środa, 27 grudnia 2017

Dekada druga.Dorastanie.



1977-1987

W Polsce 1977 roku odbyła się premiera filmu Andrzeja Wajdy "Człowiek z marmuru"


- na Antarktydzie otworzono pierwszą polską stację badawczą "Arctowski"
- w Katowicach wykonano wyrok śmierci na seryjnym mordercy Zdzisławie Marchwickim
- w Krakowie znaleziono zwłoki studenta Uniwersytetu Jagiellońskiego Stanisława Pyjasa
-  miała miejsce powódź w południowo-zachodniej Polsce. Zalało Legnicę na ponad półtora metra.
-  w TVP ukazało się pierwsze wydanie programu popularno- naukowego Sonda


-  premiera filmu rysunkowego "Wielka podróż Bolka i Lolka"


a na świecie?
- w Miami na Florydzie po raz pierwszy i ostatni spadł śnieg


- rozpoczęła się załogowa misja Sojuz 24


- silne trzęsienie ziemi nawiedziło Bukareszt. Zginęło ponad 1500 osób i 11 tysięcy zostało rannych
- ukazał się debiutancki album grupy The Clash



- miała miejsce premiera pierwszego odcinka Gwiezdnych Wojen" epizod IV pt. "Nowa Nadzieja"


- rozpoczęto sprzedaż komputera domowego Apple II


- w Indianapolis odbył się ostatni koncert Elvisa Presleya
- NASA wystrzeliło sondę kosmiczna Voyager


- ukazał się singiel zespołu Queen "We are the champion"
- w Somalii zdiagnozowano ostatni znany przypadek Ospy


- dokonano pierwszego zapłodnienia In Vitro, z którego urodziła się zdrowa dziewczynka, Louise Brown


- grupa ABBA wydała 5 -tą studyjną płytę pt"The Album"
- premierę miał film z Johnem Travoltą "Gorączka sobotniej nocy"


- Oscara za najlepszy film otrzymał "Rocky" z Sylvestrem Stallone ..


a tak poza tym - potworna ilość wypadków samolotowych i kolejowych, zamachy terrorystyczne i zawirowania polityczne. To nie był dobry rok.

W 77 roku byłam chudym pokurczem. Zresztą długo byłam mała, chuda i zakompleksiona. Tę dekadę zdecydowanie podzieliłabym  na 2 części- pierwszą, gdy byłam jeszcze dzieckiem, a mentalnie byłam nim długo i część kiedy (czy mi się to podobało, czy też nie), musiałam dorosnąć.

czwartek, 21 grudnia 2017

5 dekad....Dzieciństwo.


Urodziłam się 19 grudnia 1967 roku, 5 dekad temu. 50 lat. Pół wieku. Całe pół wieku!!! Przeżyłam 18 tysięcy 250 dni, 438 tysięcy godzin. Brzmi nieprawdopodobnie, ale miało miejsce :) Nie będzie takiej drugiej 50tki. Nierealne. I ma to swoje uzasadnienie i ma swoją rację. Nie mam najmniejszego zamiaru z  tym walczyć i na siłę trzymać się życia, które powoli, acz nieustannie będzie ze mnie ulatywać. Tak się po prostu stanie.
Póki co chyba małe podsumowanie tego półwiecza? Sama z chęcią powspominam i uszereguję kilka rzeczy.

sobota, 9 grudnia 2017

Szkocja 2- kraina w kratkę, czyli www. foczka.pl



 Jest ciemno, zimno, wietrznie i paskudnie. W poniedziałek padał śnieg z deszczem, we wtorek  tylko deszcz, a przez ostatnie 2 dni wieje. Dzisiaj trochę słońca wyszło i jak zobaczyłam w jakim stanie mam okna, od razu umyłam. To najbrzydszy okres w roku. Depresyjny i ciemny. Dlatego  wracajmy do sierpnia i pięknej, klarownej Szkocji. Jest tyle fantastycznych wspomnień i kapitalnych zdjęć :)
Pierwszego dnia jak już pisałam, obejrzeliśmy Glasgow i Edynburg, a dnia następnego Agnieszka i Adam zabrali nas w  naprawdę bajkowe miejsca.

piątek, 1 grudnia 2017

Kraków późną jesienią.


