Miałam pisać o baśniowej Świdnicy lub ewentualnie o orkiestrze filharmonicznej, ale niestety wczoraj rano, gdy tylko otworzyłam oczy dowiedziałam się, że zmarł George Michael. Oniemiałam!!! Jeszcze on? Za mało jeszcze śmierci znanych i lubianych? Na początku roku po śmierci Davida Bowie worek się otworzył i kostucha zgarniała jednego po drugim. I nie brała jak leci, zabierała tych najlepszych. W 2016 zmarł nie tylko cudowny i nieodżałowany Bowie, ale także Black, Glenn Frey z The Eagles, Pete Burns, Prince, Leonard Cohen teraz George i właśnie dosłownie przed chwilą dowiedziałam się, że zmarła także Carrie Fisher, czyli księżniczka Leya z Gwiezdnych Wojen. Jakiś koszmar!!!! I tak nie wymieniłam wszystkich. Na forum DD mamy taki topik- Muzyka lat 80-tych i muzyka XX wieku. Co tam wejdę to jest napis R.I.P z adnotacją kto umarł. Już nawet boję się tam zaglądać.
wtorek, 27 grudnia 2016
George Michael
Miałam pisać o baśniowej Świdnicy lub ewentualnie o orkiestrze filharmonicznej, ale niestety wczoraj rano, gdy tylko otworzyłam oczy dowiedziałam się, że zmarł George Michael. Oniemiałam!!! Jeszcze on? Za mało jeszcze śmierci znanych i lubianych? Na początku roku po śmierci Davida Bowie worek się otworzył i kostucha zgarniała jednego po drugim. I nie brała jak leci, zabierała tych najlepszych. W 2016 zmarł nie tylko cudowny i nieodżałowany Bowie, ale także Black, Glenn Frey z The Eagles, Pete Burns, Prince, Leonard Cohen teraz George i właśnie dosłownie przed chwilą dowiedziałam się, że zmarła także Carrie Fisher, czyli księżniczka Leya z Gwiezdnych Wojen. Jakiś koszmar!!!! I tak nie wymieniłam wszystkich. Na forum DD mamy taki topik- Muzyka lat 80-tych i muzyka XX wieku. Co tam wejdę to jest napis R.I.P z adnotacją kto umarł. Już nawet boję się tam zaglądać.
niedziela, 18 grudnia 2016
Ostatnia czwórka z przodu.
To było 32 lata temu i WSZYSTKO się zmieniło, a ja jutro będę obchodzić 49-te urodziny i na dzień dzisiejszy wcale nie wydaję się sobie taka stara (pomijam pesel, bo ten jest bezlitosny!!!). Owszem, jest to trochę przerażające- ostatnia czwórka z przodu, ale z drugiej strony jestem zdrowa, szczęśliwa, spełniona i ogarnięta (w większości). Czyli jest DOBRZE!!!
środa, 7 grudnia 2016
Duran Duran. Dekada trzecia-część druga :)
Jakiś bezdupizm mnie jesienny dopadł. Czasu mi brakuje na normalną egzystencje. Zaczęłam nową pracę, więc nowe obowiązki i nowe rzeczy do nauczenia się, ale ogarniam i przede wszystkim jestem bardzo zadowolona. W końcu kiedyś załapię :)
Na tym blogu mam rozbabrane 3 tematy i entliczek, pentliczek trafiło na dokończenie tego. Ostatni raz o moim fisiu na punkcie Duran Duran pisałam w kwietniu (pomijam wpis o zlocie we wrześniu), więc najwyższa pora powspominać to co dobre.
czwartek, 24 listopada 2016
Sztuka... na której się nie znam :)
Dzisiaj będzie post o sztuce, na której jak już napisałam w tytule, kompletnie się nie znam, ale podobnie jak papież ze skeczu Monty Pythona, chociaż się nie znam (a właściwie pomimo tego), wiem co lubię. Nie będzie tutaj wymądrzania się co poeta miał na myśli, ani co też wyraża obraz o którym piszę, bo tego nie wiem, ale chcę podzielić się z wami kilkoma obrazami, które zrobiły na mnie niesamowite wrażenie.
"Gdy maluję – szemrze ocean. Inni malarze pluskają się w wodzie fryzjerskiej"-powiedział mój ulubiony malarz Salvador Dali i jestem przekonana, że tworząc, on rzeczywiście słyszał nie tylko szum oceanu (mieszkał zresztą w rybackiej chacie nad brzegiem morza, więc ten szum to i dosłownie i w przenośni), ale także towarzyszyło mu podczas pracy jeszcze kilka innych żywiołów. Tak na moje oko, to on był zdrowo stuknięty, ale geniuszu się nie kwestionuje. Geniusz się podziwia.
wtorek, 15 listopada 2016
O psie, który myśli, że bywa kotem :)
wtorek, 8 listopada 2016
Kabaczek w roli głównej
Sezon ogrodowy uważam za zamknięty. Wczorajszy dzień nazwałam dniem sprzątania ogrodu, a skoro tak go nazwałam, musiałam w nim spędzić trochę czasu. Wyniosłam wszystkie pelargonie, pochowałam donice, powyrywałam tyczki po pomidorach... Ale także zebrałam ostatnie jabłka, dynie i ostatniego, wielkiego kabaczka. A jeśli już mam to warzywo i bardzo dawno nic nie pisałam na tym blogu kuchennego, pora na potrawę lekką, smaczną i bezmięsną.
Robię to fajne danie co jakiś czas, bo jest naprawdę smaczne, ale od razu uprzedzam, że jest z nim trochę roboty, bo składa się z kilku dodatków. Na szczęście blender mocno ułatwia sprawę. Proponuję przygotowanie kabaczka w sosie pomidorowym z pesto z orzechów włoskich :)
wtorek, 1 listopada 2016
Pierwsze urodziny :)
To ja tu o Frankensteinach piszę, a przecież 27 października strzeliły temu blogaskowi pierwsze urodziny!!!
Ponieważ nie upiekłam torta i nie zdmuchnęłam świeczki, postanowiłam użyć na początku posta zdjęcia cukrowej postaci Simona Le Bon, którą polscy fani Duran Duran zlecili do wykonania pani Dianie, cukierniczce z Warszawy 27 października 2012 roku :) Pierwszego posta na tym blogu napisałam właśnie w urodziny wokalisty mojej ukochanej kapeli 370 dni temu :)
Zleciał mi ten rok piorunem szybciutko... Nie bardzo chce mi się analizować, bo minął dopiero rok i tych postów nie ma aż tak wiele (73) Jeśli ktoś jest ciekawy, może sobie poszperać i zobaczyć o czym ja przez ten czas pisałam. Właściwie o czym ja nie pisałam???
czwartek, 27 października 2016
W miasteczku Frankensteina :)
Co za ohydna jesień jest za oknem w tym roku. Ubiegłe lata mocno mnie rozpieściły, bo jesienie były cudowne, złocisto- czerwone i ciepłe, a to co mamy od 3 października woła o pomstę do nieba. Miałam nadzieję, że jeszcze w tym roku ruszę z jakąś trasą na dolnośląskie pałace, zwłaszcza te w okolicach Sobótki, bo czaję się na nie od wiosny, ale chyba w tym roku nie będzie już okazji... No, ale zobaczymy. Póki co zostają wakacyjne wspomnienia, wizyta Bebe i Daniela.
