Nie bardzo wiem jak mam napisać tego posta. 34 lata bycia fanką Duran Duran to nie w kij dmuchał i jak to wszystko opisać słowami? Zobaczymy :)
Pamiętam dokładnie kiedy pierwszy raz zobaczyłam chłopaków z Birmingham. To był październik 1982 roku, a ja miałam niecałe 15 lat i 2 krótkie warkocze. Gdzieś na świecie ludzie słuchali płyty RIO, o której nie miałam wtedy zielonego pojęcia....
Poszłam tego dnia do swojej koleżanki z podstawówki Iwony, zwanej potocznie Ciamajdą, z którą lubiłyśmy przeglądać kolorowe gazety i rozwiązywać krzyżówki. Tak kiedyś młodzież spędzała swój wolny czas :)
Na ostatniej stronie magazynu "Na przełaj" zamieszczano wtedy krótkie informacje o nowych trendach w muzyce na świecie i okraszano to małymi zdjęciami. I tam, właśnie tego dnia, na tej ostatniej stronie zobaczyłam to zdjęcie, które wkleiłam na górze posta. Było malutkie i bez Andy'ego Taylora, ale z Ciamajdą zakochałyśmy się od pierwszego wejrzenia. Jeszcze nie znając muzyki!!! Takie cuda :)
Ciamajdzie oczywiście spodobał się ten laluś John (z czerwoną kokardą), a mnie urzekł ten nieśmiały i skromny koleś w czerwonej koszuli- Roger Taylor. Pokazałyśmy to zdjęcie jeszcze naszej koleżance Fatmie i ta załapała bakcyla na wokalistę- Simona...W klasie miałam jeszcze jedną koleżankę, znowu Iwonę, którą też wciągnęłyśmy w głupawkę na punkcie DD i wybrała za swojego idola gitarzystę, małego chuligana - Andyego Taylora. Tak było w szkole średniej, ale kilka lat temu spotkałyśmy się. Opowiedziałam jej, że ja nadal jestem fanką Duran Duran, że jeżdżę na koncerty, czekam na nowe płyty i wciąż kocham i Duran Duran i ich muzykę. Ona patrzyła na mnie jak na niedorozwiniętą. Kompletnie odcięła się od tak fajnych wspomnień jakie niosło ze sobą bycie fanką tej kapeli, a proszę mi uwierzyć były to świetne wspomnienia. Płyty wyrzuciła do śmietnika (te płyty, które w latach 80-tych były właściwie nieosiągalne ) ...Wspomnienia uważa za kretyńskie... Przynajmniej oddała mi swoje plakaty. Czasem lubię na nie spojrzeć, powspominać i powąchać te stare gazety.
Ale wracając do początku lat 80-tych. Na Liście Przebojów III prowadzonej przez Marka Niedźwieckiego, jeszcze w lecie 82 ukazał się utwór Hungry Like The Wolf. Niestety nie skojarzyłam wtedy w/w zdjęcia z utworem, chociaż namiętnie Listy słuchałam. Na szczęście jak już ogarnęłyśmy chłopaków, zaczęłyśmy szukać wszelkich informacji i oczywiście słuchałyśmy Radia Luxemburg. Tam nadal jesienią 82 grano Save a Prayer. Wpadłyśmy jak śliwka w kompot. Przynajmniej ja :) Bo kawałek okazał się cudowny.
No i czego chcieć więcej? Fajne chłopaki i na dodatek kapitalnie grają :) To się nazywało New Romantic. Nawet jak na mnie, nastoletnią dziunię, trochę to takie było infantylne, ale co ja w ogóle wiedziałam wtedy o romantyzmie? A zwłaszcza tym nowym :) Zdobycie wtedy choć kilku nagrań Duranów i nagranie ich na jakiejś taśmie szpulowej (bo wtedy dysponowałam tylko magnetofonem szpulowym) graniczyło z cudem. Powoli zdobywałyśmy informacje, zwłaszcza z niemieckiego Brawo, a muzykę z Polskiego Radia i gdzieś po znajomych i znajomych ich znajomych. Brat fanki od Andy'ego miał zarejestrowanych kilka nagrań z pierwszej płyty DD, bo ktoś mu nagrał audycję podobno prowadzoną przez Wojtka Manna. Nie wiem czy aby na pewno mógł to być pan Mann..Szybciej Kaczkowski, ale kto to teraz zweryfikuje? Poznałam wtedy Girls on Film, Planet Earth i Anyone out there. Do dzisiaj uwielbiam, zwłaszcza ten ostatni. Na całą płytę musiałam jeszcze kilka lat poczekać. Takie to kurde mania, były podłe czasy.