Jak już pisałam we wrześniu, zrobiliśmy z Mariem imprezę rocznicową i w związku z tym dostaliśmy kilka prezentów. Między innymi bilety na koncert niejakiego Havasiego. Kto to jest ten Havasi?Ani ja ani Mario nie mieliśmy pojęcia. Na bilecie zdjęcie faceta ok. 40-tki o przenikliwym spojrzeniu. Magik jakiś? Copperfield? Kto to w ogóle jest??? Ale od czego jest wujek Google? Okazało się, że Havasi to taki nasz rodzimy Rubik, tylko, że ten jest z Węgier- kompozytor, pianista, aranżer, showman. Odpaliliśmy youtube i proszę, proszę- dzieje się!!! Facet ma do dyspozycji oprócz pianina, potężną orkiestrę symfoniczną, chór, balet i muzyków sesyjnych. No i współpracuje z nim Lisa Gerrard. Tak, tak, ta sama Lisa z Cocteau Twins.

czwartek, 16 listopada 2017

Miśka drugie urodziny :)

fot. Tomasz Ostrowski

Ostatnio  w reklamie pewnej dużej firmy spożywczej, zapewniano małą dziewczynkę i przy okazji mnie, że tylko  jajko z czekolady, w którym jest kawałek badziewnego plastiku  zapewnia odrobinę szczęścia. No cóż bardziej bzdurnego??!!! Od 2 lat wiem na pewno, że nawet więcej niż odrobinę :) zapewnia pewien kudłaty kundel, który jest najbardziej niesfornym i nieposłusznym psiakiem jakiego kiedykolwiek widziały moje oczy. Misiek ma już 2 lata.

czwartek, 9 listopada 2017

Rudawy Janowickie- magiczna kraina.

 Za oknem jesienny koszmar- ciemno, zimno (3 stopnie na plusie), wilgotno. I tak będzie do marca. Ohyda po prostu!!! Mam tylko nadzieję na kawałek pięknej zimy, tak jak w ubiegłym roku, ale zobaczymy czym nas aura uraczy.
Jeszcze 3 tygodnie temu zrobiło się pięknie, cieplutko i złoto. Puszaszki wpadły na pomysł, żeby pojechać w Rudawy Janowickie w okolice Jeleniej Góry i zaliczyć oprócz pięknych okoliczności przyrody, zamek Karpniki i zamek Bolczów. Nam 2 razy zaproszenia wysyłać nie trzeba. Rudawy cudne są i chętnie do nich zaglądamy. Ochoczo zapakowaliśmy się na tę wycieczkę.

niedziela, 29 października 2017

Dwójeczka, czyli prekluzja bloggera :)

Hm, no i strzeliły mi 2 latka. I czy ja po takim czasie mogę siebie nazwać blogerką? E, chyba nie bardzo. Podobno dobry blogger pisze codziennie, więc zdecydowanie nie jestem. Nie czuję się blogerką. Raczej kronikarką, pamiętnikarką. Po prostu raz w tygodniu piszę-wspominam lub rozpamiętuję, zastanawiam się, wchodzę na barykady :) :) I ktoś to czyta :) Naprawdę.
27 października 2015 roku zasiadłam po raz pierwszy. Wiem, że dzisiaj jest już 29, ale jak zwykle nie miałam czasu i weny zresztą też. No ale dzisiaj jest dzień odpoczynku dla zszarganych nerwów, więc może coś o nerwach?

poniedziałek, 23 października 2017

Blade Runner 2049


No i doczekałam się nowego Blade Runnera po 35 latach. Właściwie wcale się tego nie spodziewałam, ponieważ opowieść o Ricku Dekardzie i jego pięknej Rachel była zamkniętą opowieścią, spiętą  klamrą i co tutaj jeszcze można było wymyślić? Autor książki "Czy androidy śnią o elektrycznych owocach" Philip K. Dick, na podstawie której powstał scenariusz do filmu Blade Runner, zmarł w roku, w którym film się ukazał i nie napisał kontynuacji swojej powieści, ale... No właśnie, okazało się, że scenarzyści Łowcy Androidów 2049 sięgnęli po książkę wielkiego fana Dicka, K.W Jetera, który o taką kontynuację się pokusił.

piątek, 13 października 2017

DURANY przyłóź, czyli zlot fanów Duran Duran -Międzywodzie 2017

 To nieprawdopodobne jak czas szybko popyla!!!Dopiero co pisałam o zlocie fanów Duranów w Biskupinie (9 października 2016 :), a już prawie upłynął miesiąc od zlotu w Miedzywodziu!!! Miesiąc!!!!
Nie ogarniam. Po prostu.
Dlaczego Międzywodzie? A któż to raczy wiedzieć? Tak wypadło, że może w tym roku  Zachodniopomorskie? Tam się jeszcze nie zlatywaliśmy.

