czwartek, 26 listopada 2015

Kotlina Kłodzka część 4. Ostatnia w tym roku :)

 Z góry Iglicznej zeszliśmy szlakiem czerwonym, dużo bardziej przyjaznym naszemu obuwiu i dość szybko znaleźliśmy się znowu w Międzygórzu. Czas za obiadek. Zajrzeliśmy do pizzerii Wilczy Dół. Trochę dziwaczna i z pewnością przydałby się remont, ale pewnie wszystko w swoim czasie. Janek miał po raz kolejny dzień dziecka, bo znowu pizza :) My zjedliśmy smażone talarki, smażony ser i surówki (trochę nie przyprawione...a właściwie w ogóle nie przyprawione. Znaczy surówki, bo reszta już tak) popijając żółtą i czerwoną oranżadą produkowaną w Bystrzycy Kłodzkiej o nazwie Cyranka (smak dzieciństwa!!!!)
Kiedy ja ostatnio piłam taką oranżadę??? Wieki temu. Smaczna i taka jak kiedyś... Pychota ha, ha :)
Pochodziliśmy po okolicy. Odwiedziliśmy największy pensjonat w Międzygórzu o nazwie Gigant z 1882 roku. Naprawdę wielki, bo jest tam ponad 150 miejsc noclegowych. Gigant został wybudowany z myślą o pacjentach z chorobami płuc. Był wtedy luksusowym kompleksem sanatoryjnym. Dzisiaj  przydałby mu się jakiś remoncik, bo choć piękny i zdobny, widać że ząb czasu go nie oszczędza.

środa, 25 listopada 2015

Kotlina Kłodzka część 3.


Wieczorem dojechaliśmy  do agroturystyki w Wilkanowie. Po drodze z Bystrzycy po prawej stronie piękne chaszczory z krzaczorami i coś wystaje...Pałac jako żywo, ale  zostawiliśmy  go sobie na drugi dzień.
Gospodarstwo agroturystyczne "U Gieni". Przywitały nas 3 psy, 2 koty i oczko wodne z pstrągami. Za chwilę pojawiła się właścicielka, pokazała pokoje i udostępniła naczynia. Przysiadła się nawet do nas, żeby wymienić myśli z turystami. Ponieważ było ciepło, siedzieliśmy przed domem i rozmowa toczyła się wartko. Pani Gienia nawet przyniosła flaszeczkę własnej roboty okowity, żeby poczęstować. Kupiła nas :) 
Przy okazji  mieliśmy okazję poznać rodowitego Estończyka, który rezydował razem z nami piętro wyżej... Przez jakiś czas rozmowy przy stole toczyły się w języku rosyjskim. Estończyk spytał, czy my przypadkiem nie jesteśmy jakieś "szpiony"? My????  No chyba na odwrót.
Rano obejrzeliśmy jak mąż pani Gieni karmi parówkami pstrągi. My nakarmiliśmy królika sałatą z ogródka, a  Jasiek szalał z kotami i psami. Pozbieraliśmy manele, podziękowaliśmy za gościnę i ruszyliśmy w drogę.

poniedziałek, 23 listopada 2015

Kotlina Kłodzka część 2.

 Po Bożkowie ruszyliśmy w dalszą podróż. Nie spodziewałam się już aż tak spektakularnych budowli  podczas naszej dalszej podróży, ale....

PISZKOWICE. Barokowy pałac, trafił ostatnio w ręce przedsiębiorczego Polaka, który powrócił z  Kanady. Pokochał, kupił i remontuje. Pałac nie zaskakuje ani architekturą, ani położeniem. Przynajmniej w dniu dzisiejszym, bo kiedyś to było coś :) Mieszkał tu nawet król Fryderyk II Wielki, a  wokół na różnych poziomach rozciągały się wiszące ogrody. W tej chwili klasyk dolnośląskich pałaców- wprawdzie na wzniesieniu, z którego po wejściu na dach budynku podobno rozciąga się cudowny widok, ale chaszczory, krzaczory i nędza. Zniszczony i rozkradziony. Od strony parku postawione rusztowanie. Jakaś betoniarka przed głównym portalem. Trudno było do niego podejść bliżej, ale udała nam się ta sztuczka. Weszłyśmy z Madzią od strony schodów, gdzie nie było zabezpieczeń i płotu. Szybkie zdjęcia, rozeznanie. Nawet myśl, żeby wleźć przez okno, ale jakoś tak niehonorowo, skoro jest właściciel. Szkoda, że go nie zastaliśmy. A póki co trzymamy kciuki za rodaka z Kanady i jego pomysł! Za 2 lata pojedziemy zobaczyć rezultaty.