Dzisiaj szybciutkie wspomnienie o Ząbkowicach Śląskich, które co jakiś czas odwiedzam, najczęściej z powodów koncertowych na Weekendzie z Frankensteinem.
Właściwie o tym, że miasteczko Ząbkowice nazywało się kiedyś Frankenstein dowiedziałam się dopiero 2 lata temu. Tak to bywa... cudze chwalicie, a swojego nie znacie. Niedawno zaczęłam szperać skąd autorka książki o doktorze Frankensteinie mogła wpaść na takie, a nie inne nazwisko. Powieje horrorem....za chwilę halloween, więc temat jak najbardziej na czasie.
Dzisiaj szybciutkie wspomnienie o Ząbkowicach Śląskich, które co jakiś czas odwiedzam, najczęściej z powodów koncertowych na Weekendzie z Frankensteinem.
Właściwie o tym, że miasteczko Ząbkowice nazywało się kiedyś Frankenstein dowiedziałam się dopiero 2 lata temu. Tak to bywa... cudze chwalicie, a swojego nie znacie. Niedawno zaczęłam szperać skąd autorka książki o doktorze Frankensteinie mogła wpaść na takie, a nie inne nazwisko. Powieje horrorem....za chwilę halloween, więc temat jak najbardziej na czasie.
wtorek, 18 października 2016
Perły księżnej Daisy....
Maria Teresa Oliwia Cornwallis-West, czyli księżna Daisy von Pless, poznała swojego męża Jana Henryka XV na jednym z bali maskowych, podczas swojego pierwszego sezonu balowego w Londynie. Ona nie miała jeszcze 18-tu lat, on miał lat 30. Pracował w ambasadzie, choć po angielsku mówił topornie, żeby nie napisać, że wcale.
Była niezwykle piękną panną- wysoka (ojciec miał ponad 190 cm wzrostu, więc zarówno ona jak i jej młodsza siostra Shelagh, górowały nad resztą panien z towarzystwa), szczuplutka- w pasie tylko 50 cm (Schwarzenegger w najlepszych latach miał w bicepsie 56 cm!!!) bławatne, wielkie oczy, dołki w policzkach, zadarty nosek, mleczna cera i blond włosy... Elf. W wieku lat 19-tu, rok po ślubie wyglądała tak jak na zdjęciu poniżej.
Była niezwykle piękną panną- wysoka (ojciec miał ponad 190 cm wzrostu, więc zarówno ona jak i jej młodsza siostra Shelagh, górowały nad resztą panien z towarzystwa), szczuplutka- w pasie tylko 50 cm (Schwarzenegger w najlepszych latach miał w bicepsie 56 cm!!!) bławatne, wielkie oczy, dołki w policzkach, zadarty nosek, mleczna cera i blond włosy... Elf. W wieku lat 19-tu, rok po ślubie wyglądała tak jak na zdjęciu poniżej.
Daisy |
niedziela, 9 października 2016
Od rana Durana :) Zlot Fanów Duranów- Biskupin 2016.
Na zlotach fanów Duran Duran spotykamy się właściwie w niezmienionym składzie równo od 10-ciu lat. Coś mi się pokićkało i byłam przekonana, że w tym roku jest jubileuszowy zlot 10-ty właśnie, ale zapomniałam, że w 2010 roku spotkaliśmy się 2 razy- raz w Krakowie, a potem w Bogdanach na Warmii i był to jedyny zlot, na którym mnie nie było. Niestety. Tak więc zlot tegoroczny był 11-ty, ale spotykamy się od lat 10-ciu :) Namieszałam? Oj, może trochę :) Mamy swoje forum www.duranduran.fora.pl , któremu w marcu też strzeliło 10 lat, ale jakoś wszyscy o tym zapomnieli i obyło się bez fajerwerków, ale zlotu corocznego odpuścić nie mogliśmy!!!!
wtorek, 4 października 2016
Ostatnia rodzina.
Ponieważ w czasie weekendu nie było mnie w domu, na film wybrałam się razem z moim Mariem dopiero wczoraj. Byłam BARDZO ciekawa tego filmu, zwłaszcza roli Dawida Ogrodnika. Widziałam trochę wcześniej wszystkie trailery, a także wywiady z obsadą, oraz występ Andrzeja Seweryna i Dawida Ogrodnika u Kuby Wojewódzkiego i wszystko wskazywało na to, że będzie to film genialny. Muzyka, dialogi, gra aktorska- no wszystko! Zasiadłam zaciekawiona i ruszyłam w tę opowieść.
wtorek, 27 września 2016
Czarny protest
Powoli, acz nieubłaganie nasze państwo zmierza w kierunku czarnej dupy. Rok temu, gdy PIS wygrał wybory byłam przerażona, a teraz mało tego, że jestem przerażona, to jeszcze na dodatek widzę, że chłopcy i dziewczęta z tego ugrupowania w ciągu niecałych 11 miesięcy zepchnęli nasz kraj na kompletne dno. Pomijam już sprawy światopoglądowe, finanse państwa, obsadzanie swoimi kolesiami najintratniejszych stanowisk w firmach Skarbu Państwa (bo to zawsze po każdych wyborach miało miejsce, choć nie na taką skalę), politykę zagraniczną, gospodarkę, rozdawanie pieniędzy kościołowi i to niemałych, kulturę, wszystkie debilizmy Macierewicza związane ze Smoleńskiem, opluwanie Powstańców Warszawskich, faszyzujące bojówki z ONR, kompletne upolitycznienie Polskiej Telewizji Publicznej, sprofanowanie mojej ukochanej "Trójki", marionetkowego prezydenta bez kręgosłupa z malowaną małżonką, sztywną jak parasol, umęczoną i bezsilną panią premier...Można tak bez końca... To teraz jeszcze chłopcy i te niezwykle piękne i szlachetne dziewczęta z prawej strony postanowili pogrzebać w macicach Polek.
poniedziałek, 19 września 2016
Bridget Jones - powrót :)
"Badania dowiodły, że szczęścia nie daje miłość, bogactwo czy władza, tylko dążenie do nieosiągalnych celów: a czymże jest dieta, jeśli nie tym?"...