Powoli uzbierałyśmy wspólnie kilka kawałków z "Rio"- jako jeden z pierwszych przecudowny "The Chauffeur", który usłyszałam w radiu akurat myjąc gary i omal się nie zabiłam lecąc do magnetofonu, żeby nagrać chociaż fragment.
Zbierałyśmy też wszelkie plakaty i zdjęcia. Wycinałyśmy sobie naszego ulubionego Durana, a resztą się dzieliłyśmy.
Plakat poniżej był jednym z pierwszych jakie udało nam się zdobyć i był bardzo podzielny :)
Perkusista Roger Taylor z tego plakatu, wisiał u mnie na ścianie w pokoju praktycznie do dnia ślubu, a i potem trochę też :)
Pierwsze zdjęcia z jakichś koncertów, bo o samych koncertach w ogóle nie było co marzyć...No i kolejne nagrania z Rio. Wydaje mi się, że udało nam się także zdobyć kawałek "My Own Way", ale to była inna wersja niż ta na płycie.
Duran Duran to oczywiście także ich super fajne koszule, dodatki, skórzane spodnie i buty, które po czasie też dotarły do naszych sklepów tzn. buty, bo reszta była nierealna. Nabyłyśmy swego czasu te botki w kilku kolorach.
Pamiętam, że przed 1 maja 83 poszłyśmy nocą na stadion i zawinęłyśmy 3 wielkie, ruskie, czerwone flagi z myślą o uszyciu z tego koszul new romantic. Jak teraz o tym myślę, to mi trochę słabo, bo gdyby nas na tym kradziejstwie przyłapali, miałybyśmy za swoje, a i starych by nie oszczędzono. Takie lekkomyślne i nieodpowiedzialne działanie, a konsekwencje w 83 roku mogły być naprawdę poważne. Tak czy siak to wielkie czerwone płótno skończyło jako mniej lub bardziej udane kopie duranowych koszul new romantic :)
Czyż nie byli zachwycający? Moje nastoletnie życie w końcu nabrało sensu. 3 Taylorów, zupełnie ze sobą niespokrewnionych, 1 Rhodes i 1 Le Bon. Duran Duran w najlepszym składzie i w najwspanialszym okresie swojego życia.
W kwietniu 83 roku na rynku ukazał się singiel "Is There Something I Should Know", który Marek Niedźwiecki przetłumaczył jako "Co każdy chłopak wiedzieć powinien", co było dosyć zabawne.
Akurat w 83 roku Krzysztof Szewczyk dostał w sobotnim paśmie, chyba na Dwójce pół godziny na przedstawienie najnowszych filmików do aktualnych przebojów, nazwanych potocznie videoklipami i tam, o cudzie nad cudami, po raz pierwszy puścił w Polskiej Telewizji właśnie teledysk do "Is There something.".. ONIEMIAŁAM!!!! Audycja nazywała się Wideoteka i była jakby moim pierwszym przewodnikiem po zachodnich teledyskach. Oczywiście gdzieś na świecie było MTV, a Duran Duran jako pierwszy zespół na świecie wydał całą kasetę VHS ze swoimi teledyskami. Obejrzałam ją w całości 2 lata później i byłam zachwycona.
Michael Jackson i jego videoklipy brylowały na kanałach muzycznych dopiero rok po premierze tejże kasety. 11 doskonałych, nowatorskich clipów, w większości nakręconych w egzotycznych miejscach takich jak Sri Lanka czy Antiqua. W 82 roku? Bajka!!!! Duran Duran i ich teledyski były w tamtym czasie najbardziej profesjonalnymi i pełnymi obrazami do muzyki. Byli prekursorami, podczas gdy reszta musiała się od nich dopiero uczyć.