piątek, 20 listopada 2015

Kotlina Kłodzka Część I

Jak już wcześniej pisałam, Dolny Śląsk obfituje w niezliczone ilości zamków i pałaców. O ile te w okolicy mogę sobie pooglądać nawet z zwykły dzień  tygodnia, o tyle cuda  Kotliny Kłodzkiej zasługują na całą wyprawę.
Umówiliśmy się z Madzią i Anią z Wrocławia, że  najwyższa pora ruszyć z kopyta i rozejrzeć się po Kotlinie.
Dziewczyny są fantastycznymi  towarzyszkami podróży. Nadajemy na tych samych falach, mamy podobne poczucie humoru i co najważniejsze - uwielbiamy szlajać się po zamkach i pałacach na Dolnym Śląsku.Wrocławianki  wzięły ze sobą 9 letniego Jaśka, który podczas wszystkich naszych eskapad jest zawsze dodatkową atrakcją :) Nudzić się z nim nie sposób :)
Pogoda zapowiadała się cudowna. Zapakowaliśmy jakiś prowiant, winko, naładowane aparaty i w drogę. Trochę się martwiliśmy, że nie mamy zaklepanego noclegu, ale co tam- przygoda czeka!!!!

wtorek, 17 listopada 2015

Aki i my

Właśnie całkiem niedawno obejrzałam po raz kolejny film "Marley i ja". Przeczytałam też książkę pod tym samym tytułem i za każdym razem  paczka chusteczek nie starcza...
 Ryczę. Taka rasa.
Myślicie, że nie ma takich psów jak Marley??? Też tak kiedyś myślałam. Wydawało mi się, że  nie ma psa nie do ustawienia i ogarnięcia. Pies MUSI słuchać właściciela, być posłuszny i zachowywać się przyzwoicie. Sprawiać właścicielowi radość, a nie tylko utrapienia. Miałam wcześniej kilka psów i wszystkie były kochane.

niedziela, 15 listopada 2015

James Bond- Spectre.

Agenta 007 miałam okazję poznać jesienią 1984 roku. Grał go jeszcze wtedy cukierkowaty Roger Moore. Wcześniej nie miałam zielonego pojęcia kto to w ogóle jest, ten Bond? Jakiś superbohater  twardziel i babiarz w jednym? Postrach ZSRR? AGENT JEJ KRÓLEWSKIEJ MOŚCI. To właśnie Tomek Beksiński pokazał mi na tzw. video 2 pierwsze Bondy- Octopussy i For Yours Eyes Only. Wcześniej pocztą wysyłał mi całe listy dialogowe, które właśnie przetłumaczył i zachwalał pod niebiosa. Byłam ciekawa. Rogera Moora kojarzyłam tylko z serialem "Święty" puszczanym w naszej telewizji, ale to było  jeszcze w latach 70-tych.
 Zasiadłam zaciekawiona, jakim to cudem  okaże się  ten Bond. I jakoś tak ta Ośmiorniczka wydala mi się gumowata i tak średnio na jeża. Nawalone tam jak na pizzy ze wszystkimi dodatkami. Czego tam nie było? I Kuba i Indie i NRD i cyrk i te haremy dziewczyn i ta niby najczarniejsza z czarnych postać: Kamal Khan.... E, cieniarz, a nie czarny charakter. Roger Moore jakiś taki  miałki ... Do dzisiaj jak sobie przypomnę jak on całuje kobiety na ekranie to mi słabo...coś OKROPNEGO!!!!

piątek, 13 listopada 2015

Lata 80-te - muza....

Męczą mnie osoby, które postrzegają lata 80-te bardzo stereotypowo- jeśli muzyka to Modern  Talking, Madonna lub Michael Jackson. Banał. Materiału muzycznego wszelkiej maści z tamtego czasu są nieprzebrane ilości. Tysiące świetnych melodii, kompozycji, kapel grających skrajne gatunki... Od słodkawego New Romantic, elektroniki i funky, poprzez soul, folk, country, reggae i muzę spod znaku wytwórni 4AD, aż  do ciężkiego metalu...Naprawdę ciężkiego :) Taka równowaga dla Italo Disco.


środa, 11 listopada 2015

Fajny film wczoraj widziałam....momenty były :)

 To mój 10 post na tej stronie  i czas szybciutko podsumować i podziękować. Zaczynając pisać tego bloga myślałam, że bardziej będę pisać go dla siebie niż dla innych. Minęły 2 tygodnie i w tej chwili (11 listopad godzina 17:16) mam 1130 wyświetleń!!!! Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona i naprawdę pięknie dziękuję wszystkim, którzy zaglądają i czytają. Szkoda tylko, że brak komentarzy, wiedziałabym wtedy którą ścieżką  podążać i co podszlifować. (Bebe o DŚ na pewno będzie!!!) Wiem, że robię błędy stylistyczne, interpunkcyjne i w ogóle błędy, ale piszę tak jak mówię i myślę. Nie jestem polonistką, staram się jednak reperować i picować styl... Chociaż jak już  nakręcę zdanie to klękajcie narody :) nie do ogarnięcia... Póki co jeszcze raz dziękuję  i zaglądajcie.
A dzisiaj szybko i na temat:

FAJNY FILM WCZORAJ WIDZIAŁAM....czyli Argentyńskie DZIKIE HISTORIE
Przyznaję na początku, że nie obejrzałam tego filmu   wczoraj, ale tydzień temu z okładem, tylko coś czas mi za szybko ostatnio leci.... No i  były inne historie na tapecie, trochę mniej dzikie do opisania.

poniedziałek, 9 listopada 2015

I kudłaty i łaciaty...