Bridget Jones wróciła :)
To będzie chyba mój najkrótszy post, bo nie mam najmniejszego zamiaru recenzować najnowszej Bridget Jones. Każdy powinien zobaczyć osobiście ten film. Chcę tylko napisać, że to moim zdaniem najśmieszniejsza część trylogii i uśmiałam się na tym filmie serdecznie :) Zresztą nie tylko ja, bo sądząc po reakcji publiczności w kinie, śmieszyły nas dokładnie te same momenty.
czwartek, 15 września 2016
Polskie seriale!
Czym byłoby życie bez tasiemców? Jakimś banałem tylko, nudną rzeczywistością, pospolitym spędzeniem czasu... a tak mamy esencję życia, płynącą z ekranów naszych telewizorów, w krótkich odcinkach, którą czasami upajamy się latami!
Oczywiście KIEDYŚ to były seriale!!! Rozmawiała o niech nie tylko cała klasa, ale także cała szkoła, całe podwórko i tak naprawdę cała Polska. Dwa kanały telewizji publicznej nie dawały zbyt wielkiego wyboru, ale za to dawały seriale KULTOWE!!! I nie ma co z tym w ogóle dyskutować. Na największy szacunek zasługują polskie seriale dla dzieci i młodzieży takie jak: Wojna Domowa, Wakacje z Duchami, Podróż za jeden Uśmiech, Stawiam na Tolka Banana, Przygody psa Cywila, Pan Samochodzik czy Czterej pancerni i pies. Kto z dzieciaków nie chciał być Jankiem Kosem podczas zabaw na podwórkach? Albo Marusią? (to dziewczynki i to w zdecydowanej mniejszości)... Gdy dodatkowo był jakiś kundel w paczce, zabawa była murowana!!!!.
czwartek, 8 września 2016
Dolny Śląsk 2016, czyli Bebe wróciła :) Kemieniec Ząbkowicki.
Trochę po czasie, bo wycieczki były w lipcu, ale najwyższa pora na przypomnienie sobie tych fajnych chwil.
Jak co roku Bebe z Danielem czyli Warmia i Mazury przyjechali na Dolny Śląsk. Plany mieliśmy ambitne i dosyć rozległe, ale na pierwszy ogień zdecydowanie miał iść Kamieniec Ząbkowicki z niezwykłym pałacem księżnej Marianny Orańskiej.
poniedziałek, 5 września 2016
Z pamiętnika przewodnika :)
Witam państwa bardzo serdecznie na zamku naszym zamku. Nazywam się Marzanna El i przez ponad 90 minut będę miała przyjemność oprowadzania państwa po naszym zamczysku... Najczęściej tak zaczynam moje spotkanie z grupą turystów, którzy przyjechali zobaczyć nasz piękny zamek i posłuchać niesamowitych historii z nim związanych. Moim zdaniem najfajniejsza trasa, to trasa o nazwie "Od Piastów Sląskich do czasów II Wojny Światowej ". Trwa właśnie ok.90 minut i podczas tego czasu staram się opowiedzieć jak najwięcej o architekturze, historii rodziny Hochbergów, obrazach udostępnionych nam z Muzeum Narodowego we Wrocławiu, pięknych barokowych salach, II WŚ oraz oczywiście o księżnej Daisy. A że mówię dużo, zazwyczaj to zwiedzanie zabiera mi więcej niż sztywne 90 minut.
Dopiero się rozkręcam... bo na początek historia zamku. Ponad 700 lat w 8 minut :) |
środa, 31 sierpnia 2016
Rammstein - Wrocław 27.08.2016...
W końcu, nareszcie się doczekałam. NARESZCIE!!!! Długo czekałam na koncert zespołu Rammstein w Polsce i w końcu się udało. Na dodatek gdzie? Pod samym nosem- we Wrocławiu :)
Podejrzewam, że w momencie w którym ja sama zwróciłam uwagę na tę kapelę, nie byłam w Polsce osamotniona. W roku 2001 Rammstein wydali "przebojową" płytę z całą masą kapitalnych, ciężkich, ale wyczesanych kawałków pt. "Mutter". Uwielbiam dźwięk gitar, nawet tych ciężkich. Oczywiście nie wszystkich, ale te zdecydowanie nadawały na fali, która BARDZO mi się pasowała i nadal pasuje. Nie tylko podoba, ale także bardzo mnie ta kapela bawi. Wszystko jest takie pompatyczne, takie poważne i takie niemieckie w rytmie ein, zwei, drei, że aż śmieszne. Pamiętam, gdy obejrzałam ich pierwszy koncert na DVD (a oglądałam go kilka razy) to nie tylko chodziła mi noga i głowa, ale także usiłowałam coś tam po niemiecku podśpiewywać. A trzeba wam wiedzieć, że serdecznie języka niemieckiego nie znoszę i uważam ten język za wyjątkowo prymitywny i siermiężny. Ale w przypadku Rammstein pomimo prostoty tych tekstów mają one swoją moc.
czwartek, 25 sierpnia 2016
Moulin Rogue- mój ukochany film.
Dawno nie pisałam nic o filmie i chociaż te posty mają najmniej wyświetleń na moim blogu, nie odmówię sobie napisania o moim ulubionym, najukochańszym filmie- Moulin Rogue.
Dawno temu, bo w 2001 roku wysiało sporo fajnych filmów. Między innymi "X Pax" z genialnymi Kevinem Spacy, Jeffem Bridgesem i przecudowna muzyką Edwarda Shearmur, " Kroniki portowe" także ze Spaceyem i tym razem z Julianne Moore- film rewelacyjny, "The Others" horror z Nicole Kidman, gdzie omal zawału nie dostałam, czy chociażby "Shrek"-kamień milowy jeżeli chodzi o baśnie :) To był bardzo płodny i świetny rok dla filmu. Miałam w czym wybierać i miałam co oglądać (nie to co teraz- jakiś marazm i beznadzieja w tym kinie. Brak dobrych scenariuszy i dobrych realizacji- sama komercha!!! Superbohaterowie!!! A gdzie normalne życie? Na szczęście przeciwieństwem jest kino polskie- Hurra!)
XPax -film naprawdę mnie zachwycił i wzruszył. Przeczytałam też książkę Gene Brewera pod tym samym tytułem, ale aż tak bardzo mi się nie podobała. Z książki od razy wynikało, że Prot jest człowiekiem, natomiast w filmie to już takie oczywiste nie było. No i dobrze.