Pamiętam, że aby zobaczyć jeszcze raz teledysk do Is There Something wybrałyśmy się na tzw. videotekę, gdzie oprócz zwykłej muzyki dj puszczał teledyski. Przecież ja nie chodziłam na dyskoteki!. Było to dla mnie zjawisko obce i kompletnie niepotrzebne...Ale się wybrałam z koleżankami i darłyśmy się pod tym telewizorem jak nawiedzone :) Co tam, raz można :)
Powoli zaczęłyśmy się dowiadywać o Duranach coraz to nowych informacji- ile wzrostu, co lubią, kto ma kota, a kto psa (psa???), ile rodzeństwa i jakie...No i czy jakieś dziewczyny??? No niestety miliony... A co z nami? Za tą pieprzoną, żelazną kurtyną?. No i zostali ulubioną kapelą księżnej Diany. To dopiero. Lata po jej tragicznej śmierci, w 2007 roku wzięli udział w wielkim koncercie zorganizowanym na jej cześć na stadionie Wembley. Cały olbrzymi stadion śpiewał razem z nimi The Wild Boys i Rio.
Wszystkie te informacje kształtowały nasze wyobrażenie o cudownych chłopakach z Duran Duran, z tym, że wtedy nie miałyśmy pojęcia o chlaniu, ćpaniu, imprezkach z panienkami i życiu na najwyższych obrotach. Rock'n" roll rulez. Dla nas to byli swojscy Durani.
Do szkoły babcia zrobiła mi czarny sweter z białym napisem Roger :) Nosiłam z dumą :) No i obcięłam swoje warkocze na krótko. Najpierw miała to być fryzura a'la John, ale coś nie wyszło. W czasie ferii zimowych 84 roku wzięłam kilka fotek Rogera i poszłam z nimi do fryzjera. Kazałam się obciąć tak jak on na zdjęciach. Ponieważ na tych fotkach facet miał różne długości, fryzjerka skończyła swoje dzieło na ok. 3 centymetrach szumiącej trawy na mojej głowie...No cóż-przecież odrosną. Na dodatek fanka Andka ścięła się tak samo. Chodziłyśmy razem do jednej klasy i po powrocie do szkoły, po feriach, pani od historii wpieprzyła nam dla przykładu po pale, a Fatmie 3 na szelkach, ponieważ może nie miała takiej fryzury, ale się z nami zadawała, więc kto wie co jej jeszcze do łba strzeli? Najgorsze było to, że historia to był ulubiony przedmiot Fatmy i miała z niej same pozytywne oceny, a tu taka niesprawiedliwość. Punki w szkole!!! Jakie kuźwa PUNKI? Że niby my? Te spokojne istoty ? :) Zaczęłam też nosić tak wąskie spodnie, że gdy zmokły na deszczu, musiałam je rozcinać nożyczkami, żeby zdjąć. Byłam chuda i długonoga... Babcia nie mogła przeżyć jak ja mogę w takich "pistoletach" w ogóle chodzić. Dzisiejsze rurki mogłyby za moimi gaciami butki nosić :) W lewym uchu 5 kolczyków. Teraz to nic szokującego, ale wtedy??!! No i zapomniałam dodać, że rok później moje włosy nabrały kolorów- platynowy blond po prawej i czerwony po lewej... Raczej rubinowy, reszta naturalna. Matka tylko pokiwała głową, ale ojciec się wkurzył. I co z tego, wielkie mi co- włosy! Przecież to tylko na wakacje. No tak, ale po wakacjach jak z tym łbem kolorowym do budy znowu? Oj tam, poleciałam do papierniczego, kupiłam gruby, czarny mazak, wyjęłam wkład i tym wkładem pomalowałam kudły po wierzchu...Po myciu włosy zrobiły się zielone... Byłam nastolatką, musiałam coś broić, a przecież nie piłam, nie paliłam, nie szlajałam się z chłopakami po dyskotekach. JA MIAŁAM DURAN DURAN :)
Wróćmy jeszcze do roku 83. Jesienią ukazała się płyta "Seven and the ragged Tiger" i promujący ja singiel "The Union of the Snake", grany w radiowej Trójce ku naszej uciesze. No i okazało się, że cała płyta jest do zdobycia (do nagrania na kasetę), ponieważ w naszym mieście pojawiła się jakiś sklep z płytami z możliwością nagrania na kasetę magnetofonową. No i kolejny cud- są też tam nasze Durany!!!Nagrałyśmy. Słuchałyśmy, spisałyśmy z okładki teksty i tłumaczyłyśmy je ze słownikiem. Oczywiście wychodziły nam banialuki, bo po pierwsze nie znałyśmy języka ani idiomów, a po drugie, to co Le Bon tam za teksty popisał, to klękajcie narody!!! Wtedy płyta wydawała nam się FANTASTYCZNA i najpiękniejsza na świecie, a teledysk do "Union of the Snake" futurystyczny i oryginalny ... No wydawała, dopóki nie usłyszałyśmy w całości dwóch pierwszych płyt, ale to jeszcze chwilka.