 Zwierzęta w domu? KŁOPOT!!!! Obowiązki- nakarmić, odrobaczyć, odpchlić, sprzątnąć kuwetę, wysterylizować (a jak wam kocur tuż przed wejściem do gabinetu na zabieg zwieje z auta ???...Pamiętam taki przypadek, gdy biegałam za moim kotem (Panem Kociałką)  po cudzych ogródkach, po błocie i marchewkach ... Dopadłam go po 20 minutach: ja zziajana i zabłocona jak  leśna strzyga, a on umorusany i posykujący nerwowo- jak smoczyca z osłem pod pachą. I po co tyle krzyku? Tylko zmienią ci się kocie priorytety. Zostaniesz Farinellim  :).


Naszym pierwszym domowym kocurem (ale nie kotem w ogóle)  był  wojowniczy Lebik. Syn swojej matki  Brydzi (była taka reklama mydła Dove-"Brydzia jak ty świetnie wyglądasz". Dla kotki to było imię idealne). Brydzia (ale nie ta z reklamy) urodziła 4 maluchy i tylko raz pozwoliliśmy jej na takie szaleństwo i rozwiązłość seksualną. 3 maluszki poszły  do dobrych ludzi, ale jednego burasa nikt nie chciał...Cóż było robić?-został z nami. Matka i synek- 2 koty. Damy radę. Lebiedź wyrósł na wielkiego kocura z kwadratowym łbem i wielkimi łapami. Okazał się prawdziwym macho :) Dopóki był mały dostawał regularne bęcki od czarnego kocura  sąsiadki, ale koty szybko rosną i wkrótce role się odwróciły. Potem to nasz sierść był  królem podwórka -rządził i dzielił, a tamten siedział jak trusia w kąciku...Całe 7 lat :) Kocie wojny gwiezdne- ile razy ratowałam i leczyłam tego bojownika łącznie z wyciąganiem resztek  pazurów jego sparingowych przeciwników z  kwadratowego  łba?. Koci katar, kocie rany, infekcje, wyrwane futro, blizny i krew. Już wtedy wiedziałam, że to zwierzę ma zupełnie inny próg bólu, niż reszta zwierząt jakie znam. W pełni wykorzystywał  swoje wszystkie 9 żyć...

sobota, 7 listopada 2015

Dolny Śląsk, czyli o tym, że warto się ruszyć i dać oczarować.

Tak naprawdę nie pamiętam kiedy dopadła mnie głupawka na punkcie Dolnośląskich zabytków. Podejrzewam, że było to w 2009 roku (jakoś). Pamiętam jednak kto wzniecił  iskrę mojej ciekawości, która to zapoczątkowała - Hannibal Smoke, autor powieści kryminalnych, wielki miłośnik DŚ i jego film na Youtube "Cicha Apokalipsa".

Oczywiście do czasu obejrzenia tego filmu zdawałam sobie sprawę z tego w jak pięknym regionie mieszkam i że jest tu wiele do zobaczenia, ale coś takiego??? Ponad 1000 zamków i pałaców??? W większości  zapomnianych i zniszczonych przez zwykłą ignorancję i ludzką głupotę, przecudnych, klimatycznych miejsc. Zrobiło mi się naprawdę przykro, ale przynajmniej klapki opadły mi z oczu i pomyślałam, że MUSZĘ KONIECZNIE zobaczyć choć kilka z tych zabytków, zanim doszczętnie trafi je szlag ...Tylko od czego zacząć? Najłatwiej  od miejsc najbardziej znanych. Trochę po amatorsku, ale step by step... może ogarnę to co najważniejsze, zapamiętam, sfotografuję... Może o tym komuś opowiem? Dopóki stoi .                                                                              
Mario na zamku Chojnik