poniedziałek, 9 października 2017

Kraina w kratkę, czyli Szkocja 2017 :)

Scotsman- autor Ron O'Donell
Witajcie kochani, dzisiaj tak jak obiecałam post o Szkocji. Czailiśmy się na nią jakiś czas i wolałam wiedzieć czy na pewno zaproszenie od Agnieszki i Adama jest aktualne w 2017 roku. Okazało się, że jest. Bilety kupiliśmy już w maju, chociaż byliśmy umówieni dopiero na połowę sierpnia. Dlaczego tak? Bo wtedy w Szkocji przez tydzień trwa festiwal Szkotów pełen etnicznych strojów, muzyki, sportów i tańców- czyli Szkocja pełną gębą i na bogato.

wtorek, 26 września 2017

Co mnie k#@*a podkusiło?



Znacie to uczucie? Tego małego czorta, który nagina naszą niezłomną wolę i zamiast leżeć pod czereśnią na hamaku z drinkiem z palemką i czytać książki, dokonujemy jakichś czynów niezgodnych z naturą i zdrowym rozsądkiem??? Tak było tego lata w moim przypadku.

wtorek, 19 września 2017

Ziemia Kłodzka jak świat cały.


Nie wierzycie? Naprawdę można tu znaleźć zakątki z całego świata. Zwłaszcza teraz, gdy w Kłodzku powstał park miniatur Minieuroland. Czaiłam się na tę atrakcję od 2 lat i w końcu nadarzyła się okazja. Po paru latach nieobecności przyjechały do nas w końcu nasze znajome z Warszawy Beata i Ania. Zastanawiałam się, co jeszcze mogę im na Dolnym Śląsku pokazać i od razu w głowie zaświtał mi pomysł z Kłodzkiem. W ubiegłym roku czołgałam po Kłodzku Bebe i Daniela, ale to było przy okazji zwiedzania Srebrnej Góry i jej wielkiego fortu, więc tylko to Kłodzko przelecieliśmy. W tym roku mieliśmy dużo więcej czasu.

wtorek, 5 września 2017

Friends of mine...

Miałam najpierw pisać o Kotlinie Kłodzkiej, potem o Szkocji, w pamięci mam też post o skomplikowanej nazwie "Co mnie k#$%a podkusiło" i o tym wszystkim oczywiście napiszę, ale najpierw kilka słów o naszej 25-tej rocznicy ślubu.
Rocznicę mieliśmy 8 sierpnia (jak co roku zresztą), ale w sierpniu większość naszych znajomych i przyjaciół wyjechała na wakacje. Wymyśliłam więc, że w sumie nie czas jest najważniejszy, a nasi goście i przestawiłam imprezę rocznicową na 2 września. Nie miało być żadnej pompy, ale normalne spotkanie i biesiadowanie. Znalazłam lokal, gdzie na pięterku mogliśmy sobie gadać, a na parterze odbywały się tańce. Ale o tym za moment.

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Zamek Grodziec- Dolny Śląsk 2017. No i Bebe naturalnie.


 Ale lipny ten sierpień w pisanie!! Chyba najgorszy miesiąc ever! Lipa po całości, ale to był czas przyjmowania gości i wyjazdów na wycieczki, plus wylot do Szkocji, więc działo się. I może teraz jest napisane niewiele, ale za to jesienią dam do pieca he, he... Chociaż już wiem, że wrzesień też będzie zawalony, ale mam wtedy urlop, więc zobaczymy.
No dobra, wracamy do Bebika i kolejnej atrakcji na naszym turystycznym szlaku.
Tego dnia byliśmy już w Kliczkowie i Gościszowie. Plany mieliśmy ambitniejsze, ale jak to w życiu, czasu za mało, więc postanowiliśmy wjechać tylko do pałacu w Brunowie, który znajduje się po drodze na zamek Grodziec.

wtorek, 15 sierpnia 2017

Zamek Kliczków, dwór Gościszów- Dolny Śląsk, czyli Bebe 2017 :)