Ale ja miałam dzisiaj pisać o Moulin Rogue, więc czas najwyższy :)
piątek, 19 sierpnia 2016
Alberobello czyli chatki jak z bajki :)
Jak już pisałam, nie było nam wcale łatwo dotrzeć do Arbelobello. Chociaż oddalone od Bari tylko o 60 km, to jechaliśmy tam 3 dni :)
W poprzednim poście nadmieniłam, że pierwszego dnia była niedziela, a w niedzielę pociągi na południu Włoch nie jeżdżą. Drugiego dnia mieliśmy nieaktualny rozkład jazdy i przyszliśmy na stację o półtorej godziny za wcześnie. Dopiero dnia trzeciego udało nam się wsiąść do zatłoczonego pociągu. Żeby było śmieszniej, to był pociąg wyprodukowany u nas w Poznaniu. Taka ciekawostka- my od nich kupujemy Pednolino, a oni od nas polska Pesę. Ruch w interesie musi być :)
Jechaliśmy ponad 80 minut. W jakiejś pipiduwie pociąg zatrzymał się i stał w tym upale (bez jakiekolwiek klimatyzacji, nawet nawiewu) chyba ze 20 minut. Już jajka tam znosiliśmy. Jeden pociąg czekał na drugi, bo po drodze były tory przeznaczone tylko dla 1 pociągu... Tragedia! Ale udało się, dojechaliśmy w końcu do celu naszej podróży.
W poprzednim poście nadmieniłam, że pierwszego dnia była niedziela, a w niedzielę pociągi na południu Włoch nie jeżdżą. Drugiego dnia mieliśmy nieaktualny rozkład jazdy i przyszliśmy na stację o półtorej godziny za wcześnie. Dopiero dnia trzeciego udało nam się wsiąść do zatłoczonego pociągu. Żeby było śmieszniej, to był pociąg wyprodukowany u nas w Poznaniu. Taka ciekawostka- my od nich kupujemy Pednolino, a oni od nas polska Pesę. Ruch w interesie musi być :)
Jechaliśmy ponad 80 minut. W jakiejś pipiduwie pociąg zatrzymał się i stał w tym upale (bez jakiekolwiek klimatyzacji, nawet nawiewu) chyba ze 20 minut. Już jajka tam znosiliśmy. Jeden pociąg czekał na drugi, bo po drodze były tory przeznaczone tylko dla 1 pociągu... Tragedia! Ale udało się, dojechaliśmy w końcu do celu naszej podróży.
niedziela, 14 sierpnia 2016
Bari, czyli jak dostać mrożoną pizzę na obcasie :)
Dzięki Agnieszce, tej która namówiła nas na wyjazd do Gruzji, mieliśmy okazję zobaczyć także italiańskie Bari. Za jakieś psie pieniądze wykupiliśmy bilety na przelot Wizz air'em z Katowic i 6 sierpnia wieczorem wyruszyliśmy na lotnisko. Wyruszyliśmy w 5 osób- Agnieszka ze swoim synem Xawerym i my z Marcelą. Lot trwał niecałe 2 godziny. Migiem wylądowaliśmy w Bari, które przywitało nas prawdziwa ulewą...
środa, 3 sierpnia 2016
Castle Party
Mieszkam niedaleko miasteczka Bolków, a w Bolkowie znajdują się aż 2 zamki: zamek Świny i zamek Bolków. Na tym drugim od prawie 20 lat odbywa się fantastyczny festiwal muzyki gotyckiej o nazwie Castle Party. Przez kilka dni, fani muzyki na mroczną nutę z całej Europy, zjeżdżąją się do tego dolnośląskiego miasteczka, by na zamkowych błoniach celebrować gotyckie brzmienia.
Jednak to co w tym festiwalu jest najfajniejsze to ubiory, wygląd uczestników tej imprezy. Jeżdżę tam od kilku lat (w niedzielę okazało się, że od 6!!!!) i za każdym razem napatrzyć się na nich nie mogę.
środa, 27 lipca 2016
Kibicem być :)
Nigdy nie byłam typem sportowca, ale zawsze kibicowałam NASZYM. Oczywiście pływam, jeżdżę na rowerze i inne takie, ale sportowiec jest ze mnie żaden. Za to mam żyłkę kibica.
Generalnie kibicuję wielu dyscyplinom z naciskiem na siatkówkę męską (do bab nie mam siły ani nerwów) i piłkę ręczną- męską :) Bardzo lubię lekkoatletykę, pływanie, oczywiście zawsze kibicuję naszym skoczkom narciarskim i jestem wielką fanką igrzysk olimpijskich. Za moment Brazylia i Rio, a dopiero co był Londyn.
Niestety zaraz po pięknym otwarciu takich igrzysk w sobotę, następuje niedziela, która dla naszych sportowców jest zawsze tragiczna. Odpadamy jak liście z drzew jesienią na wietrze. Jedna dyscyplina po drugiej, a ja gotując obiad klnę pod nosem. Na szczęście w Rio nie będzie połowy Ruskich oszukańczych lekkoatletów, więc może coś zaskoczy? Ostatnio były Mistrzostwa Europy i nasi zdobyli aż 12 medali. Zdobyliśmy chyba pierwszy raz w historii pierwsze miejsce w klasyfikacji medalowej. Brawo my. Niestety z czarnoskórymi biegaczami ciemno nas widzę. Dosłownie i w przenośni. Ale po tych mistrzostwach naprawdę jest nadzieja. Zobaczcie jacy są fantastyczni nasi sportowcy! Zwłaszcza dziewczyny!
środa, 13 lipca 2016
Spacer w chmurach :)
Jest takie opowiadanie Marka Hłaski "Pierwszy krok w chmurach"- niezwykle gorzkie i smutne w odbiorze. Opowiadanie o 3 mężczyznach, którzy postanowili na pobliskich ogródkach działkowych podglądać zakochaną parę, która zdecydowała się na pierwsze miłosne igraszki. Faceci zachowali się jak ostatnie świnie, a czytelnikowi po ostatnim zdaniu zostaje niesmak i rozgoryczenie.... Tyle skojarzeń z krokami w chmurach.
Jednak nasze pierwsze kroki w chmurach były zdecydowanie z innej bajki wyjęte i bardzo przyjemne.
Już od jakiegoś czasu umawialiśmy się na wycieczkę z rodzicami Bartka, chłopaka mojej Gosi i ciągle jakoś nie było okazji. Na jakąkolwiek wycieczkę. Od ubiegłego roku ciągnęło mnie na najnowszy punkt widokowy po stronie czeskiej, który wyglądem przypominał mi powichrowane DNA. Chciałam tam jechać z Bebe, z którą co lato podróżuję po Dolnym Śląsku, ale ona ma lęk wysokości, więc stwierdziłam, że dziewczyna użyje tam jak pies w studni- mało tego, że wyciąg, to jeszcze te przestrzenie na wielkiej górze i jeszcze wyższym punkcie widokowym.