/>

czwartek, 5 listopada 2015

Żeby para była do pary






                     23 lata z okładem z jednym chłopem  :)... Zdarzyło mi się kilka razy pomyśleć o tym, kim byłabym dzisiaj, gdybyśmy w życiu się minęli i w tych chwilach jakoś mnie optymizm opuszczał. A przecież wcale dużo nie brakowało, żeby tak się właśnie stało... A nawet jak już niedużo brakowało, żebyśmy byli razem, to ja się zaczęłam zastanawiać i grymasić...(durna kobieta).
Mario był cwany. Taktyka osaczenia i wyeliminowania przeciwników samym tylko swoim wyglądem poskutkowała nieoczekiwanie spektakularnie. Wszyscy byli przekonani, że ten "długopis", który mnie nadzoruje, to mój oficjalny facet, co prawdą nie było. Lubiliśmy się. Lubiliśmy spędzać ze sobą czas. Przegadane godziny, wspólne posiłki, oglądanie Gwiezdnych Wojen, Poszukiwaczy Zaginionej Arki i Labiryntu z Davidem Bowie i lalkami Jima Hensona na kasetach VHS po kilka razy, wyjścia do kina, na basen czy na  spacery, jakieś imprezki i tańce na stołach no i słuchanie muzyki. To była fajna przyjaźń.
Perfekcyjna. Gdy malowałam  sobie usta błyszczykiem, on malował swoje (naprawdę!). Kupował mi tampony, gdy go o to poprosiłam, a nie mogłam wyjść z pracy (kiedyś faceci nie byli tak wyemancypowani jak teraz) albo rajtuzy, gdy mi poszło oczko (to nic, że na 186 cm wzrostu...nic) i z chęcią poił mnie musującym winem brzoskwiniowym z Baltony (Taki Pewex..w latach 90-tych)

poniedziałek, 2 listopada 2015

Paper Gods ....a mogło być tak pięknie :)

Długo musiałam czekać na nową płytę Duran Duran, bo ponad 4 lata. Oczekiwania były duże, a nawet bardzo duże. 4 producentów, sporo gości, chór kościelny, mroczne i tajemnicze teksty, nowoczesne brzmienie i w ogóle Duran Duran w super nowej, genialnej odsłonie!!!
No dobrze, fajnie... czekam merdając ogonkiem i z cicha posapując z podniecenia....Le Bon jak zwykle  przed wydaniem nowej płyty i promocją trasy  pięknie wyszczuplał i zeszlachetniał i co najważniejsze zgolił ohydne wąsy a'la Herkules Poirot. Cała kapela założyła nowe ciuszki, nowe butki i fryzjer zrobił co mógł z tego co na głowie zostało... Dawało to nadzieję na naprawdę dobrą robotę, skoro z wizerunkiem tak zaszaleli, to co będzie z muzą? Pierwszy singiel Pressure off  ani mnie nie rozczarował, ani nie zachwycił. Produkcja Nile Rodgersa, który lata temu zrobił z  DD album Notorious był właśnie bardzo w tamtym klimacie. Funky funky, radosny, skoczny i wpadający w ucho. Dodatkowo Durani z Nilem  zaprosili ciemnoskórą dziewczynę Janelle Monae, która odśpiewała bardzo ładnie swoje partie, ale cóż- NIC MI NIE URWAŁO. Ta piosenka miała świetną promocję w radiowej Trójce. Niestety Trójkowicze też  nie zapałali miłością do Pressure off.... taka karma :) Na LP3 tylko poczekalnia przez parę tygodni.

niedziela, 1 listopada 2015

Jak łzy w deszczu....


Gdy byłam małym dzieckiem nie chodziłam 1 listopada na cmentarz. Wszyscy moi bliscy byli żywi i zdrowi. Moja rodzina składa się głównie z repatriantów. Nikomu nawet w głowie nie świtało, żeby jechać ponad 1000 kilometrów na groby do Rosji Radzieckiej. Rodzina ze strony mamy pochodzi z Litwy, od strony ojca z Ukrainy. Tylko babcia, mama ojca- Warszawianka :) Babcia Stenia brała udział w Powstaniu Warszawskim, a dziadek był w Armii Andersa. Historia głosi, że gdy "nasza" armia wyzwoleńcza  przechodziła przez most na warszawskiej  Pradze, na którym babcia zajmowała się ruchem, dziadka kolega powiedział do dziadunia-" Patrz Zyga, jaka ta dziewczyna jest podobna do Twojej siostry"- na co mój "bystry" dziadek wyparował- "Niemożliwe, moja siostra nie jest podobna do małpy i jeszcze nigdy nie widziałem dziewczyny o tak brzydkich nogach"...Babka zwyzywała dziadka od Ruskich Polaków i strasznie się wkurzyła...Bo co jak co, ale nogi miała jak sarenka :) Nie wiem co było dalej, ale pewnie po wojnie dziadek odnalazł Babkę w tej Warszawie i zaciągnął na Dolny Śląsk. Dziadek z wojny przywiózł ordery za odwagę w tym ten najważniejszy Order Wojenny Virtuti Militari.
Nawet nie chcę wiedzieć co musiał zrobić!!!!