Nadszedł rok 84, a z nim singiel "The Reflex". W lecie Telewizja Polska przez wakacje nadawała program Studio Lato i tam miałam okazję zobaczyć do tego singla teledysk!!! O, kopara mi opadła. Nie miałam pojęcia w tamtym momencie, że ten teledysk, to fragment całego filmu upamiętniającego Duranową trasę po USA i Kanadzie 83/84 pt. "As the lights go down". Tutaj koniecznie trzeba dodać, że po raz kolejny zaskoczyła mnie Polska telewizja puszczając ten właśnie oto film w całości!!! To było o ile pamiętam we wrześniu 85 roku. Ależ moje fanowskie serce wtedy urosło!!!!!Taki wypasiony koncert!!! Taka realizacja!!! I kto to zrobił? Tralalala -moje Durany. (Z tej trasy powstały jeszcze inne filmy takie jak Arena, Sing Blue Silver- sporo tego było i wszystko do obejrzenia na youtube)
Te kocie ruchy :) |
84 rok był fajny. No pomijam 2 śluby duranowe-Nicka Rhodesa, o co w ogóle nie miałam pretensji i mojego Rogera Taylora!!! Z jakąś flądrą z Włoch!!! A JA???? Jak to? DLACZEGO? Po co w ogóle jakiś ślub??? I na dodatek polecieli do Egiptu na miesiąc miodowy. Nienawidzę Egiptu. Nigdy tam nie polecę! (śmiech)
Gdziewanna ?- krzyknął facet na widok braku tego urządzenia w łazience :)
Znaczy Giovanna Cantone- Taylor. Szlag. Prawda, że paskuda? :) :) :)
84 rok to najpierw ten "The Reflex" od opadającej kopary, a jesienią kolejny, tym razem już naprawdę futurystyczny teledysk i singiel "The Wild Boys". Jakby chłopaki zmienili kierunek ze słodkawego, na bardziej ryczący. Podobało mi się :) Do dzisiaj na koncertach, gdy grają ten kawałek to głupawka :)
No i zaraz po The Wild Boys koncertowa płyta "Arena", nagrana podczas tej samej trasy co "As The Light go down". Trochę dziwna ta płyta jak na koncertową, bo jakaś przytłumiona i przygłuszona i przyznaję szczerze, słuchałam jej w życiu tylko kilka razy. I jakoś nadal mnie nie ciągnie ....Nienormalne to w moim przypadku.
Ponieważ wtedy już Tomek Beksiński był oswojonym redaktorem, zdobyłam 2 pierwsze płyty DD na kasetach (Ciamajda miała Kasprzaka, ale przegrałyśmy na szpulę) i dopiero oczadziałam :)
Nie będę się rozpisywać na temat tych dwóch pierwszych krążków. Dodam tylko, że do dzisiaj uważam, że są to 2 najlepsze pozycje w całej duranowej dyskografii. Najbardziej spójne, różnorodne, energetyczne i plastyczne, a "Careless memories" został moim numerem 1 już na zawsze. Energia tego kawałka nigdy mi się nie znudzi.
No i nadszedł grudzień, a w raz z nim projekt "Do They Know it's Christmas"!!! To się dopiero działo!