No jestem, jestem, ale zaganiana. Strasznie dawno nie pisałam. Strasznie!
 Jak wskazuje tytuł posta, zawitała znowu Bebe na Dolnośląskie ziemie. Już myślałam, że nie przyjedzie, bo  jej mama poważnie się pochorowała, ale dziewczyna znalazła opiekę w postaci rodzeństwa i udało jej się wbić do nas chociaż na weekend.
Od dawna czaiłam się na zamek Kliczków. Koński zamek. Jest tam nawet cmentarz dla koni, chociaż wyobrażałam go sobie nieco inaczej. Skoro nadarzyła się okazja pokazania Bebe tej budowli, ruszyliśmy w tamtym kierunku.

czwartek, 27 lipca 2017

100 postów i 100 tysięcy wyświetleń

No i zleciało!!! Kilka dni temu strzeliło 100 tysięcy wyświetleń, a poprzedni post okazał się tym setnym, ale jakoś nie miałam ani siły, ani czasu żeby to pozytywnie skomentować. Super, fajnie, dzięki :) TO naprawdę bardzo, bardzo miłe, gdy wchodzi się na statystykę, a tam taki obrazek :)

sobota, 22 lipca 2017

Jeden krok nad przepaścią....

Nawet nie wiem od czego zacząć. Stało się i właściwie nic nie wskazuje na to, że woskowa kukła zwana Adrianem, któremu się wydaje, że jest prezydentem wszystkich Polaków, zawetuje te haniebne ustawy dotyczące Sądu Najwyższego. Ludzie poszli pod jego chałupę na Helu, a on nawet nie raczył do nich wyjść i porozmawiać. Tzw. minister Błaszczak, zwany domofonem, coś bredzi o spacerujących turystach przed sejmem i pałacem prezydenckim, a tam w czwartek były po prostu tłumy Polaków!!! Wrocław, Katowice, Łodź i wiele innych miast w Polsce pokazało swoje niezadowolenie!!!Jeszcze inny dupek, który reprezentuje PIS w senacie o nazwisku Bonkowski, nazwał protestujących upiorami bolszewickimi, ubeckimi wdowami i oczadzonymi, pożytecznymi idiotami... Tak, moi państwo. To jest teraz język senatorski. Taki normal. A, jest jeszcze moja ulubienica- panna (stara) Krystyna P. Ona ma już listę ludzi, których PIS ma zamiar w standardach nowego prawa wsadzać do więzienia. Sporządzała ją zapewne pożerając kolejną porcję kebaba, bo ona bez żarcia publicznego w salach parlamentarnych traci na wartości. No, ale taka lista istnieje i panna Krystyna już ją częściowo upubliczniła.
I to się naprawdę dzieje na naszych oczach.

piątek, 14 lipca 2017

Zupa pieczarkowo-serowa.


Dzisiaj przepis na zupę, która ma 6 milionów kalorii. Albo coś koło tego (nie sprawdzałam).
Oczywiście przepis prosty i łatwy w wykonaniu, a zupka smaczna.
Kiedyś robiłam ją z boczkiem, ale wtedy miała jeszcze więcej tych nieszczęsnych kalorii, więc boczek odpuściłam. Ta zupa zawsze kojarzy mi się z wakacjami, kiedy to przyjeżdżała do nas moja nastoletnia chrześnica Magda i to ona, jako pierwsza ugotowała nam taką zupinę. Oczywiście w międzyczasie przepis ewoluował. Myślę, że z pożytkiem dla jedzących, a zwłaszcza ich wątroby.

niedziela, 9 lipca 2017

Na pałace!!!


No tak, jak zwykle obsuwa z pisaniem, bo przecież jak mi coś do łba strzeli, to klękajcie narody. Zaczęłam tu kilka małych remoncików i ewidentnie czasu brakuje. Ale o tym napiszę następnym razem, jak trochę się sytuacja wyklaruje, bo póki co: łomatkoicórko, ratunku!
Dzisiaj napiszę o miejscowej wycieczce w najbliższe okolice. Zalew Mietkowski i wiochy dookoła. Sprawdziłam- praktycznie w każdej jest pałac (czytaj ruiny). Te pałace mieliśmy pozwiedzać z Magdą i Jankiem z Wrocławia, ale Magda podobnie jak ja, właśnie zaczęła remonty.
Tydzień temu ja jeszcze żadnych remontów nie planowałam, więc zabraliśmy Misia w teczkę (znany psi podróżnik samochodowy) i ruszyliśmy w stronę Wrocławia. Mietków i zalew od którego wzięła się nazwa jest 18 kilometrów od Świdnicy. Rzut kamieniem. Pogoda super wycieczkowa, chociaż z tendencją deszczową.

wtorek, 27 czerwca 2017

Krewetki z makaronem


Szybki przepis na krewetki z makaronem. Oczywiście dla tych, którzy krewetki lubią i konsumują.
Osobiście BARDZO lubię owoce morza, a zwłaszcza te malutkie skorupiaki. Są pożywne, niskokaloryczne i bardzo smaczne. Przepis na te krewetki udostępniła mi Bea z Warszawy, a ja go trochę przekomponowałam  po swojemu.

sobota, 24 czerwca 2017

Książki. Part 1.


