czwartek, 4 lutego 2016

Home alone :)






Dzisiaj sama w domu. SAMA!!!! Tak konkretnie i na cały dzień i noc :) Mario na spotkaniu firmowym w Łodzi, Marcela na polaroidach w Warszawie (być może w marcu wyjazd do Tokyo), a Gosia z Puszaszkiem (zięciuś) pojechali pod Łódź na castingi do fashionweeków....





SAMA w domu. UWIELBIAM!!!!
Oczywiście nie codziennie, bo mimo wszystko jestem zwierzęciem stadnym, ale raz na jakiś czas nie musieć absolutnie NIC i robić tylko to na co ma się ochotę!!!! Fantastycznie!!!
Takie dni jak ten najczęściej poświęcam na domowe SPA, słuchanie głośno muzyki (!!!), farbowanie włosów, czytanie książek i lanie na wszystko!!! Gdy jest ciepło zalegam na hamaku w ogrodzie z kotami i leżymy sobie w cieniu, a w tle szumi  mała fontanna :) Czasem czytam, a czasem tylko się wałkonię :)


Ale póki co do lata jeszcze daleko, za oknem paskudnie i wieje... Ale dzisiaj dodatkowo co?TŁUSTY CZWARTEK!!!! Od listopada nie jem cukru. tzn. jem, ale w postaci miodu, cukru trzcinowego lub xylitolu i nawet mnie specjalnie nie ciągnie do słodkiego, ale dzisiaj mam sobie odpuścić pączka??? Oj, nie może to być!!! Kupiłam jakiegoś wielgachnego z polewą cukrową i karmelizowaną skórką pomarańczową z olbrzymią ilością marmolady malinowej w środku!!! Do tego kawa... oj rety... Jak ja dawno nie jadłam takich  cudownych śmieci :) A Misiowi jak smakowało :) Żarł aż mu się uszy trzęsły ... Wiem, że szczeniak nie powinien jeść takich rzeczy, ale przecież za chwilę od tego nie umrze.


Wracając do bycia w domu bez członków rodziny,  to też taki czas na uporządkowanie szafy i wywalenie z niej połowy szmat, w które albo się na pewno już nie zmieszczę, albo nawet jeśli się zmieszczę, to będę w nich wyglądała jak sportsmenka z DDR-u. Dzisiaj kilka takich rzeczy wywaliłam i jest to niezawodny znak sygnał na to, że czas ruszyć do sklepu po kilka nowych ciuchów. Nie jestem zwolenniczką zakupów. W ogóle mnie to nie jara, a nawet męczy. Ale raz na jakiś czas lubię wjechać do sklepu, na czymś zawiesić oko i nawet bez przymierzania z tym czymś wyjść. Rzadko się mylę w takich przypadkach. Szmata ma być wygodna, dobrze skrojona, nie wymagająca prasowania i taka w której moje cycki wyglądają na mniejsze niż są  w rzeczywistości. Z wiekiem staję się BARDZO wygodna i praktyczna. Gdy pracowałam w C&A potrafiłam z wyprzedaży przywozić do domu tony szmat, które do dzisiaj mi zalegają. I jaki w tym był cel? Bo tanio?W cholerę z taka filozofią. Ciuchy niby fajne, ale czy aby na pewno na mnie??? :)

No, ale co z tym SPA??? Najpierw kieliszek wina. Dzisiaj zaszalałam- gruzińskie, pyszne, półsłodkie. Muszę się przyzwyczajać. W maju tygodniowa wycieczka do Gruzji :) Hartujemy wątrobę :)