Spytałam rodziców Puszaszkowych, czy by nie pojechali- a i owszem z wielką chęcią :)
środa, 6 lipca 2016
10 000 wyświetleń!
Moi drodzy, dzisiejszej nocy strzeliło mi na tym oto blogu 10 tysięcy wy świetleń!!! DZIESIĘĆ TYSIĘCY!!!! Straszna, niewyobrażalna dla mnie liczba. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wiele z tych odsłon to po prostu przypadek, ale mimo wszystko cud jakiś!!!
Gdy zaczynałam pisać tego bloga, ambitnie przecież, bo w listopadzie miałam najwięcej postów, nie przypuszczałam, że tych wyświetleń będzie aż taka ilość. Pomijam fakt, że wiosną bardzo mocno zwolniłam, żeby nie napisać, że mizeria po całości na tej stronie, ot co.
Trochę statystyki jeśli chodzi o posty:
sobota, 2 lipca 2016
WAKACJE!!!!!
WAKACJE!!! Czas, na który czekamy cały rok, a jak już nadejdą mijają szybciej niż byśmy chcieli. Jeszcze pół biedy jeśli przedłużamy sobie te wakacje w miesiącu wrześniu lub październiku i wtedy jedziemy gdzieś nad ciepłe morze pomoczyć tyłki... A jeśli nie i jesień zagląda do nas szybciej słotna i zimna? Wtedy lipa.
Gdy byłam dzieciakiem nie jeździłam na wakacje. Tak po prostu było. Moje dwie ciotki Olka i Elka zabierały mnie za to na basen do Szczawna Zdroju i tam spędzałam swój letni czas. Basen w Szczawnie to naprawdę moje świetne dziecięce wspomnienia- pamiętam ciepło brodzika po wyjściu z głębszej wody, a także smak chleba z roztopionym od upału masłem, ciapowatego pomidora i do tego herbata z cukrem z butelce po oranżadzie... PYCHA!!! :) Siedziałam w tym basenie dopóki nie miałam sinych ust i nie trzęsłam się jak galareta....A dzisiaj basenu już nie ma. Ilekroć przejeżdżam obok, jest mi strasznie żal tamtego czasu. Komu ten basen przeszkadzał??? Dziadostwo.
piątek, 24 czerwca 2016
Georgia on my mind- Tbilisi 2. Pożegnanie :)
I co? Kto zdziwiony, że tak szybko nowy post? Ja zdziwiona :) Tak, tak. Mam w nosie póki co ogród. Wykarczowany jako tako, niech sobie radzi sam. Mam też kilka dni wolnego od Książa i to też bardzo dobrze, bo złapię może dystans. Nie dzieje się tam ostatnio najlepiej, ale może o tym napiszę innym razem.
Czas pożegnać Gruzję, a i tak sporo za późno. Chociaż, może przyjemności należy sobie dozować? :)
poniedziałek, 20 czerwca 2016
Georgia on my mind- Stepancminda i Góry Kaukazu część druga
Ahoj czytelnicy!!! Tęskniliście? No ja trochę tak i popiół na łeb sypię, ale naprawdę nie mam czasu... Deszcze padają, jest ciepło, a ogród zarósł jak dzika dżungla amazońska!!!! Wyrywałam i karczowałam kilka dni... Teraz przez tę wilgoć gniją czereśnie na drzewie i truskawki na krzaczkach... A przecież oprócz ogrodu są inne fajne rzeczy do robienia w lecie. Dzisiaj pierwszy dzień astrologicznego lata. Cieszmy się, bo za 2 miesiące będzie po ptakach :)
Muszę skończyć tę Gruzję i teraz już wiem, że dzisiaj tego końca nie doczekacie. A więc do roboty.
Drugi dzień w Stepancmindzie przywitał nas chmurami i pysznym śniadaniem. Pani Inez przygotowała dla nas prawdziwą ucztę z plackami chaczapuri z owczym serem, jajkami na twardo i całym stadem tamtejszych przysmaków z najprawdziwszym mlekiem od krowy w roli głównej. Nie byliśmy w stanie tego zjeść, więc zabraliśmy żarełko ze sobą w góry, bo czas był najwyższy zrobić to, po co tutaj przyjechaliśmy, czyli odwiedzić przecudownie położony Sminda Sameba wysoko, wysoko w górach.
Gdy wyruszyliśmy wyszło słonko zza chmur i zawiało optymizmem.
czwartek, 9 czerwca 2016
Georgia on my mind- Stepancminda i Góry Kaukazu część pierwsza
No i nastał czerwiec- kiedy? Nie mam pojęcia. Czas ostatnio przelewa mi się pomiędzy palcami. Ucieka. A im jestem starsza tym szybciej. Żeby napisać coś fajnego, trzeba mieć wenę, a i z nią ostatnio u mnie kiepsko. Za pięknie jest za oknem, żeby siedzieć przy biurku i skrobać posta. Teraz są najdłuższe dni w roku, dojrzewają czereśnie i truskawki ...Nareszcie :) Marcela we Wrocławiu, Gośka w Mediolanie, Mario w robocie, a ja mam dzisiaj wolne od Książa, więc do dzieła!!!!
niedziela, 29 maja 2016
piątek, 20 maja 2016
Georgia on my Mind- Dawit Garedża i Sighnaghi- mała gruzińska Toskania.
Przyznam szczerze, że bardzo trudno jest mi wybrać najlepsze i najpiękniejsze zdjęcia, tym bardziej, że zostały już totalnie pomieszane i wydaje mi się, że mają tendencję do znikania :) Nie mam już siły szukać fotki którą widziałam kilka dni temu, która albo się schowała, albo to ja jestem takim gamoniem i nie potrafię odnaleźć jej na kompie, googlach czy gdzie tam one jeszcze powędrowały... Mario ma bęcki :)
Dzisiaj dzień drugi naszego pobytu w pięknej Gruzji. Zaplanowaliśmy wycieczkę do monastyru na końcu świata Dawit Garedżi, potem do Toskańskiego miasteczka w Gruzji- Signaghi, a na koniec umówiliśmy się dzień wcześniej na degustację wina do jednej z piwnic w Tbilisi... Dzień zapakowany jak bombonierka, ale już Forrest Gump powiedział, że życie jest jak pudełko pełne czekoladek i nigdy nie wiadomo na co trafisz :)
poniedziałek, 16 maja 2016
Gruzja czyli Georgia on my mind :) Tbilisi 1.
Przepraszam kochani, że tak późno zabieram się za opisywanie cudownej Gruzji, ale najpierw musiałam nieco ochłonąć, ogarnąć chałupę i pranie, zebrać myśli i przede wszystkim posegregować fotki, a jest ich naprawdę sporo.
