poniedziałek, 21 grudnia 2015

Co słonko Bebe na Dolnym Śląsku widziało 2 :)


   Ostatnio wspominałam, że w 2011 miałam w czasie wakacji kumulację gości, wiec Bebika (przypominam, że to  przedstawicielka Warmii i Mazur) no  i moje ulubione Warszawianki (Mazowsze tadam!!!), Beatę i Anię
Ponieważ nie wszyscy lubią biegać po górach lub szlajać  po ruinach, wymyśliliśmy z Mariem spływ pontonem po przełomie Bardzkim. Dziewczyny przyklasnęły, bo takich rzeczy jeszcze nie robiły.


Bardo to śliczne, małe miasteczko niedaleko Kłodzka, położone w górach Bardzkich.
 Do obejrzenia jest niewiele, chociaż jak się dobrze rozejrzeć  to pół dnia zleci. Sanktuarium Maryjne, z moim zdaniem przezabawną szopką, zespół kaplic drogi różańcowej, klasztor, gotycki, kamienny most na Nysie Kłodzkiej, a w drodze na Obryw Skalny, gdzie nad miasteczkiem góruje biały krzyż, jest kolejna droga krzyżowa i cudowne źródełko. Legenda głosi, że gdy nalejesz sobie do ust wody z tego źródła i 3 razy je obiegniesz, spełni się twoje marzenie. 2 lata temu podczas wizyty u wujka mojego Maria, który wraz z rodziną mieszka właśnie w Bardzie, biegałyśmy jak nawiedzone wokół tego źródła z moją młodszą córką Mąłgosią.Wujek zna się doskonale z zakonnicami  i w ogóle ma ławkę rodzinną ze swoim  nazwiskiem w Sanktuarium!!! Ławkę!!!! No i zaciągnął  nas do klasztoru  na zmówienie jednej zdrowaśki w kaplicy zakonu..ha, ha... Ktoś to czuje? Ja i zdrowaśka? Ale obejrzałam zakon z ciekawością, z tym, że to jest zupełnie inna historia.
A, prawie zapomniałam, za tym wielkim krzyżem na szczycie  są ruiny zamku. Wszystko przed nami jeszcze, bo póki co, nie doszłam.
Wracając do Bebe i Warszawianek, nie zwiedzałyśmy wtedy miasteczka. Skupiłyśmy się na spływie i  krystalicznym, górskim powietrzu.

Na rafting umówiliśmy się kilka dni wcześniej telefonicznie. Siedzibę z pontonami  bardzo łatwo znaleźć, gdyż jest widoczna z głównej drogi na moście, jadąc z Ząbkowic do Kłodzka, po lewej stronie. W 2011 roku była to mała firemka z kilkoma pontonami, gdzie ponton na miejsce spływu dowożono jeepem z naczepką . W ubiegłym roku zabraliśmy na ten spływ moich rodziców w ramach imienin i muszę stwierdzić, że skala przedsiębiorstwa urosła kilkukrotnie. Teraz miejsce startu o wiele się powiększyło, pontonów jest kilkadziesiąt  plus kajaki, a na miejsce  dojeżdża się autokarem :)



 Nysa Kłodzka nie jest ani głęboka, ani zbyt bystra, przynajmniej na odcinku spływu i w lecie (no chyba, że po jakichś ulewnych deszczach), dlatego jest bezpieczna zarówno dla osób nie umiejących pływać jak i dzieci. I tak na dzień dobry dostajemy od firmy po kapoku, a następnie jesteśmy szybko instruowani w kwestii pagajowania, mielizn i nagłych zwrotów akcji...No i ruszamy w dół rzeki. Trasa ma około 15 kilometrów i jest zdecydowanie rekreacyjna. Właściwie woda niesie nas sama, dopóki ... nie wpłyniemy na mieliznę :) Z dziewczynami zdarzyło nam się to kilkukrotnie i było z tym naprawdę sporo zabawy, wychodzenia na bosaka z pontonu, ręcznego manewrowania i wpychania tego gumiaka na głębsze wody.





Przez dobre 7- 9 kilometrów nurt jest dosyć bystry, ale tuż przed tamą przy której jest elektrownia , woda rozlewa się na większej powierzchni przypominającej jezioro. Tutaj trzeba się trochę napagajować i nawiosłować :), ale przynajmniej nie wpływamy na mielizny!!!! No i ta cisza wokół!!!!


Dopływając do wsi Opolnica napotykamy próg wodny i małą elektrownię. Tutaj trzeba zejść z pontonu i suchą nogą przenieść środek lokomocji kilkanaście metrów .Gumiak nie jest specjalnie ciężki, więc wspólnymi siłami przenosimy na luziku.
 W tym miejscu czekają na nas pracownicy raftingu gotowi do pomocy...ale co, my nie damy rady???? No i można się walnąć po tych "ekscesach" (ha, ha, ha) na zielonej trawie i w pięknych okolicznościach przyrody odpocząć lub zrobić siku (w chaszczorach).