Pisałam o tym utworze kilka miesięcy temu, więc teraz już nie zanudzam, zarówno o singlu jak i 2 olbrzymich koncertach pod tym samym tytułem. Link dla przypomnienia http://boxfullofhoney.blogspot.com/2015/11/lata-80-te-muza.html
Potem Durani na chwile przycichli i dopiero wiosną 85 wydali kolejnego singla, tym razem do filmowego Bonda "A View to a Kill", ale o tym też już pisałam, więc kto ciekawy i jeszcze nie czytał zapraszam. http://boxfullofhoney.blogspot.com/2015/11/james-bond-spectre.html
Chłopaki zmienili się. Simon i John sporo przytyli. Byli jacyś zaniedbani i jak nie oni. Dopiero później dowiedziałam się, że w kapeli nie działo się zbyt dobrze, a występ na Live Aid był ich w ogóle ostatnim występem w starym składzie na długie, długie lata.... Nastąpił podział Duran Duran na Arcadię i The Power Station. JAK TO???? Tak to.
ARCADIA czyli Simon le Bon, Nick Rhodes i Roger Taylor. Muszę przyznać, że jest to naprawdę cudowny projekt. "So Red the Rose" to piękna muzyka, świetne aranżacje i kapitalne teksty. Wszystko na tej płycie się zgadza i właściwie, oprócz pierwszego Election Day, trudno jest tu się do czegokolwiek przyczepić. Wręcz przeciwnie- płyta zachwycała i zachwyca mnie do dziś. Doskonali goście- Grace Jones, David Gilmour, Harbie Hancock i Sting. Mało tego muzyka- ale jeszcze piękne teledyski nagrywane w Paryżu. Jednym słowem małe dzieło sztuki muzyki pop. No i ta artystyczna okładka zaprojektowana przez Tonyego Viramontes. I ten elegancki image ... no, no, no :)
Teledyski powstały różne. Od wyszukanego i malarskiego Missing ...
poprzez przezabawny i w stylu Aghaty Christe -Flame
aż do czarno- białego i poważnego w przekazie i moim zdaniem przecudownego The Promise zaśpiewanego w duecie ze Stingiem.
Czyje łzy i głos z szeroko otwartych ust
Czyje wyciągnięte ramiona dorównują mojemu głodowi?
Tam usta się nigdy nie połączą
Lecz wciąż przyciągają mnie coraz bliżej i bardziej oplątują
Wraz z obietnicą musisz zrozumieć,
Że przepadnie cała wolność
Aż w punkcie widzenia spotkają się różne ścieżki
A my stoimy nad tą przepaścią
I nie mamy już nic do ocalenia
Z wyjątkiem głębokich, smutnych okrzyków zniweczonych marzeń
Które będą towarzyszyć naszemu następnemu ruchowi
Niebo ukrywa twoje oczy
Niebiańskie oczy nigdy nie wyschną..(tłum. Tomek Beksiński)
Na tej płycie znajduje się jeszcze jedna piosenka, mianowicie El Diablo, która od tamtego czasu przylgnęła do mnie jak druga skóra. Pożyczyłam sobie tytuł tej piosenki jako swój pseudonim i zostałam El Diablo (Dla przyjaciół EL :) :) Kiedyś, kiedyś, gdy prowadziłam jeszcze korespondencyjny fan club Duran Duran o nazwie "Sound of Thunder", gdy na kopercie podpisywałam się El Diablo, niektórzy rodzice nastoletnich fanów duranów myśleli, że jestem satanistką, co bawiło mnie ogromnie. Ot taka ciekawostka, podobnie jak ta, że prowadziłam taki fan club przez parę dobrych lat. Ale to zupełnie inna historia.
Po drugiej stronie barykady znalazło się THE POWER STATION. Świetni muzycy- Tony Thompson z zespołu The Chic na garach, Robert Palmer na wokalu i moje 2 Taylory na gitarach- Jasiek i Andy.
No i co? I ta ich płyta wyszła zupełnie bez polotu. 2 covery i masa huku. No dobrze, ładne "Still in your heart", ale jedna dobra ballada i reszta taka sobie, nie uczyniła z tej płyty wydarzenia muzycznego. Nie moja nuta w ogóle. Bardziej ta płyta była popularna w USA niż w Europie, bo też po USA TPS przejechali się z trasą koncertową. Wprawdzie z innym wokalistą, bo Palmer miał inne plany, ale ruszyli.
Rozeszły się drogi moich duranów na dobre. W Trójce informacja, że Roger odszedł od zespołu, a ja w płacz!!! Naprawdę świat mi się zawalił. Co to teraz będzie za Duran Duran bez mojego perkusisty?