Pamiętacie swoją pierwszą książkę? Bo ja pamiętam, chociaż to nie była książka, tylko mała, kwadratowa i chuda książeczka o zajączku, który uratował się przed wielką powodzią na liściu kapusty i pływał nim jak statkiem po wzburzonej wodzie. Bardzo mi tego zajączka było szkoda, że takie nieszczęście go spotkało, że ta ulewa i mokry bidul zamiast zajadać tę kapustkę, musiał ratować swoje małe, puchate życie. Miałam wtedy około 4 lat i o ile pamiętam książeczka była wydana nakładem wydawnictwa Nasza Księgarnia z cyklu "Poczytaj mi mamo". Jaki tytuł miała moja książeczka nie wiem, szukałam po internetach, ale albo znajdowałam przepis na pasztet z zająca, albo gołąbki zrobione z kapusty. Lipa kompletna. Książeczek z tej serii było zatrzęsienie i w każdym kiosku RUCHU można było kupić je za grosze. Małe, a cieszyło.

czwartek, 15 czerwca 2017

Korfu część 3 i ostatnia....


Najwyższa pora rozstać się z piękną wyspą Korfu, ale wcześniej pokażę Wam jeszcze kilka fotek z cudownych i zjawiskowych miejsc.
Na pierwszy ogień pójdzie bizantyjski zamek Angelokastro. Wybudowany na stożkowatym wzgórzu niedaleko Paleokastritsy. Dojazd do zamku bardzo wąskimi drogami i krętymi serpentynami.W jednej z wiosek po drodze światła, gdzie sporo się czeka. Wioseczka stoi przy bardzo wąskiej drodze, gdzie za nic na świecie 2 samochody nie maja prawa się minąć. Wjeżdżamy cały czas do góry i cały czas zakręty po 180 stopni. W głowie może się zakręcić. Zatrzymaliśmy się na chwilę przy małym sklepiku z miejscowymi specjałami. Kupiliśmy pyszną oliwę, miejscowe wino i jako prezenty likier z kumkwata. Podobno jest to typowy dla Korfu wyrób alkoholowy. A czym jest kumkwat?To taka maleńka pomarańczka, kwaśna jak ocet siedmiu złodziei (przynajmniej te, które my zerwaliśmy z drzewka, ale może to po prostu nie sezon?)
Po drodze sporo turystów pieszych. Podziwiam takich ludzi- w upale, kurzu, upoceni z plecakami i siłą woli maszerowali pod górę. Pewnie też do zamku.

sobota, 3 czerwca 2017

Obcy- decydujące rozstanie.


Od razu napiszę, że kocham, uwielbiam filmy Ridleya Scotta. Praktycznie w większości zakochałam się w nich od pierwszej sceny (pomijam G.I Jane, chociaż dobrze, że taki film o babie w jednostkach specjalnych powstał, ale Demi Moore raczej z lekkim przegięciem. Zwłaszcza na końcu... (Chyba pomysłu zabrakło, bo zapachniało gniotem). Ale to wypadek przy pracy.

środa, 24 maja 2017

Korfu 2017- zwiedzamy śladami Jamesa Bonda.


Gdyby ktoś zapytał mnie z jakimi kolorami kojarzy mi się wyspa Korfu, to z pewnością byłby to błękit, zieleń i biel. Błękit we wszystkich jego odcieniach: od leciutko niebieskawego, poprzez wszelkiej urody lazury, aż do głębokich turkusów i granatów. Cała gama koloru blue!Zieleń też nie ustępuje, zwłaszcza teraz w maju, kiedy wszystko dodatkowo pięknie kwitnie. Podobno jest to najbardziej zielona wyspa grecka, o czym osobiście miałam okazję się przekonać. A biel? Wiadomo....chmury, żagle, promy...dmuchawce, latawce, wiatr.
Ostatnim razem pisałam o tym jak to w resorcie bywało, a teraz trochę o wycieczkach.

czwartek, 18 maja 2017

Tula, you look so old, czyli Korfu 2017 :)