O ile pamiętam na pomysł wyjazdu do Gruzji wpadła mama chłopaka mojej Marceli- Agnieszka. To było chyba pod koniec listopada ubiegłego roku i padło pytanie, czy my też nie chcielibyśmy pojechać razem z nią, jej synem Xawerym i naszą Marcelą. Gruzja??? Dlaczego nie? Podobno jest przepiękna. Szybko podjęliśmy decyzję tym bardziej, że przelot liniami Wizzar w obydwie strony wyniósł ok. 500 pln od osoby. Wprawdzie mogliśmy mieć przy sobie tylko bagaż podręczny i to niezbyt duży, ale decyzja zapadła. Namówiliśmy jeszcze naszą młodszą córkę Małgosię na ten wyjazd, a ona z kolei namówiła swojego chłopaka Bartka. Podczas imprezy sylwestrowej pochwaliliśmy się naszym znajomym, że lecimy do Gruzji i dołączyła do nas jeszcze para- Radek i Jola :) 9 osób- prawie jak DRUŻYNA PIERŚCIENIA :)
czwartek, 28 kwietnia 2016
Szkocja, czyli to co za murem Hadriana.
Nie jestem typem emigrantki, ale rozumiem motywację, która zmusza ludzi do wyjazdu z Polski w celu znalezienia lepszej pracy, lepszego miejsca dla siebie czy swoich dzieci. Jestem typem, który tu zostanie i jak już wszyscy wyjadą, zgasi światło :)
Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek odwiedzę Szkocję nawet w celach turystycznych. Generalnie jeśli wakacje, to raczej południe Europy, ale Szkocja?
Nie mam zbyt wielu znajomych wśród osób, które wyemigrowały z Polski po 2005 roku w ogóle, ale świat jest mały, a dzięki facebookowi stare znajomości odżyły na nowo.
poniedziałek, 18 kwietnia 2016
Wizyta u dentysty i inne takie z ubiegłego tygodnia.
Dustin Hoffman w filmie "Maratończyk"... |
Generalnie nie boję się dentysty. Dbam o zęby i gdy tylko coś się dzieje, od razu biegnę i naprawiam co się da. Tym razem się nie dało.
Podczas zażerania kubełka w KFC poczułam jak pęka mi lewa, dolna siódemka. Ząb był leczony kanałowo, więc nie bolało, ale poczułam dyskomfort. SZLAG JASNY!!!!
Pobiegłam do dentysty innego niż zwykle, bo mój normalny dentysta zajęty na najbliższe 2 tygodnie. Zadzwoniłam do ludzi z polecenia. Wizyta- pani powiedziała mi to, co już sama wiedziałam i kazała zrobić prześwietlenie całej szczęki. Pobiegłam na RTG i zrobiłam prześwietlenie, a zaraz potem z powrotem do dentysty. Nie widać w którym miejscu to pęknięcie, ale ząb najprawdopodobniej do wyjazdu. Jasna cholera!!! Rodzeństwo dentystów (to z polecenia) stwierdziło, że można to pięknie zmostkować, ale najpierw muszę wyrwać dziada. Oni raczej nie wyrywają (nie wiem jaka przyczyna) ale polecili mi starszego dentystę z dużym doświadczeniem, który zrobi to jak Bozia przykazała. Zadzwoniłam. Odebrała starsza pani (słychać po głosie, że bardzo starsza) i umówiłam się na wizytę. W centrum miasta, w starej kamienicy, gabinet jak z lat 70-tych. Siadłam na fotel. Pan doktor (leciwy) obejrzał, pogrzebał i rozgmerał zęba wyciągając z niego wypełnienie po czym kazał przyjść jutro na usunięcie, bo to będzie operacyjna sprawa. Ząb pękł po przekątnej na głębokości korzenia... łaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa Zadrżałam!!!!! Co tu jest operacyjnego- złapać i wyrwać. Koniec pieśni. Już kiedyś moja dentystka mi zęba rwała, dokładnie siódemkę po prawej stronie i jakoś to poszło. Pobolało 2 dni i było po sprawie. No dobra, jak mus to mus.
wtorek, 12 kwietnia 2016
W moim ogrodzie :)
Od razu muszę zaznaczyć, że choć mam ogród od ponad 12 lat, ogrodniczka jest ze mnie taka sobie. Tak naprawdę lubię bawić się w ziemi tylko wczesną wiosną, kiedy warzywnik jest skopany i mogę zaznaczyć grządki, zasiać, a potem usiąść i czekać aż urośnie :) Tylko żeby to było takie proste i nieskomplikowane....
wtorek, 5 kwietnia 2016
Duran Duran i ja . Dekada trzecia. Part one :)
Bardzo się cieszę, że mogę o tej dekadzie napisać, bo była niezwykle interesująca, zwłaszcza druga połowa.
Dobrze się stało, że początek nowego millenium nie był jeszcze tak bardzo internetowy i nie widziałam online upadku Duran Duran. Obejrzałam to sobie po latach, z dystansu i doprawdy końcówka lat 90-tych i początek lat dwutysięcznych to prawdziwa MASAKRA. Pomijam kawałek, który sobie wybrałam poniżej - mośkowaty Le Bon prosto z drzewa, wieśniacki Warren i Rhodes z kosmosu plus jakieś 2 dupki naćpane na maksa.
I was hallucination!!!! Matko jedyno, co ja "pacze" :)
Dobrze się stało, że początek nowego millenium nie był jeszcze tak bardzo internetowy i nie widziałam online upadku Duran Duran. Obejrzałam to sobie po latach, z dystansu i doprawdy końcówka lat 90-tych i początek lat dwutysięcznych to prawdziwa MASAKRA. Pomijam kawałek, który sobie wybrałam poniżej - mośkowaty Le Bon prosto z drzewa, wieśniacki Warren i Rhodes z kosmosu plus jakieś 2 dupki naćpane na maksa.