Czarna rozpacz ...CZARNA! Wiecie, że ja do dzisiaj nie wiem jakie były powody jego odejścia z zespołu ?Jakieś plotki o stanie zdrowia, inne takie... Nawet John w swojej książce nie napisał dokładnie o co chodziło, dlaczego, jak i po co...Pewnie ta Włoska torba go zmusiła ... ;)
Już myślałam, że będzie po ptakach, gdy dowiedziałam się, że odszedł także gitarzysta Andy Taylor, ponieważ chce rozpocząć karierę solową. No tego to już za dużo na moje fanowskie serce... Lubiłam tego małego chuligana. Był jak iskra. Był przeciwwagą dla lalusiowatego Rhodesa, a teraz co? Oj, niedobrze.
Ale poskładali co się dało i pod koniec 86 roku ukazała się płyta "Notorious". Singiel mocno mnie rozczarował, ale po latach już się do tego funky funky przyzwyczaiłam i nawet koncertowo daje radę, ale płyta jako całość słaba. Uważam, że jest to jedna z najgorszych płyt Duranowych i po latach nie broni się wcale. Po 85 roku nastała jakaś przedziwna moda na instrumenty dęte. Nawet Ultravox (!!!!) napieprzało tymi trąbami na U-Voxie. Masakra prawdziwa. Durani też chętnie, bardzo proszę. Miałam minę po usłyszeniu płyty Notorious jakbym zjadła cytrynę i często -gęsto wykłócałam się i nadal wykłócam z fanami DD i jakość muzyki na tym krążku.
Żeby było śmieszniej właśnie po ukazaniu się tej płyty w Polsce przybyło najwięcej fanów. Wiem to, bo Tomek Beksiński w "Wieczorze Płytowym" przy prezentacji Notoriousów podał adres Fan Clubu (za dużo powiedziane), o którym pisałam wyżej. Przyszło kilka listów i jakoś bym to ogarnęła. Ale ktoś zamieścił też mój adres w gazecie "Na przełaj", jakiś fan i wtedy się zaczęło!!! Skrzynki nie mogłam otworzyć!!!! Do szkoły nie poszłam, bo czytałam te wszystkie listy razem z Fatmą. Z niektórymi osobami serdecznie się korespondencyjnie zaprzyjaźniłam i do dzisiaj utrzymuję kontakt. Odwiedzaliśmy się wtedy i odwiedzamy się teraz. Poznałam Agnieszkę z Pabianic, Anię z Ciechanowa (niestety już nie żyje), Beatę z Warszawy, Jacka z Poznania i jeszcze kilka fajnych osób. To był fajny czas przepisywania na maszynie wywiadów z Brawo (przetłumaczonych lepiej lub gorzej), robienia kopert z kolorowych gazet (najpiękniejszy papier miała wtedy gazeta Kraj Rad, opowiadająca Polakom o tej cudownej, mlekiem i miodem płynącej krainie za naszą wschodnią granicą). Cudowne kolory i doskonały papier). Były z tego naprawdę artystyczne koperty. I czas pisania listów na papierze!!!!
Na zdjęciu fanki Duranki z roku 93 :) Fatma, Ciamajda, ja i Agnieszka z Pabianic :), którą poznałam osobiście chyba w 87 roku.
Wracając do płyty- 3 single i co jeden to gorszy. "Skin Trade" po prostu zmiotło mnie. Straszna piosenka zaśpiewana falsetem przez chłopa o wzroście 188 cm!!! Tragedia. Nie wiadomo co z tym zrobić, czy tańczyć, czy słuchać, czy płakać? I na deser "Meet El Presidente". Jakiś koszmar.
Ale były też ładne kwiatki- "A matter of feeling", "Vertigo" czy "Winter Marches on". Naprawdę ładne, ale co to zmienia? I podobno na tej płycie jeszcze paluchy maczał Andy. Zabijcie mnie, bo nie wiem w którym utworze. Obstawiam "Hold Me". Zresztą też mi się dobrze kojarzy. I jeszcze "American Science" nie najgorszy. Czyli co?- Notorious pół na pół. Raczej. A wcześniejsze płyty były 100/100...ech. No może poza Seven..Oj czepiam się, ale jak mam się nie czepiać, skoro Depeche Mode potrafiło zrobić tego roku Black Celebration, a Durany tylko takie Notoriousy???