Pamiętacie pewnie "Moje wielkie Greckie wesele" i szaloną, grecką rodzinkę Portokalos? To jeden z moich ulubionych filmów komediowych, które mogę oglądać raz w tygodniu i nigdy mi się nie znudzi. Jest po prostu ponadczasowy, a jego uniwersalność polega na starej zasadzie- rodzina jest najważniejsza... Ale także- to mężczyzna jest głową rodziny, ale kobieta szyją. Potężną i osadzoną na solidnym karku....Choć ta głowa to nie zawsze kontaktuje (śmiech). Osobiście znam tylko jedną Greczynkę, właśnie o imieniu Tula, ale nie jest to ta Tula filmowa zdecydowanie. No i kilkoro Greków z widzenia. Mają w Świdnicy sklepik z greckim obuwiem. Fajnym :) A z Tulą (moją) kiedyś po prostu pracowałam i przegadałyśmy ze sobą sporo czasu. Opowiadała mi o tym jak to się stało, że trafiła do Polski i jak co roku polscy Grecy spotykają na zlotach w Zgorzelcu.
Ale do brzegu... Nigdy nie byłam w Grecji. Wiele osób mi polecało, ale jakoś nie było po drodze.

wtorek, 2 maja 2017

Klasztor Benedyktynów w Broumowie

Mieszkam tak bardzo niedaleko od tego miejsca, że aż wstyd jest mi się przyznać, że na jego ślad trafiłam dopiero rok temu. I to zupełnie przez przypadek!!! Byliśmy na jakimś obiedzie w Czechach (przejście graniczne w Mezimesti) i wracając wjechaliśmy jak zwykle na zakupy po jakieś piwo i inne czeskie smakołyki. Mario kupował, a ja się kręciłam i aż jęknęłam, gdy na ścianie zobaczyłam pocztówkę z wnętrzem jakiegoś obiektu sakralnego. Zapytałam od razu sprzedawcę GDZIE to cudo jest? (Czesi przygraniczni doskonale rozumieją i rozmawiają po polsku) i usłyszałam, że to tutaj zaraz, niedaleko, bo w Broumowie!!!
Broumov to niewielkie miasto, jakieś 10 kilometrów od polsko-czeskiej granicy.

niedziela, 23 kwietnia 2017

Duran Duran i ja. Dekada czwarta ...

Trochę podchodzę do tego posta jak do jeża. Strasznie dużo materiału, strasznie dużo wspomnień, zwłaszcza z początku dekady, no i będzie sporo pisania i wklejania. Mogłam opisać wycieczkę do klasztoru Benedyktynów w Broumovie, ale na to jeszcze przyjdzie czas. Póki co jest zimno, wietrznie i wiosna Syberią pachnie, ale All you need is now :)
W 2010 roku mieliśmy sporo przecieków o nowej płycie Duranów. Wiedzieliśmy, że mają nowego producenta- Marca Ronsona- (tego od najsłynniejszej płyty Ami Winehouse "Back to black") i  który na dodatek był  i jest nadal, wielkim miłośnikiem duranowej twórczości. Nie szukali gdzieś po malinach i właściwie samo się stało. On ich znalazł. Ronson najwyraźniej zaprzyjaźnił się z chłopakami i już w 2008 roku zagrał z nimi niewielki koncert dla korporacji Smirnoff. Byliśmy zachwyceni!

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Zjawisko Korteza.

Kortez, czyli tak naprawdę Łukasz Federkiewicz. Prosty, skromny, przeciętny, ale tylko na pierwszy rzut oka, bo gdy zaczyna śpiewać dzieje się jakaś magia. Występuje zjawisko fonetyczno-przestrzenne. Czas zatrzymuje się w miejscu i czy nam się to podoba, czy nie, jesteśmy pod "wpływem" :)

piątek, 31 marca 2017

Wszystkie psy idą do nieba....