I was hallucination!!!! Matko jedyno, co ja "pacze" :)
niedziela, 27 marca 2016
M&M - Melka
Ostatnio było o Małgosi, teraz będzie o Meli, żeby było po równo. Dzisiaj z kolei ona ma swoje urodziny. Te już naprawdę prawie dorosłe, bo 20-te :)
czwartek, 24 marca 2016
M&M - Margola :)
Zawsze chciałam, o ile to byłoby oczywiście możliwe, mieć dwoje dzieci. Nigdy nie interesowało mnie bycie mamą jedynaka lub jedynaczki. I raczej trudno jest mi zrozumieć rodziców jedynaków, którzy mówią mi- A co TY, dziecko kosztuje, kogo na to stać? A ja myślę, że dziecko jest motorem do zmian i nakręca pozytywne myślenie. Skoro ma być jeszcze jedno, trzeba zrobić wszystko, żeby miało odpowiednie warunki. Odpowiednie, to nie znaczy luksusowe, bo dziecko tego nie potrzebuje. Ono potrzebuje być kochane i zauważane... Nakarmione, wybawione, wyrysowane, wymalowane, wyplastelinowane, wyspacerowane, wyczytane, wykąpane i przede wszystkim szczęśliwe. I wcale nie jest drogie. Skoro jest drugie, a w naszym przypadku to są 2 dziewczynki, jedna chodziła w ciuchach po drugiej (do pewnego momentu). Migiem nauczyłam obydwie siadać na nocnik (10 miesięcy) więc odpadły też pampersy. Z pozytywnym skutkiem dla środowiska i dla naszej kieszeni. Prawie wszystko było wspólne, co nauczyło je kompromisów i dzielenia się. To, że jest między nimi taka mała różnica wieku sprawiło, że są dla siebie najbliższymi przyjaciółkami. Mają swoje tajemnice, swoje szeptanki, swoje kłótnie i znowu swoje wspólne ciuchy... Same pozytywy. Drogie to one są dopiero teraz :) Ale mogą także na siebie już zarabiać ...
wtorek, 22 marca 2016
Przedwiośnie :)
Jestem trochę przerażona tym jak bardzo zaniedbałam tego bloga, ale doprawdy cały mój mózg był pochłonięty Hochbergami, Daisy, Barokiem i jeden szlak wie jeszcze czym... ogólnie Zamek Książ i okolice. Miałam się uczyć i się uczyłam właśnie w czasie, który normalnie poświęcałam na bloga. Nawet gdy chciałam tutaj coś napisać, myślałam, że chyba mnie powaliło, bo jak to??? Nawet jak na 1 dzień odpuszczę to mnie obleją !!! A tego nie jest mało, bo historia zamku (700 lat), historia ostatniej rodziny na zamku, Baroki (7 sal do omówienia)- Adolf Hitler, strachy, czyli pomieszczenie, gdzie opowiadamy o Riese- tajemniczym mieście w Górach Sowich (być może podziemnej fabryce broni), trochę o Hochbergach w roli myśliwych, herby, obrazy, Bursztynowa Komnata, Daisy, Stary Książ, III piętro ze złotą salą, kilka słów o bibliotece i sala zamku Grodziec.... i na koniec podziemia. Półtora godziny od czasów Piastów do czasów II wojny Światowej...
poniedziałek, 29 lutego 2016
Zamek Książ - jest po czym chodzić
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale jestem lekko zalatana w związku ze szkoleniem na przewodnika turystycznego na zamku Książ.
Tak, udało mi się. Znalazłam się w grupie ok. 30 osób i jestem z tego powodu bardzo zadowolona... Póki co.
Poznałam już historię zamku, przeszłam 6 razy trasę turystyczną (docelowo 10 razy) z przeróżnymi przewodnikami trwającą ok. 90 minut, a w tę sobotę poznałam zamek od zupełnie innej strony.
Np. dowiedziałam się po raz pierwszy w życiu, że książański zamek ma całkiem sporą salę kinowo- teatralną, utworzoną na początku wieku XX z kaplicy zamkowej. Zresztą temat tych kaplic to ja muszę ogarnąć, bo już mi wychodzi, że były 3... a nawet nie wiem gdzie dokładnie. Pewnie nigdy w życiu nie trafiłabym na tę salę, gdyby nie to szkolenie. Chociaż sala jest także dostępna podczas tzw. nocnego zwiedzania, o czym napiszę później.
środa, 24 lutego 2016
Lico jak jagoda :)
Uwielbiam zdjęcie tej kobiety. Uwielbiam. Uśmiechnięta szczerze, spełniona, emanująca ciepłym błyskiem w oczach- twarz starszej pani. Kim ona jest? Nie mam pojęcia, ale to mój wzór do naśladowania :) Znalazłam to zdjęcie dobre kilkanaście lat temu w jakiejś babskiej gazecie, wycięłam i powiesiłam na lodówce. Wisiało dzielnie dobre parę lat, aż się trochę postrzępiło i musiałam je schować. Ostatnio robiłam jakieś przeglądy w szpargałach i odnalazłam to cudowne lico po raz kolejny. Ponieważ czasy są ciężkie, postanowiłam zrobić z twarzy tej cudownej kobiety swojego avatara na FB. Oj miałam ja przy okazji tego avatara sporo śmiechu, gdy np. dyskutowałam na stronie Gazety Wyborczej z jakimś prawdziwym Polakiem z łysą pałą , który nie mogąc sobie ze mną poradzić, poszedł na moje konto, na którym może sobie naprukać, bo jest dla matołów zablokowane. Zobaczył to zdjęcie i napisał mi w dyskusji GW- "Taka stara, a taka głupia"... Oplułam monitor ze śmiechu...Ponieważ wcześniej sama obejrzałam jego narodowy profil, odpisałam chłopaczynie, że tak naprawdę to na tym zdjęciu nie jestem ja...Bo ja jestem bardzo męskim brunetem z włochatą klatą i lubię łysych. Chcę mu szeptać do uszka same nieprzyzwoite wyrazy i całe życie szukałem takiego gościa jak on... Facet już się nie odezwał... i myślę, że zablokował swoje konto na 7 spustów....
Ale o czym ja to chciałam ?...A o pielęgnacji lica, chociaż nie znam się na tym aż tak dobrze, mam kilka patentów którymi mogę się podzielić
sobota, 20 lutego 2016
Koty trzy :)
wtorek, 16 lutego 2016
Co słonko Bebe na Dolnym Śląsku widziało część 4
Dzień coraz dłuższy. Powoli zbliża się sezon na zwiedzanie, ale póki co czas znowu powspominać. Dzisiaj wspomnienie wycieczki z Bebe i jej siostrzeńcem Danielem oraz moimi Puszaszkami- Gochą i jej chłopakiem Bartkiem, w Góry Stołowe.
Już dawno miałam zgarnąć Bebika w tamte rejony i jakoś nigdy nie starczało czasu, ale pod koniec sierpnia ubiegłego roku zapakowaliśmy się do mojego srebrnego szerszenia zwanego Oplem i pomknęliśmy w stronę Radkowa.
Jednak zanim Radków, po drodze Wambierzyce i tamtejsze obiekty sakralne.