Kilka kilometrów po zupełnie przyzwoitej wodzie, w cudownym wąwozie, mijając ruiny młyna i już bez mielizn dobijamy do portu :) Trochę zmęczeni po tych prawie 3 godzinach, ale za to z jaką satysfakcją!!!
Fajna zabawa i zupełnie inne spędzanie czasu niż zazwyczaj. 
Dla wszystkich zainteresowanych link do firmy zapewniającej takie  wspomnienia .  http://raftingbardo.pl/    . Pod linkiem jest wszystko co potrzeba : numer telefonu, cennik i zdjęcia .
Ps. Podoba mi się ta skarpeta na fotce w prawym dolnym rogu :)




 Po tych "excesach" zgłodnieliśmy. W Bardzie nie znaleźliśmy niczego ciekawego oprócz pierogowej chaty, gdzie Warszawianki stwierdziły, że takich cen to nawet u nich nie ma. Czyli do luftu. I może i te pierogi smaczne, ale miejcie Boga w sercu, nie za  cenę schabowego...
Pojechaliśmy do miasta Frankenstein :))) Tak, czyli do Ząbkowic Śląskich z myślą o jakiejś pizzy. Wstyd się przyznać, ale dopiero w tym roku wyczaiłam jak kiedyś nazywały się Ząbkowice i to przy okazji koncertu zespołu Wilki, zaproszonego w tym roku w ramach Dni i Nocy Krzywej Wieży odbywających się zawsze w lipcu .


Miasteczko stareńkie, bo z 1287 roku. Przyjemnie było zasiąść w cieniu przepięknego ratusza (naprawdę perełka!!!), którego architektem był jeden z najzacniejszych mistrzów dolnośląskich budowli Alexis Langer. Niezwykle płodny i twórczy był to architekt i nie tylko Dolny Śląsk zawdzięcza mu przecudne budowle. Zachęcam do poszperania i  zapoznania się  jego dziełami. Oczywiście najlepiej na żywo. Kopara opada.


Niestety w Ząbkowicach nie spędziliśmy zbyt dużo czasu, a szkoda, bo sprawdziłam-  ma sporo do zaoferowania. Po prostu nie ma innej możliwości jak wrócić i przyjrzeć się miasteczku z bliska i dogłębniej jeszcze raz. Pewnie będzie okazja w przyszłym toku podczas Bebikowych odwiedzin, bo czeka na nas jeszcze  Kamieniec Ząbkowicki z fantastycznym pałacem Księżnej Orańskiej i opactwo Pocysterskie z jednym z najpiękniejszych drewnianych ołtarzy jakie kiedykolwiek widziałam!!!!
 To co w Ząbkowicach jest najbardziej charakterystyczne oprócz  przepięknego ratusza, to Krzywa Wieża. Może nie taka filigranowa jak w Pizie, ale krzywa jak cholera.


Jest to najwyższa krzywa wieża w Polsce, ma 34 metry, a jej obecne odchylenie od pionu to 2, 14 metra.
Zakończenie budowy nastąpiło prawdopodobnie w 1413 roku, a już  24 sierpnia 1598 wieża przechyliła się o 1,5 m...nikt nie wie dlaczego. Czy w skutek jakichś drgań tektonicznych w okolicach Barda właśnie, czy po prostu architekt spieprzył po całości i nie wyliczył dobrze ciężaru nadbudowanej wieży?W środku wygląda zupełnie zwyczajnie i tej krzywizny nie widać, ale na zewnątrz wygląda tak, jakby dostała kopa od Godzilli.



 Oczywiście w Ząbkowicach  na uwagę zasługuje także średniowieczny zamek wzniesiony w 1290 roku przez Bolka I Świdnicko- Ziębickiego. Straszny to był zbój ten Bolko, ale to także wielki budowniczy dolnośląskich zamków i warowni. W tej chwili ząbkowicki zamek to tylko wydmuszka i szkielet  tego co było na przestrzeni wieków, ale od pewnego czasu jest remontowany i konserwowany jako tzw. trwała ruina. I trzeba przyznać,że mały nie jest i warto do niego zajrzeć. I to właśnie na błoniach tego zamku odbywają się najważniejsze imprezy Ząbkowickie :)




Po Ząbkowicach pojechaliśmy jeszcze tego dnia do Srebrnej Góry, gdzie znajduje się olbrzymi fort obronny, a i samo miasteczko jest przecudownej urody..ale niestety było już za późno i tylko pocałowaliśmy klamkę...ale przecież zawsze można, a właściwie trzeba wrócić :)


2 komentarze:

  1. Fajna to była przygoda, oj tak! I czas oczywiście na nową, szczególnie, że bardzo, bardzo mnie ciekawią cuda pozostawione na DŚ przez księżną Orańską, trochę ostatnio o nich czytałam. Merdam już ogonkiem na myśl o kolejnych miejscach do zobaczenia w Twoim towarzystwie! Oby do lata :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No mam nadzieję,zwłaszcza,że w mieszkaniu jest już łóżko i kanapa ... za moment idzie do wynajmu :) ale pod turystów, więc na tydzień na pewno coś ustalimy.

    OdpowiedzUsuń