedziałam, że Bridget wraca w doskonałej formie :)
 Renee Zellweger zmieniła się nieco na twarzy po operacji powiek, ale gdy się śmieje wyglądała dokładnie tak samo jak w starszych częściach. Colin Firth nadal cudowny, szarmancki i niezwykle szlachetny. Patrick Dempsey znany u nas z serialu Chirurdzy, przystojny, napakowany  i na dodatek właściciel zjawiskowych, zielonych oczu. Może nie był tak zabawny jak Hugh Grant, ale to wyszło filmowi tylko na zdrowie.  Na dodatek obaj panowie, kandydaci na tatusia  dziecka (chciałam napisać Rosemary, tfu) Bridget Jones oczywiście, ODPOWIEDZIALNI i konkurujący ze sobą w przezabawny sposób. Sceny ze szkoły rodzenia rozbawiły mnie do łez. A scena dojazdu do szpitala rozwaliła!!!
Humor sytuacyjny, prześmieszne teksty, dobry scenariusz, łzy wzruszenia i salwy śmiechu, no i jest świetna ścieżka dźwiękowa. Czego chcieć więcej w piątkowy wieczór?
Zdecydowanie polecam najnowsze przygody Bridget Jones, bo jest to jedna z najlepszych komedii romantycznych jakie widziałam w ciągu ostatnich kilku lat. Czytałam różne recenzje tego filmu, a to, że wszystko nie tak, że film źle pokazuje samotne matki borykające się z macierzyństwem, że nie widać tu poprawy wizerunku singielek na świecie i że chodzi tylko o to, żeby wyjść za mąż, a przecież tak nie powinno być, bo jest stereotypowo i archaicznie!!! Na litość boską, to jest tylko film komediowy, a nie manifest feministyczny. Nie poszłam do kina, żeby wysłuchać orędzia o sytuacji kobiet na świecie, tylko dobrze się bawić. I to mi się udało w 100%.
 Bridget z ekranu puszcza do nas oko i mówi- zostanie mężatką po 40-tce nie jest niczym złym, urodzenie dziecka po 40-tce jest czymś możliwym, a szukanie miłości w każdym wieku jest zdecydowanie NORMALNE! I tego kochani Wam życzę- żebyście byli kochani, bez względu na to jacy jesteście. Z waszymi wadami i zaletami. I żebyście mieli w sobie ZAWSZE odrobinę Bridget Jones :) I jakiegoś Marka Darcy'ego, który stanie za wami murem w sytuacjach bez wyjścia :) Niemożliwe? Wiem, że możliwe :)


2 komentarze:

  1. No to teraz jeszcze bardziej mnie upewniłaś w zamiarach obejrzenia, choć taką "fanką" Bridget nie jestem :) Jestem bardzo ciekawa roli Patrick'a Dempsey'a w tych perypetiach, taaa brakuje mi go w Chirurgach :o)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dempsey jest fajny i ciachowaty, ale Firth to klasa!!! Wolę :) Chociaż w filmie Samotny mężczyzna mocno mnie przeraził....

    OdpowiedzUsuń