Nie może być inaczej. Ktoś kiedyś napisał, że psy to ostatnie z aniołów, które zdecydowały się zostać z nami na ziemi....
We wtorek w nocy odeszła od nas nasza psinka Aki. Miała 13 i pół roku  i od 3 lat niestety nie miała się najlepiej. Chorowała, miała problemy z zębami, puchł jej pyszczek, bo ropa zbierała się pod zębem, miała chore stawy- był taki czas, że w ogóle nie mogła ustać na łapach, no i co jakiś czas dopadała ją infekcja sutka. Ale mimo wszystko dawała radę. Po każdej wizycie u weta zbierała się do kupy i nadal broiła.
Jeszcze w styczniu poszłyśmy z Małgochą z psami na spacer. Właściwie pojechałyśmy na zaśnieżone pola, żeby się mogły tam wybiegać. No i biegały- dosłownie, bo po kuracji stawowej u weta Akitka nieźle sobie radziła. Do tego stopnia, że gdzieś sobie potruchtała, a my machnęłyśmy ręką. Przecież ta starsza psina za daleko nie ucieknie... AKURAT! Szukałyśmy jej półtorej godziny po polach, zagajnikach i kniejach. Już zaczęło się ściemniać. W końcu wylazła na drogę, merdając ogonem jakby nigdy nic.

poniedziałek, 27 marca 2017

What is love?


Miałam oczywiście pisać o czymś innym, ale trafiłam na ten obrazek. W sumie fajny, ale to ostatnie okienko jakoś nie nastraja optymistycznie. Naprawdę po ślubie miłość zanika w sferze uczuciowej? Wiosna dzisiaj zaszalała, a ja pomyślałam, że  absolutnie się z tym pustym okienkiem nie zgadzam.
Jednym z pierwszych moich postów na tym blogu był właśnie post o małżeństwie. Pisałam o swoim małżeństwie oczywiście, bo o obcych raczej boję się tutaj bazgrolić. Nigdy nic nie wiadomo, jak ktoś odbierze uwagi na temat swojego stada, a zwłaszcza partnera ślubnego :)
Tak naprawdę jestem w jednym i stałym związku ponad 25 lat. Żyjemy dłużej ze sobą niż bez siebie. To brzmi nieprawdopodobnie, ale tak właśnie jest. I BARDZO nam z tym dobrze :)

niedziela, 12 marca 2017

The colour of spring :)


Nareszcie zapachniało wiosną. Trochę jest jeszcze niemrawa i wstydliwa, ale w ubiegłą sobotę biegałam już w krótkim rękawku porządkując ogród (co nie znaczy wcale, że został uporządkowany). Otworzyliśmy już nawet sezon grillowy :) Ale w ogrodzie sajgon straszny!!! Kiedy ja to ogarnę i posprzątam? Wprawdzie mam tydzień urlopu, ale już sobie zaplanowałam tyle zajęć, że niewyróba. Spacery z psem coraz fajniejsze, chociaż tak chwilami wieje na polach, że Misiek chcąc nie chcąc, robi za mój osobisty latawiec :)

poniedziałek, 27 lutego 2017

O tym jak spotkaliśmy Johna Taylora :)

Właściwie powinnam zacząć pisać o 4 dekadzie  bycia fanką zespołu Duran Duran, ale najpierw postanowiłam powspominać jak to spotkaliśmy w Berlinie basistę zespołu Johna Taylora, bo to fajna historia. W ogóle Berlin i te kilka dni w tym mieście przezabawne i warte wspomnień.

piątek, 17 lutego 2017

Dzień kota :)

Tak naprawdę moje koty mają swój dzień przez 365 dni w roku, ale tylko 17 lutego ja sama zamieniam się w kotkę. Naprawdę lubię te zwierzęta. Jestem urodzoną kociarą.
W związku z Dniem Kota czasem udaje mi się namówić na  zabawę w koty Maria, a dzisiaj namówiłam Małgochę. Na rękach mamy Miśka, ponieważ z kotką Manią (reszta kotów gdzieś polazła, zamiast pozować do fotek!!!) zdjęcia się zrobić nie dało! Misiek jest zazdrosny i niestety sesja z tą dwójką okazała się pomyłką :)

poniedziałek, 13 lutego 2017

Baśniowa Świdnica.