Lubię Vertigo zwłaszcza z tego koncertu w Rio
Rok 87 był moim zdaniem jednym z najlepszych lat muzycznych w całej dekadzie, ale u DD cisza. Trochę mi głupawka na nich odpuściła. Miałam prawdziwego chłopaka, a nie papierowego Rogera Taylora :) Ale nadal czekałam, czy coś jeszcze nagrają, zrobią? Wiele kapel, które zaczynały w tym samym czasie co DD, dawno zniknęły ze sceny muzycznej. Po 85 roku nastał zupełnie inny czas w muzyce. Zupełnie!!!
I jest, w 88 roku Durani wydali "Big Thing". Hurra. Jeszcze z nimi nie było tak źle jak myślałam. Chyba wtedy na stałe dopisali sobie do składu muzyka sesyjnego Warenna Cuccurullo, który wprawdzie świetnie grał na gitarze, ale Duranem to on dla mnie nigdy nie był. "Big Thing" spodobała mi się dużo bardziej niż Notoriousy. Wprawdzie strona pierwsza trochę mnie odstraszyła i gdyby nie "Too Late Marlene" ciężko byłoby mi jej słuchać, ale za to strona B cała do schrupania!!! Naprawdę się postarali. Poczułam tam znowu Arcadyjską nutę. Uwielbiam, zwłaszcza Land, Palomino, Too Late Marlene i Do you belive in shame.
Ale ja byłam już dorosła, skończyłam szkołę, pracowałam. I zapuściłam włosy :)
Powyżej zrobiony długo, długo po fakcie, teledysk do utworu Palomino. Moim zdaniem przepiękny, dopieszczony i oddający cały arabski klimat tej piosenki, chociaz autor zrobił to raczej bez porozumienia z DD. Nie wiem zresztą, ale ładne to jest i już.
Budapeszt nas zachwycił. Był taki Europejski i nowoczesny. Za to koncertu nie pamiętam prawie w ogóle. Tylko początek i jakieś migawki. Chyba w szoku ciężkim byłam? Pamiętam tylko, że były zupełnie inne aranżacje starych kawałków.
Obejrzałam sobie za to, nagrany dzień później koncert z Mediolanu. Jota w jotę to samo (tak myślę).
Jasiek był wtedy taki chudy, że szok. Ćpańsko panie i nic więcej... Po powrocie do domu, z pracy zadzwoniłam do Tomka Beksińskiego, żeby pochwalić się jak było. Opowiedziałam mu jak wariatka szczebiocząc i skacząc z tematu na temat. Ten fisiek to nagrał na sekretarkę i przy okazji prezentowania "Big Thing" w radiu odczytał moją paplaninę... Normalnie papierowa torebka na głowie.
Zbliżał się koniec dekady, muzycznie tak różnorodnej jak żadna jeszcze w historii muzyki. Chłopaki na koniec postanowili coś jeszcze dorobić i wydali The Best o nazwie Decade, z super fajnym mixem na końcu pt. Burning the Ground. Nie przepadam za mixami, ale ten był w dychę trafiony!!! Połączenie najważniejszych przebojów w jeden taneczny kawałek i do tego kapitalny teledysk. To taka wiśniówka na torcie i podsumowanie ..Ale czy będzie ciąg dalszy? Nie wiedziałam :) Wprawdzie dołączył do nich nowy perkusista, czarnoskóry, młody chłopak Sterling Campbell, ale byłam pełna obaw. I ta nowa stylówa...O klękajcie narody :) ... Skończyła się piękna muzyczna dekada i zaczynała nowa, ale czy to zmierzch bogów, czy będzie przełamanie? O tym napiszę innym razem, bo tu zaraz wykituję nad klawiaturą :)
Na koniec Burning The Ground...
...i moja mała kotka Brydzia na biurku, przy którym pisałam setki listów do fanów Duranów, a w tle Roger Taylor :) :)
Zaczepiste :D
OdpowiedzUsuńDzięki Memo, że przeczytałeś :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSuper, oddaje ducha tamtych czasów.
OdpowiedzUsuń