 A potem  peeling.
Przepis na genialny peeling do ciała z kawy. Jeśli ktoś ma ekspress do kawy to tym bardziej. Po każdym espresso zostają nam fusy. Zazwyczaj zbieram je do podlewania kczaczorów typu rododendrony i thuje (zakwaszają ziemię), ale zdarza się, że robię z nich peeling. Przepis sprzedały mi moje córy.
Skład- zmielona kawa (Najlepiej już zużyta, fusy po espresso. Spory kubek starcza na 2 razy. Zebrane trzeba trzymać w lodówce, bo lubią zapleśnieć.)
-sól gruboziarnista (może być sól do kąpieli, dodatkowo pachnie)
-2-3 łyżki roztopionego oleju kokosowego lub oliwy z oliwek
-kilka kropli olejku pomarańczowego lub waniliowego, ale jak nie ma to ta pachnąca sól wystarcza.
Mieszamy wszystko dokładnie. Pod prysznicem najpierw się myjemy, a na wypłukane ciało nakładamy grubą warstwę peelingu i masujemy okrężnymi ruchami, aż do zaróżowienia skóry. Można użyć do tego gąbki lub miękkiej szczotki. Pucujemy każdy zakamarek ciała. Spłukujemy i lekko wycieramy. Ciało jest nawilżone i natłuszczone. Nie trzeba używać żadnego balsamu po takim prysznicu. Jedyna wada- sajgon w łazience. Drobinki kawy są wszędzie!!! Na szczęście łatwo się spłukują.
Tego peelingu można też użyć do twarzy. A potem zrobić dodatkowo kwasy (jeśli ktoś ma, bo trudno kupić bez zezwolenia).  Ja mam kwas glikolowy 30% i trzeba mieć do niego neutralizator. Kupiłam ten kwas kiedyś w internecie. Udało się. Nakłada się go dosłownie na 30 sekund, pomijając okolice oczu żeby nie zrobić sobie krzywdy, bo topi skórę. Zmywamy neutralizatorem i porządnie wodą. Nakładamy tonik. Następnie maseczka nawilżająca .
Bardzo lubię maseczki firmy Eveline. Tutaj na wieczór, po takim mordowaniu twarzy wskazana jest maseczka nawilżająca i poprawiająca gęstość skóry (dla takich starszych pań jak ja :) Przez kilka dni po kwasach nakładamy krem z wysokim filtrem. Przynajmniej 30.
Ale jeśli nie mamy w domu kwasów, to świetna jest witamina C w płynie z zakraplaczem. Do kupienia w każdej aptece. Rozświetla cerę i przywraca jej blask. Nakładamy witaminę jak serum, a po wchłonięciu normalny krem nawilżający. Działa!!!! Choć jesteśmy kwaskowate w odbiorze :)

W tym czasie robimy sobie pazury, popijamy wino, oglądamy ulubiony film... albo piszemy bloga :)
Co tylko komu w duszy gra... a potem książka. Teraz branżowa he, he... Taniec na wulkanie- pamiętnik księżnej Daisy- pani na Książu i Pszczynie :) Biedna... mało tego, że nie mogła jeść kotletów jagnięcych w takich ilościach w jakich chciała, zakładała francuskie kiecki tył do przodu (bo co to za moda dziwaczna dla klasycznej Angielki ???) to jeszcze wyszła za mąż bez miłości i nigdy u boku Henryka Hochberga jej nie zaznała. Świetna babka, cudowna postać.  Kolorowy ptak. Taka Księżna Diana swoich czasów. Polecam.



I czyż to nie był fajny dzień???  Cudowny. A jutro dzień jak co dzień-  sprzątanie, gotowanie, odkurzanie, wożenie, zaopatrzenie dla stada...
A sponsorem tego wpisu były 3 zwierzaki, przez które za chwilę oszaleję...!!!! Żadnemu z nich nie wolno leżeć na tym łóżku, ale czy mnie ktokolwiek słucha??? Halo? Czy konie mnie słyszą? Trójkąt bermudzki wysiada.
 Idę po resztę wina...


Do tego posta grało mi Keane :) Relaksuje lepiej niż te maseczki. To jedna z moich ulubionych piosenek... cudowna!!!



I kochane pamiętajcie, lepiej zapobiegać niż doprowadzić do tego :) Buziaki  i do poczytania.

2 komentarze:

  1. El, też uwielbiam takie dni, kiedy nikt mi się nie kręci po chacie, choć mam mniejszy skład osobowy i zwierzęcy w domu :)Ale na zabiegi kosmetyczne to za leniwa jestem. Film, winko, do tego coś do pochrupania, ech... rozmarzyłam się ....
    Może w tym pamiętniku Daisy doczytasz się dlaczego mnie straszyła w Książu? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam swoją teorię dlaczego straszyła właśnie Ciebie :) Kiedyś pogadamy :) I nie pisz mi,że za leniwa jesteś. Maseczka robi wszystko sama za ciebie :)Wystarczy kupic i nałożyć :)

    OdpowiedzUsuń