"W bardzo starej rękopiśmiennej książce znajdowała się informacja o powstaniu Świdnicy. Według niej w roku 755 po narodzeniu Chrystusa, kiedy ludność Śląska była jeszcze pogańska, wódz imieniem Swidno wraz ze swoją liczną drużyną, podążał przez Śląsk, aby zdobyć zamek Aschenburg. Znajdował się on na górze Ślęży. W tym okresie kraina ta była porośnięta gęstą puszczą. Wojowie Swidno przez długi czas oblegali zamek. Był w nim przechowywany wielki skarb, który chcieli koniecznie zdobyć. Oblężenie przeciągnęło się aż do zimy i wtedy wojowie założyli obóz przy rzece zwanej Bystrzycą. Zamku na Ślęży nie zdobyto i Swidno musiał odstąpić od oblężenia. Kilkuset jego wojowników, za zgodą wodza, po odejściu głównych sił, pozostało w obozie. Zamieszkali oni w małych, niskich chatach z drewna pokrytych darnią. Nazwali nowo założoną osadę ku czci i pamięci wodza – Swidna. Stąd wzięła się nazwa miasta Świdnica."
Taką historię znalazłam w niedostępnym właściwie już w tej chwili przewodniku po Świdnicy i muszę przyznać, że wcześniej nazwa miasta raczej kojarzyła mi się z dzikami (dzikimi świniami) niż z jakimś  wojem i jego oblężniczą bandą. W Rynku można w punkcie turystycznym zakupić pluszowe maskotki przedstawiające dziki, a i przy byłym pałacu Cystersów na ulicy Franciszkańskiej, gdzie w tej chwili znajduje się miejska biblioteka, są ustawione dzikie świnki z mamą lochą, odlane z brązu. No i w herbie miasta też znajduje się dzik, symbol odwagi i męskości. Naprawdę? Mnie się kojarzy zupełnie inaczej... jakby.

sobota, 4 lutego 2017

Lech Wałęsa- człowiek wolności.


Miałam już pisać o tej odkładanej po raz kolejny Świdnicy, przygotowałam materiały, ale zabrakło mi kilku fotek, więc może to i lepiej, że ten temat znowu odpuszczam? Kto czeka, ten się doczeka.
Strasznie wkurzyły mnie ostatnie ataki na Lecha Wałęsę, dlatego nie przejdę  obok tej sprawy obojętnie.
W lecie 1980 roku byłam kompletną gówniarą i zupełnie nie zdawałam sobie sprawy z tego, co działo się w Stoczni Gdańskiej i w całej Polsce. Mieszkałam wtedy w proletariackim Wałbrzychu, gdzie kopalnie i koksownie nakreślały życie miasta. Pamiętam strajki górników, ale nie wiedziałam dlaczego i co może z tego wyniknąć. Biegałam wtedy po podwórku i nie w głowie była mi polityka i górnicze protesty.
Ale już za moment na ustach prawie wszystkich słyszałam słowa: Solidarność i Lech Wałęsa.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Bergamo- brama do Mediolanu.


Czas zwijać majdan ze słonecznej, choć jak już wspominałam zimnej Italii. Zjedliśmy ostatnie ohydne śniadanie (w mojej głowie nadal była jajeczniczka i kakao :), zapakowaliśmy klamoty i ruszyliśmy na dworzec żegnając Mediolan.
Jechaliśmy do Bergamo, wieczorem mieliśmy stamtąd wylot do Katowic, ale wiedzieliśmy, że warto poświęcić cały dzień na zwiedzanie tego starego, włoskiego miasta. Starego, bo podobno pierwsze ślady osadnictwa są aż z XII wieku przed naszą erą!!!!

sobota, 14 stycznia 2017

Bella Como.


I nastał drugi dzień naszego pobytu w Italii, tym razem przeznaczony na wizytę w Como.
Okazało się, że całkiem niedaleko naszego hotelu znajduje się stacja kolejowa, skąd bezpośrednio mogliśmy dojechać sobie do tego miasteczka. Przy okazji zwiedziliśmy Sesto S. Giovanni i dowiedzieliśmy się, że właśnie tam jest siedziba producenta wina Campari. I to spora!!! Co ja piszę- wielka i futurystyczna, chociaż stary budynek winiarni został sprytnie wkomponowany w nowoczesną bryłę. Wygooglujcie sobie, bo jest na co popatrzeć.
Do Como jechaliśmy jakieś 40 minut w ciepłym i czystym pociągu. Miasteczko zostało założone w 196 r p.n.e jako strażnica graniczna, ale śladów antyku nie zauważyliśmy. Ruszyliśmy za ludźmi z pociągu. Właściwie nigdy nie mamy jakiegoś planu co koniecznie musimy zobaczyć- po prostu przygoda czeka. Zwiedzanie z niespodziankami. Tym razem było podobnie. Nawet nie wiedzieliśmy gdzie ci ludzie idą, ale co tam... Ulica wyglądała jak główny deptak. Po drodze piękna karuzela. We Włoszech czy zima czy lato- karuzele są czynne :)



Tuż za rogiem zabłyszczało przed nami błękitne jezioro Como nazywane inaczej Larius, co zrozumiałe samo przez się.