Specjalnie nie przepadam za zwiedzaniem kościołów, zwłaszcza tych ociekających złotem i zdobieniami, ale ostatni raz byłam tam jeszcze w podstawówce z wycieczką, więc postanowiłam sobie przypomnieć co to za miejsce, a innym zaprezentować tę olbrzymią bazylikę i kalwarię.
czwartek, 11 lutego 2016
Mule w winie i kurczak na winie :)
Dzisiaj 2 naprawdę proste i błyskawiczne przepisy. Zdecydowanie bardzo smaczne :)
Jak wiecie lubię gotować, ale nie lubię spędzać nad tym gotowaniem wieków. Obydwa dania robi się krócej niż pół godziny.
poniedziałek, 8 lutego 2016
Duran Duran i ja. Dekada 2.
Ostatniego posta poświęconego Duranom zakończyłam w momencie wydania płyty podsumowującej dekadę lat 80-tych, ale byłabym niesprawiedliwa, gdybym nie wspomniała o solowych próbach Johna Taylora i Andy'ego Taylora.
Johnowi poszło jakby lepiej, bo nagrał numer do filmu "9 i pól tygodnia" z Kim Basinger i jeszcze zupełnie przystojnym Mickeyem Rourke w roli głównej. Film okazał się hitem filmowym, a perwersyjny romans na ekranie okraszała doskonała ścieżka dźwiękowa, w tym "I Do what I Do" naszego Johna.
John specjalnie śpiewać nie umie, o czym zdążyłam się przekonać wielokrotnie, ale ma doskonałe wyczucie rytmu i potrafi komponować. Piosenka jest przyzwoita. Nadal słucham z przyjemnością. A i film lubię.
czwartek, 4 lutego 2016
Home alone :)
Dzisiaj sama w domu. SAMA!!!! Tak konkretnie i na cały dzień i noc :) Mario na spotkaniu firmowym w Łodzi, Marcela na polaroidach w Warszawie (być może w marcu wyjazd do Tokyo), a Gosia z Puszaszkiem (zięciuś) pojechali pod Łódź na castingi do fashionweeków....
niedziela, 31 stycznia 2016
Styczeń.
Zleciał ten styczeń migiem!! A przecież wcale krótkim miesiącem nie był.
Zaczął się niefortunnie, bo w tym roku w Sylwestra postanowiliśmy wejść na Świętą Górę Ślężę. Nigdy nie byłam, a wiele osób polecało. Właściwie dlaczego nie? Od strony Tąpadeł wchodzi się zupełnie przyzwoicie. Nie było śniegu, ani mrozu. Ruszyliśmy ze znajomymi ok.22 z hakiem, wraz z tłumem (!!!!) ludzi. TŁUMEM!!! Nie znoszę tłumów, ale co tam. Ten jeden raz nic mi się nie stanie. Gdzieś tak w połowie drogi pogotowie i widzimy, że reanimują faceta. Oj... cholera, to się gościu w kiepskim miejscu rozłożył...
Weszliśmy na szczyt praktycznie tuż przed północą. Ludzi 6 milionów, 4 miliony ognisk i jakiś amok. Jak zaczęli strzelać z petard i sztucznych ogni poczułam się jak w czasie okupacji ... Bez logiki, bez rozumu- każdy strzelał gdzie i jak popadnie. Jedna z petard uderzyła moją znajomą w brzuch. Na dodatek geniusze zabrali ze sobą psy na tę górę i biedne zwierzęta oszalały od tych wybuchów!!! Kto normalny zabiera zwierzęta na taką imprezę? Pomijam już fakt, że dzika zwierzyna leśna też pewnie co roku ma tam rock'n'rolla. Smród i dym z wystrzeliwanych petard wyciskał nam łzy z oczu. Jakieś piekło!!! Koszmar. Co za diabeł mnie podkusił, żeby wejść na tę Ślężę w Sylwestra? I po co? Żeby oberwać petardą w łeb, zryczeć się od smrodu i poobijać o masę ludzką. Zaczęliśmy schodzić na dół... Facet od reanimacji już był w plastikowym worku... W samochodzie zapłakana żona... Oj, niedobrze pomyślałam. Został jakiś niesmak.
W każdym razie mam nauczkę- jeśli ta góra, to najlepiej z małą grupą ludzi i w czasie pięknej pogody, bo jest rzeczywiście niezwykła, a widoki rozciągają się na cały Dolny Śląsk. No i obok jest jeszcze bardziej tajemnicza góra Radunia... Podobno kompas tam szaleje i ktoś widział UFO. Trzeba to sprawdzić :) :) :)
Zaczął się niefortunnie, bo w tym roku w Sylwestra postanowiliśmy wejść na Świętą Górę Ślężę. Nigdy nie byłam, a wiele osób polecało. Właściwie dlaczego nie? Od strony Tąpadeł wchodzi się zupełnie przyzwoicie. Nie było śniegu, ani mrozu. Ruszyliśmy ze znajomymi ok.22 z hakiem, wraz z tłumem (!!!!) ludzi. TŁUMEM!!! Nie znoszę tłumów, ale co tam. Ten jeden raz nic mi się nie stanie. Gdzieś tak w połowie drogi pogotowie i widzimy, że reanimują faceta. Oj... cholera, to się gościu w kiepskim miejscu rozłożył...
Weszliśmy na szczyt praktycznie tuż przed północą. Ludzi 6 milionów, 4 miliony ognisk i jakiś amok. Jak zaczęli strzelać z petard i sztucznych ogni poczułam się jak w czasie okupacji ... Bez logiki, bez rozumu- każdy strzelał gdzie i jak popadnie. Jedna z petard uderzyła moją znajomą w brzuch. Na dodatek geniusze zabrali ze sobą psy na tę górę i biedne zwierzęta oszalały od tych wybuchów!!! Kto normalny zabiera zwierzęta na taką imprezę? Pomijam już fakt, że dzika zwierzyna leśna też pewnie co roku ma tam rock'n'rolla. Smród i dym z wystrzeliwanych petard wyciskał nam łzy z oczu. Jakieś piekło!!! Koszmar. Co za diabeł mnie podkusił, żeby wejść na tę Ślężę w Sylwestra? I po co? Żeby oberwać petardą w łeb, zryczeć się od smrodu i poobijać o masę ludzką. Zaczęliśmy schodzić na dół... Facet od reanimacji już był w plastikowym worku... W samochodzie zapłakana żona... Oj, niedobrze pomyślałam. Został jakiś niesmak.
W każdym razie mam nauczkę- jeśli ta góra, to najlepiej z małą grupą ludzi i w czasie pięknej pogody, bo jest rzeczywiście niezwykła, a widoki rozciągają się na cały Dolny Śląsk. No i obok jest jeszcze bardziej tajemnicza góra Radunia... Podobno kompas tam szaleje i ktoś widział UFO. Trzeba to sprawdzić :) :) :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)